piątek, 14 października 2022

Trudny wybór -127

 Gdy Wiesia i Adela  wróciły do salonu, towarzystwo,  zwłaszcza jego męska część  była pochłonięta degustacją i odgadywaniem składu ciasta zwanego mazurkiem. Na pewno  są  tu daktyle- wiem, bo  sam je  pozbawiałem pestek i kroiłem na kawałki - powiedział  Piotr. A ja tu rozpoznałem orzechy  włoskie - stwierdził Leszek. E nie, powiedziałbym, że raczej laskowe ale są i rodzynki a sama masa jest na pewno czekoladowa- dodał Emil.

Adela popatrzyła na męską  część towarzystwa i powiedziała - a czy  nie jest wam wszystko jedno co jest w środku,  skoro wam to  smakuje? Ta masa czekoladowa ma  w sobie  różne orzechy i  trochę migdałów. To po prostu kogel mogel wymieszany  z różnymi orzechami zmielonymi na różną grubość i nie ma tu wcale  mąki. Miało być włoskie panforte, ale ono to  musi po  zrobieniu leżakować z 8 tygodni i trzeba do niego dodać dobry likier kawowy, więc zrobiłam  coś "na kształt i  podobieństwo" i sądząc po waszych  minach to się udało całkiem nieźle. A przepis znajdziecie w sieci wpisując  hasło "panforte". Tak naprawdę to nie jest  klasyczne  panforte bo ja  tę masę rozłożyłam na .....andrutach i wszystko razem upiekłam, nie bardzo  wiedząc  co  z tego  wyjdzie. Ja przeważnie  biorę przepisy  z sieci, tyle  tylko, że rzadko  kiedy robię  wszystko tak jak to przepis  podaje. Mam taki feler.

A gdzie maluśka? zainteresował się  Leszek?  Śpi  w swoim  łóżeczku w pokoju gościnnym rodziców. Mam przy sobie podsłuch, a ona leży na  najniższym piętrze łóżeczka, więc nawet gdyby wstała na  własne  nóżki to i tak nie  wypadnie z niego. My jej nie  zachęcamy ani do siadania ani do wstawania - osobiście jestem zdania, że to musi nastąpić "samo  z siebie" gdy jej organizm będzie  do tego przygotowany. Nie bardzo rozumiem tych  rodziców, którzy już półrocznego malca stawiają na nóżki i uczą  chodzenia. Jestem zdania, że  dziecko  samo powinno "wpaść" na to jaką techniką ma usiąść i potem wstać na nóżki. Zresztą  pan doktor  L. też jest tego zdania. Podoba mi się ten doktor L. bo śmieje   się z tych wszystkich tabel wzrostu  i  wagi, bo każde  dziecko rozwija  się  w  swoim własnym tempie a nie według tabel. Milenka  wg tabel waży o kilogram  za mało, ale nie  da się o  niej  powiedzieć  że jest chuda czy też  zabiedzona. Zobacz Leszku - większość lekarzy mając  taką fuchę do prowadzenia to  regularnie co miesiąc przylatywałaby do nas, by zerknąć na małą i zgarnąć forsę. A ten po ostatniej  wizycie nam powiedział, że jak na  razie nie ma potrzeby by ją oglądał co miesiąc, ale mamy się z nim kontaktować gdy coś nas  zaniepokoi lub mała  zachoruje. Wtedy od  razu przyjedzie. No i mogę zawsze się  z nim skonsultować w sprawie małej. A na rejonie jakby  się co działo  z małą to mi nikt jej od  ręki nie przyjmie, tylko kierują od razu na ostry dyżur. A ta larwa na rejonie stwierdziła, że stanowczo Milenka za mało waży a gdyby była  chłopcem to powinna by  ważyć 9 kilogramów.  Ja wiem, że ona jeszcze  własnego dziecka  nie ma, ale nawet gdyby miała to jej  dziecko wychowywała by jej mama lub żłobek a nie ona. I pewnie nadal by twierdziła, że tylko waga  w tabeli jest  ważna,  a nie to czy  dziecko z natury jest mocnej budowy czy delikatniejszej. Ani Emil ani ja do  ciężarowców nie  należymy to dziecko siłą  rzeczy  też nie. 

Leszek uśmiechnął się - no nie  da się ukryć, że L. to porządny  facet a i dobry fachowiec. I cieszę się, że ci go podsunąłem. A wy z kolei  podobacie  się jemu, więc wszystko gra. Ale i tak najbardziej  się  cieszę z tego, że Hania sprzedała  mi gabinet  razem  z  tobą. No i muszę ci jeszcze coś powiedzieć - widziałem się z Michałem. Wpadłem na  niego na parkingu Tesco, bo wystartowałem po pieczonego kurczaka. Wprowadza  się do tego mieszkania w tygodniu poświątecznym. Śmiał się, że w pewnym  sensie  zapowiedź, że mieszkania  będą oddane po świętach sprawdziła się  - przecież nie precyzowali po których. I jeszcze coś - mówiłem ci, że nie  wiem czy ta Teresa to żona czy  nie żona. Okazało się, że nie żona i że już nie  są razem. Nie moja   sprawa, ale  nie bardzo rozumiem po co kłamał. Nawet się  go o  to zapytałem i stwierdził, że lepiej  brzmi gdy lekarz przedstawia towarzyszącą  mu kobietę jako żonę niż jako przyjaciółkę. No i macie oboje pozdrowienia od Michała  razem z  zapytaniem kiedy następna sesja porodowa. 

Było mu powiedzieć, że jeszcze  długo nie - a potem  wcale. Osobiście już  nie przewiduję następnej sesji. Pewnie jestem  dziwna, ale nie dopatrzyłam  się w tym  wszystkim niczego porywającego i  wspaniałego i naprawdę nie  mogę pojąć jak  można chcieć rodzić kolejne dziecko czy też  dzieci. A wszak miałam luksusowe warunki w porównaniu do wielu innych kobiet. To, że nie  bolało to fakt, ale nie da się ukryć, że miłe to nie było. Bycie w  stanie odmiennym też mnie  nie zachwyciło chociaż nie miałam ani razu porannych mdłości. Znieczulenie  tylko likwiduje ból ale  nie czucie. Najbardziej  mi Michał podpadł każąc mi  nie przeć, podczas gdy to parcie idzie po automacie, czy  chcesz tego  czy  nie. Jako położnik powinien  przecież  to wiedzieć. To tak jakby ktoś kazał komuś  wstrzymać torsje gdy żołądek jest już niemal w gardle. Nie da  się po prostu i on powinien to wiedzieć.  Ja w ogóle nie parłam tylko cały  czas  się bałam, że mi się miednica  rozleci. Co prawda  bez bólu. Mała po prostu sama  się rodziła,  a ja  tylko starałam  się  znaleźć najwygodniejszą pozycję dla siebie i dla małej,  by z tego łóżka nie  zleciała. Ale wyobraźnia  pracuje. 

Współczuję Emilowi, że przy  tym był, bo to naprawdę nic wspaniałego. Ale   z drugiej strony to się cieszyłam, że jest, bo gdyby się  działo coś nie tak to by go wyrzucili z porodówki. Tak samo wciąż poza  względami "naukowymi" nie jestem  w stanie  dopatrzeć  się czegoś  fajnego w karmieniu dziecka  piersią. Nie przeżywam w związku  z tym żadnych  wzruszeń a nawet różne ograniczenia  dietetyczne  mnie nie dotykają a fakt, że nie  musiałam robić  mieszanek mało mnie  wzruszał, bo na  co dzień gotuję obiady i  zabełtanie   mleka  w proszku  w garnku to  mniej  niż małe piwo dla pijaczka. Oczywiście kocham Milenkę, ale dla mnie i tak Emil jest  ważniejszy. Nie  wykluczam, że ja po prostu z lekka jestem niedorobiona umysłowo. 

Helena i Piotr wpatrywali  się w Adelę nieco zdziwieni, Leszek i Emil delikatnie  potakiwali głowami a Wiesia powiedziała - podejrzewam, że tak jak ty myśli wiele kobiet,  ale  często nawet  same przed  sobą nie mają  odwagi by  się do takiego poglądu przyznać. I wiesz, jesteś fajna dziewczyna, że umiesz powiedzieć prawdę i  nie boisz  się tego. I myślę, że jeszcze przed ciążą i porodem tak myślałaś i chwała  ci  za to, że jednak macie Milenkę. Zawsze  cię uważałam za mądrą babkę a znamy się w  sumie sporo lat.

A jeśli pomimo takiego spojrzenia na ten temat zdecydujesz  się na kolejne dziecko, to wtedy ja będę   je odbierał - powiedział Leszek. Zrobię to  dla was obojga, bo  wiem, że dobrze się rozumiemy. To drugie powinnaś urodzić nim pomiędzy ciążami miną cztery lata. Masz jeszcze  trochę czasu na  decyzję. 

Z głośnika dopłynęło ciche "eeea, baa" i wszyscy się  zaśmieli - no proszę dziecko  się włączyło do dyskusji na  zasadzie "nic o nas bez nas" - stwierdził Emil i wyszedł z pokoju. W chwilę potem wjechał do  salonu z łóżeczkiem. Muszę wyskoczyć do  domu po pampersa nim  ją  zacznie pupa  szczypać. To jest jedyny moment,  w którym żałuję, że nie mieszkamy z rodzicami przez ścianę.  Nie ma potrzeby- stwierdził Piotr - u nas jest cała paczka pampersów i  chusteczek dla  małej i wyszedł do  sypialni. Po chwili wrócił z pampersem  i całą paczką chusteczek. Ojej, świetnie - ucieszył  się Emil. Jak ją  tylko rozwinę z tych  mokradeł to zaraz się jej humor  poprawi. Taka  nieco bezwstydna  ta nasza  córcia- uwielbia być z gołą pupką. Leszek od razu  wziął małą  w obronę - po prostu wtedy  nic  nie krępuje  jej ruchów i nie musi pokonywać siły tarcia  pomiędzy ubrankiem a podłożem. To bardzo mądra  dziecinka. Daj, to ją przewinę, dawno tego nie robiłem i Leszek zabrał z rąk Emila pampersa. A mała  cwaniara dobrze wiedziała, że wujek jak umyje i osuszy to wpierw wycałuje  brzuszek, potem  założy pampersa i nim założy do końca "pajacyk" wycałuje   wszystkie paluszki u stópek. Obydwie  pieszczoty  Milenka bardzo lubiła i z radości wszystkie  cztery kończyny odprawiały  dziwny taniec - taniec radości. 

Na koniec ulubiony wujek usadził ją na swoich kolanach  starannie  chroniąc kręgosłup i powiedział - a teraz to my chyba powinniśmy dostać coś do pomamlania. A sam ją nakarmisz? To zależy czym - roześmiał  się Leszek. Niestety mleka  nie mam. Dostanie marchwiankę z butelki - stwierdziła Adela . Ale wiesz  co - chyba  muszę  cię okryć czymś, bo to straszny paprak, może cię wyświnić totalnie, nawet gdy je  z butelki. A marchwianka nie  spiera  się z materiałów. W międzyczasie Helena przyniosła duży  ręcznik  frotowy i powiedziała- proszę  zdjąć marynarkę, okryję pana ręcznikiem - nie  zmarznie pan i  nie  wybrudzi ubrania. Emil zabrał na moment małą z kolan Leszka co  się jej  wcale  nie spodobało, Helena starannie okryła go ręcznikiem, który zapięła   bezpiecznikową agrafką i mała oraz butelka  z marchwianką spotkały  się na kolanach Leszka. Marchwianka  była zagęszczona krupiczką, o  czym Adela poinformowała  Leszka i patrząc jak Leszek z pietyzmem karmi małą powiedziała - gdybyś się stale zajmował małą to mogłabym rozpocząć aplikację adwokacką. Zawsze mnie  zadziwia  fakt,  jak takie malizny jak nasza potrafią  wyczuć kto poza  rodzicami darzy je uczuciem. I żeby mnie  już kompletnie  zadziwić to ona radośnie  reaguje nawet na Konrada, którego właściwie  nie  zna i widuje raz na kilka miesięcy, jeśli  on akurat wypatrzy  mnie gdy z nią przechodzę obok jego  zakładu. On biedaczek tak marzył o córeczce a ma trzech chłopaczków. No, ale jak powiedziała jego żona, to ona już  zakończyła proces produkcyjny - bo przy  trójce  dzieci to jest co  robić chociaż bardzo pomaga im jej matka. A oni tak robili jedno po drugim? -spytała   się Wiesia. W pewnym sensie  tak - gdy  już był jeden chłopak wymyślił sobie Konrad córeczkę do kompletu i urodziło  się dwóch chłopaczków, ale nie  bliźniacy. Wiesz- jak zwał tak zwał, ale dwójka na raz to jednak  dość kłopotliwe musi być - tak  myślę. Ja to  bym  się chyba  załamała.

Dobrze, że trafiło na takiego, co lubi  dzieci- stwierdziła Wiesia. Mąż mojej znajomej powiedział, że on  sobie  dzieci nie życzy i gdy ona podmówiona przez matkę jednak zaszła  w ciążę to normalnie zażądał rozwodu.  I w końcu go dostał, chociaż to nieco trwało. Owszem, płaci  alimenty ale nigdy dziecka nie odwiedza. I cały czas podkreślał  w sądzie, że ona  doskonale wiedziała, że on nie  chce  dzieci. W końcu  nigdzie nie jest zapisane, że każde małżeństwo musi mieć potomstwo. Ożenił się po raz  drugi, ale z  tego co ona  wie, to dzieci z tą  drugą nie ma.

Ja to nie bardzo rozumiem po jakie  licho rodzice  dorosłych  dzieci  wcinają  się w ich życie - powiedziała  Adela. Powołali na świat, wychowali i tu się kończy ich  rola z pozycji nakazowo-doradczej. Nie powinni absolutnie niczego dorosłemu człowiekowi nakazywać ani kierować jego życiem. 

Helena  zaczęła  się  śmiać - wyobraziłam sobie  przez moment co usłyszałaby twoja matka gdyby zabrała głos w jakiejkolwiek sprawie dotyczącej twojego życia. Niewątpliwie pobiłaby nawet męski rekord świata uciekając przed tym co ty byś jej  wygłosiła w odpowiedzi. Ale tak prawdę mówiąc to ty zawsze  miałaś  wszystko poukładane w  głowie i wytrwale plany  realizowałaś. Byłaś jeszcze naprawdę bardzo młodziutka gdy mi powiedziałaś - muszę  sobie  tak układać  życie by linia uczuć  nie przysłoniła  mi linii mądrości. Nie pamiętam gdzie to wyczytałaś. 

Pewno  w jakichś hinduskich mądrościach - stwierdziła Adela. Ale pamiętam, że gdy stwierdziłam sama, że mi się te  dwie linie jakoś znarowiły i nie bardzo mogłam poradzić  sobie z zaistniałą  sytuacją ty mi powiedziałaś, że czasami może się nam coś nie udać, ale skoro już wiem, co się poplątało to na 100% poradzę sobie  sama z tym problemem. I to była  ciociu najlepsza pod  słońcem  rada - to że nadal we mnie   wierzyłaś, że sobie  poradzę i nie rozdrapywałaś tego wszystkiego - powiedziała  Adela. I bez rozdrapywania bolało, ale  jednak poradziłam sobie. I jestem z tego dumna. A ja jestem  dumna   z ciebie- zapewniła Adelę Helena. Bo byłaś wtedy naprawdę jeszcze bardzo młodziutka. Poza  tym nie udzieliłam ci żadnej  rady bo nie prosiłaś  mnie o radę - ty po prostu już zdiagnozowałaś problem i podzieliłaś  się ze mną swoim spostrzeżeniem. Ale gdybyś mnie nawet poprosiła o  radę to pewnie bym  ci tylko przedstawiła kilka możliwych  scenariuszy, byś sobie  któryś  wybrała. Bo tak  to jakoś jest w życiu, że gdy coś komuś doradzamy to dość automatycznie spoglądamy przez pryzmat własnych doświadczeń i upodobań.

Leszek uśmiechnął się - to już teraz  wiem, dlaczego na pytanie  jak mam sobie urządzić mieszkanie dostałem od  Adelki cały pakiet scenariuszy. Ale przy okazji też ważne rady odnośnie drzwi w  mieszkaniu i piwnicy.W najczarniejszych  snach  nie podejrzewałem, drzwi wejściowe to może być rama z drewna  paletowego a środek ze sklejki! jak i nie wpadłem  sam  na to, żeby wymienić zamek w  drzwiach dopiero  wtedy, gdy przysłowiowy pan  Ziutek smyrgnie  do  domu, bo przecież gościa nie  znam, nie jest  nigdzie na  stałym etacie i potem  szukaj wiatru  w polu. I dobrze, że mi pan Piotr zwrócił na  to uwagę. Tamto mieszkanie na Powiślu to jeszcze ojciec urządzał kupę lat wcześniej a ja zupełnie  się tym  nie  zajmowałem. Jednak medycyna  to bardzo uciążliwe  studia i potem ta  specjalizacja- to pewnie brzmi  zaskakująco ale  chwilami naprawdę nie wiedziałem jaki jest  dzień tygodnia, bo taki byłem skołowany.  

Ja to rozumiem - stwierdziła Adela- wprawdzie  nie  studiowałam medycyny ale miałam do opanowania  cholernie  duży  materiał pamięciowy a do tego  cały czas  pracowałam- to coś takiego jak na medycynie  robienie specjalizacji - orzą w tych  biednych medyków- ciężko pracują i jednocześnie się cały  czas uczą. A potem jakie zdziwienie, że w gruncie rzeczy wielu lekarzy zaczyna pić. Toż przecież jakoś muszą odreagować ten stan stałego napięcia. Jedni  piją, inni tłuką żony, jeszcze inni je nałogowo zdradzają. A wszystko w ramach odreagowywania  stałego  stresu. Ja to  chociaż mogłam sobie popłakać- wszak kobiety płaczliwe  są , no ale facet płaczący? - nie do pomyślenia. Dla mnie osobiście super kretyński jest ten wzorzec silnego faceta, który ma stale mieć kamienną twarz nie odzwierciedlającą żadnych uczuć. Jeśli  kocham faceta i on  twierdzi, że mnie kocha to  chcę by przede  mną nie odgrywał chojraka , by prezentował swe reakcje stosownie do stopnia  naszej zażyłości nawet jeśli nie jest moim regularnym mężem  ale bardzo bliskim kolegą.

Adelko - powiedziałaś teraz coś szalenie ważnego- powiedziała  Wiesia. Też to tak odbieram. Jeśli mi  się bliski kolega rozpłacze bo sobie  z czymś nie może poradzić, to ja na pewno  nie stracę do niego ani krzty  szacunku a będę dumna, że  zaufał mi na  tyle, żeby okazać  swą  słabość, która nikomu  z nas  nie jest przecież obca. Chyba my czasami zapominamy, że jesteśmy ludźmi i kreujemy  się na jakieś automaty z przyklejonym uśmiechem na twarzy.

                                                                   c.d.n.

1 komentarz: