Gdy wizyta dobiegła końca i się żegnali to i pani Jadwiga i "stary" wyrazili nadzieję, że wkrótce znów się spotkają. Marta delikatnie wspomniała, że chyba jednak dopiero gdy wrócą z wyprawy w Słowackie Tatry, bo cały lipiec i sierpień to będą w Warszawie, by w razie czego pojechać ratować resztę rodziny, która w tym czasie będzie przecież w Sopocie w charakterze wysoko wykwalifikowanych nianiek.
Nie miałem pojęcia, że ty Michale jesteś taternikiem, nigdy o tym nie mówiłeś - powiedział "Stary" z lekką pretensją w głosie. Michał roześmiał się i powiedział- nie miałem o czym mówić bo tak naprawdę to pierwszy raz jadę w Tatry. W czasach studenckich to jeździłem w Bieszczady, bo było tam tanio i dziko i wszystkie studenckie obozy to głównie były w Bieszczadach. Poza tym w wakacje często pracowałem. Wojtek też rzadko w Tatry jeździł, bo albo musiał opiekować się swoją starą ciotką albo pracował. Marta jeździła w Tatry z ojcem, bo jej ojciec lubił Tatry , więc dzielił urlop pomiędzy Tatry i morze. A ja - stwierdziła Ala - po raz drugi będę miała urlop od dzieciaków i bardzo się z tego cieszę. Ja też jeszcze nie byłam nigdy na urlopie w Tatrach. To wy panowie w jednym czasie bierzecie urlop? Tak, raptem dwa tygodnie w drugiej połowie czerwca, w lipcu będziemy na miejscu w pracy - zapewniał Starego Michał.
W samochodzie Marta stwierdziła, że pani Jadwiga jest całkiem miłą osobą, ale ma bardzo źle zrobiony manicure a jej twarzy przydałby się kontakt z dobrą kosmetyczką. To czemu jej tego nie powiedziałaś?-dziwiła się Ala. No coś ty - gdyby była moją koleżanką to pewnie bym coś tam szepnęła do ucha, ale ona to już bardzo duża dziewczynka i w swym mniemaniu bardzo rozgarnięta. Jest bardzo głęboko przekonana o swej doskonałości pod każdym względem. Ja w tej chwili zupełnie nie orientuję się czy i gdzie są dobre gabinety kosmetyczne w Warszawie. Poza tym mam wrażenie, że ona jest z tych, którym nie wystarczy powiedzieć, żeby się wybrały na jakąś lekką renowację i zapewne chciałaby żeby jej polecić konkretny gabinet. A ja odkąd pracuję to nie mam żadnego kontaktu z kosmetyczkami.
A kiedy wam Ziukowie zwrócą dzieci?- zapytała Marta. Jutro, pod wieczór. No to w takim razie jedziemy do nas na obiad. Tylko surówkę trzeba dorobić, reszta jest gotowa. No to fajnie- ucieszył się, Michał. Ale przejedźmy przez nasz dom, to wezmę samochód , żebyście nas potem nie musieli odwozić no i mamy ogórki kiszone przez Ziukową, to je weźmiemy - oświadczyła Ala. Ojejku, cudnie - ucieszyła się Marta. A masz tyle, że i dla nas będą? No jasne, Ziukowa zawsze robi wszystko hurtowo.
To wy bierzcie te ogórki z domu, my po drodze kupimy lody- macie jakieś upatrzone? Nie, wszystko jedno, lody Grycana wszystkie są pyszne. No to na razie pa. Ala z Michałem wysiedli, a Wojtek, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi powiedział : "Staremu" to mało oczy nie wypadły z orbit, tak się w was obie wpatrywał. Gdy poszłyście z Jadwigą do tego dzieła architektury to już zupełnie nie wiedział która z was jest piękniejsza. Ubawiliśmy się z Michałem setnie. Bo gadał o was obu jak nakręcony.
Marta wzruszyła tylko ramionami - dziwne, nie zauważyłam z jego strony żadnego extra zainteresowania naszymi osobami. A to dzieło w ogródku to nawet nieźle zrobione, zwłaszcza, że wszystkie materiały są z odzysku, a montował ten jakiś Franek z kolegą. Nie Franek, tylko Feliks - poprawił ją Wojtek. Oni go zawsze wykorzystują do różnych prac - a to pomóż skopać, a to przytnij itp. żądania, zainstaluj, pomaluj itp. "Stary"go wcisnął na budownictwo lądowe, które ma spore powodzenie. Jakby nie było to mosty, nowe zapory i inne tego typu budowle jak fabryki czy też zakłady przemysłowe są wciąż potrzebne. Ten wydział jest nawet mocno "oblężony", a kuzyn chyba nie błyszczał na egzaminie, więc go musiał stary nieco podeprzeć. Wiesz- zdać egzamin to go zdał, ale jak miejsc nie ma dużo to wtedy wybierają tych najlepszych, a on nie był w grupie tych najlepszych.
W L'Eclercu w firmowym stoisku Grycana zakupili mnóstwo lodów , bo Wojtek stwierdził, że weźmie też do pracy, żeby nie wychodzić w czasie dnia z pracy, bo ma strasznie dużo do myślenia i pisania. Zabierze po prostu z domu turystyczną lodówkę i razem z Michałem będą się opychać w pracy lodami. To może i hamak weźmiesz- wyzłośliwiła się Marta. W hamaku się świetnie leży i myśli, a że nie będziesz pod gołym niebem to nawet nie będziesz się musiał oganiać od os. Tyle tylko, że hamak jest jeden a was dwóch.
W kwadrans po nich "dojechały Michały" i wkrótce zasiedli do wspólnego obiadu. Deser w postaci lodów skierował ich myśli ku zbliżającemu się urlopowi. Marta wyciągnęła albumy ze zdjęciami oraz dwie mapy Tatr. Jeszcze raz sprawdzili w pamięci, czy mają już całe potrzebne wyposażenie, zatelefonowali też do Andrzeja , który za godzinę kończył dyżur, więc postanowił wpaść do nich w drodze do domu bo Maryla z dziećmi i rodzicami są gdzieś pod Warszawą i wrócą dopiero wieczorem. A obiad jadłeś? - dopytywał się Wojtek. Bo w razie czego to cię nakarmimy. Jadłem, jadłem, kawa mi do szczęścia wystarczy - zapewnił Wojtka Andrzej.
Za godzinę to Andrzej już dzwonił do drzwi. Wyściskał i wycałował wszystkich, zachwycony był, że są lody. Nie wiem jak to jest, ale latem to jakoś jest mniej pacjentów. Dziś w przychodni to były raptem trzy osoby, w tym dwie to tylko kontrola po operacji i jedne szwy do zdjęcia. Pewnie myśli o urlopie jakoś tak zdrowotnie na pacjentów wpływają. A ja wymyśliłem, by na czas waszej nieobecności ojciec mieszkał na Sadybie z moimi rodzicami, żeby nie był sam.
Ależ on nie będzie sam, bo w tym czasie on razem z moimi rodzicami będzie na wakacjach nad Narwią - przypomniała Andrzejowi Marta. Jeśli mu się tam będzie podobało to i w sierpniu tam posiedzą - my będziemy tam wpadać w weekendy. Pan kardiolog powiedział, że nie widzi problemu, o ile ojciec nie będzie sam się wybierał do lasu. My będziemy do niego tam wpadać w weekendy, na kontrolę. W tym sezonie kwiaciarnia będzie miała całe dwa miesiące wakacji, bo trzeba w niej zrobić remont, bo znów był cyrk z zacinającą się kratą. Trzeba zrobić jakieś inne drzwi i coś mi się obiło o uszy, że zrobią też inną szybę, taką antywłamaniową, ale możesz mnie nawet zabić lecz nie mam pojęcia jak to ma być. Ojciec to chce by Pati w ogóle zrezygnowała z tej pracy i przyjęła propozycję taty Wojtka i zajęła się redagowaniem biuletynu ośrodka informacji w którym on ma 1/2 etatu. Bo babka, która to dotychczas robiła znarowiła się, bo została babcią a jej córka nie ma zamiaru siedzieć z dzieciakiem w domu, tylko zaraz po ustawowym trzymiesięcznym macierzyńskim wraca do pracy a dzieciak będzie wrzucony do żłobka, ale w państwowych to nie ma miejsc a prywatne są cholernie drogie. Zresztą ojciec mówi, że już niemal od roku to on się "dobroczynnie" zajmował redakcją biuletynu, bo babka zaczęła to tak zwanie olewać, nic nie robiła ale forsę brała. I on wręcz czeka żeby babsko wreszcie odeszło z pracy. No ale nie da się babki wcześniej stamtąd wygruzić. Poza tym wspólniczka Pati zrobiła się ostatnio jakaś chorowita i Pati jest praktycznie sama. I nie wiadomo czy to naprawdę kwestia zdrowia czy się może coś tej babce nie podoba, ale nie chce powiedzieć. Bo to tak jakoś zbiegło się czasowo z chwilą, gdy Wojtkowy tata poznał kuzynkę tej wspólniczki. Mój tata nie może się wręcz doczekać, by Pati przestała wstawać o 3,30 w nocy i jeździć po towar na giełdę. Bo jeśli idzie o stronę finansową to Pati tak naprawdę nie musi pracować, bez problemu wyżyją spokojnie z pensji taty. Ale Pati to taka mocno ambitna dziewczyna i chce "pracować a nie być na utrzymaniu męża". Powiedziała, że ona przestanie pracować gdy zostanie babcią - takie ciche wezwanie z tej strony dla mnie do rozmnażania się. A ja jakoś jeszcze nie czuję powołania w tym kierunku. Mój gin to mi powiedział, że powinnam jednak już oswoić się z tą myślą i w przyszłym roku coś wyprodukować. On mi obiecał, że da mnie pod opiekę dobrego gina-położnika, który poprowadzi mnie od początku do końca.
Wiesz, ja też ci mogę zapewnić bardzo dobrego lekarza na cały czas od początku do końca- łącznie z rozwiązaniem ciąży- powiedział Andrzej. Miał Lenę pod opieką? - spytała Marta. Nie, nią się opiekował jakiś pseudo kuzyn ich rodziny i chyba nie był najlepszy w te klocki bo nie zgodził się na poród ze znieczuleniem tłumacząc, że to bardzo niezdrowe i dla matki i dla dziecka. Gdybym miał ten rozum co teraz to bym faceta przegonił, no ale ja byłem jeszcze tak zwanym młodym lekarzem a on starym wygą w zawodzie, tuż przed emeryturą. Poza tym byłem zapracowany totalnie bo byłem w trakcie robienia doktoratu. Więcej czasu spędzałem w szpitalu niż w domu.
No to ja mam lepiej bracie z pisaniem doktoratu niż ty miałeś - stwierdził Wojtek. Tak naprawdę to tylko dydaktyka mi nieco zaburza myślenie w temacie pracy. Ale w sumie nie jest źle, bo panowie studenci często zadają całkiem mądre pytania. Na początku to bałem się straszliwie czy dam sobie radę z wykładem, czy dostatecznie jasno mówię, bo może tylko mnie się wydaje, że tłumaczę wszystko logicznie i jasno.
Michał roześmiał się -tłumaczysz im wszystko tak jak należy a poza tym to bardzo cię lubią, bo im powiedziałeś, żeby cię nie nazywali profesorem, bo póki co to jesteś magistrem inżynierem i że jak bardzo chcą cię jakoś tytułować to mają do wyboru albo tytuł inżyniera albo magistra albo zwykłe bez tytułu "pan". No i bardzo im się podoba, że zawsze poświęcasz kilka minut na dzień dobry i pytasz się czy wszystko jest u nich w porządku i że często wprowadzeniem do wykładu jest pytanie jak oni by rozwiązali problem, który potem okazuje się przedmiotem wykładu. I jeszcze coś - pamiętasz jakimś cudem ich imiona i zawsze gdy z którymś rozmawiasz to do słowa "pan" dodajesz imię i jak któryś powiedział to wtedy oni nie czują się bezosobową masą.
No ale ja się tego nauczyłem Michałku od ciebie - zaśmiał się Wojtek. Mnie też jest milej gdy mogę do nazwiska studenta dopasować imię. A wiesz co naszych studentów szalenie zdziwiło? No nie wiem- powiedział Michał - ich wiele rzeczy dziwi. No byli zaskoczeni, że kadra wykładowców nie ma trzech miesięcy urlopu - wyjaśnił Wojtek. Ale nie wiem na jakiej podstawie wysnuli wniosek, że my tak jak i oni mamy trzy miesiące wakacji. Co dziwniejsze, to myślą tak nie tylko studenci z poza Warszawy ale rodowici warszawiacy także. A jak byli szalenie zdziwieni,że część akademików latem pełni funkcje hotelu - bardzo byli tym zdziwieni, mało im szczęki nie powypadały z zawiasów.
Michu- ja porozmawiam ze swoimi szefami, czyli z tym od produkcji i z moim od laboratorium, bo w wakacje produkcja zawsze narzeka na brak rąk do pracy, a nie jest to ciężka praca - powiedziała Marta. Zarobki na pewno nie powalają, ale zawsze trochę forsy wpadnie za te 8 godzin dziennie. U nas nie ma co prawda stołówki, ale przyjeżdża do nas catering i obiady są naprawdę jadalne no i niedrogie. Na pewno do laboratorium będzie szef też kogoś potrzebował. Coraz trudniej jest namówić którąś ze studentek, bo one na okres wakacji najchętniej podejmują pracę w jakimś salonie kosmetycznym, nawet jako sprzątaczki, bo jednak jest jaki/taki kontakt z zawodem. Mogą prześledzić organizację pracy, zobaczyć co z wyposażenia jest na pewno niezbędne a co nie za bardzo, podejrzeć w co warto inwestować w przyszłości, popatrzeć na co ciekawsze zabiegi i podpatrzeć co lubią klientki. Ja trafiłam do laboratorium po raz pierwszy w czasie wakacji jeszcze w czasie studiów i bardzo mi się praca spodobała a szefowi się spodobało moje podejście do pracy i potem w wakacje byłam tylko na połówce etatu, ale jakimś cudem zarobiłam jak na całym etacie. Przy laboratorium jest mini zakład produkcyjny i tam być może nadal w okresie urlopowym brak rąk do pracy. Praca nie ciężka bo jednak w sporej mierze zmechanizowana, ale osoba obsługująca musi być odpowiedzialna by składniki były we właściwych proporcjach no i musi umieć to wszystko co wrzuca razem opisać ile czego itp. Po prostu cały nieskomplikowany proces wymaga aptekarskiej dokładności. Ja biorę tylko 2 tygodnie urlopu latem, w lipcu i w sierpniu będę w pracy i jak znam życie to szef mnie wrobi w opiekę nad "tymczasowym pracownikiem". Zresztą moim zdaniem Warszawa jest bardzo miłym miastem właśnie w wakacje, nawet można bez problemu zaparkować w śródmieściu.
Mówisz serio?- niezbyt mądrze spytał się Michał. No jasne, wiesz, że bardzo rzadko zdarza mi się żartować. Wiesz, ja dopiero gdy posłuchałam rozmów dziewczyn z którymi studiowałam zdałam sobie sprawę z faktu, że jestem szczęściarą bo mam super ojca i męża i teścia a na dodatek mieszkam w dużym mieście a nie gdzieś, gdzie diabeł mówi dobranoc, a na dodatek zawsze miałam co jeść, nawet wtedy gdy była z nami moja matka, bo najczęściej to tata gotował i robił zakupy.
A co robiła w takim razie twoja mama? - spytał Andrzej. Noooo- istniała - zupełnie nieobecna duszą i częściowo ciałem w domu- wyjaśniła Marta. Nie wiem co robiła poza wymawianiem mi, że jej przeszkadzam w życiu. Ja byłam w szkole, ona nie pracowała zawodowo ale najczęściej wracałam do pustego mieszkania i dobrze, że Wojtek mnie codziennie odprowadzał aż do mieszkania i często trochę z mną siedział.
c.d.n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz