Zgodnie z sugestią Wojtka, Pati i tata zrobili sobie wspólne zdjęcie będąc w Polanicy i wysłali je do Austrii, w ramach "pozdrowień z podróży poślubnej." Oczywiście Marta i Wojtek codziennie rozmawiali z "nowożeńcami", którzy byli bardzo zadowoleni z pobytu, bo, jak doniosła Pati, to nie dość, że karmią zdrowo i smacznie to codziennie wieczorem jest jakaś pogadanka "zdrowotna" dotycząca jak się odżywiać i co robić by jak najdłużej żyć w dobrym zdrowiu. Poza tym pozapisywali się na wszelkie możliwe wycieczki, na które są wożeni autokarem i są to wycieczki nie męczące. Polanica im się bardzo podoba i nie jest wykluczone, że jeszcze nie jeden raz spędzą tu urlop. Oczywiście najlepiej poza typowym urlopowym sezonem.
Tuż przed powrotem "nowożeńców", ośrodek w którym przebywała ciocia Helenka zawiadomił ojca Wojtka, że niestety jego siostra zakończyła swą wędrówkę po świecie doczesnym. Odeszła bez dodatkowych cierpień. Do Warszawy następnego dnia ojciec przyjechał sam, bo jak powiedział Wojtkowi mama jest aktualnie po zabiegu likwidującym żylaki, więc nie nadaje się do podróży, bowiem dla niej w tej chwili wskazane jest albo leżenie albo chodzenie, siedzenie lub stanie stanowczo jest zabronione. Najprędzej, jeśli wszystko nadal będzie dobrze mogłaby wyruszyć w drogę pociągiem sypialnym. W domu została z nią jej bliska przyjaciółka. Marta i Wojtek pojechali z ojcem do ośrodka, w którym zmarła ciocia Helena, ojciec zadecydował by jej wszystkie rzeczy osobiste rozdać potrzebującym. Zdecydował o kremacji zwłok, dzięki czemu urna mogła być dodana do grobu rodzinnego na Cmentarzu Bródnowskim.
Ponieważ rodzina była już bardzo nieliczna pogrzeb był skromny. Przy okazji ojciec powiedział Wojtkowi i Marcie, że gdy on umrze to też mają go poddać kremacji i też "dołożyć" do tego samego grobowca. I taką dyspozycję zostawi też swej żonie. I jest mu obojętne gdzie ona będzie pochowana. Wojtek popatrzył na ojca tak, jakby właśnie zobaczył jakiś dziwny okaz flory lub fauny ale wydusił z siebie tylko jedno słowo - rozumiem. To dobrze, że rozumiesz - podsumował ojciec.
Gdy Marta zapytała się teścia w którym pokoju , poza ich sypialnią, chce się rozgościć, ten stwierdził, że przecież ma tu swoje mieszkanie. Rzeczywiście - zupełnie o tym zapomniałam - stwierdziła Marta z uśmiechem. Teść Marty pobył z nimi jeszcze z godzinę, po czym się pożegnał, mówiąc, że następnego dnia ma spotkania służbowe i wieczorem wraca do Austrii. A może weźmiesz sobie od nas coś na kolację - zaproponował Wojtek. Nie, nie chce mi się zajmować jedzeniem, wyskoczę sobie do którejś z restauracji, bo pewnie się spotkam jeszcze ze znajomym. A najlepiej prowadzi się rozmowy w miłej restauracji. Poprzytulał i wyściskał Martę, cmoknął ją w policzek, powiedział, by pomyśleli nad przyjazdem do Austrii z okazji Bożego Narodzenia, poklepał syna po ramieniu mówiąc, że świetnie wygląda....i wyszedł.
Marcie nieco szczęka opadła, Wojtek też miał niewyraźną minę a Misia, która z chwilą przyjścia obcej osoby "prysnęła" do sypialni wyszła z sypialni by sprawdzić kto wyszedł z mieszkania. Uradowana, że oboje "jej ludzie" są w domu wprosiła się na kolana Wojtka.
Domyślam się z kim mój stary ma jutro rano randkę -jestem pewny, że z notariuszem, bo u niego jest akt notarialny sporządzony kiedyś przez Helenkę, która dostała od rodziców jakieś "grunta podwarszawskie"- powiedział Wojtek. Kiedyś mi ciocia mówiła, że przepisze wszystko na mnie, ale nie przypominam sobie by coś poza jej mieszkaniem było zapisane na mnie. Ale jeśli cioteczka przepisała coś na mnie w tajemnicy przed swym braciszkiem to jutro przed południem ojciec nas nawiedzi. No i się bardzo zdziwi, bo ja mam jutro około 10,00 randkę z moim promotorem - jadę do niego do Instytutu i nie będzie mnie długo w domu, a ty nie wiesz przecież gdzie ja z nim będę. I na mur - beton nie odbiorę od ojca telefonu. A ode mnie odbierzesz?- spytała Marta. To chyba tak jasne jak słońce na niebie że nie odbiorę - nie odbieram telefonów gdy rozmawiam z kimś tak ważnym jak mój promotor. Ty, jeśli będzie coś arcy ważnego, po prostu do mnie napiszesz. Dobrze, że rodzice wracają pojutrze. Czy zauważyłaś jak łatwo mi przychodzi mówić o Pati i twoim tacie "rodzice"? Zauważyłam- oni Cię kochają, choć nie ma tu więzów krwi - stwierdziła Marta.
Następny dzień upłynął bez żadnych niespodzianek, no może poza telefonem od matki Wojtka, która nie mogła się dodzwonić do swego męża i zatelefonowała do Marty. Marta jej wyjaśniła, że Wojtek to ma spotkanie ze swoim promotorem a teść mówił, że ma przed południem jakieś spotkanie służbowe. A ty biedulko siedzisz sama - stwierdziła teściowa. Nie, nie sama, z pieskiem. To wy macie psa? - zdumiała się teściowa - mamy sunię, mieszankę yorka i miniaturowego sznaucera, przyplątała się do nas gdy byliśmy nad morzem wyjaśniła Marta. I zaraz wysłała teściowej fotkę suni na rękach Wojtka. Teściowa była sunią zachwycona, mówiąc że śliczna no i że dobrze, że to nie jakiś brytan. Poza tym pochwaliła pomysł Marty i Wojtka by wysłać nowożeńców do sanatorium, skoro tata ma kłopoty zdrowotne. I że zdjęcie Pati i taty ze sanatorium jest naprawdę bardzo ładne i że, jej zdaniem, ta para jest dobrana.
Marta "porozpływała" się od razu nad osobą Pati, która jest niesamowicie dobrą, wrażliwą osobą. Teściowa zaprosiła Martę z pieskiem i Wojtkiem na Boże Narodzenie do Austrii. Marta stwierdziła, że nie wie jak to będzie, bo przecież ona jeszcze studiuje, za kilka dni już wraca na studia i już teraz wie, że będzie miała mnóstwo nauki i sporo egzaminów do zdawania w sesji zimowej. No racja, zupełnie mi wyleciało z głowy, że ty jeszcze przecież studiujesz - sumitowała się teściowa.
Ze spotkania z promotorem Wojtek wrócił zadowolony. Marta opowiedziała mu o rozmowie z jego mamą i że przesłała do niej jego zdjęcie z Misią i że zdaniem jego mamy Misia jest ładnym pieskiem i że zostali zaproszeni na Boże Narodzenie do Austrii, ale powiedziała teściowej, że nie ma pojęcia co będzie ze świętami, bo przecież ona ma jeszcze od października zajęcia na uczelni. Po południu zatelefonował ojciec Wojtka, mówiąc, że jeśli nie mają nic przeciwko, to on przeczeka u nich do chwili przyjazdu po niego taksówki z kolegą, który dziś wraca z Warszawy do Austrii. Taksówka będzie o 19,00. Dobrze, to spokojnie zjesz z nami obiad o godzinie 17,00 - powiedział Wojtek, a mówiąc to minę miał taką, że Marta wyszła z pokoju, żeby się swobodnie wyśmiać. Biedna Misia przeżywała wyraźnie rozterkę - biec za panią czy wprosić się na kolana pana. Ten drugi wariant jednak zwyciężył. Psinka była wyraźnie ciepłolubna, a Wojtek gdy brał ją w domu na ręce to wkładał ją sobie za połę swej starej zamszowej kamizelki, której dół był wykończony paskiem zapinanym na klamrę, więc gdy wstawał Misi nie groziło wypadnięcie i wystarczało lekkie przytrzymanie jej dłonią. Marta stwierdziła, że jeszcze trochę, a ze swojego starego małego plecaka zrobi nosidełko dla Misi, tylko podszyje plecak od wewnątrz flanelą, żeby odizolować psinę od ortalionu, z którego był zrobiony plecak i od strony zewnętrznej wszyje siatkę, by Misia miała dużo powietrza i coś widziała.
Misia siedząc przytulona do Wojtka bardzo szybko zasnęła i zupełnie nie była zainteresowana ojcem Wojtka. A ojciec powiedział, że dostał w spadku po siostrze dwie działki na terenach rekreacyjnych, na obu stoją jakieś prowizoryczne domki - stoją i niszczeją. W końcu października ojciec przyjedzie do Warszawy by obejrzeć te działki razem z jakimś rzeczoznawcą, jedną zapisze żonie a drugą Wojtkowi. To są już ogrodzone działki, stoją na nich domki typu "dykta, klej, woda" jako domki letniskowe i warto je trzymać jako lokatę. Są niedaleko Warszawy, bo w Nadarzynie. No a czemu nie zapisałeś obu działek mamie?- spytał Wojtek. Ojciec pokręcił tylko z dezaprobatą głową i zapytał - kpisz czy o drogę pytasz?. I tak dostaniesz dwie działki w efekcie końcowym, bo mama zaraz zrobi zapis testamentowy na ciebie. Te działki jeść nie wołają, a nie są działkami stricte budowlanymi, więc nie ma obowiązku postawienia na nich w ciągu dwóch lat budynku mieszkalnego. A ziemia zawsze jest w cenie, jeśli się znajduje w pobliżu dużych miast, bo miasta się wciąż rozrastają.
Mamy nadzieję, że przyjedziecie do nas na Boże Narodzenie - powiedział ojciec. Nie wiem - odpowiedział Wojtek. Nie mam ochoty jechać zimą samochodem a jak widzisz mamy psa - w lecie to byśmy może przyjechali, ale zimą to raczej nie. Poza tym ja ciągle jeszcze piszę swoją pracę a Martunia będzie miała sesję. Lepiej byłoby gdybyście wy do nas przyjechali - byłoby to dla nas prostsze organizacyjnie. Mieszkać w trakcie tego pobytu możecie tu, w tym mieszkaniu razem z nami , tata mieszka w mieszkaniu Pati, a tu jakby nie było są cztery pokoje. Ale tak zupełnie uczciwie do sprawy podchodząc wolałbym najpierw obronić magisterkę a potem dopiero gdzieś jeździć lub kogoś gościć. Oboje z Martunią nie jesteśmy entuzjastami zimy, to dość marny czas.
A kiedy skończysz tę swoją pracę magisterską?- dociekał ojciec. Nie wiem, robię pewien projekt, potem muszę gdzieś go wypróbować w realu, potem wszystko dokładnie opisać, muszę mieć opinię użytkownika, a to wszystko trwa i wolałbym się w tym czasie nie "rozdrabniać" na wyjazdy i święta. Pati i tato zrobią święta u siebie, do przejścia będzie ze 200 metrów bo mieszkają blisko nas. Po prostu odpuśćcie sobie te święta - tak będzie dla mnie najlepiej. Mama będzie nieszczęśliwa - stwierdził ojciec. Bez przesady - nie widzę tu jakiegoś powodu by się czuła nieszczęśliwa- powinniście się raczej cieszyć, że to już końcówka moich studiów i zrozumieć, że to dla mnie ważniejsze niż jakieś święta. A masz już zapewnioną jakąś firmę? Jeszcze nie, wpierw muszę mieć dobrze ocenioną swoją pracę, poza tym marzy mi się firma, w której nie będę musiał przesiadywać osiem na osiem godzin tylko dlatego , że taki jest regulamin pracy. Na razie priorytetem jest uzyskanie dyplomu z bardzo dobrą oceną.
To może bym się rozejrzał u nas za jakąś pracą dla ciebie - spytał się ojciec. Tato, a ty wiesz czym ja się zajmuję i co projektuję? Pracę to ja muszę sobie sam załatwić, żeby była zgodna z tym co ja robię najlepiej. Nie wykluczam, że gdy Martunia skończy swoje studia to stąd wyjedziemy. Więc nie myśl póki co o pracy dla mnie. Martunia do magisterium ma jeszcze 6 semestrów - do licencjatu 2. A tak nawiasem- gdybym miał pracować gdzieś poza Polską to wybrałbym Szwajcarię w pierwszej kolejności, w drugiej Niemcy a w trzeciej- Wiedeń. Ale wcale mi się tak bardzo nie pali do zmiany kraju. To spora operacja i wcale nie jest nam tu bardzo źle.
Ale źle to będzie psicy gdy Martunia zacznie bywać na uczelni - stwierdził ojciec. Nie, nie będzie źle, bo ja głównie piszę w domu, a gdy będę wychodził to Misia będzie u Pati w kwiaciarni. Misia jest do niej już przyzwyczajona, będzie miała na zapleczu swoje legowisko.
Marta przeniosła się do kuchni, gdzie przygotowała dla teścia dwa nieduże termosy a w nich kawę i herbatę oraz ciasto domowe. Zapytała się z czym mu przygotować kanapki, ale teść stwierdził, że jemu do szczęścia wystarczy ciasto domowe.
Równo o godzinie 19,00 przyjechała taksówka, teść się serdecznie pożegnał z Martą, nieco chłodniej z własnym synem i wyszedł z domu.
c.d.n.
Podobało się :)
OdpowiedzUsuń