niedziela, 20 lutego 2022

Ryzykantka - 22

 Pobyt na Słowacji był bardzo udany, wszyscy byli  zadowoleni. Mamcia była zachwycona porządkiem i czystością. Pawłowi wszystko się podobało i stwierdził, że jeszcze nie jeden raz tu przyjedzie. Bo wszystko jest tu frontem do turystów, a na dodatek jedzonko smaczne, czyściutko podane i porcje "słuszne". 

Mamcia była zachwycona, że bez trudu  może się  dogadać z miejscowymi i z właścicielem domu ucinali sobie nawet dość długie  pogawędki. I tak się oswoiła, że bez obaw została z dziadkiem obok schroniska  na czas krótkiego wypadu Roberta, Ewy i Pawła na symboliczny cmentarz tych  wspinaczy, którzy  zginęli w górach. Była  bardzo wzruszona  faktem, że ktoś  wpadł na taki pomysł, by w ten sposób uwiecznić pamięć o tych, których umiłowanie gór doprowadziło do śmierci i to nawet w zupełnie innych górach  niż Tatry. Jest tu upamiętniony również Mieczysław Karłowicz- kompozytor, który zginął w lawinie,  Klemens Bachleda-zasłużony ratownik górski, alpinista  Jerzy Kukuczka, Długosz i wielu innych polskich  alpinistów i słowackich. 

A na jednej z tablic są nazwiska 24 pasażerów samolotu, który w 1944r. rozbił się  mając na pokładzie ochotników chcących wesprzeć słowackie  powstanie. Ten symboliczny  cmentarz  ofiar gór powstał pod Osterwą  z inicjatywy Otokara Staffa, czeskiego taternika, malarza i narciarza, który również  zaprojektował małą kamienną kapliczkę, stojącą pośrodku tego cmentarzyka usytuowanego na stoku góry. Na  ścieżkach prowadzących  po cmentarzu stoją bardzo  malownicze kolorowe  drewniane krzyże wykonane przez rzeźbiarzy z Detwy. A pamiątkowe tablice są przymocowane do  wystających z podłoża fragmentów skał i kamieni.  

Jak powiedziała Ewa góry to wielce  zaborcza kochanka - pozbawia  życia tych, którzy te  góry bardzo mocno ukochali i nie wyobrażają sobie życia bez ich  zdobywania. A dzięki nowoczesnej technice wszystko to co oni  zobaczyli i sfotografowali  mogli natychmiast pokazać rodzicom, którzy czekając na nich podziwiali panoramę rozpościerającą się wokół Popradzkiego Stawu, nad którym oni siedzieli. Przed wyruszeniem w drogę powrotną zjedli obiad w schronisku zachwycając się daniem o nazwie "popradzka róża". Rodzice  bez trudu pokonali drogę powrotną do  samochodu zostawionego na parkingu w pobliżu stacji elektrycznej  kolejki. 

Tym razem  wszyscy jechali jednym samochodem. Robert stwierdził, że najbardziej  zazdrości Słowakom tej elektrycznej kolejki kursującej wzdłuż  pasma gór, co bardzo ułatwia turystom dotarcie w góry. Ewa była oczarowana panoramą Popradzkiego  Stawu- widziała ją już raz zimą, ale ta letnia  panorama była o niebo piękniejsza. A i widok Popradzkiego Stawu od  strony Osterwy też był piękny.

Bardzo podobał się jej ten symboliczny cmentarz, nie mniej również  zasmucił, bo wśród tych upamiętnionych było bardzo wielu wspinaczy młodszych od Pawła, którzy odeszli, bo jeden nieostrożny krok lub nagłe załamanie pogody uniemożliwiające powrót wysłał ich w nicość. A przecież żaden z nich nie chciał odejść tak  młodo, każdy marzył by zdobywać kolejne  szczyty i każdego opłakiwali rodzice. Mamcia podsumowała dyskusję - jakie to szczęście Pawełku, że ty  nie wdrapujesz się na żadne góry! Jak dobrze, że nikt ci ich wcześniej nie pokazał, nie namówił do takich  grożących wypadkiem wycieczek. 

A Ewa dodała- i jak dobrze, że tatuś nie  zafundował mu motocykla  na 18 urodziny! Jeden z moich kolegów, z pozoru bardzo poukładany facet, wpadł na pomysł  żeby synkowi sprawić na 18 urodziny motocykl. No i sprawił a w niecałe dwa  lata później zmiatano resztki Młodego z  szosy. A zrozpaczony ojciec dwa lata spędził na oddziale psychiatrycznym i do dzisiaj miewa przerwy  w życiorysie na leczenie  depresji. I ze trzy  miesiące  temu odeszła od  niego żona - nie była w stanie wytrzymać tego, że syn  nie żyje a mąż co jakiś czas ląduje w psychiatryku. A Zigi i ja odwalamy za niego rozpoczętą robotę. I tak chodząc dziś po tym cmentarzyku pomyślałam o tych matkach i żonach, które nagle  zostały same. 

Ten twój Zigi to bardzo porządny facet - stwierdził Robert. Tak - porządny, choć  czasem wygląda jak ostatni niechluj i jakby do pięciu nie umiał zliczyć, ale to naprawdę porządny facet. Zobacz- nie zredukował mnie do 1/2 etatu, bo to by potem  źle wyglądało przy emeryturze. Tylko premię mam mniejszą. Stwierdził, że to jego firma i może robić tak, jak mu pasuje. I takich fajnych  ludzi mi do remontu domu naraił.

Ej, to może on się w tobie podkochuje- podśmiewał się Robert. Nooo, na pewno, bo bardzo się cieszył gdy wzięłam rozwód i identycznie był zachwycony gdy wzięłam z tobą ślub. On jest  zakochany w mojej pracy i w tym, że rozumiem co on ma na myśli gdy cedząc półsłówka  rysuje  coś  w powietrzu. Znamy się tyle lat, że głowa mała. Od chwili gdy ukończyłam studia  pracujemy razem - wpierw mnie  ściągnął do biura w którym pracował i pracowaliśmy w jednym zespole, potem razem przelecieliśmy kilka biur a gdy stworzył to własne też mnie  zaraz  ściągnął. Ktoś kiedyś powiedział, że jestem dla niego jak ulubione wieczne pióro. 

A że czasem się na siebie  złościmy i to tak, że przysłowiowe wióry lecą dookoła, jakoś nam w pracy  nie przeszkadza. Jak było w firmie  krucho z forsą  to nawet za kreślarkę robiłam i to docenił- po prostu  swoje  projekty sama wykreślałam. Podobno kupił dla mnie jakieś specjalne krzesło ortopedyczne, żeby odciążać kręgosłup skoro mam problemy z siedzeniem. Czasem się śmiejemy, że zapewne kiedyś , kiedyś, w innej rzeczywistości, byliśmy rodzeństwem.

W czasie tego pobytu na Słowacji mamcia tylko raz się głośno zastanawiała jak tam w  domu "pozostawionym na pastwę losu". Ależ "kruszynko", on nie jest zostawiony na pastwę losu, jest wszak pod ochroną  firmy ochroniarskiej, włączony jest alarm, wszędzie są czujniki. Ja to się tylko  boję żeby jakaś mysz  nie włączyła któregoś z czujników. Co prawda jeszcze  ani razu nie  znalazłem w piwnicy żadnej myszy, no ale  wszystko wszak się zdarzyć może- tłumaczył "kruszynce"  mąż. 

No ale  wtedy, dziadku, uruchomi się  alarm i zaraz przyjadą ochroniarze  i sprawdzą co się stało - tłumaczył Paweł. Przecież mają  klucze od  bramy i klucze od  domu, wejdą i sprawdzą która czujka  zadziałała. Poza tym ja opuściłem i zabezpieczyłem kłódkami żaluzje od strony ogrodu.  Ojej, dałeś radę?- zdziwił się  dziadek. No dałem, one trochę ciężko chodzą, ale dałem radę. Po powrocie trzeba będzie zajrzeć do firmy, która je instalowała- podejrzewam, że trzeba tam w środku gdzie one są zwinięte coś posmarować albo i je oczyścić. No patrzcie, ja na to nie wpadłem, jednak młoda głowa lepiej  myśli. Starzeje  się człowiek i coraz bardziej głupieje  na starość.

To nie tak, dziadku. Po prostu gdyby one były często używane to lepiej by to wszystko działało. To nie ma nic wspólnego ze starością, naprawdę. Dziadek wziął rękę Pawła i delikatnie  ją    przycisnął do swego policzka mówiąc - mądre i dobre z ciebie  dziecko. Dziadku, jak na dziecko to chyba już jestem za stary, skończyłem  już 25 lat! No to co- podsumowała  babcia - dla mamy, taty i dla nas  zawsze będziesz dzieckiem.  Babciu, znam takich co w moim  wieku to już byli  żonaci  i  mieli dziecko w  drodze.

Ale im to per saldo na  zdrowie  nie wyszło- dokończyła Ewa. Ale w końcu spotkał ten młody głupek dobrą wilczycę i zdjęła  z niego zły czar - włączył się do opowieści Robert.  Nie  słyszałam takiej  bajki- stwierdziła  z wielkim przekonaniem babcia, coś się wam pokręciło. Bo to nie bajka- to żywa prawda, więc nie mogłaś takiej bajki słyszeć babciu - powiedział Paweł, całując  babcię w policzek.

W drodze powrotnej do Warszawy znów się  zatrzymali w Krakowie, tym razem przespacerowali się plantami a obiad zjedli w jednym z  moteli już  za Krakowem. Ledwo znaleźli miejsca do zaparkowania, tak dużo było na parkingu ciężarówek. A, to dobry  znak- powiedziała Ewa. Zigi, który ciągle się szlaja po drogach twierdzi, że kierowcy ciężarówek wiedzą najlepiej gdzie jest smaczne i świeże jedzenie. Jeżeli parking jest zastawiony ciężarówkami to  znak, że tu dobrze i smacznie  dają jeść. I rzeczywiście- wszystko było świeże i smaczne.

Zgodnie z przewidywaniami w domu było wszystko w porządku, Paweł wyłączył alarm i powiadomił  dyżurnego pracownika  dozorującej  firmy, że już wrócili i wyłączyli  alarm i że wszystko jest w porządku. W pół godziny później patrol przywiózł im  klucze od  mieszkania i posesji.

Ewa zajęła się szykowaniem dla wszystkich  kolacji, w czym pomagał jej Paweł, rozmrażając już gotowe, wcześniej przygotowane dania, dziadek poszedł sprawdzić jak ogród zniósł jego nieobecność,  a Robert zatelefonował do Aliny, że już wrócili cali, zdrowi i  bardzo  zadowoleni. Umówili się,  że jeśli nic się nie wydarzy przynajmniej ich trójka przyjedzie do Aliny i  Franka w weekend. Bo nie wykluczone, że starsi państwo zechcą pozostać w domu, w którym nie byli obecni przez  calutkie  dwa tygodnie. 

Babcia ze  zdziwieniem  stwierdziła, że przez te  dwa tygodnie wcale  mieszkanie nie  zarosło kurzem a  biała ściereczka wcale nie poszarzała od wycierania nią kurzu. Kruszynko, przecież przez 2 tygodnie były na  mur zamknięte okna i nikt tu w  butach  nie  spacerował. I popatrz- okna też nie  zakurzone, bo były zaciągnięte   żaluzje antywłamaniowe, więc kurz z elektrociepłowni też nie wlatywał. Więc odłóż tę ściereczkę i wyciągnij się wygodnie w  fotelu z  nogami na pufie, bo tyle godzin siedziałaś z nogami  w dół. A prosiłem , żebyś usiadła w poprzek i położyła nogi na moich  kolanach! Mogłaś nawet leżeć sama  na tylnym siedzeniu a ja mogłem się przesiąść do przodu, koło Ewy.

No i znowu niestety wraca  codzienność- zauważył smętnie Robert. Oooo, to znaczy, że urlop był zbyt krótki- stwierdziła Ewa. Ale ty masz podobno sporo  niewykorzystanego urlopu, więc możemy jeszcze gdzieś się wybrać. Ja mogę sobie  wymyślać projekty wszędzie, wystarczy, że wezmę  ze sobą  założenia. Byle bym nie  wyjechała poza Europę, bo połączenia  by mnie  zrujnowały.

Możecie  śmiało gdzieś sobie jeszcze pojechać - stwierdził Paweł. Ja  muszę być w Warszawie, bo nie za wiele  napisałem na tej Słowacji. Poza tym muszę wpaść kilka razy na uczelnię. Ale generalnie będę cały czas na miejscu więc dziadkowie  nie  zostaną  sami. Będziemy się  sobą wzajemnie opiekować. Na ogół nie będę  poza  domem dłużej niż 4, może 5 godzin a i to  nie  codziennie. Zakupy zrobię dla dziadków i siebie bez problemu. A  co do  Świerczewskiego - ponieważ jest to centrum miasta  z dobrą komunikacją we wszystkich  kierunkach to można je  zgłosić do bazy hotelowej, bo oni podobno poszukują mieszkań, które mogą być wykorzystywane dłużej niż  7 dni. Przy okazji się zorientuję jak to wygląda i jak wrócicie to już coś  pewnie będę wiedział. A jak to nie wypali, to mogę dać ogłoszenie  na uczelni - ciągle ludzie  poszukują mieszkań. A tych łebków z uczelni łatwo sprawdzić, bo uczelnia  ma ich wszystkie dane. To też ważne. Jak  zawiśnie ogłoszenie, że jest do wynajęcia kawalerka z wyposażeniem to kolejka chętnych będzie stała  aż do parteru.

No świetnie synku, zorientuj się, ale pamiętaj, że  twoja  magisterka  ważniejsza od kwestii wynajęcia tego  mieszkania. To teraz  najważniejsze.  Nie jestem pewien, czy uda mi się od razu dostać następny urlop, choć mam  zaległego jeszcze ze trzy tygodnie plus ten  bieżący, co w sumie daje  7 tygodni. Ale jeszcze by  mi się trochę odpoczynku przydało -takiego słodkiego lenistwa z późnym wstawaniem i włóczeniem się  gdzieś po lesie lub  ze spacerami brzegiem  morza. I ta świadomość, że niczego  nie muszę. Ani wyglądać przyzwoicie ani się gdzieś spieszyć ani gadać z ludźmi. Mdli mnie na samą  myśl o kontakcie  z pacjentami.

No to pojedźmy do Szwajcarii Kaszubskiej, znam tam fajny ośrodek -  las dookoła, obok jezioro, a gałęzie sosen włażą na balkony. I można kilometrami chodzić i nikogo nie spotkać. Śniadanie  wydają do 10 rano i jest to systemem szwedzkiego stołu, obiad też tym systemem od 16 do 18, kolacja już płatna oddzielnie-  można tam, można gdzieś  (ale chyba tylko do Kościerzyny) podjechać. Można robić przejażdżki bryczką po lesie, można pojeździć konno, można  kajakiem po jeziorze się powłóczyć. Nie masz jakiegoś kolegi, który dał by ci zwolnienie lub wskazał, że urlop ci jest  niezbędny bo jesteś wypalony  zawodowo?  Bo wydaje  mi się, że ostatnio miałeś jednak zbyt dużo pracy a  może i za dużo wrażeń osobistych i stąd to wszystko. Bo przecież działo się u nas sporo, prawda? Nie wmówisz  mi, że to wszystko czego się dowiedziałeś od Pawła spłynęło po tobie jak woda po gęsi. Ale możesz również też sam gdzieś pojechać- zrozumiem to, naprawdę. 

                                                                         c.d.n.


3 komentarze: