Gdy po obiedzie Marta z mężem i psiną wrócili do domu do swego mieszkania, Marta zmobilizowała męża by zatelefonował do swoich rodziców i powiedział im, że już jest po obronie pracy.
Może jutro bym zatelefonował? - marudził Wojtek. Nie kochanie, zatelefonuj dziś, będziesz miał sprawę z głowy- tłumaczyła Marta. Przecież to tylko kilka minut rozmowy. Długo nie będziesz rozmawiać - po prostu tylko poinformujesz rodziców, że już obroniłeś swą pracę magisterską.
Wojtek z miną męczennika zatelefonował do Grazu, na domowy telefon. Odebrał ojciec, Wojtek w kilku zdaniach poinformował ojca, że właśnie dziś miał obronę, że wszystko poszło sprawnie bo była z nim na terenie uczelni Marta z tatą i na niego czekali w gabinecie jego promotora. Powiedział też, że następnego dnia jest umówiony na spotkanie z dziekanem, bo być może Wojtek będzie zatrudniony na uczelni i pan dziekan chce go namówić na następny stopień, czyli by rozpoczął pracę na uczelni i otworzył przewód doktorski.
Ojciec był bardzo przejęty tą wiadomością - w końcu nie codziennie pan profesor zaprasza "świeżo upieczonego "magistra inżyniera" do pracy i namawia do robienia doktoratu. A co u was słychać - Wojtek przypomniał sobie w porę o dobrym wychowaniu i rzucił w słuchawkę takie pytanie. Ojciec na moment umilkł a potem powiedział - coś się ostatnio z twoją mamą za wiele kłócimy. Ona teraz bardzo mało jest w domu gdy wracam z pracy, obiady jem sam, bo ona je wcześniej i codziennie chodzi na różne zajęcia a najwięcej na jakieś fitnesy, masaże itp. No to dobrze - będzie kobietą zadbaną i będzie w lepszym nastroju- podsumował Wojtek. No nie wiem - stwierdził ojciec- ona teraz codziennie nadaje bardzo osobliwe teksty, których głównym mottem jest zdanie "nie jestem czyjąś niewolnicą". Powiedz mi synuś, czy twoja żona też ci rzuca takie zdania? Bo może to taka moda teraz nastała?
Wojtek zaczął się śmiać - nie, moja jest codziennie na wykładach i najczęściej słyszę tylko o tym, że lada dzień będzie już miała uzgodniony temat pracy licencjackiej, że będzie sporo czasu spędzała w laboratorium i że bardzo idą jej na rękę, bo jak na razie to tylko ona jedna nie jest zainteresowana prowadzeniem jakiegoś gabinetu kosmetycznego tylko chce pracować w laboratorium. Tato, za chwilę wyślę ci na maila moją nową wizytówkę - tata Marty zafundował mi cały stosik wizytówek. A Patrycja upiekła całą furę super pysznych ciasteczek, takich malutkich na przegryzkę do kawy, która była podana szanownej komisji. Wszystko zeżarli.
A dziś po powrocie z uczelni jedliśmy obiad u Pati i była cała góra domowych pierogów z grzybami, kapustą i odrobiną mielonego mięsa. Na święta ich nie było a zrobiła je na dziś! Pati wie, że ja je uwielbiam i bardzo mnie wzruszyły te pierogi, bo to mnóstwo pracy przy nich. Tato, a o co się stale kłócisz z mamą? Ach - wygania mnie do lekarza bo się marnie prezentuję w życiu intymnym - po prostu. I czeka mnie na razie leczenie zachowawcze ale nie wykluczone, że może będzie trzeba wdrożyć jakieś inne leczenie. Oooo, już wróciła. Powiem jej, że już mamy magistra inżyniera. Ucałuj wszystkich w domu ode mnie. Pa, synku!
Wojtek popatrzył się na Martę i powiedział - chyba coś "źle się dzieje w państwie duńskim". Ojciec coś marny, gdy był tu ostatnio to narzekał na dolegliwości ze strony prostaty. Na razie leczą go tak zwanie zachowawczo, ale być może, że to już nie pomoże i trzeba będzie działać miejscowo. Bo chyba za późno się za to zabrał. Poza tym narzeka na mamę, że nie ma jej w domu gdy on wraca z pracy i że mama nadaje teksty z gatunku, że nie jest czyjąś niewolnicą, że mama codziennie gdzieś "lata na fitnesy", masaże itp i to chyba tatę martwi - mam wrażenie, że ją podejrzewa, że te jej starania o dobry wygląd nie mają nic wspólnego z jego osobą.
Marta przytuliła Wojtka i powiedziała - teraz sam widzisz jak bardzo ważne jest rozmawianie o wszystkim, zwłaszcza o czymś tak ważnym jak zdrowie. Myślę, że w tym układzie zrobimy wielkanocne święta u nas - my mamy zaplecze w postaci Pati i taty, oni są sami a do tego nie są tak otwarci jak tata, Pati i my. Dla bardzo wielu ludzi rozmowa na intymne tematy, nawet pomiędzy małżonkami jest tabu, a to prowadzi do różnych schorzeń i wielu nieporozumień i obustronnych żalów a czasem i rozpadu związku. Mnie nic do małżeństwa twych rodziców, ale nie mogę zrozumieć tego, że oboje coś ukrywają wzajemnie przed sobą - mama ten swój biznes w Polsce a ojciec tę sprawę mieszkania. Normalne to nie jest - jakoś nie wyobrażam sobie bym miała jakieś tajemnice przed tobą.
Nawet nie masz pojęcia jaka jestem szczęśliwa, że masz już tę obronę za sobą! I myślę, że to całkiem dobra propozycja i jeśli rzeczywiście dziekan ci zaproponuje w tej katedrze pracę chyba powinieneś ją wziąć. Od niedawna całkiem przyzwoicie już płacą na uczelniach. Bardzo sympatyczny ten twój Michał-promotor. I chyba nie będziesz tam musiał wysiadywać osiem na osiem godzin przy biurku. Tak sobie pomyślałam, że musiał bardzo kochać swą żonę, skoro ożenił się z wdową z malutkim dzieckiem. Bo z wyliczeń sądząc to starszy miał wtedy pewnie dwa lata - to jeszcze był maluszek.
Ooo, Michał to bardzo fajny facet - ma równo poukładane pod sufitem, ma niesamowite poczucie humoru. Gdy na USG wyszło, że są dwa pęcherzyki płodowe to był przerażony, ale zaraz powiedział głośno - całe szczęście, że to nie klony jednojajowe ani nie trojaczki. I następnego dnia namówił żonę na drugie USG, bo nie wierzył w ten wynik - ale wynik pod względem ilościowym był taki sam, tylko nieco dokładniejszy opis tego "drobiazgu". A poród był przez cesarskie cięcie. I ma film nakręcony z niego. On bardzo szanuje kobiety, uważa je lepszą część ludzkości. Gdy go lepiej poznasz na pewno go polubisz.
Od września bliźniaki mają pójść do przedszkola i to prywatnego, do którego chodzi w niepełnym wymiarze godzin starsze dziecko. Bo jego żona pracuje tylko na pół etatu. Pokazywał mi ich zdjęcia i wyobraź sobie, że te bliźniaki są podobne do starszego chłopca chociaż ich ojcowie są różni. Sam jestem ciekaw co mi jutro zaproponuje dziekan na uczelni. Trochę się boję tej części pedagogicznej - nie wiem czy się w tym sprawdzę. I od razu to powiem dziekanowi. I muszę przycisnąć Michała co on naklepał dziekanowi na mój temat, bo ja przecież ani razu nie prowadziłem dyskusji merytorycznej z dziekanem. Z Michałem oczywiście tak - ciągle zawzięcie dyskutowaliśmy -w końcu to był mój promotor. Poza tym to taki bardzo bezpośredni facet i tytuł profesora nie zrobił mu wody sodowej z mózgu. Jak na polskie warunki to on jest bardzo młodym profesorem. Bo my, jako kraj to jesteśmy dość zacofani w dopuszczaniu do wyższych stopni naukowych nowych, młodych ludzi. W Niemczech to normalne, że zaraz po zakończeniu studiów i otrzymaniu stopnia magistra absolwenci studiów zaczynają pracę nad doktoratem w swojej dziedzinie. Oczywiście nie wszyscy, ale ci co mają do tego predyspozycje. U nas na razie to kuriozalna sprawa, ale jak widać wreszcie się w Polskiej Akademii Nauk jakaś grupa ocknęła i chce odmłodzić kadrę naukowców. To też jeden z plusów tego, że jesteśmy w UE. Bo rozpatrując rzecz bez uprzedzeń to mimo wszystko młode mózgi mają lepszą percepcję i lepiej znoszą nawał nowych wiadomości. Młody człowiek , który jeszcze nie ma ukończonych 30 lat i ma stopień doktora nie jest w cywilizowanym europejskim kraju czymś kuriozalnym. I myślę, że byłoby bardzo, bardzo dobrze dla naszego kraju gdybyśmy dołączyli do grona tych państw europejskich i pod tym względem.
Oczywiście trzeba się wtedy liczyć z tym, że w jednej klasie zawsze będą dzieci o dwóch prędkościach przyswajania sobie wiadomości. No i tak przecież było i u nas - grupka zdolnych aczkolwiek leniwych i do cna znudzonych tym co serwował nauczyciel i podręczniki i reszta z kilkoma uczniami zupełnie nie nadążająca za tym co nam nauczyciele kładli do głów. Może powinny jednak być inne szkoły dla bardzo zdolnych dzieciaków? Bo pomimo pięknej idei, że wszyscy jesteśmy równi to jednak się między sobą różnimy - jedni wszystko pojmują w bardzo krótkim czasie, niektórzy lepiej pojmują nauki ścisłe a inni są "głąbami" w tej dziedzinie za to wszelkie humanistyczne przedmioty same wnikają im do głów. Pamiętasz Tolka? - wszystkie wzdychałyście do niego bo taki ładny z niego był chłopak. Po feriach zimowych w ostatniej klasie podstawówki już nie wrócił do szkoły, bo jego ojciec pojechał na placówkę i zabrał oczywiście żonę i jego. Tolek pracuje w NASA, jest astrofizykiem. Wiem to od Wiktora, który z kolei mieszka teraz w Australii. Był w Polsce ze trzy tygodnie, ale nie mam pojęcia po co. Pomyślałem, że pytanie po co tu przyjechał może go urazić. Nie wiem czy coś studiował, ale z zamiłowania jest geologiem i snuje się po tamtejszych odludziach i zbiera opale i....jak sam twierdzi - zapija się, bo dziewczyna go rzuciła - nie chciała razem z nim szukać drogich kamieni i mieszkać w warunkach bardzo kiepskiego campingu, gotować na ognisku, nie posiadać łazienki i kucać w krzakach. Prawdę mówiąc to nie dziwię się tej jego dziewczynie - ja też, choć jestem facetem nie przepadam za życiem pod namiotem. Jego rodzice sprawili mu młodszą siostrę. Mieszkają w Canberze - sądząc ze zdjęć to bardzo ładne miasto. Miałem straszną ochotę powiedzieć moim rodzicom czym się ten ówczesny super uczeń zajmuje teraz, ale pomyślałem, że potem w razie jakiegoś mojego niepowodzenia będą mi wstawiać teksty z gatunku- "skończysz tak jak Wiktor." Śmiać mi się chciało, bo moi rodzice zawsze mi jego dawali za przykład jaki to z niego dobry uczeń - ani jednej trójczyny, wiedział, że Berlin i Berno to nie jest to samo miasto i nikt go za drzwi z lekcji nie wystawiał na korytarz.
Przez ten wyjazd rodziców potraciłem wszystkie kontakty z kolegami i dopiero gdy wróciłem tu na studia zrozumiałem, że to jakiś cud, że nadal łączy ciebie i mnie przyjaźń a na dodatek miłość. Tak na moje rozeznanie to ponad połowa dzieciaków z naszej tak bardzo zżytej ostatniej klasy podstawówki już nie mieszka w Polsce. I zapewne jesteśmy jedynym małżeństwem, którego miłość zaczęła się w podstawówce i przetrwała rozłąkę. Wiem, że to brzmi nieco melodramatycznie, ale ja bez ciebie po prostu nie mogę żyć - taka jest prawda. Ale jeśli kiedyś stąd wyjedziemy by gdzieś indziej zamieszkać to na pewno nie zostawimy tu taty i Pati. Kocham ich oboje. A co do mojej pracy - podejrzewam, że chociaż to będzie dla mnie spore wyzwanie to dam radę i może faktycznie zrobię doktorat. A praca na uczelni mi odpowiada, chociaż trochę mnie przeraża. Michał cały czas mi tłumaczy, że nie ma czego się bać - jako "świeży" absolwent doskonale wiem co sprawiało największe trudności, co było trudne do przyswojenia i będę umiał tak poprowadzić jakiś wykład, by studenci zrozumieli "o co biega". To bardzo zabawne, bo z jednej strony jestem tą propozycją przerażony a z drugiej strony czuję się zaszczycony. Nie wiem, ale jakoś tak podskórnie czuję, że gdy ty zrobisz I stopień studiów nasze życie ulegnie sporej przemianie i na pewno będzie to duuuże "przemeblowanie"- stwierdził Wojtek.
Marta zamyśliła się a potem powiedziała - zastanawiam się nad tym czy jeśli napiszę pracę licencjacką będzie mi się jeszcze chciało startować do magisterium. Mam sama do siebie ogromny żal, bo gdyby nie moje niezdecydowanie to bym też teraz robiła magisterium. Byłam wtedy naprawdę idiotką, która na dodatek nie wierzyła w to, że kiedykolwiek będziemy razem. Wojtek przyciągnął ją na swoje kolana, ciasno objął i patrząc jej w oczy powiedział - ja cię kochałem i kocham nadal nie dlatego, że podjęłaś studia - kochałbym cię i wtedy, gdybyś nic nie studiowała. Więc zrobimy tak, że wybierzesz to, co będziesz w czerwcu uważała za najkorzystniejsze dla siebie rozwiązanie. I dobrze się składa, że na twojej uczelni ciało pedagogiczne ma po kolei w głowie i stara się dostosować system nauczania do was, a nie was do uczelni.
c.d.n.
Podobało się 🙂
OdpowiedzUsuń