Przez całą, w sumie niedaleką drogę na uczelnię, Wojtek trzymał Martę za rękę, a gdy dojechali na miejsce zaciągnął ją do dziekanatu, mówiąc, że musi się nią pochwalić- to raz, a dwa, że może trzeba będzie coś nosić, to we dwoje szybciej się z tym uwiną. Ale niczego nie trzeba było nosić, panie nie mogły się wprost nachwalić jaki ten express do kawy prosty w obsłudze bo ma oznaczenia w polskim języku, a wszystko już jest przygotowane w sali, w której będzie obrona, bo przezornie jest tam drugi, "taki podręczny stół" na którym jest już przygotowane wszystko do części nieoficjalnej.A pan promotor będzie na miejscu za pięć minut. Panie z dziekanatu obejrzały sobie dokładnie Martę, która natychmiast wycofała się z pokoju gdy dowiedziała się, że niczego nie trzeba nosić, a najstarsza z nich powiedziała do Wojtka -pana żona wygląda na bardzo sympatyczną i zrównoważoną osobę. A szef ma do pana jakiś osobisty romans i najprawdopodobniej wpadnie na obronę - mówię to panu w sekrecie, żeby się pan nie zdenerwował, gdy nagle wejdzie do sali, bo jak zwykle się spóźni. Czasem mam wrażenie, że ten facet po prostu nigdy nie patrzy na zegarek.
Wychodząc z dziekanatu Wojtek niemal się zderzył ze swoim promotorem, który szarmancko powitał "piękne panie" i powiedział do Wojtka, że chyba widział na korytarzu jego żonę z jakimś starszym, bardzo sympatycznym mężczyzną. Ten starszy mężczyzna to mój teść - powiedział Wojtek- jak pan widzi, panie profesorze przyjechałem z obstawą, żebym się mógł pozbierać w całość, gdy wypadnę z gry. Promotor zaczął się śmiać - ta obrona to w pana przypadku jest zwykłym dopełnieniem rytuału. Chodźmy, będę zaszczycony, gdy mnie pan przedstawi swej żonie i obaj ramię w ramię wyszli z dziekanatu. Na korytarzu Wojtek przedstawił promotora Marcie i tacie a pan promotor zaprosił ich do swojego pokoju, przepraszając jednocześnie za niewielki nieporządek na biurku, ale on, zdaniem swej wyrozumiałej wielce żony, jest mistrzem w robieniu bałaganu. Jej zdaniem już samo jego spojrzenie na pokój powoduje bałagan. Ale pomimo bałaganu jest tu przynajmniej gdzie usiąść a krzesła są jeszcze dość miękkie, bo nawet udało się wydostać nieco pieniędzy na wymianę wyposażenia.
W godzinę później do pokoju wpadła jedna z pań z......podziękowaniem od nich wszystkich za kwiaty. I że wspaniale, że jest dołączona instrukcja ich pielęgnacji. Marcie nieco szczęka opadła, ale wysupłała z siebie tekst, że to naprawdę drobiazg a z kwiatami w pokoju zawsze się milej pracuje. Gdy kobieta wyszła Marta spojrzała się groźnie na tatę - a tata popatrzył na swą córkę tymi swymi jasnoniebieskimi oczami i powiedział - Wojtek jest tak samo jak i ty naszym dzieckiem. Oboje z Pati już go usynowiliśmy i to od samego początku. A w domu czekają na niego wizytówki. No i wychodzę na prosię - jęknęła Marta- nic mu nie kupiłam z tej okazji. Ojojoj - roześmiał się tata- dla niego prezentem największym to jesteś ty - dbasz o niego, kibicujesz mu, wysłuchujesz jego obaw, podziwiasz go i akceptujesz - nikt żadnym prezentem tego nie przebije. Zobacz - tak się te wizytówki prezentują- zrobiłem skan jednej z nich. Gdy wrócimy do domu dopilnuj, żeby zatelefonował do rodziców - będą zapewne mieli niespodziankę, bo jak znam Wojtka i życie to nie wiedzą, że on ma dziś obronę.
No to dobrze znasz życie- stwierdziła Marta. Dopilnuję, żeby dziś do nich zatelefonował. Oni pewnie niedługo tu zjadą po takiej wiadomości. I pewnie będą chcieli byśmy do nich przyjechali, ale Wojtek już mówił, że ja mam bardzo krótką przerwę międzysemestralną i w ogóle zabieram się za pisanie pracy licencjackiej.
A temat już jakiś znalazłaś? - spytał tata. No właśnie dziś miałam omawiać te sprawy z tą naszą doradczynią, ale angina ją pokonała i to jakaś taka wredna, bo od ręki dostała 9 dni zwolnienia i codziennie będą jej wstrzykiwać antybiotyki. W ten sposób mogłam się dziś urwać z zajęć - zrobiłam to legalnie. Ale wiem, że gdy wyzdrowieje to będziemy rozmawiać z kierownikiem laboratorium, bo włączy mnie do badań i praca będzie w pewnym sensie sprawozdaniem z nich. I będę więcej w laboratorium niż na zajęciach praktycznych na uczelni, bo już wiedzą, że ja nie reflektuję na bycie kosmetyczką. Moja teściówka jakoś nie może tego pojąć. Ale ostatnio Wojtek dość stanowczo zabronił jej ingerowania w moje wybory odnośnie nauki - byłam na podsłuchu gdy rozmawiał ze swoim ojcem- prosił go by wyperswadował mamie, że to moja sprawa i moje życie a nie matki.
Ja wiem, że oni oboje chcą dla nas jak najlepiej, że dobre zarobki są bardzo ważną w życiu sprawą, ale pracując w laboratorium kosmetycznym też będę nieźle zarabiać, bo każde laboratorium dba o to by do sprzedaży wprowadzać coraz nowsze i zdrowsze produkty.
Wojtek zaraz zacznie się rozglądać za pracą, ale wiem, że będzie szukał takiej pracy by nie musiał siedzieć za biurkiem 8 godzin, więc pewnie będzie się rozglądał za jakąś prywatną firmą. On najchętniej osiadłby w Szwajcarii, bo jak powiedział odpowiada mu mentalnie. Co prawda jego zdaniem język niemiecki w szwajcarskim wydaniu jest mało zrozumiały, ale jemu się w Szwajcarii podoba. Na zdrowy rozum rzecz ujmując to oboje wiemy, że wszędzie dobrze gdzie nas nie ma a poza tym oboje nie chcemy być bez was - Wojtek twierdzi, że dla niego to ty jesteś prawdziwym tatą a Pati mamą.
Rozmowę przerwało pukanie do drzwi, a na tatowe "proszę!" do pokoju został wpierw wepchnięty Wojtek, za nim wszedł właściciel gabinetu - obaj uśmiechnięci szeroko, ale w oczach Wojtka Marta dostrzegła wielkie zmęczenie pomieszane z radością. Obaj już byli "na ty", a Wojtek powiedział, że na następny dzień jest umówiony z dziekanem na rozmowę. A promotor powiedział do Marty - pani mąż właśnie dostał propozycję pracy na naszym wydziale i mamy nadzieję, że będzie się dalej rozwijał i rozpocznie pracę nad doktoratem. On ma niesamowity potencjał, pomysły roją mu się w głowie niczym pszczoły w ulu. Dobrze się składa, bo u mnie można spokojnie dostawić drugie biurko. Dziekan jest w nim zakochany od pierwszego spotkania i gdyby nie fakt, że jest tak zwanym "psem na baby" to bym podejrzewał, że ma niewłaściwą orientację. Wojtek dostanie trochę godzin dydaktycznych, ale nie będzie siedział osiem na osiem godzin za biurkiem. Poza tym pożarliśmy co do ostatniego okruszka te pyszne ciasteczka. Wojtek twierdzi, że nie wie gdzie one były kupione.
Marta zaśmiała się - nie były kupione, nasza mama je robiła. A jak można rozpoznać "psa na baby" zapytała z niewinną miną. I czy to aby nie jest zakaźne? Raczej nie jest zakaźne - stwierdził- a jak rozpoznać takiego osobnika ?- nasz szef ma już trzecią żonę a z dwiema poprzednimi nadal ma przyjacielskie układy. Ale żon swych znajomych i personelu nie podrywa. Pani Marto - mam nadzieję, że pomoże pani Wojtkowi w podjęciu właściwej decyzji.
A tak nawiasem to ja mam na imię Michał. Jestem żonaty i mamy trójkę tak zwanych pociech - najstarszy jest chłopak żony z poprzedniego związku, a ja zmajstrowałem dwojaczki- chłopca i dziewczynkę. To nie są klony - to dwujajowe dzieciaki. W trudnym teraz wieku, trzylatki - bez przerwy się kłócą - o wszystko. Czasem się wściekam na nie i podziwiam żonę, że z nimi wytrzymuje.Ten starszy to już mądre dziecko, ma pięć lat. Kocham go jakbym sam go zmajstrował. Jego ojciec zginął w wypadku gdy malec miał zaledwie rok. I mamy zagwozdkę - gdy się pobraliśmy to adoptowałem go i żona zmieniła małemu nazwisko na moje i dziecko ma nową metrykę i nie ma pojęcia o tym, że nie jest moim dziełem. I oboje się zastanawiamy czy kiedykolwiek mu o tym powiemy, że ja nie jestem jego ojcem biologicznym. Może dopiero wtedy gdy już będzie dorosły.
Panie Michale - ja nie jestem z waszej branży, więc w żaden sposób nie pomogę Wojtkowi w podjęciu decyzji odnośnie miejsca pracy. Ja jeszcze jestem studentką i mam jeszcze dwa i pół roku do magisterki. Na razie zacznę pisać pracę licencjacką i sama jeszcze na sto procent nie wiem czy poprzestanę na tym licencjacie czy jednak będę startować do magisterium. Na szczęście, jak mnie zapewniono, mogę dalej studiować po licencjacie nawet jeśli rozpocznę pracę w swoim zawodzie. A co do waszego dziecka - ja bym powiedziała dopiero wtedy gdy już będzie dorosłym człowiekiem. W każdym razie na pewno nie wtedy gdy będzie w wieku pokwitania, bo wtedy dzieciaki mają rozchwianą psychikę przez zmiany hormonalne.
Wojtek podniósł się i powiedział - muszę wpaść do dziekanatu i zabrać "zastawę". Chodź Michał ze mną - moja żona powiedziała, że mam zostawić express do kawy paniom w sekretariacie, więc chcę żebyś był świadkiem tego wiekopomnego wydarzenia. No i pomożesz mi się spakować. Będziesz mógł pić odtąd lepszą kawę niż ta w barku na dole.
Gdy byli już za drzwiami Michał powiedział do Wojtka - a czemu twoja żona chce zostawić tę machinę w tym sekretariacie? Bo nie lubi tego modelu i zapewne już kupiła inny express taki na dwie kawy, a ten jest wciąż zbyt porządny na to by go zezłomować. Rodzice też mają express, a tu się po prostu przyda. Kawusia w waszym barku jest paskudna, chociaż jest z profesjonalnego expresu. Albo weźmiesz to ustrojstwo do swego pokoju i będziesz zapraszał wybrane osoby na kawę. Dla nas on jest za duży, a gdy do nas przychodzą goście na kawę to Marta sama parzy kawę w jakiś wielce tajemniczy sposób i wszyscy się zachwycają i wcale nie używa wtedy expresu. A ostatnio to my pijemy głównie nescę robioną metodą liofilizacji i ta machina tylko zabiera miejsce na blacie w kuchni. Gdy nie ma u nas gości to wszystkie posiłki jemy w kuchni. Wpadniesz kiedyś to zobaczysz jakie kiedyś były fajne mieszkania. Bo nasze bloki to stary WSM. I chyba w tym roku zrobimy w mieszkaniu niewielki remont - właśnie kuchni.
W sekretariacie panie omal nie zemdlały z zachwytu, że dostają taki prezent i powiedziały Wojtkowi, że indeks to może już dziś dostać do ręki a dyplom będzie do odbioru za dwa dni razem ze wszystkimi innymi dokumentami z teczki studenta.
Panowie umówili się, że "zdzwonią się", bo jak twierdził Michał dziekan na mur/beton będzie namawiał Wojtka na spotkaniu by podjął pracę na uczelni i otworzył przewód doktorski w nowym roku akademickim. Wojtek zapewnił Michała, że pomyśli o tym wszystkim spokojnie gdy nieco odetchnie swobodnie bez nauki. Bo na razie czuje się tym wszystkim przytłoczony.
Prosto z uczelni pojechali do mieszkania rodziców, gdzie już czekał na nich obiad - na półmisku czekała na odsmażenie cała góra pierogów z grzybami i kapustą z niewielką ilością mięsa. A do popicia był rosół, chudziutki, gotowany na cielęcinie i suszonych grzybach.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz