Na Słowację pojechali "rozrzutnie" trzema samochodami. Na kwaterze oczekiwał ich Ondrej Janeczek. Oprowadził gości po domu, pokazał gdzie dokładnie co jest, potem zrobił kawę , do której było ciasto. Gdy się "wzmocnili" zapakował ich w samochód czyli w swój mikrobus i zawiózł do małej, ale bardzo sympatycznej restauracji i przedstawił ich jej właścicielowi, mówiąc, że to są jego znajomi, letnicy z Polski. Potem wznowił swą propozycję, że będzie im nie tyle robił śniadania, co po prostu przynosił im rano świeże pieczywo, jajka będą zawsze w lodówce i świeży wiejski ser. Bo on musi codziennie odwiedzać swoje kury, które nadal regularnie brudzą swój wybieg, a on musi po nich sprzątać.
Zapisał im datę i godzinę wjazdu na Łomnicę i wręczył kartkę z rezerwacją biletów- mieli się zgłosić do kasy na godzinę przed wyruszeniem kolejki. Zareklamował co jeszcze warto zobaczyć i dokąd powędrować pieszo i dokąd lepiej dojechać elektryczną kolejką zostawiając samochody na parkingu "dworca" owej kolejki. No a poza tym polecił by odwiedzili kilka miejsc, zareklamował baseny z wodą termalną. Pozaznaczał na mapie dokąd warto pojechać, na kartce napisał którędy jechać,żeby było im najwygodniej, zapewnił ich, że on będzie codziennie rano uchwytny i będzie przychodził nie wcześniej niż o 9 rano. Dostali 3 pary kluczy od domu i jeden od bramy wjazdowej.
Najśmieszniejsze, że Słowak i Polacy rozmawiali w języku angielskim. Po polsku też by mogli rozmawiać, bo polski i słowacki są bardzo podobnymi językami, tylko niektóre z wyrazów choć brzmią niemal identycznie to mają inne znaczenie. I zawsze gdy rozmawiają Polak ze Słowakiem to wiele wyrazów słowackich śmieszy Polaków i odwrotnie, poza tym niektóre mają inne znaczenie, choć brzmią tak samo.
Wejście Słowacji do strefy euro spowodowało duży napływ turystów "dewizowych", bo nie da się ukryć, że ceny na Słowacji wszelakich usług turystycznych były i są dla nich szalenie atrakcyjne, spadła za to ilość polskich turystów, co jakoś nikogo tu nie zmartwiło. Miejsce, w którym teraz zamieszkali było osiedlem wybudowanym już dość dawno przez władze słowackie dla Romów. Ondrej twierdził, że dom w którym mieszkają jest właściwie własnością jego matki, która jest Romką, ale żeby go móc posiadać rozeszła się z ojcem Ondreja, ale tylko oficjalnie , papierkowo. A faktycznie nadal mieszka z "byłym" mężem i nadal się kochają. A znajomi i przyjaciele ojca Ondreja "wybaczyli" mu w końcu to, że na żonę wybrał Romkę a nie Słowaczkę. Romowie też jakoś przeboleli fakt, że ich rodaczka wyszła za mąż za Słowaka a nie Roma. I nadal jednak zdarzają się całkiem poważne konflikty pomiędzy obu nacjami zamieszkującymi te tereny od wielu lat.
Ondrej się śmiał, że ponieważ obie rodziny młodych na siebie "warczały" nie było żadnego wesela, bo pewnie nie obeszło by się bez jakiejś super awantury lub wręcz bitwy, więc "młodzi" wzięli pieniądze od obu rodzin i pojechali w podróż poślubną do Wenecji i niewiele brakowało by nie wrócili do Słowacji. Bo obojgu bardzo się podobała Wenecja.
Tydzień pobytu minął szalenie szybko - dla Ali, Maryli, Michała i Andrzeja były to całkiem nowe wrażenia, dla Marty to był powrót wspomnień z pobytu tu z tatą i okazja do podziwiania jak wiele Słowacy zainwestowali w branżę turystyczną. Wojtek postanowił by przyszłe wakacje spędzili w Austrii. Bo jednak Tatry są małe - no nijak to się ma do Alp.
Wyprawa na Łomnicę podobała się wszystkim, a wjazd kolejką dostarczył sporo wrażeń. Blisko godzinny pobyt na szczycie Łomnicy i podziwianie widoków z tarasów "jakimś cudem" trzymających się skał zrobiło na wszystkich wrażenie. W trakcie picia kawy rozmawiali z jednym z przewodników, któremu zwierzyli się, że pierwotnie mieli zamiar dotrzeć na szczyt na własnych nogach. Przewodnik popatrzył na nich i powiedział - i dobrze, że jednak wjechaliście kolejką, bo przynajmniej napatrzycie się na Tatry, a piechotą to nie dość, że od chwili zaczęcia drogi do dotarcia na szczyt zeszłoby wam 7 a może nawet 8 godzin dreptania, choć kawałek i tak musielibyście w niższych partiach pokonać kolejką bo nie ma innej drogi, a z kieszeni ubyłoby wam sporo euro, to bylibyście tak zmordowani, że ledwo byście mogli ustać na tarasie i jeszcze byście musieli polować na miejsce w kolejce by zjechać na dół. A to wcale nie byłaby wspinaczka , tylko turystyczne przejście, co prawdą z liną ze względów waszego bezpieczeństwa, ale nawet ta turystyczna trasa jest trudna i bardzo męcząca gdy ktoś nie chodzi stale po górach. No i rzeczywiście ta trasa wymaga towarzystwa wykwalifikowanego przewodnika, w tym wypadku na 6 osób to musielibyście mieć ich dwóch.
Najwięcej to się z przewodnikiem nagadał Wojtek, bo oczywiście napomknął, że mieszkał kiedyś w Austrii, więc się przewodnik rozgadał, bo bywał dość regularnie w Alpach. Gdy Wojtek powiedział, że w następnym roku na pewno pojadą w Alpy to przewodnik powiedział, by wpierw jednak "wyskoczyli" w Dolomity - tak dla treningu. I żeby obeszli "Trzy Siostry" w ramach treningu. Panowie wymienili się adresami i numerami telefonów, bo nie wykluczone, że mogli by się spotkać w Dolomitach. W trakcie rozmowy przewodnik wypytywał się jak długo zamierzają teraz być, doradził dokąd mają się wybrać by nie narazić na szwank swego "ceprowskiego" zdrowia, bo nadmierne zmęczenie w górach nikomu nie przyzwyczajonemu do dużego wysiłku fizycznego jakoś nie wychodzi na zdrowie.
Tylko naiwniak może po niemal roku spędzonym głównie za biurkiem iść w góry, a naiwniaków nie brak i górskie pogotowie ratownicze ciągle ma pełne ręce roboty i niestety spora część tych naiwniaków ląduje w siatce. W jakiej siatce? - zdziwiła się Ala. No w takiej transportowej, zawieszonej na kijkach bambusowych - przecież trzeba jakoś takiego nieszczęśnika znieść w dół - wyjaśnił. Helikopter to się wzywa gdy jest jeszcze szansa na uratowanie delikwenta, a jeśli on jest martwy to się go znosi- wszak pośpiech już nie pomoże.
No ale wytrawni wspinacze też ulegają kontuzjom podczas wspinaczek - stwierdziła Marta. Tak- to prawda. To zgodne jest z powiedzeniem, że kto mieczem wojuje ten od miecza ginie. Z czasem zamiera w ludziach czujność a wraz z każdym kolejnym udanym przejściem nabierają zbytniego zaufania do własnych możliwości, czasem są gorzej przygotowani, ale wierzą, że zawsze sobie poradzą. Mam stały kontakt z polskimi ratownikami i czasami ich opowieści jeżą mi owłosienie na całym ciele. Czasem też biorę udział w akcjach ratunkowych po waszej stronie Tatr. I na własne oczy widziałem kobitkę, która wokół Morskiego Oka dreptała w szpilkach. Ze zdumienia omal się nie zatchnąłem na śmierć. A mój polski kolega "po fachu" sprowadzał z Giewontu jakiegoś typa z dwulatkiem. Tatulek dwulatka był w eleganckim garniturze i równie eleganckich czarnych.....lakierkach. Tatulek cały czas pochlipiwał i mówił, że nigdy więcej w Tatry nie przyjedzie. I mam nadzieję, że tego przyrzeczenia dotrzymał.
Pojedźcie państwo "elektriczką" do Szczyrbskiego Plesa - od stacji jest trochę do przejścia, ale trasa łatwa, sporo idzie się lasem, a jak odpoczniecie nad jeziorem to idźcie na cmentarzyk upamiętniający znanych wspinaczy, którzy niestety już nie żyją i zginęli w ukochanych górach. Sporo jest też tam polskich nazwisk. A w schronisku nad jeziorem dobrze karmią i fajnie jest jeść sznycel wpatrując się w góry i jezioro. Można też wypożyczyć leżak i posiedzieć w ciszy nad jeziorem. I całkiem blisko Szczyrbskiego Plesa jest bardzo ładna Jaskinia Ważecka, w pobliżu wsi Vażec. A może Janeczek wasz "gospodarz" załatwi wam w którymś z biur turystycznych taką wycieczkę po naszych jaskiniach? Bardzo ładne i warte obejrzenia są jaskinie Demianowska, Lodowa i Bielska. Tą Bielską to możecie zwiedzić wracając do Polski bo jest przy drodze z Łysej Polany do Smokowca, do przedreptania, oczywiście z przewodnikiem, jest tylko 1370 metrów i na ogół takie zwiedzanie trwa tylko 70 minut. Do niej regularnie zjeżdżają wszyscy , którzy przyjeżdżają na urlop do Zakopanego. Ale nie wykluczam, że jest jakaś możliwość takiej "objazdowej" wycieczki po jaskiniach. Oczywiście zawsze wszystkie jaskinie są zwiedzane z przewodnikiem, a że teraz sezon turystyczny to pewnie lepiej będzie zarezerwować sobie wcześniej termin. A ta Jaskinia Demianowska jest uznana za najpiękniejszą jaskinię w Europie i ma nawet dwie trasy- przejście jednej to nieco mniej niż dwie godziny, a krótsza trasa to godzina dreptania.
A zimą to przyjedźcie na Chopok - trasy długie, można się zajeździć na śmierć. Jest cała fura wyciągów i trasy o różnym stopniu trudności. Są też na Chopoku kwatery prywatne bardzo blisko wyciągów. Wychodzi się z domu i zaraz przypina narty. A gdzie wy teraz mieszkacie?
Gdy Wojtek tylko powiedział, że na romskim osiedlu to przewodnik powiedział: bardzo dobry wybór, to fajny chłopak z tego Janeczka. A jego mama, choć już młodość ma za sobą to nadal jest piękną kobietą! Na takiego dorosłego syna to wcale a wcale nie wygląda. Wyobrażam sobie ile musieli się nasłuchać oboje głupiego gadania w swych domach rodzinnych. Ludzie jednak są dziwni i niemal zupełnie pozbawieni tolerancji wobec osób innej narodowości.
A jakby Janeczek z jakiegoś powodu nie mógł tych jaskiń wam załatwić, to zatelefonujcie do mnie i ja wtedy uruchomię własny kontakt. Albo zaczekajcie- ja zaraz do niego zagadam. Macie na jutro jakieś plany? No nie, dopiero w domu pomyślimy wieczorem nad następnym dniem- zapewnili go panowie. Andrzej podniósł się i powiedział - idę do bufetu, coś mnie suszy w tych górach, chce ktoś z was coś z bufetu? To ja też się przejdę do bufetu - stwierdziła Marta- może mają "lentilki" i gorzką czekoladę? To weź też dla wszystkich do domu wafelki w czekoladzie i zwykłą czekoladę to będzie zagryzka na wycieczki- dopowiedział Wojtek. A jest tu gdzieś toaleta? -spytała Maryla. Pewnie jest- powiedziała Marta- nie sądzę by jeden z tych dziurawych tarasów spełniał tę rolę. Musi być, bo przecież tu jest możliwość zanocowania. Albo wytrzymaj do zjazdu, a na dole na pewno jest koło kas toaleta i zapewne większa niż tu. Nie chciałabym tu za nic w świecie nocować. Nie wyobrażam sobie tu noclegu podczas burzy. Bałabym się, że zaraz całość wichura zmiecie. A tu jest też przecież stacja meteo. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić siebie bym mogła pracować w takim miejscu - stwierdziła Marta. A pomyślcie jak tu budowano to schronisko i mocowano te ażurowe tarasy. To trochę przerasta moją wyobraźnię. Trochę mi nieswojo gdy patrzę na podłogę tarasu i pod nią widzę przepaść. A mnie się robi tak jakoś dziwnie w kolejce gdy ona tak wisi daleko od podpór - przyznała się Ala. W bufecie Marta zakupiła czekoladę i wafelki oblane czekoladą, lentilek nie było. Za dziesięć minut przyjeżdża kolejka, naród z niej wysiądzie i my się w nią władujemy - poinformowała wszystkich Marta gdy wróciła z bufetu. A toaletę to masz tam- Marta pokazała Maryli w którą stronę ma się udać. Nim zjechali kolejką dostali informację od przewodnika, że Ondrej zwiedzanie jaskiń już zarezerwował, tylko jeszcze nie zdążył tego faktu omówić ze swoimi gośćmi i zwiedzanie jaskiń będzie za trzy dni. I to dobrze, bo według prognoz meteo za 3 dni mają się zacząć upały, więc jaskinie to dobre schronienie przed upałem.
Gdy zjeżdżali na dół Michał powiedział - strasznie fajni ludzie ci Słowacy, tacy bardzo kontaktowi. Tak, zwłaszcza ci co pracują w turystyce. Kontaktowość, kultura, uczynność to bardzo pożądane cechy u każdego kto się zajmuje turystyką - stwierdził Wojtek. Im będą milsi i bardziej uczynni tym więcej będą mieli klientów. W końcu jakby na to nie spojrzeć żyją z obsługi turystów, więc im będą dla nich milsi i bardziej im przydatni tym więcej będą mieli klientów. Dziwi mnie tylko to, że w naszym kraju jest tak jakby nikt o tym nie wiedział i wszyscy zajmujący się turystyką tak obsługują turystów jakby robili turystom wielką łaskę, że turyści chcą wydać pieniądze na różne atrakcje.
No i wychodzi na to, że gdy zamelinujemy się po polskiej stronie Tatr to przeżyjemy szok kulturowy. Bo nie będziemy mieli dla siebie całego domku i wszędzie będzie niemiłosierny tłok bo już stonka ma wakacje a nasi górale lubią brać pieniądze za nic - stwierdziła Marta. I właśnie pomyślałam, patrząc na panoramę Tatr, że moglibyśmy się wybrać na świętą górę Słowaków czyli Krywań, albo na Rysy To tak ze 3,5 do 4 godzin wędrówki i trasa nie jest trudniejsza niż droga na Świnicę. I jeszcze pomyślałam, że może byłoby lepiej zostać do końca tutaj i tylko zawiadomić "pana majstra", że rezygnujemy z tej Bukowiny. On bez problemu znajdzie chętnych na kwaterę, zresztą ostatnio ćwierkał, że właściwie nie jest zainteresowany wynajmowaniem letnikom, bo strasznie niszczą dom.
Bo sobie pomyślałam popatrzywszy na mapę, że może byłoby nam znacznie lepiej zostać tu i na drugi tydzień i moglibyśmy zrobić wycieczkę albo na Rysy, albo na Krywań. Wejście na Rysy od strony Słowacji jest znacznie łatwiejsze niż od strony Polski. I jeszcze pomyślałam, że moglibyśmy zapytać się tego Milosza, czy nie poszedł by z nami w charakterze przewodnika, bo po górach to właściwie tylko ja chodziłam a Wojtek to głównie jeździł na nartach i to w Austrii. I będziemy musieli wykupić ubezpieczenie, koniecznie z opcją transportu lotniczego w razie wypadku. Tu tak należy to zrobić. O ile pamiętam, to trzeba będzie podjechać na parking w okolicy Szczyrbskiego Plesa i stamtąd jest 4,5 godziny drogi na szczyt Rysów. Po 3,5 godzinach dowleczemy się do schroniska a stamtąd jest już tylko godzina drogi na szczyt. I wiem, że tylko w jednym miejscu droga jest blisko przepaści i jest znacznie mniej niebezpiecznie niż pójście na Rysy od polskiej strony. No i co wy o tym myślicie? Męska cześć "wycieczki" stwierdziła, że oni są za pozostaniem na Słowacji i pójdą na Rysy. I że to bardzo dobry pomysł, żeby wziąć przewodnika, bo jakby nie było oni nie są "oblatani" w górach. Panie miały dość niewyraźne miny, ale stwierdziły, że im się Słowacja podoba i w razie czego to one zostaną w przydomowym ogródku a Marta pogna z chłopakami w góry. W związku z powyższym Wojtek z Andrzejem odciągnęli Milosza od rozmowy z panią bufetową i zaczęli z nim omawiać ów projekt.
No ale na tej trasie nie jest wymagany przewodnik- powiedział. No wiemy - powiedziała Marta, ale z tego towarzystwa to tylko ja trochę tuptałam po górach, a stąd droga na Rysy jest znacznie łatwiejsza niż po polskiej stronie i właściwie jest tylko jedno miejsce, w którym ścieżka jest blisko przepaści i jedno miejsce w którym są klamry i właściwie się idzie na czworakach. Oczywiście wykupimy wszyscy ubezpieczenie uwzględniające opcję transportu lotniczego w razie wypadku. No i oczywiście zapłacimy ci normalną stawkę za przewodnictwo. A ty dużo chodziłaś po górach?- spytał Martę Milosz. Nie, niedużo, byłam na Granatach z zejściem do Koziej Dolinki, szłam z Kasprowego na Świnicę, byłam na Zawracie, na Kościelcu, na Kominach Tylkowych, nie mam lęku wysokości, nie boję się ekspozycji. A zimą kilka razy przechodziłam z Doliny Chochołowskiej do Małej Łąki przez Przysłop Miętusi. To lepszy wariant niż Droga pod Reglami lub czekanie na zatłoczony autobus.
No fajnie, powiedział Milosz, jesteś nieźle zorientowana w górach. Jest tylko jeden problem- trzeba bardzo, bardzo rano wstać by jak najwcześniej być na szlaku, bo potem to jest dość tłoczno na drodze. Podjechalibyśmy samochodem tu w okolice tak chyba z 11 km od Szczyrbskiego Plesa. Droga na Rysy mało ciekawa i faktycznie od tej strony jest dużo łatwiejsza niż od polskiej strony. Wiesz Milosz, ale jest bardzo możliwe, że Ala i Maryla nie pójdą bo byłaby to dla nich pierwsza w życiu wyprawa w prawdziwe góry i poszlibyśmy my trzej i Marta - powiedział Wojtek. No ale to chyba nie jest jakiś problem?- spytał Milosz. Jeśli one nie chodziły dotąd po górach to lepiej by na pierwszy raz nie szły na taką daleką trasę. Zobaczymy prognozę na najbliższe dni. Skoro chcecie zostać na następny tydzień tutaj a nie przemieścić się do Polski to możemy sobie wybrać termin w przyszłym tygodniu- będziecie już trochę rozruszani fizycznie po przejściu jaskiń. I to wam dobrze zrobi przez Rysami. Na pewno nie będziemy zasuwać na szlaku jak konie wyścigowe.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz