Ciocia Helena, tak jak obiecywała, zatelefonowała do swojej siostry i umówiła ich wizytę na wtorkowy wieczór, czyli na wspólną obiado- kolację. Ujmując rzecz słowami używanymi w dyplomacji wizyta przebiegła w miłej i przyjaznej atmosferze, zwłaszcza, że Adela postanowiła cały ciężar rozmowy przerzucić na barki cioci i Emila. Przecież to Emil był głównym punktem zainteresowania a nie ona. Na wszelki wypadek łyknęła tabletkę z walerianą popijając ją herbatką z melisy, siedziała śpiąca i nie śledziła dokładnie przebiegu rozmowy. Spać jej się chciało, ukradkiem ziewała, a gdy tylko rodzice zniknęli za drzwiami mieszkania poszła do łazienki, bardzo szybko ukończyła wieczorne ablucje nie czekając na przyjście Emila i gdy do łóżka dotarł Emil - już spała. Zaniepokojony tym Emil pomacał jej czoło, czy aby nie ma gorączki, ale uspokoił się, gdy położył się obok, a Adela natychmiast do niego przylgnęła mamrocząc "wreszcie jesteś". Poobserwował swój skarb jeszcze chwilę, sprawdził policzkiem czy na pewno czoło ma chłodne i uspokojony, tuląc Adelę też zasnął.
Pięć dni przed datą ślubu na tablicy ogłoszeń w holu budynku biurowego Emil przypiął kartkę z informacją, że : "Ślub Adeli i Emila odbędzie się 25 września o godzinie 15,00 w Pałacu Ślubów w Warszawie. Prosimy o NIE OBDAROWYWANIE NAS KWIATAMI, jeżeli czujecie przemożną chęć pozbycia się z kieszeni jakiejś kwoty to wpłaćcie datek na pomoc Domowi Dzieci Nieuleczalnie Chorych - adres i numer konta poda Wam p. Danuta Płochowiak z działu Rachuby Płac. Nam wystarczy Wasza obecność i życzliwe słowo!"
Bardzo długo zastanawiali się, czy napisać o tym, że po "zaprzysiężeniu" w sali obok będzie wzniesiony toast za pomyślność młodej pary. Postanowili jednak o tym nie pisać, tylko w momencie gdy formalności stanie się zadość ktoś z przyjaciół poinformuje zebranych, żeby życzenia składano w sąsiedniej sali, gdzie będą mogli wszyscy wznieść toast za pomyślność nowożeńców. Kartka z ich "ogłoszeniem parafialnym" jak je nazwała Adela była wielkości zwykłej koperty, odznaczała się od innych ogłoszeń jedynie kolorem - była w kolorze niebieskim. Mniej więcej w dwie godziny później pokój, w którym pracowali nadawcy owego komunikatu stał się najczęściej odwiedzanym miejscem w budynku. Adela w pewnej chwili stwierdziła, że ich pokój ma większe powodzenie niż toaleta publiczna na Dworcu Centralnym w okresie szkolnych wycieczek i jeszcze trochę a będzie pod drzwiami stała kolejka do wejścia. Wszyscy ich zapewniali, że ogromnie się cieszą, że Emil i Adela się pobierają. I Adela i Emil większość z tych odwiedzających ich osób widziała po raz pierwszy. Co dziwniejsze to trafili tu również pracownicy Zakładu Doświadczalnego, którego progów Adela nigdy jeszcze nawet nie przekroczyła, a Emil znał z tamtego budynku zaledwie kilku pracowników, z którymi omawiał pewne nowe konstrukcje.
Gdy jedli drugie śniadanie Adela stwierdziła - całe szczęście, że nie mamy dużych rodzin, tradycyjnego ślubu i wesela. Bo ja bym chyba skończyła wtedy w Tworkach lub w Drewnicy spędzając czas w wytwornym kaftanie bezpieczeństwa, siedząc w pokoju bez klamek i dla złapania równowagi układając puzzle 3D z tysiąca pięciuset elementów. No nie jestem pewien czy układanie puzzli ma działanie uspakajające - stwierdził Emil. Zbyt mały wysiłek fizyczny, przy zbyt dużym skupieniu uwagi.
