Wizyta u Michałów przeciągnęła się nieomal do północy. Ala nie ukrywała, że chociaż bardzo kocha swe dzieci to byłaby wdzięczna losowi by ze dwa razy w miesiącu mogła być tylko z Michałem, bez trójki dzieciaków. Ale po doświadczeniach starszego synka z przedszkolem to czarno widzi sytuację gdy "pareczka" też wyląduje w przedszkolu. Jakoś na szczęście jak dotąd "przedszkolak" nie załapał żadnej infekcji i nie przywlókł niczego, poza dość niewybrednym słownictwem, do domu. Na szczęście Michał jest dla niego największym autorytetem i szybko nauczył Mirka, których słów i dlaczego nie powinien używać.
Zapisaliśmy go do prywatnego przedszkola, ale jak widać w domach wielu dzieci nikt nie kontroluje tego jakimi słowami operuje przy dziecku. A potem dziecko w taki sam sposób zwraca się w przedszkolu do swoich koleżanek i kolegów. Mnie kończy się trzyletni bezpłatny urlop wychowawczy, więc muszę się zastanowić co dalej - zdaniem Michała powinnam przestać pracować zawodowo ewentualnie znaleźć jakiś półetat, bo jednak troje dzieci to nie jedno dziecko i pomimo wielu udogodnień to jednak sporo przy nich jest pracy w domu. A ja z kolei uważam, że powinnam nadal pracować, bo "złe nie śpi" i od wypadku, w którym zginął mój pierwszy mąż stale się boję, że pewnego dnia mogę zostać sama z trójką dzieci. Michał o tym wie i jeżeli wie, że nie wróci z jakiegoś powodu na czas do domu to zaraz mnie o tym informuje.
Popatrz, teraz poszli z twoim do drugiego pokoju i jestem dziwnie pewna, że omawiają jakieś zawodowe sprawy. Michał to nie może się wprost nachwalić twojego męża jaki z niego mądry i porządny facet. I jakoś bardzo szybko poznał się ma twoim mężu. Teraz lepiej się znają niż na początku i nadal zdaniem Michała ( i podobno to nie tylko jego zdanie) to bardzo zdolny i mądry chłopak. A mój Michał bardzo, bardzo rzadko kogoś chwali. Gdzie ty go wytrzasnęłaś?
Marta roześmiała się - ja go nie wytrzasnęłam, chodziliśmy razem do podstawówki i byliśmy wtedy parą. I tak nam zostało - widocznie oboje jesteśmy monotematyczni i wierni z natury. Przez czas liceum byliśmy rozdzieleni, bo jego rodzice zgarnęli go do Austrii, ale on tu wrócił na studia i tym samym do mnie. Teraz mam w jego tacie wielbiciela, często u nas pomieszkuje, a poza tym gotuje nam obiadki. Rozszedł się z matką Wojtka, wrócił do Polski, a ona tam pozostała. A tak w ogóle to nasi ojcowie kiedyś pracowali w jednej firmie.
Do dziś pamiętam jak się mnie Wojtek zapytał czy będziemy ze sobą chodzić - byliśmy wtedy w siódmej klasie. No i chodziliśmy. Do kina na macanki i całowanki, więc przeważnie bywaliśmy na tym samym filmie dwa razy - raz w kinie a drugi raz by obejrzeć film, poza tym on mnie odprowadzał zawsze do domu. I tak nam zostało. Znamy się chyba lepiej niż łyse konie. Gdy wrócił tu na studia to ja nie wierzyłam, że on nie łazi z innymi dziewczynami a on nie wierzył mi, że z żadnym facetem się nie umawiam.
Trochę mi głupio, że on już po studiach a ja nadal jeszcze studiuję, ale jakoś nie bardzo wiedziałam jaki kierunek wybrać. Zdawałam na medycynę, ale odpadłam, bo po prostu nie doceniłam trudu egzaminu z chemii - byłam tak pewna siebie, że chemię mam na mur opanowaną, że nawet nie raczyłam się choć trochę pouczyć. No ale trochę się douczyłam i zdałam nie na AM ale na studia medycyny estetycznej, na kosmetologię. Mam jeszcze dwa lata do magisterium. I widzę, że dobrze wybrałam- teraz w wakacje pracuję na pół etatu w laboratorium kosmetycznym i już mi się podoba. Więc mam nadzieję, że jako mgr kosmetolog sprawdzę się w tym laboratorium. Bo ja dopiero na praktycznych zajęciach dowiedziałam się czegoś o sobie - byłabym niezbyt dobrą kosmetyczką i pewnie połowę klientek bym posłała gdzie pieprz rośnie a nie grzebałabym radośnie w ich skórze usuwając drobne defekty.
Poza tym ja jestem mało nowoczesna i nie chcę by moim dzieckiem zajmował się wpierw żłobek a potem przedszkole i tak samo nie chcę by potem siedziało po szkole w świetlicy lub samo w domu jak ja. Bo tata pracował, a moja matka stale "wyciekała" gdzieś z domu i wracałam do pustego mieszkania. Wiesz- Wojtek o tym wszystkim wie i zgadza się z tym moim poglądem.
Rozumiem cię doskonale - my chyba po wakacjach zabierzemy Mirka z przedszkola a pareczki też wcale tam nie wstawimy. Michał jest bardzo rozczarowany wychowaniem przedszkolnym w naszym mieście -stwierdziła Ala. A to przecież stolica a nie jakieś, z przeproszeniem, zadupie. Ostatnio przeglądałam literaturę dotyczącą wychowania przedszkolnego i może po prostu będę dla naszej trójki prywatną przedszkolanką. Niech dzieciaki biorą dość czynny udział w życiu rodziny- będą robić ze mną zakupy, będę im też tłumaczyła i pokazywała wszystko co dotyczy prac domowych, w tym i gotowania. Nie wpadłam na to sama, ale rozmawiałam z jedną bardzo miłą babeczką , która w ten sposób hoduje dwójkę swoich dzieciaków. Bo, jak mówi, w ten sposób dzieciaki wychodzą z domu lepiej przygotowane do życia. A poza tym mogę Mirka już zacząć uczyć rozróżniania liter. Co prawda mówiłam Michałowi, że powinnam wypracować sobie jakąś emeryturę, ale tylko machnął ręką.
Poza tym nie jest wcale pewne, że do śmierci będziemy mieszkać w Polsce. Michał ma jakieś tajemnicze plany, ale na razie wiem tylko tyle, że być może wyjedziemy stąd wszyscy. Ale jak na razie to nie ma jeszcze konkretnego kierunku. Gdyby był sam to już zapewne od dawna by był w którymś z krajów Europy. Bo na Antypody to nie bardzo mu pasuje.
No właśnie - podchwyciła temat Marta - mój to już od dość dawna coś na ten temat przebąkuje, no ale on to by chciał wpierw zrobić doktorat. Był bardzo zaskoczony, gdy zaproponowano mu pracę na PW i jeszcze zrobienie doktoratu. No ale ta praca nad doktoratem to przecież nie kwestia kilku miesięcy ale kilku lat. Ciekawa jestem kto go na PW ściągnął - Wojtek twierdzi, że do pracy na wyższych uczelniach jest wciąż zbyt mało chętnych, chociaż teraz wreszcie zaczęli przyzwoicie płacić. On już kombinował jak się wyeksportować bo jego zdaniem informatycy są tu niedoceniani.
Po prostu twój ślubny jest dobry w te klocki - powiedziała Ala. Michał był zaskoczony jakością jego pracy magisterskiej i podzielił się tą opinią z dziekanem, a potem to już się jakoś samo rozhuśtało. I ponoć potrafi dobrze wykładać materiał. Marta uśmiechnęła się - ja nadal nie zgłębiłam informatyki- nadal jestem nieco tępawym użytkownikiem komputera i wiedza, którą posiada Wojtek jakoś zupełnie mnie nie skaziła. Ala roześmiała się - pociesz się, że ja także nie mam zacięcia w tym kierunku. Umiem tylko to co zwykły, mało bystry użytkownik. I zapewniam cię, że jest mi z tym całkiem dobrze. I nie mam najmniejszego zamiaru rozszerzać swoich umiejętności w tym zakresie.
Ala, a jak ty poznałaś Michała? Długo się znacie? Nooo, jak na dzisiejsze standardy to długo. I poznałam go dość krótko po śmierci mego męża, Mirek miał wtedy trochę ponad rok. Odpadło mi na ulicy koło od wózka i usiłowałam je jakoś przymocować, ale ono po kilku obrotach odlatywało. I wtedy akurat przechodził tamtędy Michał- chyba mu się żal zrobiło jak popatrzył jak marnie mi to idzie, bo wpierw grzecznie przeprosił, że się wtrąca i zapytał co się stało, a już prawie zapłakana powiedziałam, że po prostu nie umiem tego koła przymocować. No to może ja spróbuję- zaproponował. Pociechą dla mojej godności był fakt, że on też nie mógł go trwale przymocować, więc mi zaproponował, żebym chwilę spokojnie poczekała i nic nie robiła, on za moment podjedzie tu samochodem i podwiezie mnie wpierw do jakiegoś warsztatu ślusarskiego, tam albo zrobią od ręki albo zostawimy wózek a on mnie odwiezie do domu i potem mój mąż odbierze wózek. Na to mu powiedziałam, że mąż nie odbierze, bo niedawno stracił życie. Przeprosił mnie, że wspomniał o mężu i stwierdził, że w takim razie on ten wózek odbierze i mi go dostarczy pod wskazany adres. No więc pojechaliśmy do małego warsztatu, w warsztacie powiedzieli, że wózek będzie gotowy na następny dzień, a Michał odwiózł mnie z dzieciakiem do domu i nawet wniósł Mirka po schodach. A że Mirek się nawet zachowywał kulturalnie, czyli się nie darł, to zrobiłam kawę i gadaliśmy ze trzy godziny. Był taki uważny, wypytywał się jak sobie radzę sama, czy ma mi może w czymś pomóc, może coś trzeba naprawić w mieszkaniu i czy mam uporządkowane sprawy materialne, bo na pewno powinnam dostawać jakąś rentę rodzinną z ZUSu. Bo w razie czego to on ma dobrego prawnika. Nie powiedział, że ten dobry prawnik to jego własny ojciec.
Nie ukrywałam, że mój mąż zawsze jeździł za szybko i tym razem też na pewno jechał zbyt szybko, wpadł w poślizg i przegrał pojedynek z drzewem. I być może, gdyby to nie było o trzeciej w nocy to szybciej by ten wypadek wpadł komuś w oko, ale to taka godzina, że mało kto o tej porze jeździ jeśli nie musi. A ten zawsze jeździł o jakichś nietypowych porach, bo jak twierdził wtedy było pusto na szosach. I jak się okazuje nie zawsze pusto na szosie jest oznaką bezpieczeństwa.
Michał powiedział, że następnego dnia on przywiezie mi ten wózek do domu i zapytał się o której będę w domu a mały nie będzie spał, żeby on go nie obudził dzwonkiem domofonu. Byłam tym wszystkim oczarowana i nieco zszokowana, bo już się przyzwyczaiłam do sytuacji, że sama muszę o wszystko zadbać. Moi rodzice, którym nie podobał się mój mąż, bo jego rodzice byli , jak mówili moi rodzice, "zwykłymi badylarzami z okolic Warszawy",przestali ze mną rozmawiać gdy powiedziałam, że i tak wyjdę za tego badylarza , nawet jeśli mnie "wypiszą z rodziny." I wypisali. Teściowie kupili synowi swemu mieszkanie, w którym zamieszkaliśmy, takie typu M3, czyli dwa pokoje z kuchnią. Pierwszy miesiąc po urodzeniu dziecka spędziłam w domu teściów bo zdaniem teściowej położnica powinna odpoczywać i jak najwięcej być ze swoim maleństwem. Czułam się tam jak na najdroższych wczasach. Oczywiście moi rodzice ani razu nie odwiedzili mnie tam. Mąż kończył studia na SGGW i jego rodzice raz w tygodniu przyjeżdżali do nas z zaopatrzeniem, żeby ich synowa prawidłowo się odżywiała i jadła dużo witaminek wyhodowanych na prawdziwym nawozie i niczym nie pryskanych.
Teściowie bardzo ciężko odczuli śmierć swego jedynego dziecka i powiedzieli, że jeśli tylko mam ochotę mogę u nich zamieszkać. Ale ja wolałam zostać w Warszawie. Teść nadal przywoził nie pryskane warzywa, teraz pod hasłem by Mirek miał dobrej jakości warzywka. Poza tym teść przelał na moje konto sporą sumę pieniędzy, mówiąc, że teraz on się czuje odpowiedzialny za mnie i Mirka i żebym nie poszła do pracy ale nadal została z małym w domu, żeby nie musiał spędzać czasu w żłobku. Weekendy spędzałam z Mirkiem u teściów, teść po nas przyjeżdżał w piątki wieczorem i odwoził w poniedziałki rano do Warszawy.
A wracając do Michała - przywiózł mi ten naprawiony wózek, powiedział co było tam źle skonstruowane i że teraz jest to tak zrobione, że żadne koło już samo nie oderwie się. Zaproponował byśmy się zaraz razem wybrali na spacer, to od razu sprawdzę jak się sprawuje wózek. Często myślę, że malutkie dzieci posiadają jakiś szósty zmysł i wyczuwają jacy są ci, co się nad nimi pochylają i coś do nich mówią. A może po prostu Michał kojarzył się Mirkowi z własnym tatą, bo gdy tylko Michał coś do niego zagadał mały wyciągnął do niego rączki i Michał z wielce radosnym uśmiechem wziął go na ręce.
Do dziś się śmieję, że to Mirek wybrał dla mnie męża a dla siebie ojca. Wtajemniczyłam Michała w swoje dziwne układy rodzinne i w któryś weekend przyjechałam do teściów i z dzieckiem i z Michałem. Kilka miesięcy później Michał poprosił bym została jego żoną. Powiedziałam "tak" i zaczęłam się na głos zastanawiać jak na to zareagują moi teściowie, na co usłyszałam: "bardzo dobrze zareagują, bo ja już o tym rozmawiałem z nimi. I powiedziałem też o tym, że chcę adoptować Mirka, dać mu swoje nazwisko i na to też się zgodzili. Ze zdumienia milczałam ze dwie godziny starając się nie rozryczeć, żeby Mirek nie wystraszył się, że ja płaczę. Na naszym ślubie byli moi teściowie z Mirkiem. Mirek miał wtedy dwa lata. Rodziców własnych nie zaprosiłam na ślub, a rodzice Michała mieszkają za Wielką Wodą, ale mają komplet naszych zdjęć i korespondujemy z nimi i rozmawiamy na SKYPE. I są oboje zachwyceni faktem, że mają teraz troje wnucząt. A my co tydzień staramy się jeździć do moich byłych teściów - dzieciaki są zachwycone bo zawsze im dziadkowie coś ciekawego pokażą. I, jak oboje twierdzą, to cała trójka to ich wnuczęta, a nie tylko Mirek. Moja aktualna teściowa mi kiedyś napisała, że przed laty, gdy jeszcze była panną , przyczepiła się do niej jakaś stara Cyganka i koniecznie chciała jej powróżyć. Teściowa się wzbraniała mówiąc, że nie ma pieniędzy, ale ta Cyganka stwierdziła, że ona i za darmo powróży. I wtedy powiedziała jego matce, że ona wyjdzie za mąż za chłopaka o imieniu Kornel, że urodzi syna i będzie to dziecko bardzo zdolne a na dodatek o tak zwanym wielkim sercu i że na starość będzie mieszkała bardzo daleko od Warszawy. Matka Michała się śmiała, a potem wyjęła portmonetkę i dała Cygance 50 złotych mówiąc - dziękuję za wróżbę a te pieniążki to za to, że powróżyła mi pani za darmo, wiedząc, że nie dam pieniędzy. I rzeczywiście ojciec Michała ma na imię Kornel i rzeczywiście Michał jest człowiekiem o wielkim sercu i jego matka mieszka daleko od Warszawy bo w USA.
c.d.n.
Podobało się🙂
OdpowiedzUsuń