sobota, 2 lipca 2022

Trudny wybór - 53

Bywalcy Zakopanego śmieją  się,  że Słowacy też mają Gubałówkę. Ową  rolę gra  Hrebienok , czyli Siodełko. Można  wjechać na Hrebienok kolejką linowo-szynową ze Starego Smokowca. Ale  tylko nieliczni muszą przyznać, że Hrebienok  spełnia jeszcze  więcej  funkcji - można  stąd przejść spacerem pod Wodospady  Zimnej  Wody- i  w tym miejscu miłośnicy polskich Tatr mówią, że "kudy im do naszych Wodogrzmotów lub Siklawy" i można wyruszyć jeszcze  w kilka  miejsc latem,  a  zimą korzystać z wyciągów narciarskich i kilku tras narciarskich. Ambitniejsi  mogą przejść oznakowaną trasą do Tatrzańskiej  Łomnicy, a stamtąd wrócić "elektriczką". Poza tym jest tu snack bar z bardzo dobrą  kuchnią. Gdy Adela była tu ostatnim razem ów "snack bar" był  małą restauracyjką serwującą proste,  ale bardzo smaczne  dania, serwowane na ładnej  zastawie, czyściutkich kolorowych obrusach a  sztućce nie  były  rodem z  warszawskiego baru mlecznego. Oczywiście może ktoś  powiedzieć, że jak  człowiek  głodny to i aluminiowe sztućce mu nie przeszkadzają, ale Adela była "z tych", którym one zawsze przeszkadzały, nawet  gdy była bardzo głodna.

Tomek cały czas  coś notował i  miał coraz  bardziej  ponurą  minę. W pewnej chwili z trzaskiem zamknął notes i powiedział: nic  z tej Słowacji nie będzie bo oni są tani dla Zachodu,  ale  nie dla nas, chociaż  kiedyś byli właśnie tani. Oni przyjęli euro jako swoją  walutę i są wygrani. Oni nadal są tani,  ale dla innych, który też przyjęli euro. Muszę się zorientować jak  tu "lądują" fizjoterapeuci. 

Halinka patrzyła na Tomka z przerażeniem. Tomek przytulił ją i powiedział - nie  zostawię ciebie i Eluni, ale chyba  czas by w stu procentach dorosnąć i się w pełni usamodzielnić. Po prostu muszę skończyć te  studia, popracować tu  trochę by mieć rozeznanie czy mamy po co się tu na stałe przenieść. To w pewnym  sensie obojętne  czy będę tydzień spędzał w Krakowie  czy  tu. Bo w Zakopcu mam pewną tylko tą praktykę. Chyba lepiej byśmy ewentualnie tu  zamieszkali razem niż żebym tak jak wielu  zakopiańczyków  zasilał kadry pracowników fizycznych w USA, prawda?  Przecież w Zakopanem i okolicach to normalka, że wyjeżdża kto tylko  może i chce  do strefy dolarowej, haruje  tam 2 lub 3 lata jedząc byle  co i mieszkając w paskudnych  warunkach, wraca i buduje chałupę  by przyjmować  turystów.  Twoi dziadkowie z obu stron byli "bogaci z domu", więc twoi rodzice nie wyjeżdżali do pracy w USA. I nawet letników rzadko przyjmowali. 

Nie  rób takiej zrozpaczonej miny, przecież  cię nie porzucam, chcę się  tylko usamodzielnić w pełni. Słowacja jest blisko Zakopanego, nie będzie cię ocean oddzielał od  rodziców a tylko 60 kilometrów szosy.  Jesteś po hotelarstwie i pracę tu znajdziesz. Elunia już nie przy  piersi, dzieci bardzo łatwo  się aklimatyzują do nowych  warunków. To, że o tym  myślę to nie  dowód że tak będzie - to tylko jedna  z możliwości. Nie  wykluczam, że gdybym załapał się  do któregoś z  zakopiańskich SPA to też nie  byłoby źle. Te wszystkie możliwości Zakopanego muszę po prostu rozpatrzeć w  czasie trwania praktyki. Na Antałówce też ma powstać jakieś SPA z uwagi na te  siarczkowe  wody. Prawdę  mówiąc to wolę być gdzieś  zatrudniony na etacie niż prowadzić samemu  jakąś działalność i co chwilę reagować na przepisy zmieniające  się  niemal z prędkością  światła.

Adela i Emil słuchali wywodów Tomka, ale nie  zabierali głosu - uznali, że to jest  tylko i  wyłącznie sprawa Tomka i Halinki.  No coście tak zamilkli - spytał Tomek. Bo słuchamy - odpowiedział Emil. Masz rację, masz fajnych teściów, ale ja rozumiem twoją  chęć usamodzielnienia  się. W gruncie  rzeczy ja też głównie z tego powodu  wyjechałem na kilka lat z Polski i teraz, z perspektywy czasu wiem, że  zrobiłem dobrze. Po prostu dobrze tam byłem wynagradzany. A że nie  szalałem tam to i się "wzmocniłem finansowo". Wiem, że inni w tej sytuacji bardzo intensywnie korzystali  z życia, ale mnie to nawet  nie wypadało szaleć z uwagi na to, czym  się  zajmowałem. Musiałem się porządnie ubierać i porządnie prowadzić.

Wiem o kimś, z twojej branży, kto osiadł poza Polską, w rejonie  podalpejskim i ma własną klinikę rehabilitacyjną. A wyjechał stąd jak mówią "goły i bosy", po rozwodzie. Rozwód nie miał nic  wspólnego z tym  wyjazdem, no może tylko tyle, że facet został w pewnym  momencie bez  mieszkania. Oczywiście wpierw kilka lat minęło nim  mógł taką klinikę otworzyć i przestać pracować u innych. Osobiście człowieka nie znam, ale  wiem, że skończył tę  samą uczelnię co ty, pracował w szpitalu i jeszcze  zrobił doktorat, właśnie gdy pracował w  szpitalu. Czyli wyjechał gdy był już dla innych atrakcyjnym nabytkiem do szpitala lub kliniki. A kontakty zagraniczne  nawiązał głównie  w środowisku sportowców. Bo to "murowani" pacjenci. Po prostu ktoś  mi o nim opowiadał. 

Wiesz, takie pełne usamodzielnienie to w naszych warunkach następuje dopiero po trzydziestym roku  życia. To prosty  rachunek- podstawówkę kończysz  mając 15 lat, szkołę średnią mając 19 lub 20 lat. Studia trwają przeważnie 5 lat, więc dyplom ukończenia  takowych uzyskujesz najwcześniej mając 25 lat. I w opinii wszystkich jesteś wciąż "zielony", bo dopiero co skończyłeś się uczyć. Ale zawsze możesz coś zawalić albo z własnej winy  albo z powodu zbiegu okoliczności i wtedy możesz ten  dyplom otrzymać  później. A absolwenci wszelakich kierunków medycznych zaraz po ukończeniu studiów raczej jeszcze  nie są w pełni przygotowani do samodzielnej pracy, bo z tego co słyszałem w tej  dziedzinie ogromne znaczenie  ma doświadczenie. Są kraje, w których studenci kierunków medycznych już od pierwszego  roku mają kontakt codzienny ze  szpitalami lub innymi placówkami medycznymi, a w nich kontakt z pacjentem. Na  mój rozum, to na studiach jest za dużo teorii a za mało praktyki. Jak mawia jeden z moich kolegów- od samego studiowania nie nauczysz się  zbudowania domu własnymi rękami.

Myślę, że na  razie wyciśnij co się  tylko da z tych  studiów,  skończ je  i wtedy będziesz miał być może jeszcze jakieś inne pomysły. Masz jeszcze 2 lata, to sporo czasu. I świetnie, że będziesz  miał praktykę w tutejszym  szpitalu, tu na ortopedię raczej nie trafiają ci z otartą piętą, tylko jakieś skomplikowane przypadki.  

Jesteś komunikatywnym człowiekiem, sądzę,  że bez najmniejszego  problemu nawiążesz kontakty i zorientujesz  się co do swego przyszłego zatrudnienia. Skoncentruj się teraz na tej praktyce, bo ważne jest jak cię tam ocenią. Wiadomo, że będą cię traktowali jakbyś  był weterynarzem, lub pielęgniarzem, wszystkie praktyki studenckie są wredne, bo po prostu ludzie  są wredni. Zresztą na uczelniach też niektórzy profesorowie i  asystenci traktują  studentów  jak podgatunek a nie jak ludzi, więc musisz  się uzbroić w całe tony cierpliwości. Pytaj, podpatruj, zapisuj. Skorzystaj jak najwięcej. To będzie procentować. Być może, że fakt, że twoja  żona to miejscowa  dziewczyna ustawi cię na  całkiem niezłej pozycji pod  względem towarzyskim i nie będziesz ceprem a namiastką miejscowego.

A jak widać  Słowacy stawiają na turystykę, więc przez te  dwa lata na pewno przybędzie jeszcze obiektów sportowo-rekreacyjnych i w  związku z tym.....kontuzji.  I jeszcze  jedno - czas  szybko ucieka, ani się  spostrzeżecie jak nagle  zaczniecie   zauważać, że  lepiej będzie gdy będziecie mieszkać blisko rodziców. My  z moimi nie mieszkamy w jednym  mieszkaniu, ale  w jednym bloku.  Łatwo wtedy dopilnować w razie choroby. Rodzice Adeli mieszkają w innej  dzielnicy, Adela nie jest z nimi zbyt związana  uczuciowo, ale może nadejść taki moment, że trzeba  będzie im też pomóc.  No i  nie  zapominaj, że ty też masz  rodziców i oni z czasem też będą pewnie wymagali  jakiejś pomocy, którą trzeba będzie zorganizować tam gdzie oni  mieszkają. Nie pamiętam ile jest kilometrów z  Zakopanego do Ojcowa, ale tak na oko to pewnie poniżej 150 kilometrów. W Ojcowie to chyba  byłem jeszcze w czasach studenckich. I kto wie, czy twoi rodzice  nie będą chcieli za kilka lat mieszkać gdzieś bliżej was. To że w tej  chwili "drzecie  koty" może się  zmienić. 

Tomek chwilę milczał, potem  powiedział - wiem, że masz rację. Na razie jakoś mi te  studia nieźle idą, wszystko zdaję za pierwszym podejściem. I nie  żałuję, że idę kursem pięcioletnim, to jednak jest inny start. I dziękuję ci  za to wszystko co powiedziałeś. W pewien sposób utwierdziłeś mnie, że zrobiłem dobrze wybierając pięcioletnie studia, bo miałem chwilę niepewności czy  aby dobrze  zrobiłem. Inni już będą zarabiać a ja dalej na  garnuszku rodziców.

Swój dług wobec  rodziców spłacisz inwestując w  Elunię i pomagając rodzicom gdy zobaczysz, że twoja pomoc przydałaby  się im. Elunia coraz  starsza, pojedźcie kiedyś z nią do Ojcowa w któryś weekend w czasie wakacji. Nie  musicie tam nocować, wrócicie tego samego dnia. Elunia jest bardzo mądrą i grzeczną dziewczyneczką. Kiedy oni ją widzieli po raz ostatni? Na chrzcinach, gdy  mała miała  rok. 

No to tak jakby jej  wcale jeszcze  nie widzieli- roześmiała  się Adela. Zadzwoń do  nich, że wpadniecie na kilka  godzin z wizytką, by mała  poznała również drugą babcię.  Znasz  swoich rodziców , więc się zastanów jak lepiej - "wziąć ich z  zaskoczenia", czy może lepiej uprzedzić, ale od razu ustawiając, że to żadna "protokólarna  wizyta na  szczeblu" tylko normalne spotkanie niczym po drodze,  na ulicy. Mam znajome, które  zawsze wyglądają jak  prosto  od  fryzjera,  ale  mam i takie, które jeśli nie  muszą danego dnia wyjść z domu to chodzą  cały  dzień w piżamie i rozczochrane. I strasznie  się złoszczą gdy ktoś je nagle zaskoczy swą wizytą. A może po prostu powinieneś wpierw sam do nich  wpaść? I pokazać im zdjęcia Eluni - na ogół każdą  babcię rozczulają zdjęcia ich wnucząt. Pomyśl i o  tym. 

Helena  zawsze mówi, że o dojrzałości człowieka świadczy i to jak ustawia stosunki z własnymi rodzicami. Ja też mam swego rodzaju problem z ustawieniem  swoich kontaktów z własnymi rodzicami. Zawsze bardziej kochałam siostrę swej matki, Helenę, która jest teraz  żoną mego teścia. Mieszkałam u niej od 16 roku życia. Bo ja byłam od  samego początku nie akceptowana przez matkę - ona chciała syna,  no a urodziła córkę. I wszystko co robiłam było zawsze złe, oczywiście  dlatego, że byłam niewłaściwej płci. To nawet dość  zabawne. I do dziś nie umiem się z tym pogodzić, że nie umiała mnie, mojej płci zaakceptować. A ojciec Emila od razu mnie zaakceptował, nawet niewiele o mnie wiedząc. I jest mi tysiąc razy bliższy niż mój ojciec. Żałuję tylko, że nie miałam możliwości poznania   mamy Emila- niestety odeszła ze świata nim poznałam Emila. A ten piękny pierścionek kiedyś do niej należał i jestem dumna, że teraz należy  do mnie. Rodzice  Emila bardzo  się  kochali i według  mnie cudownie go wychowali.

Myślę, że każde  dziecko jest szalenie wrażliwe na to jak jego rodzice odnoszą  się do siebie wzajemnie. W ogóle obserwacja jest podstawą egzystencji dziecka, jego rozwoju emocjonalnego.To szkoła życia dla dziecka, to nasze lustro i to od pierwszych dni swego życia. I o tym trzeba  pamiętać.

                                                                c.d.n.

2 komentarze: