Wracając z kliniki Marta poprosiła Wojtka, by podjechali do laboratorium - chciała od razu zostawić zwolnienie lekarskie i poinformować szefa, że "jeszcze żyje" i że na szczęście ścięgna całe. Szef był wzruszony, że pomimo tak dotkliwej kontuzji zahaczyła o laboratorium i stwierdził, że musi "obadać" sprawę tej szklanej zlewki. Marta stwierdziła, że trudno będzie to zbadać, tyko nie może się nadziwić, że dzień wcześniej nie zauważyła żadnego uszkodzenia. Szef stwierdził, że starannie sam osobiście zebrał "szczątki" i jeszcze im się przyjrzy, zwłaszcza, że na półce znalazł jakieś plamy. Poza tym wymógł na Marcie obietnicę, że oczywiście nic nikomu o tym nie powie, że dziwna ta sprawa z tą zlewką. Marta obiecała, a szef powiedział, że gdy tylko dojdzie do jakiegoś wniosku to od razu do Marty zatelefonuje.
W domu już czekał na nich ojciec z obiadem.Wojtek "zjadł w biegu"- musiał wrócić na uczelnię, bo gdy wyjeżdżał w pośpiechu to zostawił rozgrzebaną masę dokumentów i musiał wrócić by wszystko pochować. Wezwał taksówkę, uściskał ojca, wycałował Martę i pojechał z powrotem.
Opatrzona ręka ukochanej synowej zrobiła na teściu ogromne wrażenie - tak naprawdę to był przerażony. Sto razy się pytał czy na pewno nie są poprzecinane ścięgna, zapewnił Martę, że bez najmniejszego problemu zajmie się domem, czyli gotowaniem, zakupami, sprzątaniem, i że oczywiście pojedzie z nią na zmianę opatrunku. I, też oczywiście, wejdzie razem z nią do gabinetu. Poza tym poprosił by Marta wszystko mu dokładnie opowiedziała. No i co chwilę powtarzał, że co za szczęście, że Andrzej mógł się nią zająć osobiście.
Marta się roześmiała i powiedziała - jeszcze trochę to dojdziemy do wniosku, że bardzo dobrze się złożyło, że Wojtek zaczął chodzić na tę siłownię, że mu "wyskoczyła" przepuklina, że go niemal na siłę zawiozłam na ostry dyżur do kliniki, że zaprzyjaźnił się tak bardzo z Andrzejem, czyli że trafił się nam zbiór samych szczęśliwych przypadków z gatunku "szczęście w nieszczęściu", bo jeszcze trzeba do tego dodać, że ciebie Andrzej skierował do właściwego chirurga. No właśnie!- doskonale to ujęłaś córeczko! - zgodził się teść.
Tatku - ale ja myślę, że ty zupełnie spokojnie możesz pracować, jeśli przez ten czas niesprawności mojej ręki pomieszkasz u nas. Przecież ciebie nie będzie w domu raptem 6 godzin , biorąc pod uwagę dojazdy do i z pracy. Będziesz wychodził z domu o 13,30 i wracał do domu około 19,00, czyli ja będę sama w domu bardzo krótko, bo Wojtek około 16,30 już jest w domu, czyli wychodzi na to, że będę raptem sama w domu 3 godziny. A w ciągu tych 3 godzin nie muszę nic robić poza czytaniem ewentualnie oglądaniem czegoś w telewizorni. Albo obejrzę jakieś filmy z wypożyczalni. Więc wnieś jakąś poprawkę do tego co ogłosiłeś w swojej pracy. Mogę ci solennie obiecać, że gdy będę sama w domu to na pewno nie będę sprzątać, pichcić, robić sama zakupów. Będę po prostu sporo czytać. A na zakupy to pojedziemy z Wojtkiem jak zwykle w sobotę do któregoś dużego marketu. No i oczywiście jeśli będziesz miał ochotę to przecież możesz zawsze jechać z nami. Aaa - jak będziesz ze mną w klinice to nie zapomnij, że ja jestem "bratową" Andrzeja - bo od chwili operacji Wojtka mam taką ksywkę u Andrzeja. On po prostu traktuje Wojtka jak brata.
Jak sam widzisz niemal wszystko stoi w naszej rodzinie na głowie - ja do Pati mówię "mamo", Wojtek jest nagle bratem Andrzeja i nieomal umieram z ciekawości kim niebawem będzie dla mnie Michał. I pomyśl przy tym, że tak naprawdę jestem jedynaczką, wychowaną przez rozwiedzionego faceta i mam tyle fajnych, bliskich mi ludzi, którzy są dla mnie prawdziwą rodziną. A dzieci Andrzeja mówią na ciebie "dziadek" i myślę, że to wszystko razem jest po prostu cudowne.
Marta zatelefonowała jeszcze do własnego taty, opowiedziała mu o tym że jej szef ma chyba jakąś teorię na temat tego jej wypadku i chce się temu bliżej przyjrzeć, umówiła się, że dopóki nie wydobrzeje i będzie miała rękę unieruchomioną to Misia będzie pod opieką rodziców. Tata obiecał, że wieczorem do niej wpadnie i niech Marta pomyśli w czym on i Pati mogliby jej pomóc. Bo może Marta chce by Pati jej pomogła w kwestiach kosmetyczno - kobiecych, a może przy kąpieli. Marta roześmiała się mówiąc, że etat kąpielowego już od dawna jest obsadzony przez Wojtka, a teraz gdy jest kabina a nie wanna to po prostu lewa ręka aż do łokcia będzie ubrana w foliowy worek, żeby jej nie zamoczyć. No i przy okazji, ponieważ będzie miała czas to odwiedzi fryzjerkę, bo już ma stanowczo zbyt długie włosy. I że teść będzie przez ten cały czas nocował u nich no i gotował obiadki i robił drobne zakupy, bo te większe to ona z Wojtkiem jak zwykle zrobią w sobotę.
Późnym wieczorem zatelefonował Andrzej, przepytał się jak się sprawuje ręka, czy boli "sama z siebie", ucieszył się, że "sama z siebie" nie boli i że w takim razie zamiast następnego dnia rano niech Marta przyjedzie do kliniki pojutrze około godziny szesnastej, prosto do jego gabinetu. No i oczywiście poprosił by nie spała na lewym boku tylko na prawym i najlepiej żeby rękę ułożyła tak, by dłoń była nieco wyżej niż łokieć i by ręka nie była zbyt mocno ugięta w łokciu. Zróbcie między sobą piramidkę z poduszek i jaśków, bo lepiej by ta ręka była na neutralnym podłożu a nie na męskim torsie - dwie lub trzy noce dasz radę tak pospać.
A skąd ty wiesz jak ja śpię? zdziwiła się Marta. Andrzej zaśmiał się - bo my z Leną też tak śpimy - w końcu z jakiegoś powodu jesteśmy z Wojtkiem braćmi. Oczywiście my czasem mamy utrudnienie bo między nami zdarza się któryś z chłopców. Poduszka lepsza, bo nie kręci się, nie piszczy przez sen i nie wierzga a dzięki niej nic nie zagrozi twojej ręce. A nie drętwieją ci paluszki? Nie, nie drętwieją- zapewniła go Marta. No to daj mi na chwilę brata jeśli jest gdzieś blisko. On zawsze jest blisko mnie, nie ma problemu - stwierdziła Marta i podała telefon mężowi.
Wojtek uważnie słuchał, na koniec powiedział, że albo on przyjedzie z Martą albo jego ojciec, bo jakaś masa nasiadówek go czeka, bo to wszak niedaleko jest do rozpoczęcia nowego roku akademickiego i jest akcja "wszystkie ręce na pokład", bo nowy rok ma być lepszy organizacyjnie od poprzedniego. No i jego też to dotyka, bo przecież część jego pracy to dydaktyka. Koniec końców panowie doszli do wniosku, że w niedzielę około południa Andrzej z Leną wpadną sami, bez dzieci do Marty i Wojtka. Tylko niech Marta nic nie szykuje. No jasne, że Marta nic nie będzie szykowała - z okazji tej nieczynnej ręki jest z nami mój ojciec i on teraz zarządza w domu kuchnią. I na pewno będzie zachwycony tym, że do nas przyjedziecie - odpowiedział Wojtek. A komu je sprzedacie? Oooo, będą mieli chłopcy atrakcję, oby tylko była pogoda. Ojciec mi tu podpowiada, że możecie ich tu przywieźć, on ich spacyfikuje. Po tej swojej operacji to nabrał wiatru w żagle. Najlepiej to sam z nim porozmawiaj, masz jego numer. Możesz wszak sam rozmawiać z dziadkiem swoich dzieci - śmiał się Wojtek. No dobrze - w takim razie Martę przywiezie ojciec i sobie od razu porozmawiacie, bo ja nie wiem jak wygląda pacyfikacja w wykonaniu mojego ojca. Mnie z reguły pacyfikowała matka.
Gdy Wojtek skończył rozmowę z Andrzejem powiedział - coś Andrzejek dziś w doskonałym humorze - pewnie dlatego, że ma wolną niedzielę. Strasznie absorbujący jest jego zawód - no ale z tego co wiem, zawsze chciał być lekarzem. Jak był w podstawówce to jego ojciec miał nadzieję, że synuś będzie architektem, bo najlepiej gdy synuś kontynuuje marzenia ojca, który tym architektem zamierzał być, ale jakoś jednak nie został, ale handlował nieruchomościami. No a Andrzej cichcem, cichcem przygotował się do zdawania na medycynę i tak się przygotował, że zdał bez problemu. Ponoć ojciec był bardzo niezadowolony z początku, ale teraz to sobie chwali, że Andrzej ma wielu kolegów "po fachu". I często korzysta z ich usług, ale do Andrzeja się nie odzywa - to matka wydzwania i prosi syna o pomoc. Ojciec jest śmiertelnie obrażony, że Andrzej nie chciał mieszkać pod Warszawą w domu, który kupił jego ojciec i z prawie ruiny zrobił całkiem dobry dom, a ten "podły syn" nie docenił i nie zamieszkał tam a na dodatek uciekł w podróż poślubną wprost z kościoła.
Wizyta kontrolna Marty u Andrzeja wypadła bardzo dobrze. Andrzej był bardzo zadowolony z procesu gojenia się tej ręki. Nic się nie paprało, ranki były suche, kciuk nawet za dotknięciem nie przyprawiał Marty o ból - dopiero teraz do Marty dotarło, że mięsień kciuka został wewnątrz zszyty rozpuszczalnymi nićmi, a te dwa szwy na rozcięciu to będą usunięte gdy całkiem zrośnie się skóra. W sumie to wszystko wyglądało bardzo dobrze.
Co do niedzielnej wizyty - ojciec Wojtka obiecał Andrzejowi, że w niedzielę podjedzie do nich, załaduje w samochód dzieci i razem z mamą Leny pojedzie z nimi do ZOO. Zawszeć będzie to wygodniej niż wyprawa autobusami i tramwajem, chociaż dzieciaki bardzo lubiły jazdę miejską komunikacją. A wracając do sprawy zasadniczej, która przywiodła tu Martę -po siedmiu dniach od dnia założenia szwów szwy zostaną zdjęte a założone tylko plasterki. Andrzej pokazał Marcie, że bardzo niepokoił się o stan jednego ze ścięgien, bo u Marty było ono bardzo płytko położone i skóra nad nim i cieniutka warstewka mięśnia marnie je chroniła. Przewidywał, że po wygojeniu się ręki trzeba będzie się mu uważnie przyglądać, bo mu się to ścięgno nie podoba. Naprawdę to cud jakiś, że żaden kawałek szkła nie skaleczył w tym miejscu ręki.
Tak jak się umówili w niedzielę ojciec Wojtka pojechał samochodem z teściową Andrzeja i jego synkami do ZOO. Andrzej o całej tej wyprawie powiedział dzieciakom dopiero w niedzielny poranek - pisku i skakania z radości było z pół godziny a niedzielne śniadanie pochłonięte bez margania, chociaż do jajek był dodany szczypiorek, którego obaj chłopcy nie lubili. Ale tym razem perspektywa wizyty w ZOO a do tego towarzystwo "dziadka Wieśka" poprawiły wyraźnie smak szczypiorku i chłopcy bez szemrania go pochłonęli.
Gdy tylko dzieciaki wyszły z domu i Andrzej przez okno sprawdził, że już odjechali on i Lena pojechali do Marty i Wojtka. Lena wiozła do nich całą blachę orzechowych ciasteczek, bowiem wiedziała, że Marta ogromnie je lubi, więc wynalazła w sieci przepis i je upiekła.
c.d.n.
Podobało się!
OdpowiedzUsuńPodobało się🙂
OdpowiedzUsuń