Pod koniec dnia przyszła do nich również kadrowa, która stwierdziła, że niestety nie będzie mogła być na ich ślubie, bo w piątek wieczorem wyjeżdża do swej chorej siostry, do Krakowa. Pochwaliła pomysł by zrezygnować z kwiatów, życzyła im wszystkiego najlepszego i wyszła. I chyba się jej dni wyjazdu z Warszawy pomyliły, bo wróciła do pracy dopiero w poniedziałek.
Ponieważ ślub był w sobotę dopiero o 15,00, Adela umówiła się ze swoją fryzjerką na 11,00, umawiając do niej również Emila, jako , że ostatnio większość fryzjerek strzygła również panów. A że czasu było sporo, to umówiły się, że oni przyjadą do zakładu, bo zawsze to wygodniejsze niż czesanie w domu. Ciocia Helena spędziła u fryzjerki piątkowy wieczór i stwierdziła, że w sobotę już nie będzie jej zabierać czasu, sama sobie poradzi z włosami. Noc poprzedzającą ślub ojciec spędził w Warszawie, w mieszkaniu Emila. Na śniadanie przyszedł spacerkiem, a wdrapywanie się na trzecie piętro wcale nie zrobiło na nim wrażenia. Za to jego świeżość i kondycja zadziwiły wszystkich.
O 14,30 "wylądowali" wszyscy w Pałacu Ślubów.Nim weszli Emil sprawdził kolejny raz, czy mają wszyscy potrzebne dokumenty- wszak ciocia Helena i jego ojciec byli świadkami. Niedługo po nich dojechali rodzice Adeli. Adela stała nieco zamyślona. Wyglądała naprawdę bardzo ładnie- bladozielony kaszmirowy kostiumik leżał na niej idealnie, jej dekolt pieściły ziarna "złotego ryżu", jadeitowy pierścień zdobił jej szczupłą prawą dłoń. Umówili się z Emilem, że obrączki ślubne będą nosić na lewej ręce, jak określił ojciec Emila- na azjatycką modłę. Adela po raz kolejny "odkryła", że Emil jest naprawdę bardzo przystojnym facetem i.......po raz pierwszy od dawna pomyślała ciepło o "byłym", dzięki któremu poznała Emila i trafiła do pracy, która się jej podobała i dawała spore możliwości. Firmowych gości przyjechało około sześćdziesiąt osób, głównie osoby, z którymi nowożeńcy mieli stałe kontakty służbowe. A sekretarka, którą na początku swej pracy zastępowała Adela, przywiozła gałązkę storczyka z której fachowo oberwała kilka kwiatków - część wpięła wprawnym ruchem we włosy Adeli a z pozostałych zrobiła mały bukiecik, który wcisnęła Adeli w rękę. Ponieważ Emil nie skąpił , toastów za zdrowie młodej pary było kilka, do tego znalazły się , nie wiadomo skąd jak to określiła Adela, wytrawne chipsy.
Gdy wreszcie opuścili pałac ślubów ciocia Helena powiedziała, że teraz cała rodzina przejdzie spacerem na obiad, który jest zamówiony na Starym Mieście w Bazyliszku. Adela szła objęta ramieniem swego "już męża", którego wyraźnie rozpierała radość. Helena szła pod rękę z ojcem Emila, który co jakiś czas coś jej szeptał do ucha. Rodzice Adeli szli każde oddzielnie. Ojciec stawiał długie marszowe kroki jakby zamierzał przejść się piechotą do Gdańska, a matka, która rzadko chodziła w pantoflach na obcasie, wyraźnie była zdegustowana faktem, że "aż tyle" trzeba przedreptać.
Po obiedzie rodzice dość szybko się pożegnali, a reszta wybrała się jeszcze na krótki spacer po Starówce, potem wszyscy pojechali do domu. Przebrali się i...........pojechali do Milanówka. No jak to, przecież każdy weekend spędzamy w Milanówku, jedźmy tam jeszcze dziś - stwierdził Emil. Energii starczyło wszystkim tylko na dojazd i wypakowanie z samochodu zabranych z Warszawy wiktuałów. Dawno tak wcześnie nie poszli spać. To był bardzo pracowity dzień- stwierdziła Adela. Nastałam się w tym Pałacu Ślubów niemiłosiernie - po raz pierwszy bolą mnie nogi i jestem zmęczona. Przed pójściem do swojej sypialni oboje młodzi podziękowali jeszcze raz swym świadkom, że tak pięknie wszystko zorganizowali i że zawsze służą młodym swą pomocą.
Gdy już leżeli w łóżku, Adela stwierdziła, że jest pełna podziwu dla tych osób, które są w stanie przetrzymać huczne wesele ze zgrają gości, tonami jedzenia, litrami alkoholu i siedzeniem do białego rana. Emil całkowicie się z nią zgadzał - jego też to zawsze dziwiło. W ramach wymiany doświadczeń w tej materii Adela opowiedziała jak kiedyś była na weselu swej koleżanki - wesele było w mieszkaniu typu M3, czyli dwa pokoje + kuchnia i łazienka. Już sam ślub ją nieco zadziwił - była bowiem wczesna wiosna i jak to w Polsce - po prostu było zimno. Cały dzień padał deszcz ze śniegiem, ślub był kościelny, a panna młoda zamarzyła sobie, by do ślubu przyjechać dorożką konną. I przyjechała - sina, zmarznięta niemal na sopelek bo- jechała w samej sukni ślubnej tą dorożką z Dolnego Mokotowa aż na Plac Zamkowy. Pan Młody musiał ją niemal wynieść z dorożki i dość długo już we wnętrzu kościoła rozcierano ją, poklepywano, a któraś z koleżanek nawet narzuciła na nią swoją futrzaną kurtkę, by ją choć trochę rozgrzać. W trakcie ślubu (to był taki ślub z mszą) ktoś z rodziny wziął taksówkę i pojechał do niej do domu by przywieźć jej ciepły płaszcz i koc. Po ślubie tłumaczyli jej, żeby odprawić dorożkę i by wracali zwykłą taksówką- ale nie- pojechali jednak tą dorożką, tyle tylko że udało im się zmusić ją do założenia płaszcza. Pan Młody, też zmarznięty rozgrzewał się w domu w czasie wesela alkoholem, czemu gorąco protestował jego żołądek i część wesela Młody spędził blokując jedyną toaletę i obejmując czule miskę klozetową. No i co było dalej- dopytywał się Emil - nie wiem, bo wyszłam od nich by się wysikać w pobliskich krzakach i szybko wróciłam do swego domu. No to użyłaś na tym weselu niczym pies w studni - stwierdził. Ja migałem się od takich atrakcji właśnie z powodu alkoholu. Raz na jakiś czas mogę wypić bez odrazy kieliszek dobrego wina, mogę nawet raz na jakiś czas wypić lampkę koniaku lub kieliszek markowej whisky, ale zupełnie nie mogę zrozumieć tego chlania do upadłego, albo umawiania się do knajpy na wódkę. No to szybko, kochany, nie awansujesz na jakieś wysokie stanowisko - nieodłącznym atrybutem wysokiego stanowiska jest alkohol i mocna głowa. Wiesz jak mówią - nie pije, znaczy się jest szpiegiem.
Cudna moja, nie pomyśleliśmy zupełnie o zdjęciach, a ty tak pięknie dziś wyglądałaś! Nie ma problemu- roześmiała się Adela -mogę jutro wskoczyć w ten kostiumik, ty w ten garnitur i ciocia lub tata zrobią nam zdjęcie. Ale jak znam życie to na pewno kilka osób pstrykało. A jeśli chcesz możemy wskoczyć w nasz ślubne szatki i zrobić sobie sesję zdjęciową u profesjonalnego fotografa. Ostatnio widziałam gdzieś ogłoszenie, że robią sesje zdjęciowe małych dzieci i kobiet "oczekujących" dziecka, więc nie będzie żadnego zadziwienia, że przychodzimy na sesję nie prosto od ślubu a kilka dni później.
A jeszcze a propos sesji ślubnych - byłyśmy z koleżanką w Łazienkach - październik, zimno cholerne, my w cieplutkich płaszczach, w szalikach, wełnianych czapkach i stwierdzamy, że zimno, że trzeba zrezygnować z tego spaceru bo zamarzniemy - a byłyśmy akurat nad stawem, patrzymy i szczęki nam niemal na ziemię opadają- na wprost nas maszeruje dziewczę w ślubnej kreacji, takiej nawet bez ramiączek i fotograf ją wpycha w trzciny rosnące nad samym brzegiem stawu, jej świeżo upieczony mąż ściąga z siebie kurtkę i w garniturku pomyka za nią w te trzciny, a fotograf tylko dyryguje nimi- teraz patrzcie w lewo, no, obejmij ją, teraz całus, teraz to, teraz tamto, a my stoimy i oczy nam wychodzą z orbit. Ze dwadzieścia minut tak sterczała w tych trzcinach. Potem narzuciła na siebie płaszcz i powędrowali szybko pod Pałac na Wodzie, a my do domu. I wiesz co? Ogromnie się cieszę, że nie masz bzika na punkcie ciągłego fotografowania, bo naprawdę bardzo nie lubię być fotografowana. Najgorsze dla mnie, gdy raz na jakiś czas muszę dać nowe zdjęcie do jakichś dokumentów. Wiesz, ja nie muszę mieć czyjegoś zdjęcia by o nim pamiętać, dlatego śmieszy mnie powiedzenie, że ktoś komuś daje swoje zdjęcie na pamiątkę. Mam wrażenie, że u mnie pamięć wzrokowa jest zbyt mocno powiązana z moimi odczuciami i uczuciami. Mam jakieś fotografie jeszcze z lat szkolnych - do dziś oglądając zdjęcia mogę wymienić nazwiska i imiona tych dzieciaków, które lubiłam lub ewentualnie coś dla mnie znaczyły, tak samo jest z nauczycielami. Do dziś pamiętam swoją wychowawczynię z klasy I-IV, uwielbiałam ją. A patrzę na zdjęcia z lat późniejszych i za nic nie kojarzę nazwisk lub imion tych nauczycielek ani też imion dzieci na zdjęciu klasowym. I co z tego, że mam ich zdjęcia?
A jak myślisz- podobał się twoim rodzicom nasz ślub? Bo na obiedzie to nie wiem czy każde z nich powiedziało choć dwa zdania złożone. Miałem wrażenie, że są na nas obrażeni. No to po prostu widziałeś ich w pełnej krasie - oni są tacy zawsze. Mam dziwne wrażenie, że oni nie lubią się wzajemnie a na dodatek każde z nich nie lubi siebie. No to po co są razem, przecież od wieków są rozwody. No są-zgodziła się Adela. Ale gdy się ludzie rozwodzą to muszą przed sądem podać przyczynę, a wtedy wychodzi na wierzch własna niedoskonałość a to chyba boli. Bo każde z nich uważa się za chodzącą doskonałość a wszystko się nie układa, bo partner jest "nie taki". Poza tym trzeba wtedy pomyśleć co z mieszkaniem, podzielić wspólny majątek. Rozwód to naprawdę kłopot.
A czy ty, mój słodki, zauważyłeś że Helenka i Piotruś są w coraz lepszej komitywie? Człowiek to jednak jest stadnym zwierzęciem a gdy jest samotny to marnieje. Na to trzecie piętro to tatko wchodzi ze znacznie mniejszą zadyszką niż ja, a teoretycznie jestem do tego trzeciego piętra przyzwyczajona.
A jak sobie dziś coś na uszko szeptali, zauważyłaś? No i popatrz, przeszli "na ty" nie pytając się nas o zgodę- podśmiewała się Adela. Ojciec miał dziś same radości- gdy zobaczył, że będziesz brała ślub w tym naszyjniku i z tym pierścieniem to mi powiedział- "cudownie,że się jej to podoba, że nosi to w takim dniu, jestem szczęśliwy.
Oj, zupełnie zapomniałam, że mam dla ciebie prezent ślubny- powiedziała Adela. Jaki, pokaż, proszę. No ale to nie jest do pokazania- to wiadomość - biorę tabletki, więc zaoszczędzisz na pewnych akcesoriach. I ty mi dopiero teraz o tym mówisz? Mówię ci dopiero teraz, bo choć działają już od 3 dni, bo biorę je już odpowiednio długo, to chciałam by to był prezent ślubny. Cieszysz się? Ładny prezent? Nie ładny tylko cudowny! I zaraz mi się spać odechciało. Dobrze,że jutro niedziela! Możemy leżeć do oporu!
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń