Pobyt na Słowacji był bardzo udany, wszyscy byli zadowoleni. Mamcia była zachwycona porządkiem i czystością. Pawłowi wszystko się podobało i stwierdził, że jeszcze nie jeden raz tu przyjedzie. Bo wszystko jest tu frontem do turystów, a na dodatek jedzonko smaczne, czyściutko podane i porcje "słuszne".
Mamcia była zachwycona, że bez trudu może się dogadać z miejscowymi i z właścicielem domu ucinali sobie nawet dość długie pogawędki. I tak się oswoiła, że bez obaw została z dziadkiem obok schroniska na czas krótkiego wypadu Roberta, Ewy i Pawła na symboliczny cmentarz tych wspinaczy, którzy zginęli w górach. Była bardzo wzruszona faktem, że ktoś wpadł na taki pomysł, by w ten sposób uwiecznić pamięć o tych, których umiłowanie gór doprowadziło do śmierci i to nawet w zupełnie innych górach niż Tatry. Jest tu upamiętniony również Mieczysław Karłowicz- kompozytor, który zginął w lawinie, Klemens Bachleda-zasłużony ratownik górski, alpinista Jerzy Kukuczka, Długosz i wielu innych polskich alpinistów i słowackich.
A na jednej z tablic są nazwiska 24 pasażerów samolotu, który w 1944r. rozbił się mając na pokładzie ochotników chcących wesprzeć słowackie powstanie. Ten symboliczny cmentarz ofiar gór powstał pod Osterwą z inicjatywy Otokara Staffa, czeskiego taternika, malarza i narciarza, który również zaprojektował małą kamienną kapliczkę, stojącą pośrodku tego cmentarzyka usytuowanego na stoku góry. Na ścieżkach prowadzących po cmentarzu stoją bardzo malownicze kolorowe drewniane krzyże wykonane przez rzeźbiarzy z Detwy. A pamiątkowe tablice są przymocowane do wystających z podłoża fragmentów skał i kamieni.
Jak powiedziała Ewa góry to wielce zaborcza kochanka - pozbawia życia tych, którzy te góry bardzo mocno ukochali i nie wyobrażają sobie życia bez ich zdobywania. A dzięki nowoczesnej technice wszystko to co oni zobaczyli i sfotografowali mogli natychmiast pokazać rodzicom, którzy czekając na nich podziwiali panoramę rozpościerającą się wokół Popradzkiego Stawu, nad którym oni siedzieli. Przed wyruszeniem w drogę powrotną zjedli obiad w schronisku zachwycając się daniem o nazwie "popradzka róża". Rodzice bez trudu pokonali drogę powrotną do samochodu zostawionego na parkingu w pobliżu stacji elektrycznej kolejki.
Tym razem wszyscy jechali jednym samochodem. Robert stwierdził, że najbardziej zazdrości Słowakom tej elektrycznej kolejki kursującej wzdłuż pasma gór, co bardzo ułatwia turystom dotarcie w góry. Ewa była oczarowana panoramą Popradzkiego Stawu- widziała ją już raz zimą, ale ta letnia panorama była o niebo piękniejsza. A i widok Popradzkiego Stawu od strony Osterwy też był piękny.
Bardzo podobał się jej ten symboliczny cmentarz, nie mniej również zasmucił, bo wśród tych upamiętnionych było bardzo wielu wspinaczy młodszych od Pawła, którzy odeszli, bo jeden nieostrożny krok lub nagłe załamanie pogody uniemożliwiające powrót wysłał ich w nicość. A przecież żaden z nich nie chciał odejść tak młodo, każdy marzył by zdobywać kolejne szczyty i każdego opłakiwali rodzice. Mamcia podsumowała dyskusję - jakie to szczęście Pawełku, że ty nie wdrapujesz się na żadne góry! Jak dobrze, że nikt ci ich wcześniej nie pokazał, nie namówił do takich grożących wypadkiem wycieczek.
A Ewa dodała- i jak dobrze, że tatuś nie zafundował mu motocykla na 18 urodziny! Jeden z moich kolegów, z pozoru bardzo poukładany facet, wpadł na pomysł żeby synkowi sprawić na 18 urodziny motocykl. No i sprawił a w niecałe dwa lata później zmiatano resztki Młodego z szosy. A zrozpaczony ojciec dwa lata spędził na oddziale psychiatrycznym i do dzisiaj miewa przerwy w życiorysie na leczenie depresji. I ze trzy miesiące temu odeszła od niego żona - nie była w stanie wytrzymać tego, że syn nie żyje a mąż co jakiś czas ląduje w psychiatryku. A Zigi i ja odwalamy za niego rozpoczętą robotę. I tak chodząc dziś po tym cmentarzyku pomyślałam o tych matkach i żonach, które nagle zostały same.
Ten twój Zigi to bardzo porządny facet - stwierdził Robert. Tak - porządny, choć czasem wygląda jak ostatni niechluj i jakby do pięciu nie umiał zliczyć, ale to naprawdę porządny facet. Zobacz- nie zredukował mnie do 1/2 etatu, bo to by potem źle wyglądało przy emeryturze. Tylko premię mam mniejszą. Stwierdził, że to jego firma i może robić tak, jak mu pasuje. I takich fajnych ludzi mi do remontu domu naraił.
Ej, to może on się w tobie podkochuje- podśmiewał się Robert. Nooo, na pewno, bo bardzo się cieszył gdy wzięłam rozwód i identycznie był zachwycony gdy wzięłam z tobą ślub. On jest zakochany w mojej pracy i w tym, że rozumiem co on ma na myśli gdy cedząc półsłówka rysuje coś w powietrzu. Znamy się tyle lat, że głowa mała. Od chwili gdy ukończyłam studia pracujemy razem - wpierw mnie ściągnął do biura w którym pracował i pracowaliśmy w jednym zespole, potem razem przelecieliśmy kilka biur a gdy stworzył to własne też mnie zaraz ściągnął. Ktoś kiedyś powiedział, że jestem dla niego jak ulubione wieczne pióro.
A że czasem się na siebie złościmy i to tak, że przysłowiowe wióry lecą dookoła, jakoś nam w pracy nie przeszkadza. Jak było w firmie krucho z forsą to nawet za kreślarkę robiłam i to docenił- po prostu swoje projekty sama wykreślałam. Podobno kupił dla mnie jakieś specjalne krzesło ortopedyczne, żeby odciążać kręgosłup skoro mam problemy z siedzeniem. Czasem się śmiejemy, że zapewne kiedyś , kiedyś, w innej rzeczywistości, byliśmy rodzeństwem.
W czasie tego pobytu na Słowacji mamcia tylko raz się głośno zastanawiała jak tam w domu "pozostawionym na pastwę losu". Ależ "kruszynko", on nie jest zostawiony na pastwę losu, jest wszak pod ochroną firmy ochroniarskiej, włączony jest alarm, wszędzie są czujniki. Ja to się tylko boję żeby jakaś mysz nie włączyła któregoś z czujników. Co prawda jeszcze ani razu nie znalazłem w piwnicy żadnej myszy, no ale wszystko wszak się zdarzyć może- tłumaczył "kruszynce" mąż.
No ale wtedy, dziadku, uruchomi się alarm i zaraz przyjadą ochroniarze i sprawdzą co się stało - tłumaczył Paweł. Przecież mają klucze od bramy i klucze od domu, wejdą i sprawdzą która czujka zadziałała. Poza tym ja opuściłem i zabezpieczyłem kłódkami żaluzje od strony ogrodu. Ojej, dałeś radę?- zdziwił się dziadek. No dałem, one trochę ciężko chodzą, ale dałem radę. Po powrocie trzeba będzie zajrzeć do firmy, która je instalowała- podejrzewam, że trzeba tam w środku gdzie one są zwinięte coś posmarować albo i je oczyścić. No patrzcie, ja na to nie wpadłem, jednak młoda głowa lepiej myśli. Starzeje się człowiek i coraz bardziej głupieje na starość.
To nie tak, dziadku. Po prostu gdyby one były często używane to lepiej by to wszystko działało. To nie ma nic wspólnego ze starością, naprawdę. Dziadek wziął rękę Pawła i delikatnie ją przycisnął do swego policzka mówiąc - mądre i dobre z ciebie dziecko. Dziadku, jak na dziecko to chyba już jestem za stary, skończyłem już 25 lat! No to co- podsumowała babcia - dla mamy, taty i dla nas zawsze będziesz dzieckiem. Babciu, znam takich co w moim wieku to już byli żonaci i mieli dziecko w drodze.
Ale im to per saldo na zdrowie nie wyszło- dokończyła Ewa. Ale w końcu spotkał ten młody głupek dobrą wilczycę i zdjęła z niego zły czar - włączył się do opowieści Robert. Nie słyszałam takiej bajki- stwierdziła z wielkim przekonaniem babcia, coś się wam pokręciło. Bo to nie bajka- to żywa prawda, więc nie mogłaś takiej bajki słyszeć babciu - powiedział Paweł, całując babcię w policzek.
W drodze powrotnej do Warszawy znów się zatrzymali w Krakowie, tym razem przespacerowali się plantami a obiad zjedli w jednym z moteli już za Krakowem. Ledwo znaleźli miejsca do zaparkowania, tak dużo było na parkingu ciężarówek. A, to dobry znak- powiedziała Ewa. Zigi, który ciągle się szlaja po drogach twierdzi, że kierowcy ciężarówek wiedzą najlepiej gdzie jest smaczne i świeże jedzenie. Jeżeli parking jest zastawiony ciężarówkami to znak, że tu dobrze i smacznie dają jeść. I rzeczywiście- wszystko było świeże i smaczne.
Zgodnie z przewidywaniami w domu było wszystko w porządku, Paweł wyłączył alarm i powiadomił dyżurnego pracownika dozorującej firmy, że już wrócili i wyłączyli alarm i że wszystko jest w porządku. W pół godziny później patrol przywiózł im klucze od mieszkania i posesji.
Ewa zajęła się szykowaniem dla wszystkich kolacji, w czym pomagał jej Paweł, rozmrażając już gotowe, wcześniej przygotowane dania, dziadek poszedł sprawdzić jak ogród zniósł jego nieobecność, a Robert zatelefonował do Aliny, że już wrócili cali, zdrowi i bardzo zadowoleni. Umówili się, że jeśli nic się nie wydarzy przynajmniej ich trójka przyjedzie do Aliny i Franka w weekend. Bo nie wykluczone, że starsi państwo zechcą pozostać w domu, w którym nie byli obecni przez calutkie dwa tygodnie.
Babcia ze zdziwieniem stwierdziła, że przez te dwa tygodnie wcale mieszkanie nie zarosło kurzem a biała ściereczka wcale nie poszarzała od wycierania nią kurzu. Kruszynko, przecież przez 2 tygodnie były na mur zamknięte okna i nikt tu w butach nie spacerował. I popatrz- okna też nie zakurzone, bo były zaciągnięte żaluzje antywłamaniowe, więc kurz z elektrociepłowni też nie wlatywał. Więc odłóż tę ściereczkę i wyciągnij się wygodnie w fotelu z nogami na pufie, bo tyle godzin siedziałaś z nogami w dół. A prosiłem , żebyś usiadła w poprzek i położyła nogi na moich kolanach! Mogłaś nawet leżeć sama na tylnym siedzeniu a ja mogłem się przesiąść do przodu, koło Ewy.
No i znowu niestety wraca codzienność- zauważył smętnie Robert. Oooo, to znaczy, że urlop był zbyt krótki- stwierdziła Ewa. Ale ty masz podobno sporo niewykorzystanego urlopu, więc możemy jeszcze gdzieś się wybrać. Ja mogę sobie wymyślać projekty wszędzie, wystarczy, że wezmę ze sobą założenia. Byle bym nie wyjechała poza Europę, bo połączenia by mnie zrujnowały.
Możecie śmiało gdzieś sobie jeszcze pojechać - stwierdził Paweł. Ja muszę być w Warszawie, bo nie za wiele napisałem na tej Słowacji. Poza tym muszę wpaść kilka razy na uczelnię. Ale generalnie będę cały czas na miejscu więc dziadkowie nie zostaną sami. Będziemy się sobą wzajemnie opiekować. Na ogół nie będę poza domem dłużej niż 4, może 5 godzin a i to nie codziennie. Zakupy zrobię dla dziadków i siebie bez problemu. A co do Świerczewskiego - ponieważ jest to centrum miasta z dobrą komunikacją we wszystkich kierunkach to można je zgłosić do bazy hotelowej, bo oni podobno poszukują mieszkań, które mogą być wykorzystywane dłużej niż 7 dni. Przy okazji się zorientuję jak to wygląda i jak wrócicie to już coś pewnie będę wiedział. A jak to nie wypali, to mogę dać ogłoszenie na uczelni - ciągle ludzie poszukują mieszkań. A tych łebków z uczelni łatwo sprawdzić, bo uczelnia ma ich wszystkie dane. To też ważne. Jak zawiśnie ogłoszenie, że jest do wynajęcia kawalerka z wyposażeniem to kolejka chętnych będzie stała aż do parteru.
No świetnie synku, zorientuj się, ale pamiętaj, że twoja magisterka ważniejsza od kwestii wynajęcia tego mieszkania. To teraz najważniejsze. Nie jestem pewien, czy uda mi się od razu dostać następny urlop, choć mam zaległego jeszcze ze trzy tygodnie plus ten bieżący, co w sumie daje 7 tygodni. Ale jeszcze by mi się trochę odpoczynku przydało -takiego słodkiego lenistwa z późnym wstawaniem i włóczeniem się gdzieś po lesie lub ze spacerami brzegiem morza. I ta świadomość, że niczego nie muszę. Ani wyglądać przyzwoicie ani się gdzieś spieszyć ani gadać z ludźmi. Mdli mnie na samą myśl o kontakcie z pacjentami.
No to pojedźmy do Szwajcarii Kaszubskiej, znam tam fajny ośrodek - las dookoła, obok jezioro, a gałęzie sosen włażą na balkony. I można kilometrami chodzić i nikogo nie spotkać. Śniadanie wydają do 10 rano i jest to systemem szwedzkiego stołu, obiad też tym systemem od 16 do 18, kolacja już płatna oddzielnie- można tam, można gdzieś (ale chyba tylko do Kościerzyny) podjechać. Można robić przejażdżki bryczką po lesie, można pojeździć konno, można kajakiem po jeziorze się powłóczyć. Nie masz jakiegoś kolegi, który dał by ci zwolnienie lub wskazał, że urlop ci jest niezbędny bo jesteś wypalony zawodowo? Bo wydaje mi się, że ostatnio miałeś jednak zbyt dużo pracy a może i za dużo wrażeń osobistych i stąd to wszystko. Bo przecież działo się u nas sporo, prawda? Nie wmówisz mi, że to wszystko czego się dowiedziałeś od Pawła spłynęło po tobie jak woda po gęsi. Ale możesz również też sam gdzieś pojechać- zrozumiem to, naprawdę.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń🌞🍀
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń