Sierpień tego roku był upalny i właściwie to dobrze się złożyło, że wizyta chłopców z Berlina nie doszła do skutku. Teresa zamówiła w specjalistycznym punkcie żaluzje wertikalowe na loggię by można było spędzać czas na loggii, która od godziny 14,00 tonęła w słońcu. "Duży pokój", z którego wychodziło się na loggię był teraz najczęściej wykorzystywanym pomieszczeniem. Stał w nim kojec, w którym królował Aleksander. Nie był w najlepszym nastroju bowiem ząbkował. I chociaż rodzice nakupowali "furę" przeróżnych gryzaczków mały zawzięcie "obgryzał" kojec.
Pewnego popołudnia Alina zawitała do nich prosto z pracy, bo jedna z koleżanek przyniosła jej gryzak, który dwa lata wcześniej służył jej dziecku - była to figurka zajączka, pozbawiona już namalowanych ongiś oczek i wąsików ale za to zajączek posiadał elegancko sterczące w górę uszy. Wykonany był z jakiegoś syntetycznego tworzywa, z którego ponoć były robione jakieś protezy. Jak zapewniała koleżanka Aliny, ów zajączek bez uszczerbku na swej powierzchni przetrzymał ząbkowanie już trójki dzieci. Namalowane na jego pyszczku oczka i wąsiki zeszły w trakcie licznych dezynfekcji, ponieważ tworzywo dobrze znosiło wrzątek. Od podeszew swoich tylnych łapek do końca sterczących w gorę uszek (które były delikatnie zaokrąglone, a więc bezpieczne dla dziecka, co zaraz zauważył Kazik) zajączek miał raptem 9 cm długości i bardzo dobrze się wpasowywał w małe rączki swoich "oprawców". Gdy tylko został przez Teresę i Alinę wykąpany we wrzątku i dodatkowo przetarty spirytusem i osuszony, został przedstawiony Aleksowi. W 10 minut później maluszek znęcał się nad uszkami zajączka pracowicie je zagryzając dziąsłami. A cztery dorosłe osoby przypatrywały się temu z zainteresowaniem.
Alinie się przypomniało, że pies jednej z jej koleżanek z Otrębusów tak mocno zagryzał swój ulubiony patyk, że można go było podnieść do góry uwieszonego zębami na tym patyku i za którymś razem patyk nie wytrzymał i się złamał. A nie był to cienki patyk, miał niemal 3 cm średnicy.
Teresa westchnęła - ten mały potwór usiłował pozbawić mnie brodawek jeszcze przed wakacjami, ale go oduczyłam - jak zaciskał te swoje dziąsła to mu zaraz zatykałam nosek i odstawiałam od piersi. Ale mały załapał, że nie wolno tak robić i karmię go nadal raniutko i czasem koło północy, jeśli się obudzi. Bo nie zawsze się budzi - jeśli więcej zje w ciągu dnia to nie budzi się przed północą żeby coś pojeść. A jak długo będziesz go karmić piersią? - zapytała Alina. Nooo, tego to nawet najstarsi ludzie nie wiedzą- odparła ze śmiechem Teresa. Teoretycznie , według WHO to powinno się karmić dziecko mlekiem matki przez dwa lata, a obowiązkowo to rok. Nie mam teraz oszałamiająco wiele pokarmu - dobrze, że w ogóle mam , bo moja mama wcale nie miała. Ale być może to zasługa tego lekarza co odbierał poród, bo mały jeszcze nie był dokładnie "obrobiony" a już go przystawił mi do piersi i dzieciak sobie possał siarę. I podobno to jest najlepsza metoda by "wywołać pokarm" - dać dziecku ssać wciągu najpóźniej 10 minut po porodzie. Ale nie wszystkie szpitale to stosują. To było nawet zabawne - chirurg mnie zszywał a mały w tym czasie ssał, a Kazik mi szeptał do ucha czułe słowa. Dobrze że nie musiałam jeszcze w tym samym czasie wypełniać jakichś papierów.
No nie wiem, czy Krystian będzie chciał być obecny przy porodzie- powiedziała Alina. Ostatnio się skaleczyłam nożem to omal nie zemdlał na widok krwi kapiącej na podłogę. Ale on w trakcie porodu nie będzie widział kapiącej krwi - co najwyżej zobaczy dziecko jeszcze w mazi płodowej - tak to było zorganizowane, że to łóżko, które w razie potrzeby jest stołem operacyjnym jest podzielone zasłoną- ojciec dziecka jest odizolowany od pola operacyjnego. No i przecież nigdzie nie jest napisane, że ty też będziesz miała cesarskie cięcie bo wasze dziecko też będzie miało nieprawidłowe ułożenie - tłumaczyła Alinie Teresa. Aleks ustawił się pupą do wyjścia i miał pętlę z pępowiny na szyjce. A ułożenie płodu jest dziedziczne po mamie. Twoja mama miała problemy hormonalne z zajściem i utrzymaniem ciąży i ty też je masz. No ale jednak te hormony podane z zewnątrz pomogły i zaszłaś w ciążę. Prowadzi cię ten sam lekarz co mnie, to dobry specjalista. Poza tym nie jest zagorzałym fanem porodów tylko i wyłącznie siłami natury. Ty się go słuchaj, bo to naprawdę dobry fachowiec z tej branży.
No i chyba już cholernie dużo dzieci sprowadził na ten świat bo on już jest po pięćdziesiątce choć wygląda naprawdę na młodszego. Najważniejsze, że należy do tych lekarzy, którzy nie uważają kobiet za podgatunek człowieka. Jeszcze kilka wizyt i polubisz go, to facet z poczuciem humoru i jest naprawdę bardzo kulturalnym facetem. Nie wciska ci ciemnoty, że żyjesz tylko po to by być inkubatorem, rozumie wszystkie nasze babskie fobie i wytłumaczy ci w przystępny sposób wszystko co dotyczy porodu i końcówki ciąży- na co wtedy trzeba zwracać uwagę itp. I dzięki temu udało się wydobyć Aleksa nim sobie tę pępowinę owinął kilka razy wokół szyjki. Generalnie to od połowy ciąży trzeba trochę więcej uwagi poświęcać sobie samej, ale bez wpadania w histerię.
Kazik słuchał bardzo uważnie tej rozmowy i powiedział - jeszcze trochę i stanę się zazdrosny o tego pana, bo moja kochana żona bardzo rzadko wyraża się tak sympatycznie o innych facetach. Dobrze, że nie planujemy drugiego dziecka, bo kto wie czy by mnie facet nie wygryzł z roli jej męża. Teresa spojrzała na niego z ukosa i powiedziała - jak na razie to mój były mąż sam się wygryzł z roli mojego męża, więc może uważaj byś sam siebie z tej roli nie wygryzł. I nie licz na to, że zainteresuję się jakimś facetem. W klinice już jest cała kolejka tych, co chciałyby żeby pan doktor choć na nie spojrzał lub zaszczycił zaproszeniem na kawę, nie mówiąc już o tych którym się on marzy jako mąż. Bo facet jest rozwiedziony. Ale on chyba jeszcze dochodzi do siebie po zakończonym związku. Według krążących plotek to jego była żona nie wyrobiła faktu, że on wciąż ogląda nagie kobiety i to nieważne, że 95% z nich jest w ciąży lub w trakcie porodu, który siłą rzeczy do estetycznych przeżyć trudno zaliczyć. Zapewne nie wyobrażała sobie, że zawód lekarza to wymaga pełnego poświęcenia, jeśli oczywiście chce się być dobrym lekarzem. Jeśli on obieca pacjentce, że będzie się nią opiekował w trakcie porodu to nawet na kwadrans nie zniknie ci z pola widzenia. Będzie wszystko kontrolował. On mnie nie "kroił", robił to chirurg, ale on był cały czas obok, on wydobywał ze mnie Aleksa. Patrzył na ręce pielęgniarki która zaopatrywała pępowinę i odsysała płyn z buzi Aleksa i potem, gdy mały już possał jeszcze raz go oglądał, osłuchał. Cenię tego faceta za jego wiedzę i talent do przekazania jej oraz za to, że nie ma w rozmowie z nim jakichś podtekstów i że mogę z nim porozmawiać na temat rozrodu i wszystkich spraw z nim związanych bez bycia posądzoną o to, że usiłuję go poderwać. Dla mnie on jest tylko i wyłącznie bardzo dobrym lekarzem. I nie palnij takiego tekstu przy Krystianie, bo młody może zareagować nieco histerycznie. Już przy Franku dał próbkę a wtedy to on nawet nie wiedział sam co czuje do Aliny, bo ledwo ją znał.
No ale Franek mnie nie podrywał przecież!- obruszyła się Alina. No nie podrywał, ale mówił do ciebie "pani Alineczko" i to ogromnie Krystiana ruszyło - wyjaśniła jej Teresa. No to go po tym ochrzaniłam i powiedziałam, że nie jesteś jego dziewczyną i każdemu wolno się do ciebie zwracać tak jak uważa za stosowne. I chyba dopiero wtedy Kris się zastanowił co do ciebie czuje i odkrył, że jesteś tą jego jedyną.
Ojej- nie miałam pojęcia, że była taka sytuacja. A Franek to miły facet, ale jakoś, jak dla mnie, to zupełnie nie ponętny. No fakt, ponętny to on nie jest - stwierdziła Teresa- ale ja znam go tyle lat, że jego wygląd mnie w niczym nie przeszkadza. Po prostu wiem, że jest bardzo porządnym i odpowiedzialnym człowiekiem, a że mało przystojny? Znałam kilku bardzo przystojnych i ponętnych a byli zwykłymi , podłymi draniami. I nie mam tu na myśli mego ex-męża. To egzemplarz poza kategorią i aż mi wstyd, że był moim mężem. No ale byłam wtedy młoda i głupia. Tacie się nigdy nie podobał. Mamie to go było żal, bo się wychowywał bez ojca. Tata uśmiechnął się - to jest jedyny facet, którego jestem w stanie rozgrzeszyć z tego, że wziął rozwód i wyprowadził się od razu z Polski zostawiając dziecko. Też bym uciekł od takiej baby, tylko nie zostawiłbym jej dzieciaka.
Pogawędkę przerwał króciutki dzwonek do drzwi wejściowych na dole - oooo, mój braciszek jest na dole- stwierdził Kazik. Ojej, byłam tak przejęta tym gryzakiem, że zupełnie zapomniałam zatelefonować do niego, że wpadnę po drodze do was- zmartwiła się Alina. Nie podejrzewałam, że się tak długo u was zagadam. Kazik wyszedł z pokoju i zaczekał na brata już koło windy. Gdy Kris wysiadł powiedział - twoja jest u nas, nie złość się na nią, ale była degustacja gryzaczka- wydarzenie na skalę światową. Babki w ciąży mają napady niepamięci gdy są w towarzystwie małych dzieci. Tak coś podejrzewałem, bo wczoraj mi coś ćwierkała na temat, że ma obiecany gryzaczek, ale akurat coś pisałem i nie zassałem o co jej biega- odpowiedział Kris. Stary -nie wiem jak przeżyję do końca ciąży, bo wciąż się boję żeby jej czymś nie zdenerwować lub nie wystraszyć. To zapisz się na korepetycje do Tesi - ona ci wszystko wytłumaczy. Nie wiem czy nie powinna zawodowo prowadzić kursów z gatunku "jak przeżyć z kobietą ciężarną i całkiem nie zwariować". Mógłbym jutro - stwierdził Kris - mam trochę luzu przed południem. To może bym wziął Tesię i Aleksa do Konstancina? Możesz- jeśli będzie chciała - i weź tatę to popcha wózek i posiedzi z juniorem w cieniu. A wy spokojnie pogadacie. Ale nie umrzesz w pracy z zazdrości?- zażartował Kris? Nie, nie umrę, bo wszystko zostanie wszak w rodzinie! I obaj w świetnych humorach weszli do pokoju. Aleksander leżał na brzuszku podparty jedną rączką, druga była zajęta zajączkiem wizytującym jego dziąsełka. Kris przywitał się ze wszystkimi i poszedł umyć ręce, bo jak powiedział, chce sprawdzić ile przybrał na wadze jego bratanek. A bratanek, który jakimś cudem wiedział, że ten facet tak bardzo podobny do taty to zawsze na " dzień dobry" bierze dziecko na ręce, trzymał zajączka w buzi i wyciągał do Krisa rączki.
Popatrz tato -powiedziała Teresa- ta nasza śmiesznota jakoś ich rozróżnia - do Krisa wyciąga łapki, a gdy podchodzi do niego Zik, to wydaje taki dziwny dźwięk pomiędzy "iiii" a "eee" i podrzuca do góry brzuszek. Tata się zaśmiał - nie mam pojęcia jak on ich rozróżnia, ale nie traktuje ich tak samo. No i Kazika to zawsze zaraz obślinia bo usiłuje wziąć jego nos do buźki. Krystian od razu powiedział, że następnego dnia ma przed południem trochę wolnego czasu, to może zabrać tatę, Teresę i małego do Konstancina lub do Powsina.
Gdy w kuchni Kazik pomagał Teresie w szykowaniu kawy i czegoś do tej kawy, powiedział jej jaką to sprawę ma do niej jego brat. Nie ma sprawy - zapewniła go Teresa- uświadomię go - w końcu dobrze znam Alinę i jej "odbicia". A ty, kochany. dołączysz do nas? Tak, urwę się jutro i przyjadę gdy sprawdzę gdzie jesteście. A może pojedziecie do Powsińskiego Ogrodu Botanicznego? Tam są świetne alejki i potem można posiedzieć w kawiarence- o ile będzie czynna. Podejrzewam, że wylądujemy w Konstancinie- tam jednak jest lepiej i można pójść na dobrą kawę w tej zdrojowej kawiarence. A może wylądujemy w Wilanowie w kawiarni ogródkowej. A że będę z Krisem to może po prostu pojedziemy do Łazienek- ławek do posiedzenia od metra i dobra kawiarnia z dużą ilością stolików. I.....pyszną melbą - mam na myśli kawiarnię Trou Madame. Podjedziemy od strony Szwoleżerów. Zik - a kochasz mnie jeszcze? Nie - ja cię nie kocham ale ubóstwiam- wciąż jesteś dla mnie wszystkim!
Dziś wyłgałem się od służbowego wyjazdu do Stanów. Patrzyli na mnie jak na idiotę. Ale spokojna głowa - na moje miejsce było z pięciu chętnych. Techniczny nie mógł pojąć, że nie chcę jechać. A dlaczego nie chciałeś pojechać? Bo jak raz pojadę to potem będę musiał tam regularnie latać. A ja nie chcę was zostawiać. Poza tym wiem z góry, że nic z tego nie będzie. Ale wpadłem na pomysł by zrobić doktorat na Politechnice. Wtedy będę miał święty spokój. Jak się dobrze przyłożę to w dwa lata albo w trzy lata zrobię. Naczelny to mi przyklaśnie- już raz mi proponował, ale wtedy nie widziałem sensu. Teraz to nawet już mam pomysł. Czasem będę musiał zaglądać do Modlina i bywać na WAT. Ale - zaczęła Teresa - Kazik mocno ją objął i przytulił - nie bój się, nie będę latał, ale muszę mieć symulator.
c.d.n.
:)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń