sobota, 7 maja 2022

Trudny wybór - 11

 Dlaczego tak krótko trwa niedziela?- zastanawiał  się na głos Emil jadąc z rodziną  do Warszawy. To taki  fajny czas, gdy  możemy  być  wszyscy razem.  Adela   roześmiała  się - a gdyby niedziela trwała 7 dób to byś się  zastanawiał dlaczego trwa tak  długo. Mamy zwyczaj narzekać  na to co jest i jak jest - to  chyba  naczelna ludzka cecha. Ale nie jest  to zła  cecha- stwierdziła   ciocia  Helena- dzięki  niej istnieje postęp. Czujemy się  czymś  znudzeni lub po prostu  zmęczeni i staramy się  to  zmienić.

Myślę, że my i  tak mamy nieźle - stwierdziła Adela- mamy w sumie trzy  mieszkania - to w bloku "firmowym" Emila, dom w Milanówku i mieszkanie cioci i moje. Zastanawiałam  się ostatnio,  co zrobić żeby tata nie  mieszkał sam - bo w moim odczuciu to mu ta  samotność szkodzi. Gdybyśmy z Emilem nie  musieli być  codziennie w pracy, to moglibyśmy spokojnie wszyscy  mieszkać w Milanówku, tyle  tylko, że może  wtedy trzeba by mieć  jednak piętro bez  lokatorów. To co  prawda  nie  byłby taki wielki problem, bo moglibyśmy im   zaoferować jedno z dwóch  mieszkań w Warszawie.

Też  się nad  tym  zastanawiałem i sądzę, że powinniśmy zrobić na ten  temat  naradę rodzinną, bo jak widać,  to nam się  wszystkim razem  nieźle żyje pod jednym dachem.  I nawet na  tych 109 metrach wspólnie  wyrabiamy. Jedynym mankamentem jest właściwie to  trzecie  piętro  bez  windy. W Milanówku też się jakoś bez problemu odnajdujemy  na połowie domu, ale przed Adelką i  mną jeszcze  sporo lat pracy i raczej miejscem   naszej  pracy  zawsze będzie  Warszawa a nie Milanówek. 

A więc - dokończyła  za niego Helena - faktycznie  musimy to  wszystko razem  szczerze i bez  niedomówień omówić. Tylko mam  wrażenie, że robi się  z tego kwadratura  koła.  Ojciec, który dotąd milczał podsumował - po prostu trzeba by rozważyć poszukanie w granicach Warszawy jakiegoś  domu, w którym moglibyśmy  wszyscy razem  zamieszkać. Tylko każde  z nas musi chcieć takiego wspólnego domu - ja - nie ukrywam tego - chciałbym byśmy mieszkali wszyscy  razem. Mam tylko nadzieję, że Helenka nie jest temu  przeciwna. Ojciec, gdyby była  przeciwna to przecież nie przebywalibyśmy razem ani w Milanówku ani w Warszawie- uświadomił ojca Emil.

Synku, we  wtorek mam kontrolę w Instytucie Onkologii - pojedziesz  ze mną?  Ja  z tobą Piotrze pojadę - stwierdziła  bardzo stanowczym głosem Helena. Będziesz przecież nocował w Warszawie,  możesz  u nas,  możesz w mieszkaniu Emila, gdzie będziesz  chciał.  Zamówię taksówkę na określoną  godzinę,  nie ma problemu.  Wrócimy też taksówką, bo  pod Instytut ciągle  podjeżdżają taksówkami pacjenci.

Mamuś - będę wdzięczny, jeśli  z ojcem pojedziesz. Ten tydzień będziemy   mieli  w pracy nieco zaćkany- Adelka będzie  zatopiona w papierach a ja mam kilka nasiadówek z konstruktorami. I, jak  znam tych ludzi, to będzie upiornie.  Synku,  a co to  znaczy "zaćkany"?   Tatku, wiesz  przecież, że to znaczy "zatkany". No to  wyrażaj  się  po polsku, a nie  w jakiejś chińszczyźnie. Helena zaśmiała  się głośno - to jest po polsku, tylko to gwarowe  wyrażenie, ale  nie  mam  pojęcia z którego regionu  Polski.

Wieczorem gdy już byli w swojej  sypialni, Adela wpatrując  się w Emila powiedziała- nie  wiedziałam, że tatko jest  takim  rygorystą językowym. Emil wzruszył ramionami - ja też  nie  wiedziałem,  ale  podejrzewam, że on  chce wciąż   robić jak  najlepsze  wrażenie na Helenie. Co prawda to ojciec  z reguły dbał zawsze   o czystość języka i nie jeden  raz oberwało mi  się, gdy nadawałem  coś  szkolnym lub uczelnianym żargonem. A co ty,  moja  cudna,  myślisz o  wspólnym domu  dla nas  wszystkich? 

Idea  mi się podoba,  też  chciałabym by ciocia i ojciec  z nami mieszkali. Trzeba  będzie zacząć poszukiwania. Mam znajomą, która zajmuje  się wynajmowaniem nieruchomości, więc  zapewne zna też tych, którzy nimi obracają. Muszę odszukać  namiary  na  nią.  Nie  mam oporu by sprzedać to mieszkanie. Obawiam  się  tylko, że nie będzie łatwo coś  znaleźć co by nam odpowiadało. I dobrze byłoby znaleźć naprawdę  duże  mieszkanie, rozkładowe, bo domki to już  dawno są tak samo daleko od centrum Warszawy jak dom w Milanówku. Straszliwie  się miasto rozrosło! No i nie chciałabym  byśmy  mieszkali na prawym  brzegu Warszawy a pracowali na lewym. Za mało mostów jest na Wiśle. I jeszcze  coś - zauważyłam, że te  nowo budowane  domki wcale  nie są duże.  Bo płaci  się  coraz  więcej  za grunt, więc domki są nieduże i trawnik przydomowy awansował do nazwy ogródka. Myślę, że trzeba  się będzie uzbroić w cierpliwość i  szukać  czegoś na rynku wtórnym. Co prawda  trzeba  się wtedy liczyć z tym, że dom może wymagać generalnego remontu. A często taki  remont jest równie  drogi jak nowy  dom.

Tak sobie  pomyślałam, że może najlepiej byłoby kupić dwa  mieszkania w jednym budynku, takie dwa mieszkania typu M4, czyli takie  jak twoje. Pomyśl  jakie  to szczęście, że ono  jest własnościowe i już je wykupiłeś.  Trzeba  sobie  zapisać wszystkie  nasze  wymagania, żeby  czegoś  nie przeoczyć gdy  się będzie  szukało mieszkania- samemu lub przez  pośrednictwo.  Ursynów się na potęgę rozszerza, już na szczęście nie powstają same wieżowce, staje  się miastem w mieście. I Wilanów się buduje- trzeba się  dokładnie  rozejrzeć. Trochę jest niedobrze, że mam teraz na głowie tę magisterkę i potem egzamin rzecznikowski. No ale  skoro wiesz, że  niedługo będzie  znacznie trudniej   z tym zdobyciem  tytułu  rzecznika, to  muszę  się teraz na tym  skoncentrować, a na ciebie spadnie sprawa mieszkaniowa.  Emil mocno ją przytulił -  ty się skarbie  martw tylko magisterką i tą  aplikacją rzecznikowską, resztę   zostaw  mnie. A gdy  uda  ci  się znaleźć namiary na tę  znajomą to tylko dowiedz  się czy zna  kogoś  w tej  branży  obrotu nieruchomościami i weź namiary, resztę już będę załatwiał.  Dobre jest  to, że nie mamy przysłowiowego noża na gardle. Ojciec to ma jeszcze inny pomysł - ale nie wiem na ile realny,  bo mi go  jeszcze  nie  sprzedał,więc na razie nie ma o czym  dyskutować. 

W poniedziałek kadrowa poprosiła Adelę do kadr by zmienić dane Adeli w  aktach, skoro Adela nie  została przy swoim panieńskim nazwisku. Powiedziała też, że byłoby dobrze gdyby Adela możliwie szybko zmieniła swój dowód osobisty. Bardzo ładnie wyglądaliście państwo w tym dniu, widziałam na tym zdjęciu - a widząc wielce zdziwioną minę Adeli powiedziała -przecież zdjęcie wasze  wisi na tablicy ogłoszeń.  Ale ani ja ani mąż nie dawaliśmy tam żadnego zdjęcia -  nie mam pojęcia kto je  zrobił i tam powiesił! No to ja się  dowiem kto to zdjęcie zrobił i zadzwonię do pani gdy   już będę  wiedziała.  

Adela podziękowała,  przepytała z kolei  kadrową o stan zdrowia jej  chorej  siostry i obiecała, że gdy będzie  na wykładach  "rzecznikowskich" wstąpi do fotografa i potem złoży dokumenty na  nowy dowód osobisty. Gdy opuszczała pokój kadrowej czuła się nieomal jej przyjaciółką. A "dowodem" owej zażyłości było to, że kadrowa powiedziała jej w wielkim zaufaniu, kto najprawdopodobniej zostanie dyrektorem naczelnym. Adela zmobilizowała   w sobie  wszystkie cechy nabyte w trakcie pracy na stanowisku sekretarki i  nie zareagowała na dźwięk tego nazwiska, a na pytanie "zna go pani?" odpowiedziała - znam  nazwisko, ale nigdy nie pracowałam z tym panem, był w  zupełnie innym pionie. Nawet  nie  za bardzo wiem jak  wygląda. Podobno nieciekawie - stwierdziła  kadrowa.

Gdy dotarła do pokoju  powiedziała do Emila - będziemy  mieli kolejnego głąba. Ciekawa jestem jak  się będą dwa głąby ze sobą dogadywały.  Kamil to się pewnie w grobie przewraca z oburzenia. Dobrze, że nie pracujesz w konstrukcyjnym. Coś czuję,  że połowa zespołu poszuka gdzie indziej  pracy. Że też muszę  wpierw mieć owo "mgr"  przy nazwisku  by przystępować do egzaminu na rzecznika! Ale w sumie to  mam szczęście, że pracuję w  samodzielnym dziale i tylko tobie podlegam  służbowo. Gdybym tu była  sekretarką to przezornie bym zmarła. A co tak cichutko mówisz?  Trenuję, bo  niedługo ściany będą  miały uszy.  Kamil zawodowo był w porządku, tylko w życiu prywatnym daleko mu było do porządności. Czy wiesz, że nasze zdjęcie ze ślubu wisi na tablicy ogłoszeń? Kadrówka mi  o nim powiedziała. Skomplementowała  nas, że ładnie  wyglądaliśmy. No to idę obejrzeć - stwierdził Emil. A ja się  biorę  do pisania - stwierdziła Adela.

Kadrowa rzeczywiście znalazła  autora zdjęcia. Nie  było to jedyne  zdjęcie, które  zrobił. Gdy Emil zgłosił się  do  niego mówiąc, że oni  wcale  nie mają żadnych zdjęć, fotograf-amator udostępnił Emilowi kartę na której były  zdjęcia i Emil zamówił u fotografa po 3 kopie każdego zdjęcia oraz zostały  wgrane  na dysk zewnętrzny. Jednocześnie Emil z wdzięczności zakupił dla  autora  nową  kartę, pasującą do jego  aparatu oraz ładnie  oprawiony  album do zdjęć. Obaj  panowie byli  bardzo  zadowoleni z tej transakcji.

 W dwa tygodnie  później kadrowa zatelefonowała do Adeli i poprosiła ją  do siebie. Adela odłożyła  słuchawkę i na pytające  spojrzenie Emila  powiedziała- nowa przyjaciółka ma do  mnie  jakąś  sprawę. Okazało się, że  jednak kandydatura owego "głąba" nie przeszła i na to stanowisko miał trafić "inżynier z krwi i kości", znający  się jednak na ekonomii, a na dodatek znający owo biuro,  bo pracował od 2 lat w Zjednoczeniu na jednym  z kierowniczych  stanowisk. A przedtem był na placówce w Wlk. Brytanii. Obie z kadrową były zdania, że to lepsza  kandydatura, bo i facet młodszy i w świecie bywały. I podobno straszny  z niego babiarz, co  mu zresztą  zaburzyło karierę za  granicą. No i nadal nieżonaty. To może  szkoda, że już jestem mężatką- zaśmiała  się Adela.  Pani Adelko- ponoć on  za granicą właśnie mężatkę podrywał! - konspiracyjnym szeptem powiedziała kadrowa.

Gdy Adela  wróciła do pokoju powiedziała do Emila - Kamil zadziałał  zza grobu. Kto inny  będzie jednak dyrektorem. Podobno nie tylko dobry fachowo jako inżynier ale i na  ekonomii się  zna,  pracuje od 2 lat w naszym  Zjednoczeniu i- tylko uważaj -  jest  babiarzem,  podrywał za granicą mężatkę i dlatego  stamtąd wyleciał.  Doszłam  więc do  wniosku, że skoro toalety są  blisko klatki schodowej i tym  samym blisko sekretariatu, to będę  musiała uważać, żeby  mu nie  wpaść  w ręce. A na  dodatek udawać analfabetkę, żeby  mnie  czasem na  zastępstwo  nie wziął gdy sekretarka bryknie na urlop. Z kwadrans oboje  dusili  się  ze śmiechu.

Ale wiadomo jak jest  w życiu - śmiech na ogół przeplata  się ze  łzami. W trzy dni po wizycie w Instytucie Onkologii zatelefonowała  do Emila pielęgniarka, mówiąc, że jego ojciec  musi po raz  drugi przybyć na  badania bo te wyszły dziwnie. Gdy dopytywał się o co chodzi,  powiedziała, że po prostu  trzeba  drugi raz  wykonać te  same badania, bo coś tu  nie gra. Następnego dnia rano Adela pojechała do  pracy autokarem służbowym, bo  samochód zabrał Emil.  Adela  daremnie  czekała  na  wiadomości, ale gdy po pracy wyszła  z budynku by jechać  autokarem  do Warszawy to okazało się, że na podwórku czeka na  nią Emil wraz z ojcem. No i co  się stało,  czekałam  cały  dzień  na wiadomość. 

Przepraszam, ale  byłem tak wściekły, że nie masz pojęcia. Tam jest  totalny  bałagan. Jak ci  mówiłem wyszło w badaniach, że ojciec  ma  chłoniaka. Dostał leki, brał je,  jak  sama wiesz i gdy teraz pobrali mu krew  to wyszło, że wcale a wcale nie ma  chłoniaka.  A ponieważ to co wykazały poprzednie  badania  wykluczało  aby dało się  go wyleczyć , to gdy teraz wyszło, że wcale  nie ma chłoniaka to wezwali tatę na badania. Czekaliśmy na wyniki, bo powiedziałem, że nie mogę na okrągło wychodzić z pracy i......tego chłoniaka nie ma. Prawie  cały dzień  miał mnóstwo badań i chłoniaka nie ma. Okazuje się, że jest tu w tej przychodni zarejestrowany jeszcze jeden Piotr o tym samym nazwisku, z tego samego rocznika  co tata, mieszka gdzieś na Podlasiu. Tyle tylko, że tamten musi przyjeżdżać równo co dwa miesiące na badania i też wg lekarzy ma  chłoniaka. Najprawdopodobniej tacie wpisano  wtedy wynik badania tamtego faceta. No więc zrobiłem  nieco  awantury, że ojciec i my się  zamartwialiśmy a na  dodatek  brał niepotrzebnie  leki. No ale jak stwierdził lekarz, że lekiem w tym przypadku jest tylko preparat na podniesienie odporności, więc  żadnej  szkody zdrowotnej tata  nie poniósł. Fakt, że on się dobrze  fizycznie przedtem  czuł, a trafił do Instytutu bo bardzo krótko na rejonie  był jakiś niedouk, którego już dawno nie ma,  a który nagminnie kierował pacjentów  do  Onkologii. No a tu nikt nie  zwrócił uwagi na to, że jeden Piotr mieszka  w Warszawie a drugi nie i do przegródki taty wsadzono wyniki tamtego gościa, patrząc tylko na imię,  nazwisko i rok urodzenia.  Fakt, że tata w ciągu ostatniego roku nawet kataru nie  miał, faktycznie te  leki podniosły  mu odporność. A cośmy  się nadenerwowali to nasze. Ale  wracając  stamtąd wpadliśmy do prywatnej  kliniki i korzystając z faktu, że tata na głodniaka jest, zapłaciłem za  badanie cito - nie ma  chłoniaka. I w ogóle wykupię ojcu karnet w tej  klinice. Zapisałem go nawet do lekarza, to blisko, pojedzie  sam albo z Heleną. Ale do Heleny dzwoniłem - już wie, że wszystko jest ok, więc przyjechaliśmy po ciebie.  Nie dziwię się, że tam bałagan - dziki tłum  ludzi w kolejce do recepcji i wszędzie, przed każdym gabinetem. Instytut jeden a pacjenci  z  całej  Polski. Noooo, uśmiechnij się, proszę!

                                                                      c.d.n.

2 komentarze: