Wojtek, tak jak się umówił z panią Nolak, dzień wcześniej przywiózł z domu ekspres do kawy, "zastawę do kawy", kawę, ciasteczka, serwetki, a w transporcie pomógł mu tata - Marta niestety nie mogła opuścić w tym czasie swojej uczelni. Planowała by być następnego dnia i czekać na Wojtka w holu aż obroni swą pracę, ale życie jest okrutne i pisze własne scenariusze. W obydwa dni Wojtkowi miał towarzyszyć tata Marty, który był "oazą spokoju", co świetnie wpływało na Wojtka, który bardzo przeżywał tę obronę, choć każdy, kto już miał tę "atrakcję" poza sobą przekonywał go, że jeżeli promotor uznał, że praca jest w jego ocenie bardzo dobra, to zupełnie nie ma się czym przejmować - żaden promotor nie dopuściłby do sytuacji by absolwent zaprezentował pracę nie na poziomie, bo to byłby dla niego wstyd i hańba. Bo przecież ta Komisja to sami jego znajomi "po fachu".
A Andrzej, którego Wojtek też obarczył swym niepokojem o obronę powiedział, że gdyby to wszystko działo się w Niemczech, to mogłoby mieć spore znaczenie to, na jaki stopień Komisja oceni pracę dyplomową - tam po prostu pracodawcy interesują się na jaki stopień Komisja oceniła pracę dyplomową i w momencie starania się o pracę jest to ważne czy praca oceniona jest na "4" czy na "6". Bo choć to nie "wypracowanie z polskiego" to ma znaczenie czy temat jest opracowany bardzo dobrze nie tylko od strony merytorycznej ale i w pewnym stopniu i literackiej, czy piszący używa jasnych sformułowań.
No właśnie - zmartwił się Wojtek - dałem Marcie do poczytania i stwierdziła, że ona niewiele zrozumiała z tej pracy pod względem merytorycznym. Andrzej zaczął się śmiać, że Wojtek ma za duże wymagania wobec Marty, której kontakt z informatyką to głównie włączenie i wyłączenie laptopa i nawet na żaden kurs obsługi komputera nie uczęszczała. A ci co są w Komisji to osoby związane zawodowo z informatyką. Przecież twój promotor to facet, który ma doktorat z tej dziedziny, więc jeśli ocenił, że praca jest bardzo dobra, to na pewno wie co mówi. Ale rozumiem twoje zdenerwowanie - nie jestem początkującym chirurgiem, ale przed każdym pierwszym cięciem czuję się nieomal tak, jak przed pierwszą swą samodzielną operacją. A większość operacji mam już wcześniej zaplanowanych, czyli już przemyślanych. Bo wbrew pozorom każdy chirurg musi sporo zaplanować przed operacją - niestety każdy pacjent jest inny. I to myślenie różni nas od automatów.
Ojciec jednego z kolegów z liceum był lekarzem-chirurgiem i pracował w pogotowiu. Tam sobie nie zaplanujesz operacji krok po kroku - przywożą ci jakiegoś wariata, który zleciał z jakiejś ściany bo się założył z kolesiami, że wejdzie na drugie piętro po ścianie budynku - bo dla niego ściana budynku to pestka w porównaniu do Alp, po których łazi od przedszkola. Jeszcze żył po tym odpadnięciu od ściany budynku, choć naprawdę byłoby dla niego lepiej gdyby już nie żył. Po trzech latach pracy w pogotowiu ojciec kumpla stał się.... alkoholikiem a rok później umarł i myślę, że sam sobie w tym odejściu pomógł - zrewanżował się Wojtek opowieścią z okresu gdy mieszkał w Austrii.
No fakt - znam kilku lekarzy, którzy dość często w ten sposób rozładowują napięcie. Wpierw wielu pije po zabiegu, ale po jakimś czasie niektórzy wpadają w nałóg i przestają być czynnymi chirurgami. Na szczęście nie jest ich wielu - stwierdził Andrzej. Ja wcale nie piję alkoholu, nawet piwa. Poza tym tak naprawdę to nie lubię piwa. Gdy muszę się "zresetować" staram się jak najprędzej znaleźć się w domu z Leną i dziećmi. Podziwiam Lenę, że ze mną wytrzymuje, bo w sumie to mało rozrywkowy facet ze mnie. Ale ona rozumie powód tych frustracji, mogę się nawet wypłakać niczym małe dziecko, nie muszę stale odstawiać super bohatera.
Czyli obaj mamy naprawdę fajne żony - podsumował Wojtek. Marta jakimś cudem zawsze wie o czym myślę, może dlatego, że znamy się "od zawsze", czyli od piątej klasy szkoły podstawowej.Nawet cztery lata rozłąki nam nie zaszkodziły - co najwyżej bardzo wzrosły moim rodzicom rachunki za telefon. No ale przecież musiałem z raz w tygodniu z nią krótko porozmawiać.
W przeddzień obrony postanowiono, że na obronę Wojtka zawiezie tata. Wojtek "wskoczył" w swój "burgundowy" garnitur, zamiast normalnego krawatu Marta mu założyła "coś dziwnego" jak to określił Wojtek, czyli coś jakby krawat z mięciutkiej cienkiej czarnej skóry, który miał szerokość 2,5 cm i zamiast go wiązać zakładało się zapinkę- też czarną i też ze skóry. Tata i Wojtek, choć początkowo patrzyli się na "ten wynalazek" z wielką dezaprobatą, szybko go zaakceptowali, bo całość wyglądała świetnie. Dobrze, że na tym wydziale nie ma żadnych babek - stwierdziła Marta. Za fajnie wyglądasz. No ale będzie z tobą tata, to w razie czego przegoni jakieś chętne spod drzwi sali, w której będziecie urzędować.
No to ja mogę przecież jutro założyć ten stary garnitur - stwierdził Wojtek. Marta zaczęła się śmiać - no coś ty, chcę byś wyglądał ładnie a garnitury w tym kolorze noszą mężczyźni pewni siebie, o czym każdy facet-garniturowiec wie. Pomyśl tylko, że siedzisz w tym biznesie niemal od samego początku studiów, a twoje wiadomości i projekty, które zrobiłeś pozwoliły ci na zgromadzenie w krótkim czasie wkładu na mieszkanie, które wkrótce już będzie oddane do użytku. Przecież ci, których do Komisji zwerbowano to są koledzy twojego promotora, a to że są profesorami nie znaczy, że są 100 razy od ciebie mądrzejsi- oni studiowali kilka lat wcześniej i na pewno wiele z tego, co dziś się studiuje jest dla ciebie "bułką z masłem" a dla nich nowością, bo przecież w nauce wszystko się dość szybko zmienia, choć dwa razy dwa to nadal jest cztery. No i pamiętaj, że nie będziesz tam sam, za drzwiami będzie na ciebie czekał tata, ja raczej nie zdążę przyjechać a muszę niestety być dziś na uczelni.
Pomyśl poza tym logicznie - oni już tę twoją pracę czytali, to nie jest żaden egzamin, mogą zadawać pytania dotyczące tylko tego co sam napisałeś w tej pracy, no a skoro pisałeś ją sam to umiesz uzasadnić dlaczego napisałeś tak a nie inaczej. Wiem od różnych osób, że bardzo często ktoś im pisze całą pracę i potem nieco mętnie odpowiadają na pytanie dlaczego akurat tak ujęli temat, ale ty pisałeś sam, więc nie będzie takiego problemu.
Nie słyszałam by komuś komisja odwaliła pracę dyplomową. Ja powinnam być w domu przed trzecią, wy z tatą będziecie znacznie wcześniej. I wymyśliłam, żebyś ten express do kawy zostawił paniom w sekretariacie bo mam już na oku nowy, lepszy model. A my jutro zjemy obiad u rodziców, bo mama zrobiła specjalnie na twoją cześć coś, co bardzo wszyscy lubimy, a jemy niestety tylko raz w roku.
W dniu obrony Wojtek obudził się z godzinę wcześniej niż Marta. Leżał cichutko przytulony do Marty- nie wstawał, bo wiedział, że wtedy natychmiast Marta się obudzi. O szóstej piętnaście Marta otworzyła oczy, a Wojtek pomyślał - ona to ma zapewne elektroniczny budzik wbudowany w mózg - zaprogramowała się na 6,15. Nie mam pojęcia jak ona to robi, ale zawsze budzi się o tej godzinie o której chce się obudzić. Marta zerknęła na niego i spytała się czemu on nie śpi, skoro nie musi tak wcześnie wstawać. Pośpij jeszcze, obudzę cię gdy będę wychodziła z domu, czyli o wpół do ósmej.
Nie, już nie zasnę, wolę wstać i zjeść śniadanie razem z tobą - Marta wzruszyła ramionami - jak chcesz, ale naprawdę mógłbyś jeszcze podrzemać. To przynajmniej poleż, gdy będę wychodziła to cię wyciągnę z łóżka. Nieeee, chcę być blisko ciebie- marudził Wojtek. Zrobię ci śniadanie na teraz i kanapkę na potem. Ja już myślami jestem na tej obronie, nie zasnę.
Kochany, przerażasz mnie - nigdy jeszcze nie widziałam cię w takim stanie nawet w trakcie sesji egzaminacyjnej - a tu to nie egzamin, bo wszystkie już masz za sobą, tu po prostu porozmawiasz z ludźmi na temat pracy, którą sam przecież napisałeś, którą kilka razy rozbierałeś z promotorem na części pierwsze. Ocknij się - ta twoja praca to ukoronowanie kilku lat studiów, w czasie których zaledwie dwa lub trzy egzaminy masz zaliczone na trójki, reszta piątki i czwórki. Ja nie mogę dziś zostać w domu, mam spotkanie z doradcą i facetem u którego w laboratorium będę pisała pracę licencjacką. Oni rozumieją dlaczego chcę jednak pisać pracę licencjacką i wyraźnie idą mi na rękę. To niewątpliwie zasługa pani doradczyni, bo jej zdaniem myślę o swej przyszłości zawodowej wielce realnie.
To może ja cię dziś odwiozę ? - zaproponował Wojtek. Marta delikatnie postukała go palcem w czoło mówiąc - kochanie, włącz opcję logicznego myślenia. Jest sucho, nie ma deszczu ani śniegu, zresztą już opanowałam lęk przed złymi warunkami na jezdni. To nie jest zadupie, gdzie nikt nie odśnieża jedynej w osadzie drogi, to jednak stolica a służby miejskie już w drugim tygodniu trwania zimy załapały rytm i codziennie od szarego świtu krążą po mieście piaskarki i jezdnie są odśnieżane i traktowane piaskiem z czymś co niszczy lód i zieleń. I nie wpadnij na pomysł przyjechania po mnie, bo wtedy będziemy jechać w dwa samochody. Możesz mi tylko przesyłać wiadomości na telefon, będę miała włączone "drgawki" a telefon będę miała w kieszeni spodni, więc je wyczuję. Dziś założę te, które mają kieszenie zapinane na zamek, żeby mi telefon nie wypadł gdy będę siedzieć. Umówiłam się z tatą, że będzie ze mną cały czas w kontakcie, więc będę od niego wiedziała na bieżąco co się u ciebie aktualnie dzieje.
Śniadanie zjedli razem i po czułym pożegnaniu Marta pojechała na swoją uczelnię. Około godziny 10,00 okazało się, że pani doradczyni jest "złożona niemocą", czyli anginą i ma zwolnienie lekarskie, więc na pewno tego dnia nie będzie nic nikomu doradzała poza tym, by starali się nie chorować, bo to żadna frajda gdy boli gardło i ma się temperaturę. W tym układzie Marta podreptała do opiekuna grupy i szczerze powiedziała, że chce dziś zrezygnować z udziału w wykładach, bo jej osobisty mąż ma dziś obronę swej pracy magisterskiej. A że Marta nie należała do tych, które rzadko bywają na zajęciach została wręcz "wygoniona" z powrotem do domu a spotkanie z doradcą i kierownikiem laboratorium zostało przełożone o dwa tygodnie, bo pani doradczyni dostała dziewięć dni zwolnienia od lekarza.
Marta szybciutko napisała o tym do taty i poprosiła by jej napisał gdzie on będzie czekał na Wojtka to ona się do niego dołączy i poczekają razem. Okazało się, że oni z domu wyjadą dopiero o 9,45, więc będzie najlepiej, gdy Marta zaraz wróci do domu i pojadą razem jednym samochodem - albo taty albo Wojtka. Na pewno lepiej niż dwoma, bo jak to w stolicy- zawsze brak miejsc do parkowania. Marta więc czym prędzej wysłała Wojtkowi wiadomość, że właśnie jedzie do domu, więc najpóźniej będzie za pół godziny i dodała -nie odpisuj, wyłączam telefon.
Dwadzieścia pięć minut później już parkowała na przydomowym parkingu. W mieszkaniu zastała Wojtka oraz Pati, która wpadła by zabrać Misię na spacer a potem do kwiaciarni. Misia od razu odtańczyła psiego twista na widok Marty, po czym grzeczniutko wyszła z Pati na spacer. Marta śmiała się, że Misia jest zapewne przekonana, że każdy pies ma trzy domy i w każdym jest tak rozpieszczany jak ona. No ale jak jej nie rozpieszczać gdy to takie kochane i mądre stworzonko - stwierdziła Marta.
A ty "wyciekłaś" z zajęć cichcem?- dopytywał w domu się Wojtek. Nie, po prostu okazało się, że pani doradczyni ma anginę i leży i nawet ma zlecone zastrzyki, więc poszłam do opiekunki grupy i powiedziałam, że dziś masz obronę magisterki i że chciałabym się w związku z tym zwolnić, a że mam nieobecności przez te dwa i pół roku tyle co kot napłakał i nie mam zwyczaju "wyciekać" potajemnie a do tego napisałam kolokwium na bdb jako jedna z nielicznych, to pani T. powiedziała, że nie widzi problemu żebym dziś opuściła wykłady i że życzy ci powodzenia. Trochę nietypowa ta uczelnia, bo z jednej strony traktują nas jak w liceum, bo sprawdzają regularnie listę obecności ale trzeba im przyznać, że naprawdę o nas dbają. No i już mi babka powiedziała, że bardzo się cieszy, że chcę kontynuować naukę na II stopniu, bo wtedy są lepsze perspektywy rozwoju. I powiedziała, że jak się pani doradczyni wygrzebie z tej anginy to wtedy dopiero podadzą mi nowy termin spotkania z nią.
Marta dopilnowała by Wojtek wyglądał jak najbardziej profesjonalnie i tak jak było planowane pojechali taty samochodem.
c.d.n.
Podobało się!
OdpowiedzUsuń