Andrzejowi wyraźnie ulżyło gdy opowiedział Marcie i Wojtkowi o swych kłopotach w związku. Wojtek natychmiast był zainteresowany "męską antykoncepcją", ale Andrzej wytłumaczył mu, że chociaż proces jest odwracalny to jednak lepiej tę metodę zastosować gdy już będą posiadać dzieci w pożądanej przez siebie ilości, zwłaszcza, że Marta jest bardzo zadowolona z tabletek i nie ma problemu by o nich pamiętać, poza tym wyregulowały jej cykl i z punktu medycznego on nie widzi sensu by to zmieniać. W kilka dni później rozmawiał z ojcem Wojtka, który obiecał, że w trakcie nieobecności Andrzeja w Polsce będzie chłopców "nadzorował" i spotykał się z nimi w każdy weekend.
Wojtek się śmiał, że nagle im się rodzina powiększy gdy Andrzej wyjedzie do Londynu, a Andrzej stwierdził, że ma więcej szczęścia niż rozumu, bo nagle dzieci mają dziadka. No a że Ziuk już zaczyna mieszkać w Warszawie, to już obaj dziadkowie zaczęli snuć plany dokąd będą się z dzieciakami wybierać w weekendy. Andrzej niemal przestał bywać w domu, bo Lena zaraz wszczynała awantury, więc ojciec Wojtka zaproponował mu, żeby mieszkał do wyjazdu w jego mieszkaniu - w końcu jest w pełni urządzone, adresu Lena nie zna, więc nie ma problemu.
Któregoś dnia wieczorem do Marty zatelefonowała Lena, mówiąc by Marta poprosiła do telefonu Andrzeja. Nie mogę go poprosić do telefonu, bo go u nas nie ma, nie mam pojęcia gdzie jest, sądzę, że jest w Klinice. A co się stało? Jeśli jest ci potrzebna jakaś pomoc to my z Wojtkiem możemy do ciebie wpaść, bo Andrzej to ma pewnie dyżur w Klinice. Trochę w niego tam orzą przed jego wyjazdem. Ale on nie odbiera telefonu - wrzasnęła Lena. To widocznie jest albo na sali operacyjnej albo na obchodzie - wtedy nigdy nie odbiera telefonu bo go po prostu przy sobie nie ma. Od ciebie też nie odbiera?- spytała Lena. No pewnie że nie, zresztą ja i Wojtek rzadko do niego telefonujemy. Mówił, że przed tym wyjazdem jest totalnie zarobiony. Nie wierzę ci, pewnie siedzi u was, bo się w tobie kocha. No nie rozśmieszaj mnie- spokojnie powiedziała Marta. On kocha mnie tak samo jak Wojtka. A nie zaniepokoiło cię, że on kocha Wojtka? Lenę na moment zatkało, a Marta mówiła dalej - on nas oboje uważa za swoje rodzeństwo, którego nie ma. A do mojego teścia mówi "tato" - nie zauważyłaś tego? Zapewne dlatego, że z własnym ojcem nie widuje się i nie rozmawia - każdemu, nawet dorosłemu jest potrzebna rodzina, więc przestań wyprawiać jakieś chryje i zastanów się w skupieniu nad tym wszystkim. Facet robi wszystko by tobie i dzieciakom zapewnić jak najbardziej luksusowe warunki a ty jakieś bzdury opowiadasz. Idź na jakąś psychoterapię bo coś ci się w głowie pomyliło. W tym momencie zabrzmiał dzwonek od drzwi wejściowych i Marta z telefonem w ręce poszła je otworzyć - na wycieraczce stała zmoknięta Lena. Odsunęła Martę i wpadła do środka.
Zdejmij buty - załóż kapcie- spokojnie powiedziała Marta do Leny. Proszę bardzo - możesz sprawdzić całe mieszkanie - nie ma tu Andrzeja. Jestem sama w domu, bo Wojtek jest jeszcze na uczelni. Powinien być za jakąś godzinę w domu. Zjesz coś, napijesz się czegoś? Idź jeszcze do gościnnego pokoju, zajrzyj do szaf, bo może tam jest twój mąż. Ty mi lepiej powiedz, dlaczego zostawiłaś dzieci same w domu. I jeśli Andrzej to odkryje to na pewno nie będzie szczęśliwy.
Z dziećmi jest moja mama, nie jestem stuknięta, nie zostawiam ich samych w domu- poinformowała Lena. To siadaj, wypij herbatę i ja cię odwiozę samochodem do domu, bo coś cały czas pada. Wolałabym kawę - stwierdziła Lena. Nie dostaniesz kawy, działa pobudzająco a tobie wyraźnie coś odbiło. Możesz dostać herbatę z melisy albo nic i zaraz cię odwiozę na Ursynów. Ja mu dzieci nie oddam powiedziała Lena. A co, chciał ci ktoś je zabrać? O dzieciach to zawsze decyduje sąd więc nie rób cyrków, żeby ci ich nie odebrano. No to jak? napijesz się melisy? Jeśli nie to zaraz cię odwiozę, bo chcę być w domu gdy wróci Wojtek, bo na pewno będzie głodny. On nie ma kantyny w pracy tak jak Andrzej. A tam nawet dość smacznie dają jeść, Wojtek tam jadł gdy leżałam po operacji.
Marta spokojnie się ubrała, napisała na dużej kartce, że zaraz wraca, odwozi tylko Lenę na Ursynów i zostawiła kartkę na stole w kuchni. Ale się Wojtek zdziwi, gdy wróci wcześniej niż ja - pomyślała. W pół godziny potem była już z powrotem. Wojtka jeszcze nie było. Marta wysłała wiadomość do Andrzeja, że właśnie odwiozła na Ursynów Lenę, która go szukała osobiście w mokotowskim mieszkaniu Wojtków. Odzew przyszedł dopiero po godzinie 23,00 - "przepraszam za jej zachowanie, operowałem. Właśnie widzę, że do mnie dzwoniła. Jutro z tobą porozmawiam".
Wojtek wrócił znacznie później niż przewidywał. Marta opowiedziała mu o niespodziewanej wizycie Leny i o tym co Lena wygadywała. No to coś kiepsko to wszystko wygląda - podsumował Wojtek. Ale tam już wcześniej nie było za ciekawie - on już od ponad roku się z nią użera. Miał nadzieję, że jak ją wprowadzi w krąg osób tak samo myślących jak on, to ona uruchomi swoje zwoje mózgowe we właściwy sposób. Ale chyba zbyt późno się za to zabrał. O rany- ale mu współczuję, ale nie mam pojęcia co mu doradzić. Trochę zbyt późno przejrzał na oczy. Jak tak dalej pójdzie to będziemy mieli znajomy rozwód i będą się cały czas przepychać i zawsze będą na tym cierpieć dzieci. Wychodzi na to, że jego ojciec miał rację mówiąc, że Lena nie jest dla niego dobrym materiałem na żonę. Co prawda jego ojciec miał na uwadze to, że panienka nie ma studiów a na dodatek wcale nie miała ochoty na nie iść po wyjściu za mąż. Ty miałaś rację, mówiąc, że z Leną jest coś "nie halo". Poza tym dopiero teraz do mnie dociera, że on był nawet zadowolony, że ma tyle pracy- on się nigdy nie spieszył do domu - zupełnie inaczej niż Michał lub ja. My to z kolei najchętniej byśmy pracowali w domach, mając obok na wyciągnięcie ręki swoje żony. Czyli było coś w tym domu co go od niego odpychało. No a poza tym to my z Michałem mamy jednak zupełnie inną pracę niż on.
Nie mam pojęcia - stwierdziła Marta- wiem tylko , że odchyłek od "normy" jest bez liku, różnego rodzaju nerwice, manie, stany lękowe, depresje, stany euforyczne i praktycznie niczym nie spowodowane . A chyba najgorsze jest to, że każdy w jakiś sposób zaburzony nie zdaje sobie z tego sprawy. Do mnie dotarło, że coś jednak jest z nią nie tak, dopiero gdy Andrzej powiedział, że cofnął jej dostęp do karty bankowej i że ona będzie w Otwocku pod kontrolą matki i ciotki. No normalnie mnie zatkało na moment.
Napisałam mu wiadomość, że ona szukała go u nas i że ją odwiozłam do domu samochodem. Napisał mi że przeprasza, ale porozmawia jutro i właśnie teraz dopiero zobaczył, że ona do niego telefonowała, ale on operował. A on wszak na sali nie ma ze sobą telefonu. Mówiłam to zresztą Lenie i mówiłam, że on jeśli operuje to nie ma dostępu do telefonu. Ale mam wrażenie, że mówiłam w próżnię.
Wiesz, ona w pewnej chwili powiedziała : "nie oddam mu dzieci", więc jej tylko powiedziałam, że nikt jej dzieci nie zabiera a tak w ogóle to zawsze sąd decyduje o dzieciach, więc wydaje mi się, że tam już od pewnego czasu trwa cicha walka o dzieci i mam podejrzenie, że ona jednak te dzieci będzie musiała oddać Andrzejowi, bo nie sadzę by się jej nagle poprawiło. Zwłaszcza gdy Andrzej wyjedzie. Słyszałeś co powiedział o kwestii antykoncepcji - przejął inicjatywę bo to drugie nie było planowane i zrozumiał chyba wtedy, że ona nie jest w pełni odpowiedzialna. Gdy rozmawiałyśmy w trójkę, wtedy gdy była i Ala, to Lena twierdziła, że obie ciąże to były wpadki. Z tym, że ta druga ciąża to jej "planowa wpadka", bo Andrzej chciał by jeszcze odczekać. Swoją drogą, gdy słyszę takie teksty jak "planowa wpadka" to się zastanawiam co taka kobieta ma w czaszce zamiast mózgu. Ale nie wykluczam, że to ja mam popieprzone w głowie, bo uważam, że kwestia czy mieć dzieci czy nie i kiedy je mieć to wymaga wspólnego omówienia i wspólnej decyzji.
No ale zakładam, że skoro jest takie mnóstwo nie planowanych ciąż to pewnie taki sposób postępowania bardzo ludziom pasuje, a potem się dowiadujesz, że "Bóg tak chciał". No nic innego mi nie zostaje tylko się "pochlastać" żem taka niedorozwinięta umysłowo.
No nic- powiedział Wojtek- mój ojciec bardzo lubi Lenę i dzieciaki, ale muszę mu to wszystko opowiedzieć, skoro wiem. On ją uważa za taką ciepłą, matczyną osobę, która ma zaraźliwy śmiech.
Jak widać mam z ojcem dość różny gust, ale opinię o tobie to obaj mamy zgodną. Wiem - powiedziała Marta - taka poważna i niewiele rzeczy ją śmieszy. Wiele osób mnie tak właśnie odbiera. No bo mnie na ogół zawsze martwi a nie śmieszy ludzka głupota i bezmyślność. No coś ty - oburzył się Wojtek - mnie też nie śmieszy ludzka głupota i bezmyślność. My z ojcem wiemy, że ty zawsze starasz się ukryć swą dbałość o nas wszystkich i nigdy nie mówisz żebym wziął sweter lub kurtkę, tylko te rzeczy dyskretnie do mnie lub do ojca podsuwasz. I to jest po prostu cudowne. Dbasz o mnie jak o małe dziecko, ale nigdy mi nie mówisz weź to czy tamto, po prostu podsuwasz to dyskretnie w zasięg mojego wzroku. Mój ojciec też się tym zachwyca.
Marta zaczęła się śmiać - no bo ja kiedyś odkryłam, że od pewnego roku życia wszystkich denerwuje takie "doradzanie", chociaż w 99% przypadków jest jak najbardziej uzasadnione i wypływa ze zwykłej troski i miłości a nie z chęci "rządzenia się" lub narzucania swojej woli. To "patent" mojego taty, który nigdy mi niczego nie nakazywał, ale zawsze to była propozycja typu "a może weźmiesz parasolkę", "a może założysz tę niebieską kurtkę", bo wiedział, że ona jest cieplejsza i bardziej odpowiednia na daną pogodę. A wszystkie zakazy też zawsze tak formułował by miały "ubranko" zwykłej propozycji a nie kategorycznego zakazu.
No bo twój tata jest absolutnie cudownym facetem - stwierdził Wojtek. Więcej mi przekazał wiadomości o życiu niż szkoła i moi rodzice łącznie. A na dodatek zawsze mi mówił, że uważa mnie za bardzo mądrego i odpowiedzialnego chłopca. Nigdy nie usłyszałem od niego, że coś zrobiłem idiotycznie, nawet jeśli tak było. To jakoś dziwnie mobilizująco na mnie działało. A gdy pozwolił bym jeszcze przed ślubem u was mieszkał to już mnie totalnie rozsmarował niczym masełko na swojej kanapce. Najlepszy jego tekst wtedy to był: "możesz u nas pomieszkać, zaoszczędzisz tym sobie czas i zmniejszysz tęsknotę, tylko proszę cię działaj tak, bym nie musiał żałować swej decyzji". To była maestria - tak to mogę śmiało ocenić. No i dowód zaufania do mnie. A mój ojciec, od kiedy wyszedł spod wpływu swej pani małżonki też się bardzo zmienił i to na korzyść. Teraz jest ciągle pogodny, na nic nie narzeka, często się uśmiecha. Andrzeja zaczął uważać za swego drugiego syna, a ty to nie jesteś jego synową tylko regularną córką . Ale nie narzekam, bo on wreszcie stał się fajnym tatą. Ty to masz jednak rację, gdy mówisz, że geny to nie wszystko, bo wiele cech charakteru można u siebie zmienić jeśli nam na tym zależy i przyłożymy się do tego.
Następnego dnia, wczesnym popołudniem, Wojtek dostał od Andrzeja wiadomość, która brzmiała: "udało mi się porozmawiać z Londynem. Muszę jednak wpierw uporządkować sprawy rodzinne, nie mogę tego zostawić w takim stanie jak jest teraz. Postaram się wpaść do was w piątek wieczorem. Przyrzekli, że pójdą mi na rękę, a potem z chęcią by mnie widzieli na dłużej, np. na początek na rok. Do przemyślenia dla was - czy wasza firma mogłaby być w Londynie ewentualnie blisko niego, bo są tańsze lokale ?
Wojtek przeczytał wiadomość, wzruszył ramionami, pokazał tekst Marcie i powiedział - on chyba nie rozumie, że muszę wpierw zrobić doktorat, a to nie jest pozowanie do zdjęcia rodzinnego. A poza tym nie mam rozeznania jak to wygląda w Londynie i okolicach od strony zapotrzebowania na firmy informatyczne. Muszę porozmawiać z Michałem, bo w tej materii będziemy działać wspólnie. Marta popatrzyła , przeczytała i powiedziała: zanosi się na polski serial "życie rodzinne chirurga A." Niech wpadnie - on się strasznie mota w tym wszystkim, bo zdrowemu na umyśle ciężko trafić o co temu z lekko pokręconym mózgiem biega. On teraz po latach dopiero dostrzegł, że zbyt pochopie ulokował przed laty swoje uczucia a do tego powołał na świat dwójkę dzieci. Jak to mówią -"mleko już wykipiało i nie ma z czego zrobić budyniu".
Znam kilku fajnych lekarzy i dziwnym trafem każdy z nich już jest po rozwodzie - powiedziała Marta. Moje koleżanki z liceum, z tzw. "rozbitych rodzin", miały przynajmniej jednego z rodziców właśnie z tego kręgu zawodowego. Tylko jedna miała tatę dziennikarza i ją, podobnie jak mnie, ojciec sam wychowywał. Miała piękne, wspaniałe gatunkowo włosy w kolorze kasztanowym. I oczywiście wszystkie jej tych włosów zazdrościłyśmy.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz