Ojciec obudził się po mniej więcej dwóch godzinach, wielce zdumiony, że zasnął. Ani chybi Wojtku dałeś mi jakieś krople nasenne a nie na nerwy- stwierdził. Tato, one nie są nasenne, można je kupić w aptece bez recepty, one po prostu mają lekkie działanie uspakajające. Nigdy ich nie brałeś, zadziałały, uspokoiłeś się, a że byłeś zmęczony to się zdrzemnąłeś. Nie ma w tym nic złego. No ale co sobie Martusia o mnie pomyśli? - zmartwił się ojciec.
Taaatooo, Martusia ma po kolei pod sufitem i nawet się ucieszyła się, że zasnąłeś, bo to oznaczało, że kropelki zadziałały i nie wzrosło ci ciśnienie ponad miarę. Ona tylko sprawdziła gdy spałeś czy równo oddychasz . I zjesz z nami kolację, dziś będą placki z cukinii. I może dziś u nas zanocujesz, żeby cię samego w domu nie dopadły wieczorem niemiłe myśli. Ale ja się w twoją piżamę nie zmieszczę, jestem bardziej mięsną sztuką niż ty synku- stwierdził ojciec. No ale w dół piżamy wejdziesz bez problemu, a zamiast piżamowej góry dam ci podkoszulek z długim rękawem- spokojnie w niego się zmieścisz bo on jest elastyczny wielce.
Marta jedzie jutro na 8,30, ja na 9,00 a ty chyba zaczynasz jutro pracę koło południa, więc możesz sobie spokojnie pospać. Maszynki do golenia mam dwie, jedna niemal nie używana a w szafce są nowe szczoteczki do zębów, wybierz sobie, ręczniki zaraz ci dam świeże. A co z psiną? - spytał ojciec? Misia już jest u Pati - ona ma dwa domy - nasz i rodziców Marty. Nie siedzi nigdy cały dzień sama. W kwiaciarni Misia jest rodzajem maskotki i Pati się śmieje, że jeszcze trochę a Misia będzie umiała sama sprzedawać kwiaty.
Kolację zjedli razem w kuchni, a ojciec stwierdził, że od lat nie czuł się tak miło i swojsko jak przy tej kolacji. Pośmiali się z miny matki Wojtka gdy usłyszała, że ojciec mieszka razem z nimi bo mieszkanie Wojtka jest wynajmowane. A potem ojciec powiedział - mam tylko nadzieję, że ten facecik z tej fotki, którą nam pokazała nie zrobi jej w konia i nie ograbi z pieniędzy. Ale mam podejrzenie, że ten tekst o tym, że to jest jej "narzeczony" niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Niewątpliwie on lepiej się prezentuje na zdjęciu niż facet z którym naprawdę żyła - tamten jest tylko dwa lata starszy ode mnie a spokojnie tak na oko wygląda jakby był z 10 lat ode mnie starszy. Ja tylko nie bardzo mogę zrozumieć po co ona tu do nas przyjechała - no bo argument, że chciałaby swój biznes przepisać na Martę jest mało przekonujący. Ktoś zdrowo myślący wpierw wybadałby grunt zdalnie a dopiero potem przyjeżdżał. Bardzo podobała mi się jej mina gdy Wojtek przeczytał jej przepisy dotyczące wymogów właściciela gabinetu kosmetycznego. Nie da się ukryć, że część "właścicieli" przeróżnych prywatnych biznesów to tak zwane "słupy", czyli osoby spełniające regulaminowe wymogi władz odnośnie danej placówki a faktycznym właścicielem jest ktoś inny. Ale to już jej zmartwienie jak ona to sobie urządzi. To już duża dziewczynka, jak mówi Martusia.
Po kolacji ojciec stwierdził, że chyba jednak pójdzie do siebie, żeby im rano nie przeszkadzać, ale Marta zaprotestowała mówiąc, że będzie spokojniejsza, jeśli jednak ojciec zostanie u nich na noc. A poza tym to właśnie zaczął padać deszcz. No i byłoby dobrze by ojciec zarezerwował sobie wizytę lekarską, bo tak na jej oko to dość dawno był kontrolowany, więc należy sprawdzić czy wszystko jest z jego sercem w porządku. Bo może trzeba zmienić lek na nadciśnienie lub zwiększyć dawkę tego, który ma teraz, ale to wymaga by był przebadany. No ale czy mnie tam przyjmą tak od ręki"- zmartwił się ojciec.
No przecież jesteś w tej samej przychodni co my i rodzice Marty, dopisałem cię do rodzinnego abonamentu - powiedział Wojtek. No popatrz - zupełnie o tym zapomniałem, skleroza chyba mnie dopada - sumitował się ojciec. Marta uśmiechnęła się i powiedziała- nie martw się- skleroza to fajny stan- nieomal co dzień ma wtedy człowiek niespodzianki i nowe wrażenia. A ile radości jest wtedy gdy nagle znajdziesz w domu coś czego szukałeś kilka dni i już nabrałeś przekonania, że tę rzecz zgubiłeś, a ona nagle, nie wiadomo skąd, leży w szafie nie na górnej półce (jak zawsze) a na samym dole.
Ojciec spojrzał na nią i zapytał- a ty skąd o tym wiesz? - za młoda jesteś na sklerozę. Wiem, bo tak się dzieje często, bo my wiele rzeczy robimy całkiem automatycznie, odruchowo, nie myśląc wcale o tym co robimy. I potem się wracamy trzy razy by sprawdzić czy na pewno zamknęliśmy drzwi na wszystkie zamki, lub bierzemy na mieście taksówkę i gnamy do domu bo nie pamiętamy czy na pewno wyłączyliśmy żelazko, którym przed wyjściem prasowaliśmy na tempo jakąś część garderoby.
O tak! niemal ucieszył się ojciec - zawsze się wracam by sprawdzić czy na pewno zamknąłem dobrze mieszkanie. To chyba jest dość powszechne- wiele osób tak ma. Już nawet pomyślałem, że może powinny się zaświecać jakieś kontrolki, gdy coś jest źle.
To można wyćwiczyć- teoretycznie to proste- wystarczy tylko każdą rzecz robić z pełną świadomością, czyli myśleć o tym co w danej chwili robisz - zapewniła go Marta. Wychodzisz z mieszkania to powiedz sobie w myślach "wychodzę i muszę zamknąć drzwi na klucz, wyciągam klucz, zamykam te drzwi, chowam klucz do kieszeni- w wersji dla kobiet chowam klucz do torebki". Robisz to i cały czas myślisz o tym co robisz.I wtedy będziesz pamiętać, że zamknąłeś drzwi mieszkania i nie będziesz się wracał by sprawdzić. I tak trzeba podchodzić do każdej czynności - na początku to dość męczące, ale można to sobie spokojnie wytrenować. A wymyślili to Hindusi i to wcale nie ostatnio a bardzo, bardzo dawno. Po prostu nie należy myślami odbiegać od tego co się w danej chwili robi.
Ojciec chwilę milczał a potem powiedział - ty masz rację! Faktycznie wiele czynności robimy zupełnie automatycznie i myślimy zupełnie o czymś innym niż to co aktualnie robimy. Jak się zastanowić to my tak z 90% czynności wykonujemy nie myśląc w trakcie wcale o tym co robimy. Czy obierając kartofle ktoś cały czas myśli o tym, że właśnie obiera kartofle? Zwłaszcza teraz gdy są takie fajne obieraczki do tej czynności. Struga się te kartofle automatycznie, nawet nie trzeba pilnować grubości obierania i to mi się w tych nowych akcesoriach kuchennych podoba. A tak a propos kuchni - macie jakieś życzenie względem jutrzejszego obiadu?
Tato - ty świetnie gotujesz, mamy właściwie takie same upodobania kulinarne jak ty, a najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że ja nie muszę wymyślać co mam ugotować. Poza tym gotuj to co cię nie przyprawi o długie sterczenie przy garach. Nawet nie masz bladego pojęcia jak oboje jesteśmy ci wdzięczni, że dla nas gotujesz. A w sobotę, jak zawsze zrobimy większe zakupy na cały tydzień, więc przepatrz tato co jest w zamrażarce i co trzeba dokupić a my z Wojtkiem zrobimy zakupy na cały tydzień. Na moje szczęście zaczęłam wszystko co mrożę opatrywać kartkami z nazwami i nawet tak się ucywilizowałam, że już dodaję jakie to mięso zamroziłam a "paczuszki" z gotowymi już potrawami też są dokładnie opisane. Nauczyłam się tego, gdy kiedyś byłam pewna, że mam zamrożone już usmażone kotlety, ale one były surowe i pognaliśmy z Wojtkiem do restauracji. Teraz to już mamy mikrofalówkę, więc nie byłoby dużego problemu, ale wtedy jeszcze nie mieliśmy.
Nooo - roześmiał się tata - człowiek najlepiej się uczy na własnych błędach. A na te zakupy to ja bym się wybrał z wami, ale i tak zrobię spis, żebyśmy o czymś nie zapomnieli. Kilka dni temu jeden z kolegów mi powiedział, że na Ursynowie lada moment będzie oddany do użytku tak zwany "inteligentny dom", naszpikowany elektroniką tak zwanie "do wypęku" a rzecz w tym, że nadal jeszcze są w nim wolne mieszkania. Jakoś brak chętnych, ale nie podali w wiadomościach dlaczego brak chętnych. Wojtek wzruszył ramionami - nie dziwi mnie to, bo każdy użytkownik, właściciel mieszkania, musi sobie wszystko na początku skonfigurować - a to dla laika wcale nie jest łatwe no i każdy jest mocno nieufny i boi się, że będzie to rodzaj inwigilacji. A sam budynek jest najzwyczajniej brzydki. Nie interesowałem się nim a im mniej elektroniki w domu tym lepiej. Nawet nie wiem jaki system wybrali, czy przewodowy czy bezprzewodowy, czy może są oba. A ludzie są nieufni, co mnie nie dziwi, bo gdy się czyta o tym, że w przymierzalniach odzieży w centrach handlowych są zamontowane kamery a panowie od czuwania by klient nie "zwinął" nowych ciuchów kręcą nielegalnie filmiki gdy ciuchy przymierza jakaś atrakcyjna osóbka to jak potem uwierzyć, że ktoś/coś co czuwa nad wszystkim co się dzieje w każdym mieszkaniu nas nie podgląda gdy sobie tego nie życzymy. Teraz i kamery i mikrofony są naprawdę maleńkie i łatwe do ukrycia. Też bym nie chciał mieszkać w takim budynku.
A co wy jecie rano na śniadanie - dociekał ojciec. Prawie nic - powiedział Wojtek. Marta jogurt grecki z owocami i owsem i bierze sobie jakąś kanapkę na uczelnię, bo jej tamten bufet nie pasuje, a ja nie mam stałego repertuaru, ale wstaję razem z Martą i jem normalne śniadanie, które sobie robię i biorę jakąś kanapkę do pracy. Michał zawsze wychodzi po jakieś "papu" i kupuje w prywatnej piekarni fajne bułeczki z makiem i prywatną szynkę w zaprzyjaźnionym kiosku i mamy drugie śniadanie. No i panie parzą nam kawusię w sekretariacie, bo mają nasz stary express do kawy. Marta je sporo owoców i warzyw najchętniej w postaci surowej. Gdy widzę jak ona chrupie surową marchew lub kalarepkę lub kalafiora albo brokuł to nie mogę się nadziwić, że to jej nie szkodzi. Aż się dziwię, że kartofle to je gotowane.
Nie szkodzą mi te warzywa na surowo, bo one nie mają skrobi. A zapach gotowanego kalafiora mnie przyprawia o mdłości - dopowiedziała Marta. Ale co dziwne, to całkiem niezłym daniem są same różyczki kalafiora smażone na patelni, zwłaszcza gdy się go zetrze na tarce. No i ja niemal do wszystkiego dodaję albo łagodne curry albo garam masalę - może miałam kiedyś jakichś hinduskich przodków. Może któraś z pra-pra-pra- babek wydała się za Hindusa. Misia bardzo lubi mięsko doprawione łagodnym curry. Ja jej wcale nie daję surowego mięsa, zresztą weterynarz powiedział, że nie ma takiej potrzeby. Dostaje mięso wymieszane z ryżem gotowanym razem z marchewką. Surową też pochrupie, ale tylko młodą. A śmieci wtedy niesamowicie. Nie wypuszczam jej wtedy z kuchni a i tak potem mogę znaleźć drobiny marchewki w jej posłaniu. Nie wiem jak ona to robi.
Tato, ale ty nie musisz wstać rano razem z nami - wyleż się spokojnie, masz przecież klucze od naszego mieszkania to zamkniesz je na dolny zamek gdy będziesz wychodził. Alarmu nie włączaj, bo gdy jesteśmy w Warszawie to go nie włączamy, a gdy wyjeżdżamy na dłużej to wtedy zawiadamiamy firmę ochroniarską i jeśli zostanie uruchomiony alarm to oni tu przyjadą, mają klucze do naszego mieszkania. Poza tym sąsiedzi czuwają, bacznie obserwują kto wchodzi do budynku. Zwłaszcza sąsiadka nad nami wykazuje się niebywałą czujnością i zawsze wie czy jesteśmy w domu czy nie. Ale lubi Misię, bo Misia nie szczeka bez potrzeby i zawsze mówi o niej "ta mądra suczka". Ciebie też rozpoznaje, więc jej już powiedziałam, że jesteś moim teściem . Strasznie ją ciekawiło kto to do nas przychodzi co dwa, trzy dni przed południem, a zapytała się tak sympatycznie, określiła cię "ten elegancki pan", który do państwa przychodzi gdy państwa nie ma w domu. Bardzo zasmucił ją fakt, że tata już tu nie mieszka, ale się kobiecina pocieszyła faktem, że się ożenił a na dodatek "z tą taką przemiłą panią z kwiaciarni". Bo ta pani jest przemiła dlatego, że często daje jej za darmo jakieś doniczkowe kwiatki, które jakoś nie miały powodzenia. Do Pati już dotarło, że kwiatki u mnie to mają wyjątkowo krótki żywot, bo albo je utopię albo zasuszę. Nie ma trzeciej opcji.
c.d.n.
Podobało się:)
OdpowiedzUsuńPodobało się!
OdpowiedzUsuń