Zgodnie z życzeniem Marty teść został na tę noc u nich. A że tym razem poszedł wcześnie spać, a nie jak zwykle po północy, to wstał jeszcze przed młodymi. Strasznie go korciło by im przygotować śniadanie, ale się powstrzymał bo nie bardzo wiedział co dokładnie miałby im przygotować. Siedział w kuchni i oglądał dokładnie podwórko.Przyszło mu na myśl, że pierwszy raz od chwili rozwodu on czuje się spokojny i.......szczęśliwy. To dzięki temu, że mam dobry kontakt z dziećmi - jakie to szczęście, że oni się kochają i rozumieją. A Wojtek przy niej stał się uważniejszy i o byle co kopii nie kruszy. I dobrze, że wyjechałem z Austrii, będę się starał im pomagać. Przecież kiedyś będą mieli dziecko, więc jeszcze im się na coś przydam. Przypomniał sobie, że miał zamówić sobie wizytę w klinice, więc zatelefonował. Recepcja już działała i ku jego ogromnemu zdumieniu recepcjonistka zapisała go na następny dzień na wizytę u kardiologa. No tak - pomyślał - coś za coś - abonament tani nie jest, ale przynajmniej można bez problemu dostać się do lekarza.
Gdy młodzi wyszli z domu zastanowił się chwilę czy ma wszystko by ugotować obiad, spisał sobie wszystko co powinien dokupić, szybko zrobił zakupy w pobliskim kiosku warzywno- owocowym i zabrał się za gotowanie obiadu. Gotując rozmyślał o tym, że wreszcie może się wyżyć kulinarnie i że to gotowanie sprawia mu o wiele więcej satysfakcji niż to wszystko co robi w wyuczonym zawodzie. Wręcz żałował, że nie jest ze 20 lat młodszy, bo wtedy wyjechałby z Warszawy do jakiejś miejscowości o walorach wypoczynkowych i prowadziłby tam jakąś małą restaurację, czy też bar. Ale od razu przyszło mu na myśl, że wtedy nie mógłby być razem z Wojtkiem i Martą i raczej niezbyt często by ich widywał. Około godziny 13,00 pojechał do swojej "normalnej" pracy.
Tegoroczna wiosna była bardzo chłodna a na dodatek mokra. A drugiego majowego dnia, po pierwszomajowym deszczowym dniu Warszawę spowiła....regularna śnieżyca. Na szczęście nie bladym świtem gdy naród podążał nieco zaspany do swych miejsc pracy ale niemal w samo południe. Starsi ludzie zaraz zaczęli wspominki, że w roku, w którym umarł Piłsudski właśnie w maju padał śnieg, co było zgodne z jakąś przepowiednią pewnej wróżbiarki. Marta z obojętną miną słuchała opowieści swych zawsze "wszystkowiedzących" koleżanek i tylko pomyślała, że bardzo dobrze, że ma opony całoroczne. Po dwóch godzinach lekkiego zamieszania wszystko powróciło do normy, śnieg stopniał dość szybko i Marta wracała do domu po wykładach w pełnym słońcu, chociaż trudno było ten dzień nazwać ciepłym. Gdy padał śnieg Wojtek natychmiast wysłał żonie wiadomość by się tym śniegiem nie denerwowała, bo ma całoroczne opony a mrozu to raczej nie będzie. W odpowiedzi dostał tekst - "wiem kochanie, jesteś cudownym facetem, dziękuję".
Tego dnia Marta miała dość nieoczekiwanie rozmowę z doradcą, która wytłumaczyła Marcie, że naprawdę nie ma potrzeby by Marta pisała pracę licencjacką, skoro postanowiła kontynuować naukę by mieć magisterium. To samo usłyszała od kierownika laboratorium, w którym szybko poznano się na niej i traktowano ją poważnie widząc w niej przyszłego współpracownika. Kierownik proponował nawet Marcie by przez okres wakacji popracowała u nich na połówce etatu, wszak zawsze nieco podreperuje budżet domowy, ale Marta bardzo serdecznie podziękowała i powiedziała, że ma różne zobowiązania rodzinne i wolny czas bardzo się jej przyda.
Ale proszę to jednak spokojnie przemyśleć- nie musi mi pani dawać odpowiedzi natychmiast- proszę to spokojnie przeanalizować, naradzić się z mężem, bo to byłaby tylko połówka etatu. I nie będzie pani zatrudniona przy produkcji a w laboratorium badawczym- tłumaczył Marcie szef laboratorium. Marta była mile zaskoczona tą propozycją i obiecała, że sprawę rozpatrzy i w ciągu tygodnia da odpowiedź. Na koniec kierownik poprosił by nie mówiła o tej propozycji swym koleżankom - to program "pilotażowy", a on wie już z doświadczenia, że sporo ze słuchaczek byłoby chętnych, tyle tylko, że on nie potrzebuje do pracy rąk ale mózgi i jak na razie to tylko ją widzi w laboratorium. Możemy to tak zorganizować by pani nie musiała przyjeżdżać codziennie na cztery godziny, bo to byłoby jednak uciążliwe i myślę, że to nam po prostu wyjdzie w trakcie pracy. No i taki staż ma spore znaczenie gdy pani już ukończy studia - kusił szef.
Marta zaraz po skończonej rozmowie wysłała wiadomość do Wojtka - Wojtek oczywiście w tym roku już nie miał wakacji jak w czasach studenckich. Oczywiście nie odpisał zaraz, ale w czasie przerwy i napisał, że jest z niej dumny, że tak ją wysoko cenią. I że na pewno dobrze jej doradzają, by jednak nie pisała pracy licencjackiej, skoro będzie kontynuować studia na II stopniu. Na końcu było pytanie- a w jakim wieku jest ten pan szef produkcji? Pytanie wielce rozbawiło Martę i odpisała - jest w wieku naszych ojców i ma młodą żonę i nieduże dziecko, a pierwsza mu umarła - jak wieść gminna niesie. I nie była nigdy studentką tej uczelni. W odpowiedzi dostała serduszko i tekst- "tęsknię za tobą!!!".
O tej propozycji Marta napisała jeszcze do swego taty a do teścia wysłała zapytanie jak się czuje, bo ten majowy śnieg wiele osób przeraził. I że byłoby miło , gdyby następnego dnia po wizycie u kardiologa napisał co kardiolog stwierdził. No i oczywiście będzie miło gdy do nich wdepnie po pracy i razem z nimi zje kolację. Teść odpowiedział, że czuje się dobrze i że na pewno nic groźnego nie dzieje się z jego sercem i aż mu głupio, że będzie kardiologowi głowę zawracał swą osobą.
Ten zupełnie niespodziewany atak zimy wielu osobom nie wyszedł na zdrowie, zwłaszcza tym które głównie patrzyły na datę w kalendarzu a nie temperaturę na termometrze zaokiennym.Zaowocował ten niespodziewany atak zimy przemoczonymi letnimi już butami i przemarznięciami pasażerów na przystankach komunikacji miejskiej. Następnego dnia na uczelni Marty była mniej więcej połowa studentek i Marta pomyślała z wdzięcznością o Wojtku i swoim tacie, którzy "wmusili w nią" by jeździła na uczelnię samochodem.
Teść zaraz po wizycie u kardiologa napisał do "dzieci", że będzie miał następne badania, bo jednak coś się w jego sercu kardiologowi nie podoba i będzie miał badania w Instytucie Kardiologii w Aninie i dostał pochwałę od kardiologa, że się do niego zgłosił, ale przecież ta pochwała należy się nie jemu tylko Marcie, bo to ona go wysłała do kardiologa. I od razu pielęgniarka złapała mu termin w tymże Instytucie Kardiologii i będzie tam miał zapewne i dodatkowe badania, jeśli zajdzie taka potrzeba. A on tam jutro ma się zgłosić ze skierowaniem i wyznaczą mu konkretny termin badania, bo wpierw musi go obejrzeć tamtejszy kardiolog.
Marta stwierdziła, że to ona pojedzie z teściem do Anina na te badania, bo jak opuści wykład to dziury w niebie nie będzie a Wojtek to musiałby szukać zastępstwa. Ona tylko zgłosi, że jej nie będzie danego dnia i po sprawie - żaden problem - potem sobie uzupełni notatki. Tak jak nie było problemu z urwaniem się na jego obronę. Bo ona ma nadzieję porozmawiać z owym lekarzem. Tylko powiemy, że jestem twoją córką a nie synową bo medycy mają jakieś dziwne przekonanie że synowa to ktoś obcy. Wojtek zgodził się z nią w tym temacie, a teść powiedział - dla mnie jesteś córką, kocham cię tak samo jak Wojtka.
No ale do chirurga na badania to wysłaliście mnie z jej ojcem a nie z nią - przypomniał ojciec. No bo to dotyczyło innego twego narządu i zrobiliśmy to dlatego, żebyś się nie czuł skrępowany gdybyś potrzebował jakiejś pomocy "technicznej" - wyjaśnił mu Wojtek. Ona to by się nie zgorszyła ani nie zawstydziła, ale zadbaliśmy po prostu o twój komfort psychiczny. Poza tym miałeś dużo wypić już na miejscu i chodzić po tym parku przyszpitalnym, więc mogło się zdarzyć, że musiałbyś się wysikać gdzieś pod drzewem do kaczki a ona nie miałaby jak cię zasłonić bo jest w porównaniu z tobą mała. No tak, tak, nie pomyślałem. Marta objęła teścia i powiedziała - nie przejmuj się tata na zapas, wszystko będzie dobrze, wiem o co mam się pytać bo już poczytałam trochę o tych sercowych sprawach. Miałeś ten ostatni rok trudny pod względem psychicznym a to ma niewątpliwie wpływ na pracę serca i w ogóle całego organizmu. Wszystko w naszych ciałach jest w jakiś sposób połączone ale dopiero teraz, dzięki wciąż trwającym badaniom lekarze to odkrywają. I to powiedzenie, że komuś pękło serce z rozpaczy wcale nie było metaforą - mógł po prostu nastąpić zawał, bo silne emocje mają wpływ na pracę serca, na krążenie krwi. Cały nasz organizm to system naczyń połączonych
Wojtek od razu opowiedział też ojcu o tym, że Marta dostała propozycję pracy w wymiarze pół etatu w trakcie wakacji i to w pracach badawczych a nie przy produkcji. I że szef laboratorium jeszcze pomyśli nad tym by nie musiała codziennie wpadać na te 4 godziny, bo na pół etacie to ona musiałaby pracować 4 godziny dziennie i jakoś to sobie inaczej poustawiają, żeby miała wolne piątki. A że to prace badawcze, to zawsze jest szansa jakoś to sobie dobrze ustawić. A mnie się już skończyły długie wakacje - tyle tylko, że w czasie wakacji nie będę miał godzin dydaktycznych. Ogólnie to jestem zadowolony z tej pracy, chociaż na początku krzywiłem się wewnętrznie na temat doktoratu, ale mój profesor to facet z poczuciem humoru i co ciekawe ci sami ludzie oglądani z punktu widzenia studenta i teraz jako "koledzy z pracy" to zupełnie inne egzemplarze. Może najmniejszą różnicę widzę w kontaktach z Michałem, który był moim promotorem i jeszcze wtedy przeszliśmy "na ty". W hierarchii moich przyjaciół zajmuje drugie miejsce, zaraz po Andrzeju, z którym uważamy się za braci. A teraz, to gdy już się skończą korowody i będzie wiadomo kto będzie moim promotorem to odpadną mi regularne godziny dydaktyczne, zostanie praca naukowa a tylko czasami w sytuacji podbramkowej będę miał godziny dydaktyczne w ramach zastępstwa i to pojedyncze godziny i jak znam życie to najczęściej za Michała. Ale już opanowałem jego hieroglify w notatkach do wykładów. W sumie to dość zgrana grupa. A cieszą się z dokooptowania każdego nowego pracownika, bo wciąż pokutuje pogląd, że praca ciężka a zarobki "lekkie" i nikomu nie odpadnie kieszeń ani nie pęknie portfel z nadmiaru gotówki. A Michał i panie z dziekanatu już naplotły chyba wszystkim na wydziale, że mam bardzo fajną żonę i przystojnego teścia. No i będziemy musieli w któryś weekend wpaść do Michała do domu. Bo on już tyle naopowiadał swej żonie o nas, że doszła do wniosku, że byłoby miło gdybyśmy do nich wpadli.
Ledwie Wojtek skończył opowiadać gdy zadzwonił domowy telefon. Tata Marty powiedział, że zaraz do nich przyjdzie razem z Misią, bo psinka skaleczyła sobie na trawniku łapkę, zapewne na kawałku szkła, Było rozbite szkło koło trawnika to ojciec je zebrał i wyniósł do śmietnika, ale widocznie i na trawniku był wbity jakiś odłamek. Więc tata przyjdzie po psią książeczkę zdrowia i zabierze Misię do weterynarza. To my z nią podjedziemy do weterynarza, zadecydowała Marta. A u nas jest mój drugi tata, więc sobie spokojnie przez ten czas porozmawiacie. Oooo, to fajnie, ucieszył się tata. Za 5 minut będę. Gdy tata Marty przyniósł Misię oboje aż zatkało - na łapce tkwił opatrunek wielkości średniej pomarańczy, a Misia usiłowała go pogryźć na kawałki. Marta i Wojtek już nie dyskutowali tylko wzięli szybko Misię do samochodu i pojechali do prywatnej lecznicy weterynaryjnej. Na szczęście nie było kolejki i chociaż lekarz już kończył dyżur to przyjął Misię. Marta założyła Misi medyczny kaganiec i ją przytrzymywała w trakcie zdejmowania tego dziwnego opatrunku, a lekarz wpierw się zapytał czy Marta aby nie zemdleje na widok krwi bo różnie to bywa z właścicielami pokaleczonych zwierzątek, ale Marta zapewniła go, że ona nie z tych co mdleją. Misia dostała wpierw zastrzyk znieczulający, bo lekarz stwierdził, że musi obejrzeć czy aby coś nie tkwi w tej rance a to może Misię zaboleć. Wpierw lekarz obejrzał pozostałe łapki i spod jednego pazurków drugiej tylnej łapki usunął malutki okruch szkła, a potem obejrzał dokładnie krwawiącą łapkę, zajrzał w to rozcięcie, pogrzebał w nim , potem starannie łapkę wydezynfekował i zaaplikował antybiotyk w zastrzyku. Na koniec Misia załapała całuska w czółko i dostała na pocieszenie mały kawałek suszonego cielęcego ucha. Wszystko zostało dokładnie opisane w psiej książeczce zdrowia i za dwa dni pan doktor ją zapisał na kontrolę . Na zabandażowaną łapkę na spacery miała mieć zakładaną folię plastikową. Została też wyposażona w kaganiec żeby nie zdjęła sobie sama opatrunku.
c.d.n.
Podobało się 🙂
OdpowiedzUsuń