Gdy Wiesia i Adela wróciły do salonu, towarzystwo, zwłaszcza jego męska część była pochłonięta degustacją i odgadywaniem składu ciasta zwanego mazurkiem. Na pewno są tu daktyle- wiem, bo sam je pozbawiałem pestek i kroiłem na kawałki - powiedział Piotr. A ja tu rozpoznałem orzechy włoskie - stwierdził Leszek. E nie, powiedziałbym, że raczej laskowe ale są i rodzynki a sama masa jest na pewno czekoladowa- dodał Emil.
Adela popatrzyła na męską część towarzystwa i powiedziała - a czy nie jest wam wszystko jedno co jest w środku, skoro wam to smakuje? Ta masa czekoladowa ma w sobie różne orzechy i trochę migdałów. To po prostu kogel mogel wymieszany z różnymi orzechami zmielonymi na różną grubość i nie ma tu wcale mąki. Miało być włoskie panforte, ale ono to musi po zrobieniu leżakować z 8 tygodni i trzeba do niego dodać dobry likier kawowy, więc zrobiłam coś "na kształt i podobieństwo" i sądząc po waszych minach to się udało całkiem nieźle. A przepis znajdziecie w sieci wpisując hasło "panforte". Tak naprawdę to nie jest klasyczne panforte bo ja tę masę rozłożyłam na .....andrutach i wszystko razem upiekłam, nie bardzo wiedząc co z tego wyjdzie. Ja przeważnie biorę przepisy z sieci, tyle tylko, że rzadko kiedy robię wszystko tak jak to przepis podaje. Mam taki feler.
A gdzie maluśka? zainteresował się Leszek? Śpi w swoim łóżeczku w pokoju gościnnym rodziców. Mam przy sobie podsłuch, a ona leży na najniższym piętrze łóżeczka, więc nawet gdyby wstała na własne nóżki to i tak nie wypadnie z niego. My jej nie zachęcamy ani do siadania ani do wstawania - osobiście jestem zdania, że to musi nastąpić "samo z siebie" gdy jej organizm będzie do tego przygotowany. Nie bardzo rozumiem tych rodziców, którzy już półrocznego malca stawiają na nóżki i uczą chodzenia. Jestem zdania, że dziecko samo powinno "wpaść" na to jaką techniką ma usiąść i potem wstać na nóżki. Zresztą pan doktor L. też jest tego zdania. Podoba mi się ten doktor L. bo śmieje się z tych wszystkich tabel wzrostu i wagi, bo każde dziecko rozwija się w swoim własnym tempie a nie według tabel. Milenka wg tabel waży o kilogram za mało, ale nie da się o niej powiedzieć że jest chuda czy też zabiedzona. Zobacz Leszku - większość lekarzy mając taką fuchę do prowadzenia to regularnie co miesiąc przylatywałaby do nas, by zerknąć na małą i zgarnąć forsę. A ten po ostatniej wizycie nam powiedział, że jak na razie nie ma potrzeby by ją oglądał co miesiąc, ale mamy się z nim kontaktować gdy coś nas zaniepokoi lub mała zachoruje. Wtedy od razu przyjedzie. No i mogę zawsze się z nim skonsultować w sprawie małej. A na rejonie jakby się co działo z małą to mi nikt jej od ręki nie przyjmie, tylko kierują od razu na ostry dyżur. A ta larwa na rejonie stwierdziła, że stanowczo Milenka za mało waży a gdyby była chłopcem to powinna by ważyć 9 kilogramów. Ja wiem, że ona jeszcze własnego dziecka nie ma, ale nawet gdyby miała to jej dziecko wychowywała by jej mama lub żłobek a nie ona. I pewnie nadal by twierdziła, że tylko waga w tabeli jest ważna, a nie to czy dziecko z natury jest mocnej budowy czy delikatniejszej. Ani Emil ani ja do ciężarowców nie należymy to dziecko siłą rzeczy też nie.
Leszek uśmiechnął się - no nie da się ukryć, że L. to porządny facet a i dobry fachowiec. I cieszę się, że ci go podsunąłem. A wy z kolei podobacie się jemu, więc wszystko gra. Ale i tak najbardziej się cieszę z tego, że Hania sprzedała mi gabinet razem z tobą. No i muszę ci jeszcze coś powiedzieć - widziałem się z Michałem. Wpadłem na niego na parkingu Tesco, bo wystartowałem po pieczonego kurczaka. Wprowadza się do tego mieszkania w tygodniu poświątecznym. Śmiał się, że w pewnym sensie zapowiedź, że mieszkania będą oddane po świętach sprawdziła się - przecież nie precyzowali po których. I jeszcze coś - mówiłem ci, że nie wiem czy ta Teresa to żona czy nie żona. Okazało się, że nie żona i że już nie są razem. Nie moja sprawa, ale nie bardzo rozumiem po co kłamał. Nawet się go o to zapytałem i stwierdził, że lepiej brzmi gdy lekarz przedstawia towarzyszącą mu kobietę jako żonę niż jako przyjaciółkę. No i macie oboje pozdrowienia od Michała razem z zapytaniem kiedy następna sesja porodowa.
Było mu powiedzieć, że jeszcze długo nie - a potem wcale. Osobiście już nie przewiduję następnej sesji. Pewnie jestem dziwna, ale nie dopatrzyłam się w tym wszystkim niczego porywającego i wspaniałego i naprawdę nie mogę pojąć jak można chcieć rodzić kolejne dziecko czy też dzieci. A wszak miałam luksusowe warunki w porównaniu do wielu innych kobiet. To, że nie bolało to fakt, ale nie da się ukryć, że miłe to nie było. Bycie w stanie odmiennym też mnie nie zachwyciło chociaż nie miałam ani razu porannych mdłości. Znieczulenie tylko likwiduje ból ale nie czucie. Najbardziej mi Michał podpadł każąc mi nie przeć, podczas gdy to parcie idzie po automacie, czy chcesz tego czy nie. Jako położnik powinien przecież to wiedzieć. To tak jakby ktoś kazał komuś wstrzymać torsje gdy żołądek jest już niemal w gardle. Nie da się po prostu i on powinien to wiedzieć. Ja w ogóle nie parłam tylko cały czas się bałam, że mi się miednica rozleci. Co prawda bez bólu. Mała po prostu sama się rodziła, a ja tylko starałam się znaleźć najwygodniejszą pozycję dla siebie i dla małej, by z tego łóżka nie zleciała. Ale wyobraźnia pracuje.
Współczuję Emilowi, że przy tym był, bo to naprawdę nic wspaniałego. Ale z drugiej strony to się cieszyłam, że jest, bo gdyby się działo coś nie tak to by go wyrzucili z porodówki. Tak samo wciąż poza względami "naukowymi" nie jestem w stanie dopatrzeć się czegoś fajnego w karmieniu dziecka piersią. Nie przeżywam w związku z tym żadnych wzruszeń a nawet różne ograniczenia dietetyczne mnie nie dotykają a fakt, że nie musiałam robić mieszanek mało mnie wzruszał, bo na co dzień gotuję obiady i zabełtanie mleka w proszku w garnku to mniej niż małe piwo dla pijaczka. Oczywiście kocham Milenkę, ale dla mnie i tak Emil jest ważniejszy. Nie wykluczam, że ja po prostu z lekka jestem niedorobiona umysłowo.
Helena i Piotr wpatrywali się w Adelę nieco zdziwieni, Leszek i Emil delikatnie potakiwali głowami a Wiesia powiedziała - podejrzewam, że tak jak ty myśli wiele kobiet, ale często nawet same przed sobą nie mają odwagi by się do takiego poglądu przyznać. I wiesz, jesteś fajna dziewczyna, że umiesz powiedzieć prawdę i nie boisz się tego. I myślę, że jeszcze przed ciążą i porodem tak myślałaś i chwała ci za to, że jednak macie Milenkę. Zawsze cię uważałam za mądrą babkę a znamy się w sumie sporo lat.
A jeśli pomimo takiego spojrzenia na ten temat zdecydujesz się na kolejne dziecko, to wtedy ja będę je odbierał - powiedział Leszek. Zrobię to dla was obojga, bo wiem, że dobrze się rozumiemy. To drugie powinnaś urodzić nim pomiędzy ciążami miną cztery lata. Masz jeszcze trochę czasu na decyzję.
Z głośnika dopłynęło ciche "eeea, baa" i wszyscy się zaśmieli - no proszę dziecko się włączyło do dyskusji na zasadzie "nic o nas bez nas" - stwierdził Emil i wyszedł z pokoju. W chwilę potem wjechał do salonu z łóżeczkiem. Muszę wyskoczyć do domu po pampersa nim ją zacznie pupa szczypać. To jest jedyny moment, w którym żałuję, że nie mieszkamy z rodzicami przez ścianę. Nie ma potrzeby- stwierdził Piotr - u nas jest cała paczka pampersów i chusteczek dla małej i wyszedł do sypialni. Po chwili wrócił z pampersem i całą paczką chusteczek. Ojej, świetnie - ucieszył się Emil. Jak ją tylko rozwinę z tych mokradeł to zaraz się jej humor poprawi. Taka nieco bezwstydna ta nasza córcia- uwielbia być z gołą pupką. Leszek od razu wziął małą w obronę - po prostu wtedy nic nie krępuje jej ruchów i nie musi pokonywać siły tarcia pomiędzy ubrankiem a podłożem. To bardzo mądra dziecinka. Daj, to ją przewinę, dawno tego nie robiłem i Leszek zabrał z rąk Emila pampersa. A mała cwaniara dobrze wiedziała, że wujek jak umyje i osuszy to wpierw wycałuje brzuszek, potem założy pampersa i nim założy do końca "pajacyk" wycałuje wszystkie paluszki u stópek. Obydwie pieszczoty Milenka bardzo lubiła i z radości wszystkie cztery kończyny odprawiały dziwny taniec - taniec radości.
Na koniec ulubiony wujek usadził ją na swoich kolanach starannie chroniąc kręgosłup i powiedział - a teraz to my chyba powinniśmy dostać coś do pomamlania. A sam ją nakarmisz? To zależy czym - roześmiał się Leszek. Niestety mleka nie mam. Dostanie marchwiankę z butelki - stwierdziła Adela . Ale wiesz co - chyba muszę cię okryć czymś, bo to straszny paprak, może cię wyświnić totalnie, nawet gdy je z butelki. A marchwianka nie spiera się z materiałów. W międzyczasie Helena przyniosła duży ręcznik frotowy i powiedziała- proszę zdjąć marynarkę, okryję pana ręcznikiem - nie zmarznie pan i nie wybrudzi ubrania. Emil zabrał na moment małą z kolan Leszka co się jej wcale nie spodobało, Helena starannie okryła go ręcznikiem, który zapięła bezpiecznikową agrafką i mała oraz butelka z marchwianką spotkały się na kolanach Leszka. Marchwianka była zagęszczona krupiczką, o czym Adela poinformowała Leszka i patrząc jak Leszek z pietyzmem karmi małą powiedziała - gdybyś się stale zajmował małą to mogłabym rozpocząć aplikację adwokacką. Zawsze mnie zadziwia fakt, jak takie malizny jak nasza potrafią wyczuć kto poza rodzicami darzy je uczuciem. I żeby mnie już kompletnie zadziwić to ona radośnie reaguje nawet na Konrada, którego właściwie nie zna i widuje raz na kilka miesięcy, jeśli on akurat wypatrzy mnie gdy z nią przechodzę obok jego zakładu. On biedaczek tak marzył o córeczce a ma trzech chłopaczków. No, ale jak powiedziała jego żona, to ona już zakończyła proces produkcyjny - bo przy trójce dzieci to jest co robić chociaż bardzo pomaga im jej matka. A oni tak robili jedno po drugim? -spytała się Wiesia. W pewnym sensie tak - gdy już był jeden chłopak wymyślił sobie Konrad córeczkę do kompletu i urodziło się dwóch chłopaczków, ale nie bliźniacy. Wiesz- jak zwał tak zwał, ale dwójka na raz to jednak dość kłopotliwe musi być - tak myślę. Ja to bym się chyba załamała.
Dobrze, że trafiło na takiego, co lubi dzieci- stwierdziła Wiesia. Mąż mojej znajomej powiedział, że on sobie dzieci nie życzy i gdy ona podmówiona przez matkę jednak zaszła w ciążę to normalnie zażądał rozwodu. I w końcu go dostał, chociaż to nieco trwało. Owszem, płaci alimenty ale nigdy dziecka nie odwiedza. I cały czas podkreślał w sądzie, że ona doskonale wiedziała, że on nie chce dzieci. W końcu nigdzie nie jest zapisane, że każde małżeństwo musi mieć potomstwo. Ożenił się po raz drugi, ale z tego co ona wie, to dzieci z tą drugą nie ma.
Ja to nie bardzo rozumiem po jakie licho rodzice dorosłych dzieci wcinają się w ich życie - powiedziała Adela. Powołali na świat, wychowali i tu się kończy ich rola z pozycji nakazowo-doradczej. Nie powinni absolutnie niczego dorosłemu człowiekowi nakazywać ani kierować jego życiem.
Helena zaczęła się śmiać - wyobraziłam sobie przez moment co usłyszałaby twoja matka gdyby zabrała głos w jakiejkolwiek sprawie dotyczącej twojego życia. Niewątpliwie pobiłaby nawet męski rekord świata uciekając przed tym co ty byś jej wygłosiła w odpowiedzi. Ale tak prawdę mówiąc to ty zawsze miałaś wszystko poukładane w głowie i wytrwale plany realizowałaś. Byłaś jeszcze naprawdę bardzo młodziutka gdy mi powiedziałaś - muszę sobie tak układać życie by linia uczuć nie przysłoniła mi linii mądrości. Nie pamiętam gdzie to wyczytałaś.
Pewno w jakichś hinduskich mądrościach - stwierdziła Adela. Ale pamiętam, że gdy stwierdziłam sama, że mi się te dwie linie jakoś znarowiły i nie bardzo mogłam poradzić sobie z zaistniałą sytuacją ty mi powiedziałaś, że czasami może się nam coś nie udać, ale skoro już wiem, co się poplątało to na 100% poradzę sobie sama z tym problemem. I to była ciociu najlepsza pod słońcem rada - to że nadal we mnie wierzyłaś, że sobie poradzę i nie rozdrapywałaś tego wszystkiego - powiedziała Adela. I bez rozdrapywania bolało, ale jednak poradziłam sobie. I jestem z tego dumna. A ja jestem dumna z ciebie- zapewniła Adelę Helena. Bo byłaś wtedy naprawdę jeszcze bardzo młodziutka. Poza tym nie udzieliłam ci żadnej rady bo nie prosiłaś mnie o radę - ty po prostu już zdiagnozowałaś problem i podzieliłaś się ze mną swoim spostrzeżeniem. Ale gdybyś mnie nawet poprosiła o radę to pewnie bym ci tylko przedstawiła kilka możliwych scenariuszy, byś sobie któryś wybrała. Bo tak to jakoś jest w życiu, że gdy coś komuś doradzamy to dość automatycznie spoglądamy przez pryzmat własnych doświadczeń i upodobań.
Leszek uśmiechnął się - to już teraz wiem, dlaczego na pytanie jak mam sobie urządzić mieszkanie dostałem od Adelki cały pakiet scenariuszy. Ale przy okazji też ważne rady odnośnie drzwi w mieszkaniu i piwnicy.W najczarniejszych snach nie podejrzewałem, drzwi wejściowe to może być rama z drewna paletowego a środek ze sklejki! jak i nie wpadłem sam na to, żeby wymienić zamek w drzwiach dopiero wtedy, gdy przysłowiowy pan Ziutek smyrgnie do domu, bo przecież gościa nie znam, nie jest nigdzie na stałym etacie i potem szukaj wiatru w polu. I dobrze, że mi pan Piotr zwrócił na to uwagę. Tamto mieszkanie na Powiślu to jeszcze ojciec urządzał kupę lat wcześniej a ja zupełnie się tym nie zajmowałem. Jednak medycyna to bardzo uciążliwe studia i potem ta specjalizacja- to pewnie brzmi zaskakująco ale chwilami naprawdę nie wiedziałem jaki jest dzień tygodnia, bo taki byłem skołowany.
Ja to rozumiem - stwierdziła Adela- wprawdzie nie studiowałam medycyny ale miałam do opanowania cholernie duży materiał pamięciowy a do tego cały czas pracowałam- to coś takiego jak na medycynie robienie specjalizacji - orzą w tych biednych medyków- ciężko pracują i jednocześnie się cały czas uczą. A potem jakie zdziwienie, że w gruncie rzeczy wielu lekarzy zaczyna pić. Toż przecież jakoś muszą odreagować ten stan stałego napięcia. Jedni piją, inni tłuką żony, jeszcze inni je nałogowo zdradzają. A wszystko w ramach odreagowywania stałego stresu. Ja to chociaż mogłam sobie popłakać- wszak kobiety płaczliwe są , no ale facet płaczący? - nie do pomyślenia. Dla mnie osobiście super kretyński jest ten wzorzec silnego faceta, który ma stale mieć kamienną twarz nie odzwierciedlającą żadnych uczuć. Jeśli kocham faceta i on twierdzi, że mnie kocha to chcę by przede mną nie odgrywał chojraka , by prezentował swe reakcje stosownie do stopnia naszej zażyłości nawet jeśli nie jest moim regularnym mężem ale bardzo bliskim kolegą.
Adelko - powiedziałaś teraz coś szalenie ważnego- powiedziała Wiesia. Też to tak odbieram. Jeśli mi się bliski kolega rozpłacze bo sobie z czymś nie może poradzić, to ja na pewno nie stracę do niego ani krzty szacunku a będę dumna, że zaufał mi na tyle, żeby okazać swą słabość, która nikomu z nas nie jest przecież obca. Chyba my czasami zapominamy, że jesteśmy ludźmi i kreujemy się na jakieś automaty z przyklejonym uśmiechem na twarzy.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń