Bywalcy Zakopanego śmieją się, że Słowacy też mają Gubałówkę. Ową rolę gra Hrebienok , czyli Siodełko. Można wjechać na Hrebienok kolejką linowo-szynową ze Starego Smokowca. Ale tylko nieliczni muszą przyznać, że Hrebienok spełnia jeszcze więcej funkcji - można stąd przejść spacerem pod Wodospady Zimnej Wody- i w tym miejscu miłośnicy polskich Tatr mówią, że "kudy im do naszych Wodogrzmotów lub Siklawy" i można wyruszyć jeszcze w kilka miejsc latem, a zimą korzystać z wyciągów narciarskich i kilku tras narciarskich. Ambitniejsi mogą przejść oznakowaną trasą do Tatrzańskiej Łomnicy, a stamtąd wrócić "elektriczką". Poza tym jest tu snack bar z bardzo dobrą kuchnią. Gdy Adela była tu ostatnim razem ów "snack bar" był małą restauracyjką serwującą proste, ale bardzo smaczne dania, serwowane na ładnej zastawie, czyściutkich kolorowych obrusach a sztućce nie były rodem z warszawskiego baru mlecznego. Oczywiście może ktoś powiedzieć, że jak człowiek głodny to i aluminiowe sztućce mu nie przeszkadzają, ale Adela była "z tych", którym one zawsze przeszkadzały, nawet gdy była bardzo głodna.
Tomek cały czas coś notował i miał coraz bardziej ponurą minę. W pewnej chwili z trzaskiem zamknął notes i powiedział: nic z tej Słowacji nie będzie bo oni są tani dla Zachodu, ale nie dla nas, chociaż kiedyś byli właśnie tani. Oni przyjęli euro jako swoją walutę i są wygrani. Oni nadal są tani, ale dla innych, który też przyjęli euro. Muszę się zorientować jak tu "lądują" fizjoterapeuci.
Halinka patrzyła na Tomka z przerażeniem. Tomek przytulił ją i powiedział - nie zostawię ciebie i Eluni, ale chyba czas by w stu procentach dorosnąć i się w pełni usamodzielnić. Po prostu muszę skończyć te studia, popracować tu trochę by mieć rozeznanie czy mamy po co się tu na stałe przenieść. To w pewnym sensie obojętne czy będę tydzień spędzał w Krakowie czy tu. Bo w Zakopcu mam pewną tylko tą praktykę. Chyba lepiej byśmy ewentualnie tu zamieszkali razem niż żebym tak jak wielu zakopiańczyków zasilał kadry pracowników fizycznych w USA, prawda? Przecież w Zakopanem i okolicach to normalka, że wyjeżdża kto tylko może i chce do strefy dolarowej, haruje tam 2 lub 3 lata jedząc byle co i mieszkając w paskudnych warunkach, wraca i buduje chałupę by przyjmować turystów. Twoi dziadkowie z obu stron byli "bogaci z domu", więc twoi rodzice nie wyjeżdżali do pracy w USA. I nawet letników rzadko przyjmowali.
Nie rób takiej zrozpaczonej miny, przecież cię nie porzucam, chcę się tylko usamodzielnić w pełni. Słowacja jest blisko Zakopanego, nie będzie cię ocean oddzielał od rodziców a tylko 60 kilometrów szosy. Jesteś po hotelarstwie i pracę tu znajdziesz. Elunia już nie przy piersi, dzieci bardzo łatwo się aklimatyzują do nowych warunków. To, że o tym myślę to nie dowód że tak będzie - to tylko jedna z możliwości. Nie wykluczam, że gdybym załapał się do któregoś z zakopiańskich SPA to też nie byłoby źle. Te wszystkie możliwości Zakopanego muszę po prostu rozpatrzeć w czasie trwania praktyki. Na Antałówce też ma powstać jakieś SPA z uwagi na te siarczkowe wody. Prawdę mówiąc to wolę być gdzieś zatrudniony na etacie niż prowadzić samemu jakąś działalność i co chwilę reagować na przepisy zmieniające się niemal z prędkością światła.
Adela i Emil słuchali wywodów Tomka, ale nie zabierali głosu - uznali, że to jest tylko i wyłącznie sprawa Tomka i Halinki. No coście tak zamilkli - spytał Tomek. Bo słuchamy - odpowiedział Emil. Masz rację, masz fajnych teściów, ale ja rozumiem twoją chęć usamodzielnienia się. W gruncie rzeczy ja też głównie z tego powodu wyjechałem na kilka lat z Polski i teraz, z perspektywy czasu wiem, że zrobiłem dobrze. Po prostu dobrze tam byłem wynagradzany. A że nie szalałem tam to i się "wzmocniłem finansowo". Wiem, że inni w tej sytuacji bardzo intensywnie korzystali z życia, ale mnie to nawet nie wypadało szaleć z uwagi na to, czym się zajmowałem. Musiałem się porządnie ubierać i porządnie prowadzić.
Wiem o kimś, z twojej branży, kto osiadł poza Polską, w rejonie podalpejskim i ma własną klinikę rehabilitacyjną. A wyjechał stąd jak mówią "goły i bosy", po rozwodzie. Rozwód nie miał nic wspólnego z tym wyjazdem, no może tylko tyle, że facet został w pewnym momencie bez mieszkania. Oczywiście wpierw kilka lat minęło nim mógł taką klinikę otworzyć i przestać pracować u innych. Osobiście człowieka nie znam, ale wiem, że skończył tę samą uczelnię co ty, pracował w szpitalu i jeszcze zrobił doktorat, właśnie gdy pracował w szpitalu. Czyli wyjechał gdy był już dla innych atrakcyjnym nabytkiem do szpitala lub kliniki. A kontakty zagraniczne nawiązał głównie w środowisku sportowców. Bo to "murowani" pacjenci. Po prostu ktoś mi o nim opowiadał.
Wiesz, takie pełne usamodzielnienie to w naszych warunkach następuje dopiero po trzydziestym roku życia. To prosty rachunek- podstawówkę kończysz mając 15 lat, szkołę średnią mając 19 lub 20 lat. Studia trwają przeważnie 5 lat, więc dyplom ukończenia takowych uzyskujesz najwcześniej mając 25 lat. I w opinii wszystkich jesteś wciąż "zielony", bo dopiero co skończyłeś się uczyć. Ale zawsze możesz coś zawalić albo z własnej winy albo z powodu zbiegu okoliczności i wtedy możesz ten dyplom otrzymać później. A absolwenci wszelakich kierunków medycznych zaraz po ukończeniu studiów raczej jeszcze nie są w pełni przygotowani do samodzielnej pracy, bo z tego co słyszałem w tej dziedzinie ogromne znaczenie ma doświadczenie. Są kraje, w których studenci kierunków medycznych już od pierwszego roku mają kontakt codzienny ze szpitalami lub innymi placówkami medycznymi, a w nich kontakt z pacjentem. Na mój rozum, to na studiach jest za dużo teorii a za mało praktyki. Jak mawia jeden z moich kolegów- od samego studiowania nie nauczysz się zbudowania domu własnymi rękami.
Myślę, że na razie wyciśnij co się tylko da z tych studiów, skończ je i wtedy będziesz miał być może jeszcze jakieś inne pomysły. Masz jeszcze 2 lata, to sporo czasu. I świetnie, że będziesz miał praktykę w tutejszym szpitalu, tu na ortopedię raczej nie trafiają ci z otartą piętą, tylko jakieś skomplikowane przypadki.
Jesteś komunikatywnym człowiekiem, sądzę, że bez najmniejszego problemu nawiążesz kontakty i zorientujesz się co do swego przyszłego zatrudnienia. Skoncentruj się teraz na tej praktyce, bo ważne jest jak cię tam ocenią. Wiadomo, że będą cię traktowali jakbyś był weterynarzem, lub pielęgniarzem, wszystkie praktyki studenckie są wredne, bo po prostu ludzie są wredni. Zresztą na uczelniach też niektórzy profesorowie i asystenci traktują studentów jak podgatunek a nie jak ludzi, więc musisz się uzbroić w całe tony cierpliwości. Pytaj, podpatruj, zapisuj. Skorzystaj jak najwięcej. To będzie procentować. Być może, że fakt, że twoja żona to miejscowa dziewczyna ustawi cię na całkiem niezłej pozycji pod względem towarzyskim i nie będziesz ceprem a namiastką miejscowego.
A jak widać Słowacy stawiają na turystykę, więc przez te dwa lata na pewno przybędzie jeszcze obiektów sportowo-rekreacyjnych i w związku z tym.....kontuzji. I jeszcze jedno - czas szybko ucieka, ani się spostrzeżecie jak nagle zaczniecie zauważać, że lepiej będzie gdy będziecie mieszkać blisko rodziców. My z moimi nie mieszkamy w jednym mieszkaniu, ale w jednym bloku. Łatwo wtedy dopilnować w razie choroby. Rodzice Adeli mieszkają w innej dzielnicy, Adela nie jest z nimi zbyt związana uczuciowo, ale może nadejść taki moment, że trzeba będzie im też pomóc. No i nie zapominaj, że ty też masz rodziców i oni z czasem też będą pewnie wymagali jakiejś pomocy, którą trzeba będzie zorganizować tam gdzie oni mieszkają. Nie pamiętam ile jest kilometrów z Zakopanego do Ojcowa, ale tak na oko to pewnie poniżej 150 kilometrów. W Ojcowie to chyba byłem jeszcze w czasach studenckich. I kto wie, czy twoi rodzice nie będą chcieli za kilka lat mieszkać gdzieś bliżej was. To że w tej chwili "drzecie koty" może się zmienić.
Tomek chwilę milczał, potem powiedział - wiem, że masz rację. Na razie jakoś mi te studia nieźle idą, wszystko zdaję za pierwszym podejściem. I nie żałuję, że idę kursem pięcioletnim, to jednak jest inny start. I dziękuję ci za to wszystko co powiedziałeś. W pewien sposób utwierdziłeś mnie, że zrobiłem dobrze wybierając pięcioletnie studia, bo miałem chwilę niepewności czy aby dobrze zrobiłem. Inni już będą zarabiać a ja dalej na garnuszku rodziców.
Swój dług wobec rodziców spłacisz inwestując w Elunię i pomagając rodzicom gdy zobaczysz, że twoja pomoc przydałaby się im. Elunia coraz starsza, pojedźcie kiedyś z nią do Ojcowa w któryś weekend w czasie wakacji. Nie musicie tam nocować, wrócicie tego samego dnia. Elunia jest bardzo mądrą i grzeczną dziewczyneczką. Kiedy oni ją widzieli po raz ostatni? Na chrzcinach, gdy mała miała rok.
No to tak jakby jej wcale jeszcze nie widzieli- roześmiała się Adela. Zadzwoń do nich, że wpadniecie na kilka godzin z wizytką, by mała poznała również drugą babcię. Znasz swoich rodziców , więc się zastanów jak lepiej - "wziąć ich z zaskoczenia", czy może lepiej uprzedzić, ale od razu ustawiając, że to żadna "protokólarna wizyta na szczeblu" tylko normalne spotkanie niczym po drodze, na ulicy. Mam znajome, które zawsze wyglądają jak prosto od fryzjera, ale mam i takie, które jeśli nie muszą danego dnia wyjść z domu to chodzą cały dzień w piżamie i rozczochrane. I strasznie się złoszczą gdy ktoś je nagle zaskoczy swą wizytą. A może po prostu powinieneś wpierw sam do nich wpaść? I pokazać im zdjęcia Eluni - na ogół każdą babcię rozczulają zdjęcia ich wnucząt. Pomyśl i o tym.
Helena zawsze mówi, że o dojrzałości człowieka świadczy i to jak ustawia stosunki z własnymi rodzicami. Ja też mam swego rodzaju problem z ustawieniem swoich kontaktów z własnymi rodzicami. Zawsze bardziej kochałam siostrę swej matki, Helenę, która jest teraz żoną mego teścia. Mieszkałam u niej od 16 roku życia. Bo ja byłam od samego początku nie akceptowana przez matkę - ona chciała syna, no a urodziła córkę. I wszystko co robiłam było zawsze złe, oczywiście dlatego, że byłam niewłaściwej płci. To nawet dość zabawne. I do dziś nie umiem się z tym pogodzić, że nie umiała mnie, mojej płci zaakceptować. A ojciec Emila od razu mnie zaakceptował, nawet niewiele o mnie wiedząc. I jest mi tysiąc razy bliższy niż mój ojciec. Żałuję tylko, że nie miałam możliwości poznania mamy Emila- niestety odeszła ze świata nim poznałam Emila. A ten piękny pierścionek kiedyś do niej należał i jestem dumna, że teraz należy do mnie. Rodzice Emila bardzo się kochali i według mnie cudownie go wychowali.
Myślę, że każde dziecko jest szalenie wrażliwe na to jak jego rodzice odnoszą się do siebie wzajemnie. W ogóle obserwacja jest podstawą egzystencji dziecka, jego rozwoju emocjonalnego.To szkoła życia dla dziecka, to nasze lustro i to od pierwszych dni swego życia. I o tym trzeba pamiętać.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń