Na południowe karmienie w dniu wizyty doktora L. Adela zaserwowała dziecku mus z marchewki gotowanej razem z kawałkiem cielęciny. Zamienianiem gotowanej marchewki w konsystencję musu zajął się Emil, przecierając marchewkę przez gęste sitko. Wpierw przezornie Adela spróbowała czy to w ogóle jest jadalne - jej zdaniem to "coś" dawało się zjeść. Łyżkę stołową owego "smakołyku" wlała do butelki ze smoczkiem, w którym dzień wcześniej zrobiła 3 nieco większe dziurki. Gdy mała zaczęła już bardzo energicznie domagać się jedzenia, smoczek - gryzaczek został zastąpiony smoczkiem na butelce z musem. Na wszelki wypadek obok była przygotowana filiżanka z musem, żeby podać go dziecku łyżeczką. Adela i Emil przygotowani byli na ostry krzyk protestu, ale chyba mała była już wygłodzona bo tylko na moment zagryzła smoczek i znieruchomiała, w tej chwili Emil pogłaskał małą po główce i zaczęła ssać zawartość butelki. W nagrodę po wypiciu musu z marchewki została przystawiona do piersi.
Marchewka, którą ugotowała Adela była "importowana" ( jak się śmiała Adela) z działki koleżanki Stasi. Działka była daleko od Warszawy i daleko od szosy. Nooo, nie zostaje nam nic innego jak zakupienie działki, żeby księżniczka miała smaczną marchewkę - stwierdziła Adela. Oczywiście rodzice orzekli, że nie ma sprawy, będzie się raz na tydzień jeździć po marchewkę. Ale teraz to ta ilość starczy zapewne na dość długo a w razie czego będzie się robiło zakupy w sklepie z tak zwaną "zdrową żywnością." Nazwa "zdrowa żywność" przyprawiała Adelę o śmiech. No ale ona i tak po cichu liczyła na to, że jednak będzie się wspomagała gotowymi posiłkami dla dziecka. Oczywiście zaraz po nakarmieniu małej nadała do Stasi wiadomość, że Milenka zjadła mus z marchewki i nawet nie pluła, bo dostała go przez smoczek. Odpowiedź brzmiała - "no i bardzo dobrze, przyjrzyj się tej marchwi, to jest karotka, ona jest smaczna. Kupuj zawsze karotkę. A księżniczkę od nas wszystkich ucałuj".
Wizyta doktora L. przebiegła sprawnie, Emil wlał nawet do kieliszka nieco musu, by doktor ocenił smak- ocena była wielce pozytywna. Poza tym okazało się, że mała mierzy i waży tak jak potrzeba, można jej ten mus zagęścić ugotowanym, zmiksowanym ryżem i podawać łyżeczką. Nie widział przeszkód by dawać dziecku gotowe " słoiczkowe" dania, dostosowane do jej wieku. I stwierdził, że w tym układzie za pół roku będzie mogła jeść razem z nimi "z jednego garnka". Wychwalał pod niebiosa pomysł, że Adela będzie z nią w domu aż do czasu przedszkola. Był bardzo zadowolony z faktu, że Milenka nie płacze na widok nieznanego człowieka i śmiał się gdy Emil powiedział, że mała wręcz bardzo lubi gdy w domu jest więcej osób. No nic dziwnego, skoro się każdy gość nią zachwyca. Ona lada dzień zacznie sama siadać - stwierdził lekarz. I to jej łóżeczko pewnie będzie już zbyt małe, musicie państwo pomyśleć o większym. Mamy większe, poinformował lekarza Emil. Na razie ona jeszcze śpi w naszej sypialni i wędruje po domu razem z łóżeczkiem, bo ono ma kółka. To drugie jest dużo większe i wtedy już nie będzie z nami spała w jednym pokoju - będzie spać w swoim pokoju. Ona już teraz bardzo się ucywilizowała - ostatnie karmienie jest o północy a pierwsze o 5,30, a czasem o 6,00 rano. Zje, przewinę, pogłaskam po główce i panienka jeszcze zasypia. Jakoś mało kłopotliwe z niej dziecko - bałam się, że będzie gorzej.
No jest dobrze, bo dziecko organicznie zdrowe, bardzo zadbane, harmonijnie się rozwija, ma świetne warunku bytowe to i kłopotu nie sprawia. Nie ciągacie jej państwo po znajomych i rodzinie, mała ma ciszę i spokój i jest otoczona miłością. Dziecko to wszystko czuje, jest bardzo dobrym barometrem tego jaka jest rodzina.
Czy mówił państwu Leszek, że przymierza się do zaniechania swej praktyki prywatnej? Trochę mnie to zaskoczyło i zmartwiło, no ale to jego decyzja. Tak, mówił, dostał propozycję z kliniki w której rodziłam- powiedziała Adela. Pewnie większość jego pacjentek pójdzie za nim. Ja mu się nie dziwię - własny gabinet pełen drogiego sprzętu trudno teraz utrzymać. Zwłaszcza , że nie jest chirurgiem w swej branży, on chyba działa na granicy opłacalności, poza tym musi sam pilnować całego zaopatrzenia. Już sam gabinet jego bez sprzętu kosztuje, bo czynsz za mieszkanie wykorzystywane w celach zarobkowych jest dużo wyższy niż normalnie. Pacjentki już narzekają, że drogo u niego. No to teraz te , które zostaną pod jego opieką będą miały jeszcze drożej. Tylko jakoś żadna nie zastanawia się, że u niego są europejskie warunki a nie rodem z dalekiego wschodu. Jest facet świetnym cytologiem, b. dobrym diagnostą, wiele kobiet uratował przed nowotworem a do tego to bardzo kulturalny człowiek. Przykro mi, że ma taką sytuację i na pewno przejdę za nim do kliniki. Prawdę mówiąc to w jego gabinecie tutaj to są lepsze warunki dla pacjentek niż w klinice. Ginekologia to dość specyficzna specjalność i wymaga od lekarza nie tylko bardzo dobrej wiedzy ale i wysokiej kultury. Bo nie dość, że lekarz działa w tzw. strefie intymnej to i trzeba o tym rozmawiać a to wielu osobom sprawia ogromną trudność.
Mam wrażenie, że w każdej specjalności to lekarze mają w pewnym sensie pod górkę gdy rozmawiają z pacjentem- stwierdził doktor L. Wcale nie jest łatwo powiedzieć matce, że na przykład źle dba o swoje dziecko bo malec wygląda jak tucznik, więc powinna zwrócić uwagę na to co dziecko je i jakie ilości. Gdy ważę dziecko i mówię, że za dużo waży to zaraz słyszę: przecież dziecko z tego wyrośnie! Teraz już przestałem tłumaczyć, że utuczone dziecko będzie zawsze za dużo ważyło i będzie walczyło z nadwagą w życiu dorosłym. Po prostu wciskam matce w rękę ulotkę o tym co powinno dziecko jeść i ile. Wiem, że mądra to przeczyta a głupia wyrzuci.
A Leszek to w waszej trójce zakochany na całego. Emil roześmiał się - jestem w stanie zrozumieć, że zakochany jest w moich dziewczynach, no ale dlaczego i we mnie? No bo widocznie jest to takie trio, że nie daje się tego rozdzielić - stwierdził doktor L. Trochę mu nie wierzyłem dopóki was nie poznałem - po prostu jesteście w pewnym sensie niedzisiejsi. Gołym okiem, bez szkiełka, widać że się nie tylko kochacie ale i szanujecie. Leszek traktuje was jak najbliższą rodzinę. A Milenka jest jego zdaniem najpiękniejszym niemowlakiem na świecie. I do tego nieomal genialnym bo gdy on do niej zagaduje to zaraz macha rączkami i wypina brzuszek. Tłumaczę jak komu mądremu, że to normalne a nie coś niebywałego, ale on ma własne tłumaczenie tego zjawiska.
Ja to nawet byłem nieco zazdrosny o Leszka - przyznał się Emil. No bo jak nie być zazdrosnym gdy ukochana kobieta mówi o lekarzu tej specjalności "mój ulubiony gin"? Dość długo mi musiała tłumaczyć, że jest ulubionym lekarzem, bo u niego czuje się tylko pacjentką a nie kobietą do podrywu. I przestałem być zazdrosny o Leszka gdy go poznałem i cenię sobie jego przyjaźń. I będę się starał by rozstał się z tym gabinetem z jak najmniejszymi stratami, dopilnuję by wszystko dwa razy przeliczyć i bardzo dokładnie obliczyć opłacalność każdego posunięcia. W takim liczeniu jestem dobry, więc dopilnuję go.
Pan doktor, który "pożerał" kolejne jednogryzowe ciasteczko zapytał, czy te ciasteczka to domowe, czy może są gdzieś do nabycia. Adela uśmiechnęła się i powiedziała - to są tak proste do zrobienia ciasteczka, że bez trudu je pan sam upiecze - ja zrobiłam je dziś rano. Wystarczy posiekać 500g dowolnych orzechów, dodać do tego 150 gramów erytrytolu, 2 jajka duże + mielony cynamon do smaku. Piec nagrzać do 180 stopni. Składniki wymieszać, formować małe ciasteczka, kłaść na blachę wyłożoną pergaminem do pieczenia. Piec 25 minut. Po upieczeniu gdy ostygną można posmarować pędzelkiem maczanym w czekoladzie. Czekoladę gorzką rozpuszczam razem z łyżką oleju kokosowego. Te są z orzechów laskowych, ale z każdych będą dobre. Ja dałam erytrytol, ale można dać cukier trzcinowy albo zwykły. Adela wyrwała kartkę z notesu i zapisała na niej przepis dopisując - można też ciasteczka formować gałkownicą do lodów lub łyżeczką do herbaty. Erytrytol nie podnosi cukru w organizmie. Doktor L. przeczytał przepis i stwierdził, że faktycznie przepis prosty i pokusi się o zrobienie takich ciastek.
Umówili się z doktorem L., że spotkają się za 2 miesiące, a gdyby się wydarzyło coś, co zaniepokoiłoby Adelę to skontaktuje się telefonicznie. No i oczywiście może śmiało korzystać z gotowych dań dla dzieci.
Ledwo doktor L. wyszedł od nich, do Emila zatelefonował Leszek z pytaniem czy może na chwilę wpaść, bo właśnie przywiózł miód od pszczelarza, tego, u którego kupuje miód Michał. Poza tym rano zawiózł panią Wandę na rtg płuc, bo się jej kończy zwolnienie, ale lekarz rejonowy nie dał skierowania więc Leszek zawiózł ją do swojego szpitala gdy usłyszał w telefonie jak zakaszlała. Dowiózł ją nieomal w ostatniej chwili, bo kolega już kończył dyżur. Teoretycznie stan zapalny minął, ale wg tego lekarza powinna jeszcze z tydzień pobyć w domu po tych antybiotykach, więc zapisał ją do siebie na wtorek rano i wtedy porobi się jeszcze analizy i dostanie jeszcze 9 dni zwolnienia, by do siebie doszła. Pozapisywał jej całą furę leków wzmacniających. Więc będzie tak, że pani Wanda na jeden dzień pójdzie do pracy i w ten dzień czyli w poniedziałek do spółdzielni wpadnie Leszek, podjadą samochodem obejrzeć to mieszkanie, a we wtorek rano Leszek zawiezie ją do lekarza, potem odwiezie do domu. W trakcie tych opowieści wypakował z torby 2 litry miodu. Oczywiście zaraz został zapytany co mu się na mózg rzuciło, że przywiózł tyle miodu, więc dowiedzieli się, że to dla nich i dla ich rodziców. A słoik z niebieską zakrętką to miód dla Milenki, reszta jest dla dorosłych. Na razie niech jeszcze nie je miodu, ale gdy skończy rok to już można go podawać do picia , 2 łyżeczki na 100ml letniej wody. Po prostu ten miód zaczeka na Milenkę. Niektórzy podają i młodszym dzieciom miód, ale ponieważ miód zawiera nieco pyłku to niektóre dzieci uczula. Co prawda ani Adela ani Emil nie są alergikami, więc teoretycznie mała też nie powinna być. No fajnie, dzięki stary, a teraz ile mam ci za ten miód zwrócić?
Leszek popatrzył na Emila i powiedział - jak mi wyliczysz ile mam zwrócić za regularne objadanie was i za zabieranie wam czasu moimi problemami, to ja ci powiem ile masz dać za miód. Pozwól mi się czuć fragmentem waszej rodziny, nie odzieraj mnie ze złudzenia, że jestem w tej rodzinie. Lepiej mi powiedz czy był u was L. i jak znajduje Milenkę?
No ale i bez tego miodu jesteś fragmentem rodziny, wiesz? Taki ekstra miód przecież kosztuje. A co do doktora L. - następna wizyta za 2 miesiące, mała w najlepszym porządku. L. dostał od Adeli przepis na ciasteczka- masz szczęście, że rano z powodu zaspania przygotowałem więcej orzechów i wyszło więcej ciasteczek, więc jeszcze nieco ich ocalało. Ale ciasteczka to będą dopiero po obiadokolacji. A dziś na obiadokolację mamy naleśniki- my, jako że nie karmimy niemowlęcia mamy naleśniki z mięsem i soczewicą, a matka karmiąca z mięsem i warzywkami, czyli z marchewką i pasternakiem. Do tego jest barszcz czerwony na rosołku Adeli.
I wyobraź sobie, że dziś mała jadła mus z marchewki ugotowany na adelczynym rosołku, a dopiero potem dostała mleko mamy. A z nowin- doktor L. stwierdził, że może mała dostawać obiadki ze słoika, te co są w Rossmannie. No i to bardzo nas ucieszyło - przecieranie marchewki przez bardzo gęste sitko to żadna frajda.
Leszek uśmiechnął się - swojemu nie przecierałem ale tej kruszynce mógłbym przecierać, jakby co. Analizowałem dziś warunki, na których mógłbym przejść do Kliniki oraz warunki mego leasingu. Najlepiej byłoby dla mnie gdyby ktoś odkupił ode mnie całość- lokal i całe wyposażenie, które jest w leasingu. Dam ogłoszenie w prasie medycznej, poza tym rozpuszczę wici. Ursynów jest całkiem dobrą lokalizacją no i się rozrasta. Gdy Hania sprzedawała mi to wszystko to mogła przebierać w chętnych. Ale wybrała mnie. Jak zauważyłem jest teraz sporo młodych, nadzianych z domu. Jakoś bardziej optymistycznie na to wszystko patrzę. Oczywiście zabiorę to wszystko co było moje, spłacone.
c.d.n.
:)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń