Andrzej jeszcze kilka razy upewniał się czy taka zamiana mieszkań jest możliwa, więc ojciec Wojtka powiedział, że zaraz zatelefonuje do swego znajomego notariusza i zapyta się czy taka transakcja jest możliwa. Trochę to trwało, bo pan notariusz był na mieście, więc poprosił by zatelefonować do niego za jakieś pół godziny, bo już będzie wtedy w domu.
Jak stwierdził pan notariusz taka zamiana jak najbardziej była możliwa, ale żeby wszystko było elegancko załatwione, to byłoby dobrze, żeby obaj panowie umówili się wpierw na spotkanie z prezesem tej spółdzielni i by on o tym wiedział, że nagle zmienia się lokator - musi być porządek w dokumentach od samego początku żeby potem nie było jakichś nieporozumień.Wojtek szybko przejrzał swój kalendarz, pokręcił głową i stwierdził, że on wpadnie w poniedziałek rano sam do prezesa, bo to jedyny realny termin a na logikę biorąc to Andrzej nie jest do tego potrzebny. Dobrze, że to jest ta sama spółdzielnia a nie dwie różne. Jak się już dogada z prezesem to zaraz powiadomi o tym Andrzeja, który zaraz poda ojcu Wojtka jakiś późno popołudniowy termin, w którym mogą wpaść do notariusza na spisanie umowy. Jako wielce przewidujący człowiek Wojtek wziął od Andrzeja kopie jego dokumentów złożonych w spółdzielni, a niezależnie od wszystkiego obaj postanowili wpaść w niedzielę na Ursynów, żeby Andrzej zobaczył gdzie stoi blok, w którym Wojtek ma mieć to mieszkanie.
W niedzielę na Ursynowie Wojtek spotkał się nie tylko z Andrzejem ale i z resztą ich rodziny, bo Lena i dzieci też chciały zobaczyć Ursynów. W przeciwieństwie do Andrzeja Wojtek był sam, bowiem Marta się uczyła a ojciec Wojtka miał spotkanie ze swym kolegą.
Ursynów zrobił na Lenie i Andrzeju dobre wrażenie, bo w sumie było to naprawdę dość nieźle zaprojektowane osiedle , a i do lasu blisko i sporo sklepów. Wojtek się śmiał, że gdyby Andrzej chciał zmienić miejsce pracy to jest tu olbrzymi szpital onkologiczny i na pewno nie cierpi na nadmiar lekarzy chirurgów, jest kilka dużych marketów, jest kino, osiedle ma już własny Ratusz, jest duża Klinika Weterynaryjna, jest SGGW, jest Hala Sportowa, jest również prywatna wyższa uczelnia i jest dużo zieleni. Jest również coraz więcej przychodni lekarskich prywatnych. Są szkoły i przedszkola, ale Wojtek nie wiedział czy są żłobki.
Jak określił Wojtek Ursynów jest zaprojektowany systemem łączonych niedużych osiedli, co może i nie było złym pomysłem, ale przez to czasem ciężko gdzieś trafić komuś, kto jest tu pierwszy raz, bo ulice często są prowadzone po linii koła lub kwadratu. No i pod Lasem Kabackim jest końcowa stacja Metra. A niedługo będzie uruchomiona ulica łącząca Ursynów z Miasteczkiem Wilanów i będzie wytyczona przez Błonia Wilanowskie. A nazwy poszczególnych części Ursynowa to nazwy dawnych małych podwarszawskich osad lub wręcz majątków. Na koniec objazdu Ursynowa tam, gdzie miało być mieszkanie Wojtka, wylądowali w miłej kawiarni, w której był nawet kącik zabaw dla dzieci. Na koniec Wojtek objechał dookoła cały Ursynów i Andrzej stwierdził, że Ursynów jest olbrzymi i faktycznie jest miastem w mieście.
A wy nie chcecie się przeprowadzić na Ursynów? - dopytywała się Lena. Raczej nie, jesteśmy bardzo zżyci z tamtą częścią Mokotowa, żona mego teścia ma tam swoją kwiaciarnię, ze 300 metrów od miejsca w którym mieszkają. My w tej części Mokotowa mieszkamy od dzieciństwa. Pierwsze domy powstały tu w 1948 roku. I, choć to może śmieszne, chcemy nadal mieszkać w tej części Mokotowa. Marta też ma mieszkanie na Ursynowie ale je po prostu wynajmuje. Zrobimy remont w tym mieszkaniu, w którym mieszkamy i nadal będziemy tu tkwić. Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja tęskniłem za Mokotowem gdy cztery lata mieszkałem w Austrii. Tam mieliśmy własny dom a ja zaraz po maturze uciekłem stamtąd do Warszawy. Na szczęście Marta czekała na mnie, chociaż nie bardzo w to wierzyłem. Ja nie wierzyłem, że ona nadal na mnie czeka a ona nie wierzyła że ja tu kiedyś jednak wrócę. Trochę żałuję, że wcześniej się nie pobraliśmy, ale z drugiej strony chciałem być już odpowiednim kandydatem na męża z zawodem i dyplomem w garści. No i się jej oświadczyłem dopiero po skończeniu uczelni.
A ty nie chciałeś studiować w Wiedniu?- dziwił się Andrzej. No wyobraź sobie, że nie chciałem. Po prostu cały czas tęskniłem za Martą. Przez te cztery lata jakoś nie zżyłem się z żadnym kolegą. Matce mojej to się chyba marzyła austriacka synowa, ale mnie się żadna nie podobała. Z Martą to mogłem zawsze o wszystkim porozmawiać, nie było tematów "tabu", miała i ma nadal taki sam jak ja odbiór otaczającej nas rzeczywistości. Rozumieliśmy się zawsze w pół słowa. Tamte to miały jakieś dziwne poczucie humoru - wręcz zdychały ze śmiechu gdy się którejś z nich coś nie udało albo się wywaliła na boisku gdy grały w hokeja na trawie. A na dodatek matka miała tam znajomą, która miała chyba z lekka niedorobioną córeczkę i gdy byłem chyba w drugiej lub trzeciej licealnej moja matka ubzdurała sobie, że ja pomogę tej dziewczynie zaaklimatyzować się w szkole, bo ona właśnie zaczynała liceum. Na całe moje szczęście ci z czwartych klas byli wyznaczani przez szkołę do opieki nad tymi nowymi. Nie wiem tylko dlaczego mną się nikt nie opiekował gdy przyszedłem do I licealnej. Kiedyś była tam u nas ta matki znajoma razem z tą swoją córką i miałem szczęście, że była jakaś transmisja ze zjazdów i mój ojciec razem ze mną oglądał transmisję i dzięki temu uniknąłem zabawiania owej dziewczyny. Siedziała obok nas i chyba nawet nie bardzo wiedziała co ogląda.
W poniedziałek rano Wojtek wpadł do Zarządu "swojej" Spółdzielni i w dziale prawnym omówił kwestię zamiany swego mieszkania , które będzie do odbioru za dwa miesiące i doradzono mu, że będzie najprościej jeżeli to on odbierze to mieszkanie i zamieni się z kolegą dopiero po odbiorze. I wtedy po prostu przedstawią w zarządzie spółdzielni umowę notarialną o zamianie. Obydwa mieszkania są typu własnościowego, to Andrzeja jest o kilka tysięcy droższe ale suma nie powala na kolana. A mieszkanie Wojtka jest drogie bo jest na pierwszym piętrze i z tego powodu różnica w ich cenie jest niewielka. Wojtek wziął plany obu mieszkań i pojechał do pracy. W czasie swej przerwy napisał o wszystkim do Andrzeja, dołączył też plany obu mieszkań z prośbą by jeszcze raz wszystko przeanalizował pod swoim kątem, bo Wojtek i tak nie będzie mieszkał na Ursynowie. Ma Andrzej na te analizy nieco czasu, bo mieszkanie Wojtek będzie miał oddane dopiero za dwa miesiące. I podobno nie będzie "poślizgu", bo wszystkie prace budowlane są już zakończone, zostało tylko czyszczenie lokali po budowie i uporządkowanie terenu wokół budynku.
Do Wojtka, zupełnie niespodziewanie zatelefonowała któregoś dnia jego własna matka. Ponieważ telefonowała w trakcie gdy prowadził wykład oczywiście miał wyłączony dźwięk, więc w czasie przerwy zajrzał do telefonu kto to wprawił jego smartfona w drgawki usiłując się dodzwonić. Oczy mu lekko wyszły z orbit, że to telefonowała matka, więc jej tylko wysłał wiadomość, że do godziny 16,30 nie może odbierać telefonów bowiem jest w pracy. A do domu dotrze pewnie około godziny 17,00 i wtedy mogą rozmawiać. Przy okazji nadał wiadomość do swego ojca, że telefonowała matka i że pewnie zatelefonuje około godziny 17,00. Jeszcze nim wyszedł z pracy zaalarmował go kolejny telefon - co prawda inny numer niż telefonu jego matki, ale też numer austriacki, więc nie oddzwaniał. Nie miał zwyczaju by odbierać telefony, których numerów nie miał zapisanych w telefonie. W ostatnich miesiącach namnożyło się przeróżnych dziwnych usługodawców i sprzedawców dóbr wszelakich, którzy wybierali numery na chybił-trafił szukając klientów.
Marta była już w domu i wiedziała od swego teścia, że do Wojtka telefonowała jego matka, ale nie rozmawiali bo telefonowała w czasie gdy prowadził zajęcia ze studentami. A do ciebie też telefonowała? - spytał Martę Wojtek. Nie, nie jestem pewna czy w ogóle miała zapisany mój numer. Z reguły rozmawiałam z twoją mamą przez stacjonarny telefon.
Przyjechała zapewne sprawdzić jak idzie jej biznes - stwierdził ojciec Wojtka. Albo może nie było wolnych miejsc w hotelu i chce u was przenocować - dodał. Wojtek wzruszył ramionami - nie wiem, odpisałem tylko na jej numer, że jestem w pracy, nie mogę rozmawiać i że w domu będę około godziny 17,00.
Spokojnie zjedli w trójkę obiad, na który ojciec zrobił pieczone kotlety mielone, które ich wręcz zachwyciły. Ojciec był dumny, bo wyczytał w którymś z czasopism przepis na takie właśnie kotlety mielone- miały w swym wnętrzu drobniutko starte pieczarki i żółty ser. Do kotletów był ryż delikatnie podostrzony łagodnym curry i sałatka z lekko zakwaszonej kapusty. W ramach deseru były czarne jagody z niewielką ilością bitej śmietany dosłodzonej oryginalnym cukrem trzcinowym.
Misia załapała się na kurczakowe pulpeciki z ryżem. Pulpeciki dla Misi były wielkości prawie piłeczki do ping ponga a mięso było dokładnie wymieszane z ryżem i nie udało się jej zjeść samego mięsa.
Gdy już kończyli deser ktoś zadzwonił do drzwi wejściowych - pewnie dozorca z jakimś nowym zarządzeniem- zawyrokowała Marta i wstała by otworzyć drzwi. Siedź, dokończ spokojnie deser- ja otworzę, stwierdził teść i ruszył dziarsko do drzwi, zapalając jednocześnie światło w przedpokoju. Otworzył drzwi i znieruchomiał - na progu stała jego była żona, równie zaskoczona jak i on. Marta, gdy tylko teść ruszył do drzwi szybko wzięła Misię na ręce i teraz razem z psem wyszła do przedpokoju. Na widok swej teściowej wydała z siebie krótkie "ooo" i zaraz powiedziała głośno - ale niespodzianka! Proszę, niech mama wejdzie. Teściowa lekko zapowietrzona widokiem byłego męża, który ( nie da się tego ukryć) wyglądał stokroć lepiej niż wtedy gdy wyjeżdżał z Grazu wydusiła z siebie krótkie pytanie - a ty skąd się tu wziąłeś? Były mąż wzruszył ramionami i powiedział - przecież mieszkam w Warszawie i jestem tu codziennie. Nie spadłem z Księżyca. A Wojtulek jest? -spytała.
Wojtek oczywiście jest, ale chyba dojada deser po obiedzie- poinformowała teściową Marta, przyciskając łepek Misi do swej twarzy. Niech mama wejdzie i nie stoi w drzwiach - dodała. Teść odsunął byłą żonę od drzwi i je delikatnie zamknął, a Marta powiedziała- w mieszkaniu jest ciepło niech mama zdejmie tę kurtkę. A może mama zje obiad, my właśnie już skończyliśmy, ale nie ma problemu z podgrzaniem. Wojtek, który właśnie rozmawiał cicho z Andrzejem spojrzał dość nieprzytomnie na matkę i powiedział do Andrzeja - właśnie przyjechała moja matka, zadzwonię później, przepraszam.
A gdzie ty pracujesz, że nie możesz telefonu odebrać jak normalny człowiek - ostrym tonem spytała Wojtka matka. Na Politechnice, nie mogę rozmawiać w trakcie gdy prowadzę wykład. Nie da się. A co tu robi twój ojciec? Mieszka z nami - i jest nam z ojcem bardzo dobrze. Nawet nie masz pojęcia jak ojciec świetnie gotuje - dodał. A Marta zapytała - podgrzać mamie obiad? Nie, dziękuję, już jestem po obiedzie. A napije się mama kawy czy herbaty? - Marta udawała, że nie zauważyła niezadowolenia swej teściowej, która na pewno nie spodziewała się, że zastanie tu byłego męża.
Wszystko jedno - stwierdziła teściowa. Mnie na pewno, bo mam zamiar napić się tylko soku - powiedziała Marta, ale wolałabym wiedzieć co mam mamie przynieść. Może być kawa, jeżeli masz do niej śmietankę - łaskawie zapodała teściowa. Teść w tym czasie zebrał ze stołu talerze, a Wojtek pomału delektował się jagodami ze śmietanką.
I co robisz na tej politechnice ? - spytała nadal wyraźnie zła matka. Pracuję, mam stypendium doktoranckie, pracuję naukowo i mam też godziny dydaktyczne.
Przecież tam kiepsko płacą - stwierdziła. Mnie wystarcza - spokojniutko odpowiedział Wojtek Nie wiem czy wiesz, ale niewiele jest osób, które mogą zaraz po studiach otworzyć przewód doktorski.
Marta przyniosła do pokoju kawę,śmietankę do kawy i pozostałości ciasta czekoladowo-orzechowego pokrojone na zgrabne kawałki.
c.d.n.
Podobalo sie!
OdpowiedzUsuńPodobało się!
OdpowiedzUsuń