Do czasu wyjścia Marty ze szpitala Wojtek bywał w pracy tylko z racji wykładów, jego praca związana z doktoratem "zawisła na kołku". Resztę czasu przesiadywał u Marty w szpitalu, co wcale nie przeszkadzało Andrzejowi by regenerować siły w szpitalnym pokoju Marty. Marta wyszła piątego dnia po operacji, w dwa dni później Wojtek ją przywiózł na zdjęcie szwów. Gdy szwy już były usunięte i cięcie zabezpieczone "omnistripami" a Marta wyposażona w ich odpowiedni zapas (Wojtek nabył je w aptece na terenie kliniki) Andrzej wyraźnie posmutniał mówiąc - i przed kim będę się teraz popisywał swą wiedzą i talentem chirurgicznym? Zostanę bez was sam jak palec!
Marta podniosła jego dłoń i powiedziała - no faktycznie - każdy z twoich pięciu palców u ręki jest samotny niczym rozbitek na morzu. Nie widać w pobliżu żadnego palca. Ale wiesz- dopóki będę na zwolnieniu to możesz do mnie zadzwonić i opowiedzieć lub wysłać wiadomość i możesz to zrobić o dowolnej godzinie w ciągu dnia. Gdy wrócę na uczelnię to zostaną ci godziny popołudniowe od szesnastej do dwudziestej trzeciej.
Mówisz poważnie? - zdziwił się Andrzej. A widzisz jakiś powód do żartów? - spytała Marta. Ja po prostu wiem co przeżywałam na pierwszych zajęciach praktycznych a tam nikogo nie kroiłam i cały czas stała obok mnie doświadczona kosmetyczka. A ty masz przecież olbrzymią odpowiedzialność za to co robisz. Zresztą nie tylko ty, anestezjolog także. To prawda - cicho powiedział Andrzej - obaj dostajemy w kość i wychodzimy z sali operacyjnej "złachani". Nie wiem skąd to wiesz, ale tak właśnie jest. No ale Krzyś ani ja nie jesteśmy początkującymi lekarzami, więc teoretycznie powinniśmy być odporniejsi.
Marta uśmiechnęła się - jak się chce coś wiedzieć to się zawsze człowiek dowie. Niektórzy lekarze pisali wspomnienia - być może w ramach autoterapii albo dlatego, że nie miał kto ich wysłuchać ze zrozumieniem, a ich zżerał najzwyczajniejszy, ludzki stress, a jednocześnie bardzo kochali swój zawód. I na pewno był to lepszy sposób odreagowywania niż szukanie dna kieliszka. Mnie opowieści rodem z sali operacyjnej nie przerażają bo od dziecka miałam ciągoty do medycyny i dobrze wiem o czym czytam. A chirurgów to podziwiam za odwagę i poświęcenie. To specjalizacja bardzo trudna. I wiesz co? Dobrze, że nie opowiadasz Lenie o tym wszystkim, bo ona by tego po prostu nie uniosła. A mnie życie na wiele sytuacji uodporniło - bo prawda jest zawarta w przysłowiu, że co nas nie zabije to nas wzmocni, uodporni.
Powiedziałeś, że myślę po męsku - nie ma w tym nic dziwnego, w gruncie rzeczy mnie ojciec wychował bez udziału matki. Nawet gdy jeszcze nie byli rozwiedzeni to ona się mną nie zajmowała - byłam dla niej tylko i wyłącznie balastem i kotwicą przytrzymującą ją przy mężczyźnie którego nie kochała a którego dziecko urodziła - i był na to dowód w postaci badań genetycznych. No i całe szczęście, że już wtedy można było zrobić badania genetyczne prywatnie. Co prawda były bajecznie drogie. Bo moja matka na sprawie rozwodowej podniosła kwestię, że ona wcale nie jest pewna kto jest moim ojcem ale na pewno jestem jej dzieckiem, a wtedy tata pokazał wynik badań genetycznych a ponadto ja powiedziałam, że chcę mieszkać u taty i wyjaśniłam dlaczego nie z nią.
Takie przejścia gdy się jeszcze jednak jest dzieckiem w pewien sposób ustawiają człowieka. Wtedy się jakoś szybciej dorasta i szybko zaczyna się orientować że życie wcale nie jest błękitno - różowe z białymi puchatymi obłoczkami, ale ma wiele kolorów i odcieni, w tym wiele szarości i czerni. Ojciec mi nie powiedział właściwie nigdy otwartym tekstem co spowodowało, że wystąpił o rozwód, ale kiedyś usłyszałam rozmowę taty i jego kuzynki, z której dość jasno wynikało, że moja matka zdradzała ojca i że raz ojciec ją przyłapał w naszym mieszkaniu w łóżku z facetem, bo - zupełnie jak na filmach - wrócił dzień wcześniej z delegacji zagranicznej. I ojciec najbardziej był przerażony faktem, że przecież mogłam ja na ten fakt się natknąć, bo mogły być nagle skrócone lekcje, co się wszak zdarzało nie jeden raz. Więc nieoficjalnie wiem jaka była przyczyna rozwodu ale czekałam z tym pytaniem aż do swej dorosłości, a potem odpuściłam - to było przecież bez znaczenia. Może matka miała większe potrzeby, może nie w takim wykonaniu - ta wiedza nie była mi już do czegokolwiek potrzebna.
Mój ojciec i Wojtka razem pracowali i przyjaźnili się a my z Wojtkiem byliśmy parą i mój tata stanął na wysokości zadania - uświadamiał nas oboje. Wynalazł odpowiednie lektury, odpowiadał na różne nasze pytania i nie wyśmiewał nas, gdy Wojtek go zapewniał, że mnie kocha i się ze mną ożeni gdy dorośnie. Nie śmiał się ze mnie gdy fiksowałam z nieszczęścia, że Wojtek nie pisze gdy go wywieźli do Austrii by tam robił liceum. Więc jak widzisz życie nauczyło mnie pewnej twardości i patrzenia na nie z męskiego punktu widzenia.
A Lena była i jest typową panienką z dobrego domu wychowaną w normalnej katolickiej nieco zakłamanej rodzinie i wiem, że nie bardzo rozumiałaby twój stres i uznała raczej za objaw twojej słabości a nie tego, że jest wynikiem twojej wielkiej odpowiedzialności. A poza tym to bardzo słodka dziewczyna i taka ciepła. I urodziła ci dwóch bardzo fajnych synków. A ja jestem dumna z tego, że jesteś naszym najserdeczniejszym przyjacielem i uważasz Wojtka za brata. Więc w razie jakiejś "załamki" lub nadmiaru wrażeń możesz śmiało "walić" do mnie. Doceniam poza tym i to, że pokazałeś mi się, że tak to nazwę, bez makijażu bohatera pokonującego hydrę. I to właśnie było wg moich standardów bohaterstwem. Wojtek spoglądał zdziwiony na oboje, więc Marta wyjaśniła- pokazał mi się zaraz po ciężkiej operacji bez maski i czepka i nim poszedł pod prysznic. A Andrzej dodał - a ona nie uciekła z krzykiem tylko mnie usadziła na stołku i zajęła się mną jak mama swoim małym, głupim dzieckiem. Masz bracie cudownie mądrą żonę. Wykąpała cię? - zapytał Wojtek.
Andrzej stanął obok Marty, która w klapeczkach bez obcasów nie dosięgała mu czubkiem głowy nawet do ramienia - otwórz oczy- powiedział i spójrz kto kogo mógłby kąpać. Umyła mi tylko czymś tajemniczym twarz, wytarła potem polepione włosy i osuszyła ręcznikiem. Na sali operacyjnej jest diablo gorąco a do tego jesteśmy w maskach i tych czepkach, pielęgniarki nam wciąż pot z czoła ocierają bo nam tylko oczy widać. A to nie była nawet zbyt długa operacja. A dlaczego tam jest tak gorąco? Mnie nie było gorąco gdy mnie operowałeś. Andrzej tylko westchnął - no bo leżałeś nago okryty tylko płachtami, które nie były z futra. Nie pamiętasz? No faktycznie - chyba mi pomagali zdjąć piżamę przed salą operacyjną i na pewno byłem nagi do znieczulania. No pewnie - powiedział Andrzej- trudno byłoby się wkłuć gdybyś miał na sobie piżamę. A to wkłucie to mnie nie bolało - przypominał sobie Wojtek. No bo dostałeś zastrzyk żeby cię nie bolało- dodała Marta. A skąd wiesz?- przecież ciebie tam nie było. Wiem bo sobie o całej operacji poczytałam - uświadomiła go Marta. Lubię być doinformowana. Taka dziwna po prostu jestem.
W ogóle to bym chciała jakąś operację zobaczyć. A po co? -zdziwił się Wojtek. No bo jestem ciekawa - popatrz - mam takie nieduże cięcie, a mój wyrostek był nie tam gdzie powinien być a prawie pod wątrobą a to jednak kawałek drogi, więc mnie ciekawi jak chirurg przez takie małe cięcie może sobie pogmerać w brzuchu by tam coś znaleźć. Popatrz - normalnie wyrostek jest na początku okrężnicy, o tu - i dźgnęła Wojtka palcem w dolny prawy róg brzucha a wątroba tu. Nieduże cięcie było na dole a wyrostek był na górze, schowany, przecież na zdrowy rozum to go nie było widać. Więc to mnie intryguje.
Andrzej patrzył na oboje z zainteresowaniem i powiedział - cięcie można powiększyć rozszerzając odpowiednio hakami. A poza tym każdy chirurg wie gdzie ma szukać. A tak w ogóle masz cieniusią warstwę tkanki tłuszczowej, jak mi się w oczy rzuciło. No chyba nie jestem za tłusta. No właśnie nie jesteś - przecież powiedziałem, że to cieniusia warstewka, mogłaby z powodzeniem być grubsza. I dlatego się pan doktor nieco śmiał, gdy powiedziałaś, że podtrzymywałaś sobie brzuch, który w żadnym miejscu nie wystaje, jest niemal wklęsły.
No zobacz Wojtek - ona naprawdę się marnuje- ogania się od tej medycyny a wie co i gdzie ma w środku i nawet chciałaby operację obejrzeć. Jeśli znajdę w chacie jakąś kasetę to ci przywiozę i sobie na magnetowidzie obejrzysz. Nie wiem tylko czy mam z polskim tekstem. Ale może któryś z chłopaków ma. Naprawdę są takie kasety? - rozpromieniła się Marta. No są, ostatnio załapałem film z zabiegu laparoskopem - usuwanie pęcherzyka żółciowego. Ale operacja jest prowadzona pod pełną narkozą bo nigdy nie wiadomo czy uda się wszystko usunąć laparoskopem i wtedy trzeba normalnie ciąć pacjenta tradycyjnie. Tu się udało, bo choć pęcherzyk był całkowicie zapakowany to kamyczki były malutkie. Na USG widać było tylko to, że jest pełny jakiejś treści.
Wojtek patrzył się na Martę i Andrzeja jak na parę świrów. A po co się nakręca takie filmy?- spytał. No dla tych którzy albo już są lekarzami albo dopiero będą. To po prostu jest pomoc naukowa- wyjaśniał Andrzej. Tak samo jak się robi filmy przyrodnicze lub inne instruktażowe. Równie dobrze mógłby się ktoś dziwić po co się nakręca film jak zmienić koło w samochodzie. Jest cała masa filmów z porodów. Jedne są bardziej instruktażowe nakręcone w różnych szpitalach, inne natomiast to takie bardziej "pamiątkowe- amatorskie".
Nie miałem o tym pojęcia- sapnął Wojtek. Jakoś mi to umknęło. No to już masz - podsumowała Marta. Właściwie to żyjemy w epoce obrazkowej- część to obrazki ruchome, część tylko zdjęcia. Każdy ma komórkę lub smartfona i cyka zdjęcia bez przerwy lub kręci jakiś filmik. Popatrz na dzieciaki - prawie nie rozmawiają ze sobą, każde zatopione w jakichś obrazkach, bo te ich gry to też wszak obrazki, tyle że ruchome. No bo ja to właściwie nie interesuję się medycyną - stwierdził Wojtek. Zauważyłam - cud, że wiesz, że będę kosmetologiem - westchnęła Marta.
Wyobraźcie sobie, że już znam grafik na święta -Andrzej postanowił szybko zmienić temat dyskusji. No i jak? - spytał Wojtek. Super - dyżur to mam tylko nockę w drugi dzień świąt. To jakiś cud nad Wisłą. Więc tak jak się umawialiśmy- wigiliopodobny posiad z kompletem waszych dwóch ojców i jednej mamy oraz psa zrobimy my. I teraz uwaga - sprzedajemy dzieci i babcię do jej siostry pod Warszawę, do Otwocka. I nawet nie muszę ich odwozić bo przyjedzie po nie i dzieciaki siostrzeniec mojej teściówki i odwiezie całe towarzystwo do Warszawy dzień po świętach. To jest prezent mojej teściowej dla nas. Ala już do nas telefonowała, że u nich będzie spęd w drugi dzień świąt tak od południa. Oczywiście spęd z całą piątką dzieci, bo będzie Michałowa trójka i nasza dwójka. Ala się śmieje, że Irenka będzie niczym rodzynka w cieście- ona jedna i czterech chłopaków. My z Michałem do pilnowania dzieci zwłaszcza na przejażdżce i pewnie teść Michała, reszta towarzystwa może spokojnie posiedzieć w domu. I będzie fajnie jeśli będą też rodzice Marty i koniecznie dziadek Wiesiek. No nie wiem, czy moi rodzice będą, bo coś słyszałam o operze w drugi dzień świąt i nie wiem czy aby "dziadek Wiesiek" z nimi nie idzie, bo on zawsze był wielce operowy - powiedziała Marta. Ojej, zmartwił się Andrzej, chłopcy go uwielbiają! I gdyby mnie się tak słuchali jak jego to byłbym szczęśliwy.
Andrzej, a jakim cudem twoje dzieci będą miały przejażdżkę z dziećmi Michała w drugi dzień świąt, skoro mają wrócić do Warszawy dopiero po świętach - zauważyła przytomnie Marta. Andrzejowi aż szczęka opadła. No faktycznie - zupełnie o tym nie pomyślałem! Ale nie będę teraz odwoływał ich pobytu w Otwocku - okrutnie by się teściowa na mnie obraziła. No to muszę zaraz zatelefonować do Ali i Michała i złożyć samokrytykę, że jestem sklerotykiem. Poczekajcie chwilę, zrobię to od razu. Strasznie "gęsto i długo" się tłumaczył i przepraszał za swoje gapiostwo.
Ale na wieczór wigilijny to jesteśmy umówieni - przychodzicie wy z dwoma tatusiami i jedną mamą i psem- zgadza się? No, zgadza się powiedziała Marta. To znaczy, że my z Leną będziemy aż trzy dni bez dzieciaków! Aż mi się wierzyć nie chce! Nieprawdopodobne! Jak ja to przeżyję? Przeżyjesz - masz tylko dwa i pół dnia sam na sam z Leną i przypomnisz sobie jak to było gdy w każdej chwili mogliście się kochać i gdy nocą nie przytuptywały do was dzieci bo coś złego się śniło i mama z tatą musieli zły sen odganiać tuląc i całując. Dlaczego tylko dwa i pół dnia powiedziałaś?- spytał Andrzej. No bo przecież zaprosiłeś na na posiad wigilijny - zapomniałeś? Powiedziałeś, że zaczniemy około 16,30, więc do jakiejś godziny 15,00 będziecie sami sobie sterem i okrętem.
Ale myślę, że może będzie lepiej byście to wy do nas zjechali na wigilię? Ja się nie narobię, bo tata Wojtka u nas cudownie kucharzy, a wy po całym dniu wypoczynku bez szkrabów posiedzicie u nas z dwoma tatusiami i jedną mamą i psem. To będzie taki wasz początek relaksu. A ty Andrzejku w wigilię nie pracujesz? Pracuję, ale do 14,00 a przychodnia nieczynna. No widzisz- to zrobimy tak, że ty sobie rano popracujesz a potem na 17,00 przyjedziecie do nas, na waszą cześć to ja nawet będę miała żywą choinkę i dodatkowo gałęzie by był zapach. I posiedzicie tak długo jak długo będziecie mieli ochotę. A potem będziecie mieli całe dwa dni wolne od dzieci.
Ty się lepiej posłuchaj Marty, jeśli nie chcesz mieć u niej przechlapane - doradził Wojtek. A ona naprawdę się nie narobi z okazji wigilii, bo mój ojciec uwielbia pichcić i jej do gotowania i pieczenia nie dopuści. Tylko już teraz powiedz, czy chcecie tradycyjną postną katolicką wigilię czy może protestancką z dobrym mięseczkiem. Zresztą jak znam życie to na stole będą i postne i nie postne dania. I czy jest coś czego Lena nie je? - bo wiem, że ty jesz wszystko.
No ale ja chciałem byście pobyli z nami w tym nowym mieszkaniu - tłumaczył Andrzej. No ale się chyba z niego jeszcze nie wyprowadzacie- jeśli się nie mylę- więc wpadniemy w któryś weekend, na kawę i zobaczyć ile chłopcy urośli.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz