Nie wiadomo dlaczego, ale tak jakoś jest, że wszystkie urlopy i inne dni wolne od pracy mijają szybko, przelatują niczym pociąg expresowy koło przejazdu kolejowego. Minęły święta, pogoda nadal była zupełnie niemiła, Warszawa nie prezentowała się ładnie w okrywie brudnego śniegu - tata dostał "zakaz opuszczania koszar indywidualnie", bo nocą wszystko podmarzało i było na ulicach ślisko, chociaż osoby zatrudnione na etatach dozorców bardzo starały się, by chodniki były dobrze oczyszczone.
Postanowiono, że w sylwestrowy wieczór nie spotkają się , zobaczą się dopiero w Nowy Rok na lunchu i najwygodniej będzie, gdy to Alina i Kris przyjdą bo, jak powiedziała Teresa, znacznie łatwiej jest spolaryzować Aleksa w domu - jeżeli nie będzie spał, to będzie po prostu siedział a tak dokładnie to przemieszczał się w kojcu.
Kris zauważył, że można przecież przenieść kojec w częściach do nich, ale Teresa spojrzała się na niego takim wzrokiem, że zaraz zamilkł, a Kazik powiedział - jeszcze trochę bracie a zrozumiesz dobrze co to znaczy małe dziecko w domu. Chyba zbyt rzadko u nas bywasz, skoro jeszcze tego nie zrozumiałeś. Minął czas gdy można go było wszędzie w wózku lub w nosidełku ustawić, zatkać dziób smoczkiem i mieć święty spokój. Przygotuj się psychicznie na to, że już nic nie będzie takie jak przed urodzeniem się dziecka.
To swoiste trzęsienie ziemi, które niemal wszystko w domu zmienia. Po prostu nagle priorytetem staje się "bobo". Gdy słucham opowieści kolegów w pracy, dochodzę do wniosku, że Aleks jest super grzecznym i spokojnym dzieckiem. Nie wiemy co to jest nieprzespana noc z powodu płaczu dziecka. My nawet nie wiemy tak naprawdę jak on płacze. Jego płacz to słyszałem tylko gdy go wyjęli z brzucha Tesi. I chyba raz u pediatry na rejonie, bo go obudziła badaniem i się wystraszył. Teraz mamy prywatnego pediatrę i mały nigdy u niego nie płacze. A jeżdżę z nimi do niego na każde badanie. Facet jakoś tak go szczepi, że mały nawet nie wie, że go kłuje. Wie która szczepionka boli w chwili wprowadzania i wtedy bardzo pomału wstrzykuje. Nie rzuca go na zimną szalkę wagi, zawsze na niej jest gąbka i cienka pieluszka tetrowa. I zawsze do małego przemawia i zagaduje i chyba Aleks uważa go kawałek rodziny. I będzie się małym opiekował do ukończenia przez niego siedmiu lat. Bo według niego wtedy już dziecko nie podlega opiece pediatry. Tyle tylko, że teraz w Polsce pediatrzy mają się opiekować dzieckiem aż do pełnoletności. A zdaniem naszego lekarza niemowlę a dziecko powyżej 7 roku życia to dwie różne bajki.
A nas też by wziął pod opiekę? - zapytał Kris. Zadzwonisz do niego, powiesz, że ma już pod opieką dziecko nasze i czy w takim razie wziąłby i twoje dziecko- poinformował brata Kazik. Tylko może zaczekaj aż się dziecko urodzi. Do noworodków to on przyjeżdża do domu. A wagę to weźmiesz od nas- wpierw ją tylko wypożyczyłem a potem ją kupiłem. Wypisała wam chyba Tesia co dostaniecie dla swego niemowlaka.
Ona nie tylko nam wypisała, ona już się pozbyła tego, co dla Aleksa za małe - powiedział Kris. I nie mogę się oprzeć wrażeniu, że niemal niczego nie trzeba będzie dokupować. Smoczki dokupicie - powiedziała Tesia. Tylko weźmiesz sobie na wzór jakie to mają być. Małe butelki macie, sobie zostawiłam jedną, możesz dokupić ze 3 lub cztery większe, ale też nie od razu. Podgrzewacz trzeba kupić, on się długo przydaje. Spisz sobie producenta - ten już jest sprawdzony. Pierwsze łóżeczko też już możecie od nas wziąć. Jest spakowane, tylko trzeba je wyciągnąć z piwnicy. I mała wanienka z wmontowanym leżaczkiem do kąpieli też jest. Aleks, gdy już będzie sam wędrował na nóżkach, to będzie się kąpał w kabinie pod prysznicem. Teraz się kąpie w szwedzkiej składanej wanience - kupiliśmy ją tam gdzie wózek, razem ze stelażem- też składanym.
Możecie się ze mnie śmiać, ale mam wrażenie, że dopiero co Aleksa urodziłam a dziś doznałam niemal szoku, bo on dziś rano stał w swoim łóżeczku i niczego się nie trzymał - mało tego usiłował wydłubać oczy zabawce. No i stąd wniosek, że kupując jakąś zabawkę z oczami trzeba sprawdzić, czy aby dzieciak jej nie rozmontuje.
Fotelik samochodowy razem z osprzętem i wózek dostaniecie w styczniu - my już musimy kupić dla Aleksa nowy fotelik. I nowy wózek, typu spacerówka. I chyba też zamówimy w tym samym sklepie, w którym kupowaliśmy wtedy- oni od razu montują wtedy w samochodzie uchwyt do fotelika. Ja sam nie będę tego montował- dają nawet gwarancję na montaż - powiedział Kazik. Możemy wtedy pojechać w dwa samochody i wtedy ci od razu zamontują ten uchwyt w samochodzie.
Coś mi się wydaje, że trzeba będzie nieco przemeblować nasze mieszkanie i "graciarnię" przerobić, czyli zamówić szafy i będę musiał zrobić remanent i ani chybi część zawartości graciarni zlikwidować ewentualnie przenieść do piwnicy. Bo, wstyd się przyznać, nawet nie bardzo wiem co tam jest. Mam podejrzenie, że część z tego co się miała kiedyś przydać nigdy się nie przydała, bo po prostu zapomniałem o tym, co tam zostawiłem.
Oooo, to super! - ucieszył się Kazik. Przejrzyj braciszku, przejrzyj, może znajdziesz moją rakietę tenisową- kiedyś ją u ciebie zostawiłem i też o niej zapomniałem. Ma na uchwycie naklejkę z napisem KAZ. Swoją drogą nie wiem skąd ten pomysł, byśmy obaj mieli imiona zaczynające się tą samą literą. Przez to mamy identyczne inicjały.
To przez ciebie - powiedział Krystian - pytałem się kiedyś o to mamy. To przez to, że chciałeś mieć siostrę a nie brata i miała to być Krystynka. No a urodził się chłopak, więc chyba na otarcie twoich łez nazwali mnie Krystianem. Teraz to mi to imię nie przeszkadza, ale w szkole to mi dokuczali bo mówili albo "Krystek z Warszawy" albo "Krysiak". A "Krystek z Warszawy" to nawet była książka. Napisała ją żona Władysława Broniewskiego, która była pedagogiem i autorką książek dla dzieci i młodzieży. Ale nie bardzo wiem o czym była ta książka, bo jej nie czytałem. Bo lektury szkolne jakoś kiepsko mi wchodziły do głowy. W moim odczuciu to były straszne te lektury. Mdliło mnie gdy je czytałem, a rodzice mnie tylko pocieszali mówiąc, że ty też te same książki czytałeś. W "Chłopach" znalazłem twoją notatkę, z której jasno wynikało, że nie byłeś zwolennikiem kochania się pod stogiem- "ani to ładne, ani wygodne" napisałeś. Dopisałem do tego "racja, słoma w tyłek drapie i mrówki gryzą". Gdy się przeprowadzałem książkę dałem do jakiejś biblioteki. Ciekawe czy ktoś się do naszych notatek dopisał.
Nooo, dobrze wiedzieć, że byłeś Ziku chłopakiem dbającym o wygodę partnerki i o estetykę - śmiała się Teresa. Wyobrażam sobie minę pani bibliotekarki gdy zobaczyła te notatki. Ołówkiem były napisane? Tak, ołówkiem, tyle że kopiowym. Ale nie wiem, czy widziała to jakaś bibliotekarka. Jeśli to była dobra bibliotekarka, to raczej wpadła na pomysł, by książkę przejrzeć nim trafi na półkę- twierdziła Teresa. Zwłaszcza, że była to książka z darowizny. Kiedyś chciałam oddać do biblioteki sporo swoich książek i panie w bibliotece nie chciały tej darowizny, bo mają wtedy sporo pracy, muszą każdą książkę dokładnie przejrzeć , wycenić ile ona kosztuje aktualnie, spisać protokół, założyć kartę książki no i kartę katalogową. A ja przywiozłam wtedy ze trzy walizki książek, czyli tyle, ile one w roku dostają na stan nowych. No to zgarnęłam wszystko z powrotem i zawiozłam na zbiórkę książek dla Polaków na Litwie. Nie wiem co się z nimi potem stało, ktoś twierdził, że były wysyłane na Litwę ale nie do bibliotek a na.....rozpałkę. I teraz raz na jakiś czas, gdy już nie mam miejsca na półce to część książek pakuję w pudła i wynoszę do piwnicy. Mój były mąż gdy go wyrzucałam z domu to nie miał do zabrania ani jednej książki- on książek nie kupował, tylko korzystał z biblioteki. I na mnie się wydzierał, że ja ciągle kupuję książki. Zresztą on nie miał zwyczaju czytania książek - preferował kolorowe czasopisma. Ze mnie to się śmiał, że ciągle coś czytam. Ja czytałam, a on siedział wciąż z nosem w telewizorze i ciągle oglądał filmy z serii "zabili go i uciekł".
Krystian uśmiechnął się- szczerze mówiąc, to nie bardzo mogłem zrozumieć dlaczego za niego się wydałaś. To był wredny facet - w mojej ocenie. Powiem ci - sprawa była prosta- był ode mnie te niemal 9 lat starszy i mi imponowało, że taki tyle ode mnie starszy facet gada mi same fajne rzeczy a na dodatek się mną zachwyca jaka jestem śliczna itp. Jego rówieśnik co prawda bardziej mi się podobał, ale obskakiwał inną, a na dodatek się z nią ożenił, więc nie przeanalizowałam solidnie sprawy i się za debila wydałam. Na szczęście byłam na tyle mądra, że nie dałam sobie zrobić dzieciaka i byłam na tyle podła, że nie wiedział, że cały czas brałam tabletki. Był pewny, że to jego zasługa, bo on "uważa". Bo widzisz Kris, ja jestem z tych bab wrednych. Cały czas się przyjaźniłam z Kazikiem, nawet mu "świadkowałam" na sprawie rozwodowej. Od początku wiedziałam, że moje małżeństwo było nieudane i miałam zamiar się rozejść gdy Robercik wyjedzie na placówkę, bo ja nie chciałam wyjeżdżać. Byłby trwały rozpad związku z uwagi na odległość pomiędzy Moskwą a Warszawą i rozwód przeszedłby jak burza. Ale pan wszystkowiedzący podłożył się i jeszcze zapłacił za rozwód. Nie mam pojęcia co on powiedział swojej matce, ale pewnie głównie to, że ja nie chciałam jechać do Moskwy na cztery lata. Moja była teściowa mi powiedziała kiedyś, że po to się jej synek ożenił, żeby miał mu kto obiady gotować, w związku z tym on jadł u niej a ja w restauracyjnym barze. Na początku to nawet gotowałam, ale szybko się znarowiłam. Jemu moje gotowanie odpowiadało, no ale skoro nawet palcem nie kiwnął by mi pomóc, no to przestałam gotować. Zresztą ja naprawdę byłam po ośmiu godzinach pracy kompletnie wykończona. Dobrze, że w pobliżu był ten barek i zawsze około czternastej "wyskakiwałam" z pracy na jakiś lunch. Z reguły sama, a czasem razem z Frankiem, a czasem do Wedla na gorącą czekoladę. To dawało "kopa" - jednak dobra czekolada działa cuda.
Do którego Wedla- zainteresował się Kris. No to do tego głównego, który jest od lat na rogu Szpitalnej i Górskiego. Tam jest malutka pijalnia czekolady. I ja nic o tym nie wiem? - zdumiał się Krystian. Uwielbiam gorącą czekoladę! Muszę zabrać tam Alinę - Teresa skrzywiła się - to raczej kiepski pomysł- wybierzesz się tam z nią, gdy już urodzi i przestanie karmić. Możesz oczywiście kupić dla niej dobrą, gorzką czekoladę, ale może jej zjeść jednorazowo jedną kosteczkę na kilka dni. Jest bardzo zdrowa, ale czekolada powoduje zaparcia, a ciężarna i tak ma już kłopoty z jelitami, bo małe rośnie i na wszystko uciska. Możesz wpaść na czekoladę razem z Kazikiem.
Nie może wpaść ze mną na czekoladę, bo ja nigdzie nie wpadam bez ciebie. Co najwyżej to mogę kupić czekoladę do picia i możemy ją sobie zrobić w domu- zaprotestował Kazik. I jeszcze małe sprostowanie do tego co ty powiedziałaś - największym idiotą w tym towarzystwie to byłem ja, bo cię po prostu nie doceniłem- nie podejrzewałem, że to ty jesteś mi przeznaczona, poza tym nie planowałem się wiązać małżeństwem, a wg mnie byłaś za porządną dziewczyną byś była tylko do łóżka. Znałem cię przecież, bo nasi rodzice się znali. Wiedziałem, że jesteś porządną dziewczyną z dobrego domu, że masz dobrze poukładane w głowie, że jesteś mądra. Nie miałem śmiałości by ci zawrócić w głowie i wykorzystać cię. Nie wiem czemu zakładałem, że byłby to tylko przelotny romansik, a ty zasługiwałaś w moim odczuciu na poważniejszy związek. I przez moją durnotę straciliśmy tyle czasu! Ale jak widać jak coś komu pisane tak być musi. Wycierpiałem się kochając cię i nie mogąc być z tobą. A teraz to jestem tak zupełnie zwyczajnie szczęśliwy, bo jesteśmy razem. Był i jest nadal jeden ogromny plus tego wszystkiego - dzięki temu, że się przyjaźniliśmy tak bardzo długo to dobrze poznaliśmy się wzajemnie. I zapewne dzięki temu tak dobrze się rozumiemy. Jesteś całym moim światem... Dalszy ciąg wyznań przerwał dźwięk telefonu Kazika. Spojrzał na ekran i szybko się zgłosił- to telefonował "szef". Chciał by Kazik umówił go ze swym bratem. Możliwie dość szybko na początku roku. Nie ma problemu - mój brat właśnie obok mnie stoi, więc on z panem sam porozmawia. A pan jest może w Warszawie? Przypominam, że zaproszenie do nas jest nadal aktualne. No to oddaję telefon bratu, na razie szefie. Kris wziął telefon i wyszedł z nim do kuchni. W chwilę po nim wyszedł do kuchni Kazik z kartką w ręce, na której napisał - nie podawaj mu kosztów, ja wszystkie pokryję. Krystian pokiwał głową, że rozumie i oddał mu kartkę z powrotem. W kwadrans potem wrócił do pokoju mówiąc - pozwoliłem sobie zaprosić twego szefa na nasz rodzinny lunch w Nowy Rok. Przywiezie wtedy papiery jakie ma. Wygląda mi facet na rzeczowego faceta, który już przebolał rozpad związku. Ale sam nie zamierza występować o rozwód- jemu nie przeszkadza nieobecność szanownej małżonki, niech ona wnosi sprawę rozwodową, jeśli oczywiście chce rozwodu. Z tym, że ona nawet nie szepnęła nic o rozwodzie. A on nie zamierza się z jakąś nową panią wiązać małżeństwem i mu rozwód nie jest potrzebny. Sprawa raczej nie jest skomplikowana, dzieci nie mają, za to mają rozdzielność majątkową no i on chce trochę tego posprzedawać, tylko muszę sprawdzić jego papiery czy wszystko tam jest w porządku i nie budzi żadnych wątpliwości. Przyjedzie przed godziną 14,00, no bo go zaprosiłem na lunch. Po lunchu z nim zrobię wywiad i przejrzę papiery. Bardzo dobrze - stwierdził Kazik - możecie sobie siedzieć w moim gabinecie, my będziemy w dziennym pokoju i nikt wam nie będzie przeszkadzał. Twój szef twierdzi, że gdy tylko mu przyszło na myśl, żeby skasować tę rozdzielność majątkową to przyszedł list od jej siostry by ona do niej przyjechała i trochę jej pomogła, bo ona jest po operacji. W związku z tym się wstrzymał, bo nie widzi powodu, by jej siostra miała korzystać z tego, co on odziedziczył po swoich rodzicach. Bardzo mi się podobało bo powiedział, że ta siostra to wykończyła swego męża Kanadyjczyka- wyszła za niego naga i bosa i już zdążyła owdowieć i wszystko po nim odziedziczyła. A twój szef ma jakieś dziecko, dorosłe, nieślubne, ale je uznał bo musiał - badania genetyczne były robione dwukrotnie i wykazały, że to jego dziecko. No i chce to dziecko zabezpieczyć nim szanowna żona ewentualnie wróci z Kanady, bo on nie wierzy, że ona nigdy nie wróci. No chyba, że wyjdzie tam za jakiegoś faceta. No ale do tego musiałaby mieć wszak rozwód.
c.d.n.
:)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń