Leszek "ogrzewał się" w przyjaznej domowej atmosferze. Emil przywiózł do kuchni łóżeczko małej i zamiast urzędować w ramionach taty Milenka była w swoim łóżeczku, przy którym "trzymał wartę" Leszek, pokazując małej kolejne zabawki. Milenka była wyraźnie w humorku, z radością chwytała zabawki i zawzięcie ćwiczyła wydawanie z siebie dźwięków. Leszek natomiast był "w siódmym niebie" i co jakiś czas mówił -nadrabiam zaległości - nigdy nie miałem tak naprawdę kontaktu z takim maleństwem. Najchętniej bym się u was zatrudnił jako niańka. Jeśli będziecie chcieli iść do kina lub do teatru, to ja z nią zostanę. Ona jest taka kochana!
Uważaj co mówisz, bo cię Adela wrobi w niańczenie dziecka - śmiał się Emil. Fakt, że ona się robi coraz bardziej komunikatywna. Popatrz, jest po jedzeniu a jak na razie to wcale nie ma zamiaru jeszcze spać. Ona już nie budzi się o 3 w nocy na karmienie, ale o piątej, a czasem o wpół do szóstej. Już nie je tak regularnie jak kiedyś, niemal co do minuty. Za dwa tygodnie będzie dostawać marchewkę gotowaną albo na cielęcinie albo na króliku. Zobaczymy jak to będzie.
Wiesz Leszku - całkiem ci do twarzy z niemowlakiem i dziecko na ciebie dobrze reaguje. Może pomyśl nad założeniem nowej rodziny - cicho powiedziała Adela. Leszek długą chwilę milczał i w końcu powiedział- nie jestem pewien czy stać mnie psychicznie na taki krok. Nie wiem, czy będę umiał którejś kobiecie zaufać na tyle by być z nią pod jednym dachem a do tego dodać dziecko.
Może po prostu powinieneś temat swego małżeństwa przepracować z fachowcem. Nawet jeśli nie jesteś przekonany, że powtórne małżeństwo to coś dla ciebie. Bo to nadal taka nieco krwawiąca rana, skoro zacząłeś podejrzewać, że nie jest to twój syn. Tyle tylko, że chyba teraz nie ma to już większego znaczenia - no a skoro jest pełnoletni i nie ma zamiaru dalej się kształcić, to ustaje twój obowiązek alimentacyjny - powiedz smarkaczowi o tym. Gdyby się nadal uczył, studiował, to płaciłbyś na niego do chwili aż ukończy 26 lat. I skoro ma już dowód osobisty to możesz przesyłać na niego imiennie pieniądze, nie na żonę. A może obu by wam dobrze zrobiło gdyby on mieszkał u ciebie?
Nie, nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Jestem gotów sprzedać tę chałupę z działką koło Kamieńczyka i kupić jemu jakieś nieduże mieszkanie. Masz chyba jednak rację - każdy wrzód trzeba przeciąć. I jeśli możesz to podaj mi namiary na tego waszego Arka. Adela uśmiechnęła się - zaczekaj, zaraz do niego zadzwonię. Adela zatelefonowała do Arka mówiąc : "Areczku, mam dla ciebie klienta- ulubiony "gin" Stasi i mój, potrzebuje porady prawnej, kwestie rodzinne, to doktor Leszek Z. Kiedy może się z tobą skontaktować i się umówić? Nawet zaraz? No to rozłączam się, a on do ciebie zaraz zadzwoni. Ucałuj Stasię ode mnie. No jasne, ciebie też całuję, Emil też cię całuje. A Milenka? Milenka flirtuje z doktorem Leszkiem Z. Nooo, ma u mnie pół etatu niani. Pa.
Adela sięgnęła po kartkę i napisała numer telefonu Arka - słyszałeś, możesz zaraz zadzwonić, więc dzwoń. Zresztą chyba go znasz, bo Stasia już była z nim u ciebie. Popatrz na Milenkę - oczka ma jak szpareczki, szybko ją przewinę i zaraz zaśnie. Wywiozę ją stąd i za chwilę wrócę.
Gdy wróciła po kwadransie do kuchni Leszek właśnie kończył rozmowę z Arkiem. Mina Leszka wskazywała, że panowie się dogadali. W chwilę potem Leszek powiedział - umówiłem się na jutro około osiemnastej u nich w domu. Adela wyciągnęła swój prywatny plan Ursynowa i pokazała Leszkowi gdzie mieszka Arek mówiąc - a jak wyjdziesz od niego to daj głos co załatwiłeś. Muszę w któryś weekend zrobić spotkanie na szczycie. I to pewnie w którąś sobotę - jak widać Milena jest towarzyska i nie rozrabia. Tylko chyba domówię się ze Stasią, że chłopców sprzeda do rodziców. Oni za bardzo by się tu nudzili. Zamiast chłopców będą nasi rodzice, naprawdę są fajni. A chłopcy są nieco niebezpieczni dla małej - jeden w pierwszej klasie, drugi w przedszkolu i już jedna kwarantanna była i do dziś nie wiem na co te bachory w szkole chorowały. Rozrzut w diagnozie był całkowity- może płonica, może różyczka a może wietrzna ospa. W każdym razie umówiłyśmy się ze Stasią, że chłopcy na razie nie będą tu bywać.
Jestem bardzo zżyta ze Stasią, pracowałyśmy razem. Ona to miała piekło ze swoim mężem -alkoholikiem. Gdy na niego spojrzeć to facet przystojny, zdolny i "wzięty" architekt, brał udział w zagranicznych konkursach, nawet coś wygrywał. Zaczął pracować w prywatnej firmie i się rozpił. A teraz w sądzie rodzinnym są dwie sprawy - jedna Stasi o odebranie pijakowi praw rodzicielskich bo uderzył starszego syna w twarz gdy ten był u niego w weekend - oczywiście był nachlany, jest raport policji - a druga sprawa to Arek założył sprawę o adoptowanie chłopców. Oni ubóstwiają jego, a on ich. Chłopcy już mówią do niego tata. Bo wiesz- niezbyt ważne kto spłodził, ważne kto okazał serce i wychował.
A ja coś o tym wiem, bo od szesnastego roku życia mieszkałam już na stałe u siostry mojej matki i ją kocham tak jakby mnie urodziła. Może to nie ładnie, ale moja rodzona matka nie wie, że mamy Milenkę. Ale nie mam ochoty widzieć tu moich rodziców. Za to kocham bardzo ojca Emila no i Helenkę, jego żonę. Jak widzisz ja też jestem trochę inna niż się na pierwszy rzut oka wydaje.
Arek na pewno dobrze ci doradzi w kwestii juniora. Szczerze mówiąc to nagminne przyznawanie kilkuletniego dziecka matce uważam za nonsens - przecież te matki pracują zawodowo, a zarabiają z reguły mniej niż ojcowie. Tak samo nie ma w domu cały dzień tej pracującej matki jak i pracującego ojca. A z tego co widzę na własne oczy to mężczyźni naprawdę potrafią się zająć dzieckiem, nawet najmniejszym. Nie jestem jakąś feministką, ale uważam, że tradycyjny podział na role męskie i kobiece jest wyraźnie wydumany pod kątem męskiej wygody.
Sytuacja jaka wytworzyła się z racji II wojny światowej przeorała dotychczasowe obyczaje. I okazało się, że kobiety potrafią tak samo prowadzić samochody, potrafią strzelać i zabijać, pracować przy produkcji broni, samolotów, samochodów - potrafią niemal to samiutko co mężczyźni. Emil potrafi koło Milenki wszystko zrobić- no tylko taka miedzy nami różnica, że nie nakarmi piersią, ale w pewnej chwili karmienie piersią się kończy. I mój szacunek , podziw i miłość do niego nie zmalała dlatego że potrafi ugotować dla nas obiad, zrobić dobrze zakupy, przewinąć i zabawić lub ululać Milenę. I szczerze nie lubię gdy obie strony usiłują udowodnić wyższość jednej płci nad drugą. Wcale mi nie przeszkadza, że nie wiem całej masy rzeczy z zakresu elektrotechniki, a Emil ma to w małym palcu, bo ukończył ten kierunek. Mnie wystarczy to, że potrafię w razie potrzeby naprawić jakiś drobiazg i z tej okazji nie pozbawić prądu całego budynku. Koło w samochodzie też potrafię zmienić jeśli muszę to zrobić sama, ale nie rozpowiem wszystkim dookoła, że w kwestii samochodu jestem "samoobsługowa". I, chociaż karmię Milenę piersią, nie mogę się dopatrzeć w tej czynności jakiejkolwiek frajdy, nie sprawia mi to radości i satysfakcji. I zastanawiam się czy ja jestem tak bardzo mało empatyczna, czy może jednak te, które piszą o szczęściu, które odczuwają karmiąc dziecko piersią mają wszystko w porządku w mózgu. Nie wykluczam , że może te babki, które mają "nadprodukcję" pokarmu czują wielką ulgę gdy wreszcie dziecko się dorwie do piersi i ją opróżnia. I mam wrażenie, że nie ja jedna tak odbieram karmienie piersią, ale akurat ja mam odwagę o tym mówić bez owijania sprawy w ładne opakowanie. A może ja mam jakiś nietypowy zestaw hormonów i dlatego tak wydziwiam. Nie wiem.
Leszek wpatrywał się uważnie w Adelę, a na jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech. W końcu szeroko się uśmiechnął i powiedział - co do zestawu twoich hormonów to mogę cię zapewnić, że jest w stu procentach jak najbardziej prawidłowy. Tak jak ty myśli sporo kobiet, ale nie wszystkie mają odwagę by to głośno powiedzieć. Hania zostawiła mi w spadku same "normalne" pacjentki, dobrze zorientowane we funkcjonowaniu własnych organizmów, z którymi można rozmawiać o wszystkim, bo wiedzą o czym jest mowa. Przy omawianiu ciebie powiedziała - to babka przy której nie ma tematów tabu. I miała rację.
Adela zaczęła się śmiać - a ja zawsze miałam wrażenie, że ty głównie rozmawiasz z moją kartoteką i że gdybym cię spotkała gdzieś na mieście to nawet nie wiedziałbyś, że mijasz swoją pacjentkę. Tyle tylko, że mnie taki super bezpłciowy sposób traktowania pacjentek bardzo odpowiada. Jakby na to nie spojrzeć "manewrujesz" w strefach intymnych ciała. Teraz i Leszek zaczął się śmiać - gdy mi powiedziałaś, że masz zamiar wyjść za mąż, byłem szalenie ciekawy kim jest ten szczęściarz, ale widziałem , że minęły ci ukryte stany zapalne, więc jest dobrze. I nie podejrzewałem, że się tak zaprzyjaźnię z wami. Ale naprawdę uważam was za prawdziwych przyjaciół. A na mieście na mur-beton bym cię rozpoznał - mam bardzo dobrą pamięć wzrokową. Mam wszak całą furę pacjentek, ale zaprzyjaźniłem się tylko z wami - coś w tym jest. Od kilku dni zastanawiam się, czy nie przejść do kliniki, w której rodziłaś, bo oferują całkiem niezłe warunki. Miałbym wtedy znacznie mniej problemów na głowie. Bardzo im się podoba mój doktorat. A- chyba ci tego nie mówiłem- jesteś jedyną pacjentką, która pogratulowała mi doktoratu no i oczywiście jedyną, która coś o tym poczytała. I jak cię nie kochać? I, na dodatek, mogę się u was wygadać i wypłakać. Jesteście oboje po prostu nie do zastąpienia!
Emil poklepał go po ramieniu mówiąc, mam na ten temat własną teorię, kiedyś o tym na pewno porozmawiamy. Po prostu tak wygląda przyjaźń. A co do tej propozycji - nie zostaje ci nic innego niż wzięcie w rękę kartki i ołówka i spisanie wszystkich plusów i minusów. Trzeba byś wszystko dokładnie rozważył- lokal, sprzęt, pacjentki.
No tak, będę musiał tak zrobić. Ale wpierw muszę wiedzieć czy chcą tylko mnie, czy może mnie plus dobrze wyposażony gabinet. Wyposażenie jest w leasingu, więc oni mogą płacić zamiast mnie. Oczywiście podejrzewam, że połowa pacjentek mnie przeklnie, bo wizyty w klinice będą zapewne droższe. Ja już działam na granicy opłacalności i w końcu będę musiał podnieść cenę wizyty. Lokal to po prostu sprzedam, bo od samego początku był szykowany na gabinet lekarski. Prawdę mówiąc to mam trochę dość tego ciągłego pilnowania czy aby wszystko jest jak należy - w klinice nie jest to moja działka ale osób wyznaczonych przez klinikę.
Zaczynasz mieć teraz sporo spraw na głowie - zauważyła Adela. Bo i z młodym masz problem i teraz ta propozycja. Wydaje mi się całkiem ciekawa - nie będziesz musiał wszystkiego osobiście doglądać, to też niezłe. Michał chwalił sobie tę pracę w klinice - jak mówił- to zupełnie inna bajka, pomijając kwestię zarobków. Właśnie sobie uświadomiłam, że odgrażał się, że będzie nas często nawiedzał i jakoś zniknął z horyzontu. Nie żebym za nim bardzo tęskniła, tylko mi się tak skojarzyło bo mówimy o klinice. Tam się wykazał anielską cierpliwością wobec mnie. A tu obrugał babkę, z którą przyszedł. Ciekawe czy już oddali do użytku ten blok, w którym oni mieli mieszkać. Te poślizgi w budownictwie są naprawdę denerwujące. Przecież większość ludzi czeka na to mieszkanie w wynajmowanym mieszkaniu i nie zawsze jest możliwość dogadania się z właścicielem co do nagłego przedłużenia najmu lub nieplanowanego skrócenia go. Nam się udało to dość bezboleśnie przeprowadzić, bo braliśmy to co już było oddane do użytku, ale nie miało powodzenia bo parter i obok przychodnia lekarska. A nam ani ten parter nie przeszkadza ani przychodnia ani nawet szkoła widoczna od drugiej strony. Przychodnia to się nam nawet kiedyś przydała, bo można sobie w niej bez problemu porobić analizy i miałam tam serię zastrzyków gdy wariowałam.
Nie rozumiem - stwierdził Leszek - co znaczy wariowałaś? No gdy byłam wykończona nerwowo bo miałam trochę za dużo spraw na raz- obrona magisterki, kurs na rzecznika i egzamin na rzecznika. Miałam wtedy serię bolesnych zastrzyków - bolało, ale pomogło. Emil to niemal święty człowiek, że ze mną wytrzymał, a nie wyrzucił z domu.
Powinniście mnie wykopać z domu, noc już za oknem- stwierdził Leszek. Emil zaśmiał się - zamiast cię wykopywać nakarmię cię czymś co jadałem nagminnie w Meksyku - zaraz zrobię albo paellę albo risotto, bo zrobię to co matka- karmicielka woli. No to zrób paellę - zarządziła Adela. A ja wrzucę marchewkę do blendera- będzie robiła za surówkę. A co to jest ta paella? - spytał Leszek. To samo co risotto tylko na sucho a nie na mokro - odpowiedziała Adela. Składniki te same, czyli ryż i warzywa, też na bulionie tylko przypieczone a nie kremowe jak risotto. Nie trzeba sterczeć przy patelni i mieszać, trzeba dać temu możliwość lekkiego przypieczenia się. Więc z reguły paellę robię ja, a risotto robi Emil. Ale dziś on zrobi paellę. I dziś dodamy do niej usmażony kotlet mielony podziabany na kawałeczki. Będzie jeszcze lepsze niż zawsze. To mój osobisty wynalazek na zjedzenie kotleta mielonego na drugi dzień po zrobieniu. Jak raz zjesz to zawsze będziesz do takiego dania wracał. Normalni ludzie to gotują ryż na sypko, na drugiej patelni odsmażają pod pokrywką mielonego z poprzedniego dnia, a że my pod względem kulinarnym jesteśmy nieco zblazowani to robimy to inaczej. Chyba muszę to sobie zapisać- stwierdził Leszek. Nie ma problemu - patrz- tam jest notes z wyrywanymi kartkami i długopis, możesz pisać.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńsię dzieje. I to prawda, nieważne kto spłodził
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń