Dwa dni przed Sylwestrem, nieco niespodziewanie, nieomal przed kolacją "wpadł" do Wojtków Michał. Wpierw z pięć minut stojąc w progu przepraszał, że "pozwolił sobie wpaść bez uprzedzenia", w końcu obrugany przez Wojtka, że stoi w progu i tylko zimno leci do mieszkania, wszedł, zmuszony przez Martę zdjął kurtkę i buty, założył "gościnne kapcie" i przepytany przez Martę "na okoliczność" co mu zrobić ciepłego do picia - wszedł w końcu głębiej do ... kuchni twierdząc, że on tylko na moment a ich kuchnia jest super.
No to teraz powiedz co się stało, że zamiast zatelefonować, sam w ten zimowy czas do nas wpadłeś- zapytała Marta - sadzając go przy kuchennym stole i stawiając przed nim kubek z gorącą herbatą i talerzyk z błyszczącym od lukru pączkiem. A teraz mów jakie to hiobowe wieści cię do nas przygnały - dodała siadając obok. Pączek jest od Bliklego, możesz śmiało jeść, nie przytyjesz bo oni teraz coraz mniejsze te pączki pieką, jeszcze trochę i trzeba będzie na nie przez lupę spoglądać by coś na talerzyku zobaczyć. Jedyny constans to fakt, że nadal są nadziewane konfiturą z róży, za którą osobiście przepadam - dodała. Ich wszystkie wypieki są coraz mniejsze, albo mi talerzyki do ciasta same w kredensie urosły. Ale ciasteczka typu "krajanka" nadal są smaczne, choć ich wielkość z jednego "gryza" zamieniła się na pół gryza.
Za dwa dni Sylwester - zaczął Michał - i wpadliśmy z Alą na pomysł, że możemy go zrobić u siebie, bo dzieciaki są w hacjendzie teściów. To jeden wariant. Drugi wariant - dzieciaki z teściami zamkniemy w warszawskim mieszkaniu a my poszalejemy w tym czasie w hacjendzie. Oczywiście prócz was chcemy również namówić Lenę z Andrzejem. I co o tym myślicie? Rozumiem, że nie chcieliście jechać poza Warszawę "aż za Piaseczno", do obcych dla was ludzi no i właściwie to dobrze się stało, bo pogoda była wyraźnie nie samochodowo-wycieczkowa i pewnie byśmy dopiero wczoraj się stamtąd wykopali. Ale droga do teściów zawsze jest pierwszej kolejności odśnieżania i odladzania, no a do nas macie nawet komunikację miejską. A w ramach poprawy kondycji można dzielący nas dystans pokonać pieszo.
A gdzie teraz macie dzieciaki?- spytała Marta. No w hacjendzie - tam mają jedną choinkę ubraną w domu, drugą ubraną w ogrodzie i zastanawiamy się z Alą czy ich nie zostawić tam do końca stycznia, bo tam są codziennie na świeżym powietrzu, bo szaleją w ogrodzie. Teściowa, w przeciwieństwie do Ali nie wpada w rezonans gdy wracają do domu przemoczeni niemal do kości, tylko spokojnie ich przebiera, wsadza ewentualnie pod ciepły prysznic, poi czymś ciepłym i dzieciaki są szczęśliwe. I nie chorują.
Teść cały czas wysila mózg jakim sposobem przeprowadzić się do Warszawy ale nadal mieć tam azyl i tam mieszkać latem a w pozostałe miesiące jednak w Warszawie. Bo mu teraz coraz trudniej utrzymać wszystko "tak jak być powinno" bo z wiekiem jakoś coraz więcej dolegliwości człowieka napada. Ja ciągle mu mówię, że go podziwiam, bo wszak już jest po siedemdziesiątce. A tak nawiasem - teść już zaplanował jak się urządzą w tym mieszkaniu, które przejął od ciebie. I przy każdej okazji słucham litanii pochwalnej na twój temat - tak jakbym ja się nie orientował jaki ty jesteś Wojtusiu.
A nasz szef pytał się mnie jak ci idzie praca nad doktoratem, więc mu powiedziałem, że chyba dobrze, ale tak dokładnie to nie wiem, bo nie jestem twoim promotorem w tej materii, ale sądzę, że raczej wszystko jest dobrze, bo na nic nie narzekasz i o nic się nie pytasz. Powiedziałem tylko, że wśród studentów masz opinię "nieczepliwego" i "sprawiedliwego", na co usłyszałem, że mam "szczęśliwą rękę" do wybierania magistrantów. Więc mu tylko powiedziałem, że to nie ja wybieram sobie wśród studentów tych, których pracę będę nadzorował, tylko to oni mnie wybierają, ja mogę albo się zgodzić albo nie i znajdą kogoś innego. No ale to teraz mało ważne - powiedzcie coś na temat Sylwestra- poprosił Michał.
No to - zaczęła Marta- ja optuję za spotkaniem u was w mieszkaniu. A żeby Ala nie sterczała z tej okazji zbyt długo przy garach skontaktuję się z nią i podzielimy się "pichceniem". Ona nie ma tuż obok takiego "Wojtkowego taty", miłośnika pichcenia. Po prostu część "papu" my zrobimy i do was przywieziemy. Ojciec będzie w Sylwestra najprawdopodobniej u moich rodziców. Albo u któregoś ze znajomych Austriaków. Moi rodzice twierdzą, że już wyrośli z zabaw sylwestrowych i najchętniej to posiedzą przed telewizorem i obejrzą jakiś film, bo nie chodzą do kina - wolą obejrzeć film we własnych czterech ścianach. A wypożyczalnię mamy bardzo blisko i rodzice stale coś od nich wypożyczają. Ja już się zaraziłam od nich oglądaniem filmów we własnym domu, dla mnie to jest genialny wynalazek. I nie jest dla mnie istotne że to nie najnowsze "jeszcze ciepłe" filmy - często te "stare" są lepsze od tych najnowszych. Bo teraz to ludzie są już tak rozbestwieni, że film z ubiegłego roku to już jest "stary film". Poza tym odkąd do sal kinowych wparował popcorn i coca cola a przed salą kinową można opchnąć michę bigosu to po prostu przestałam bywać w kinie. Ten "kawałek amerykanizacji życia" zupełnie mi nie odpowiada. Wolałabym "amerykanizację życia" w innych sprawach. W ogóle nie ciągnie mnie do Ameryki jako do miejsca , w którym chciałabym mieszkać. Owszem - z chęcią obejrzałabym np. Wielki Kanion i jeszcze kilka miejsc, ale nie chciałabym tam mieszkać- stwierdziła Marta.
Mówisz tak jak moja matka - bierze z amerykańskiego sposobu życia tylko to co jej odpowiada i czeka niczym kania dżdżu chwili gdy ojciec przestanie pracować, bo wtedy wrócą do Polski. Ojciec obiecał, że za dwa lata wrócą - już nawet rozgląda się za pośrednictwem swego przyjaciela za jakimś domem tuż pod Warszawą- powiedział Michał. Ale ja się do tego nie mieszam - to ich sprawa. Nie chcę potem słuchać narzekań, że miał być raj a jest co najwyżej czyściec. Ostatnio słyszałem coś o Konstancinie, a właściwie o jakimś zadupiu należącym do gminy Konstancin. Są trochę na mnie obrażeni, bo powiedziałem, że ja im niczego nie będę szukał bo zwyczajnie jestem stale pod kreską czasową bo gdy mam czas wolny od zajęć służbowych to jestem z dziećmi i żoną, którym też się coś ode mnie należy oprócz pieniędzy, bo jest różnica pomiędzy opieką nad jednym dzieckiem a nad trójką.
Marciu- umiesz piec?- spytał Michał. No trochę umiem, ale ponieważ jestem leniwa i niezbyt "czasowa" piekę tylko to co nie zabiera dużo czasu. Poza tym to jestem rozbestwiona bo mam, pod bokiem nieomal, piekarnię w której pieką pyszne placki drożdżowe i je kupuję, kroję je "na blaty", leciutko je nasączam kawą z odrobiną alkoholu potem przekładam blaty różnymi masami i mam coś a' la tort. Tyle tylko że nie okrągły ale prostokątny. Albo dwa małe, kwadratowe. Potem oblewam wierzch i boki czekoladą i na wierzchu daję jakieś kupne owoce kandyzowane. Albo świeże owoce oblewane czekoladą. Niewiele pracy a efekt smakowy jak należy, wizualny też niezły. I robię różne "rolady" z gotowego ciasta do wypieków. I zawsze jakoś dziwnie szybko nam te ciasta znikają. Zadzwoń do Andrzeja i zapytaj się jak im rolada orzechowa smakowała, bo to też "ciasto samograj" i mogę to też na Sylwestra zrobić. Mam nawet jeszcze dwie rolki ciasta w lodówce.A nadzienie może być różne. Całkiem zabawny efekt daje wymieszanie oryginalnego cukru trzcinowego z cynamonem, posypanie nim płata ciasta i zwinięcie go, pokrojenie w grube plastry i upieczenie. Proste, zero problemu z wykonaniem a smakuje.
A nauczyłabyś Alę takich "sztuczek"?- spytał Michał. No jasne, to nie są moje wynalazki, wynalazłam to w sieci. To są te dobre strony internetu- wujek Google wie wszystko! Wiesz, ja teraz-zaraz, jeszcze przy tobie zadzwonię do Ali. No dobrze - jak ci wygodniej, ale nie wiem czy aby nie siedzi jeszcze u fryzjerki, bo wiem, że miała to w planie na dzisiejsze popołudnie i narzekała, że nie rano. A ona wie, że jesteś u nas? - spytała Marta. Wie, ja się zawsze spowiadam dokąd danego dnia się wybieram- ona od czasu tamtego wypadku jej męża ma lekkiego świra - jak mówi - bo chce wiedzieć gdzie ma mnie szukać. Jest przekonana, że gdyby wiedziała gdzie go szukać to pewnie by go wcześniej znaleźli i może by żył. Jego rodzice z kolei uważają, że może lepiej, że tego wypadku nie przeżył, bo czasem śmierć jest lepsza dla samego zainteresowanego niż ciężkie kalectwo.
Marta szybko wybrała numer Ali , która właśnie była w drodze do domu, więc Marta powiedziała, że zatelefonuje za godzinę i pewnie Michał już wtedy będzie w domu, bo zaraz od nich wychodzi i że ona z Wojtkiem cieszą się na wspólnego Sylwestra i Michał za moment pojedzie do Andrzeja.
Marta, tak jak się umówiła, zatelefonowała nie za godzinę ale za dwie godziny do Ali i zaczęły konferencję odnośnie tego co się znajdzie na stole. Na gorąco (bo gdy się w nocy nie śpi to się jednak chce jeść) Marta obiecała, że zrobi mięsne kulki wielkości piłeczki pingpongowej, takie na raz do dzioba, do nich odsmażane szare kluski i upiecze dwie różne rolady i zrobi fałszywy torcik, a na rolady i ten torcik to Ala dostanie przepis i będzie co niedzielę pasła tym dzieci i Michała. No dobra, a co ja w takim razie mam zrobić? - spytała Ala. Jakieś surówko-sałatki i jakąś zupkę czystą by można ją pić z kubków. Może być barszcz czerwony- gotowiec jest ostatnio w butelkach i jest całkiem "pijalny" bo już go wypróbowałam na wigilii i wszystkim smakował, zwłaszcza dlatego, że nie wiedzieli że jest kupny. Nawet mój teść nie tropnął się, że to "gotowiec". Zresztą to całkiem udany produkt, a że jest dopiero wprowadzany na rynek to jeszcze jest naprawdę dobry. A jaki będzie za pół roku to się okaże - z reguły większość artykułów spożywczych jest bardzo dobra w pierwszym roku produkcji a później różnie to bywa.
Alusiu a ty znasz szare kluski? Masz na myśli pyzy? -zapytała Ala. Nie, to nie pyzy , to są kluski -kluski kładzione, robione ze surowych kartofli z dodatkiem mąki kartoflanej. Można je jeść zaraz po ugotowaniu i można je odsmażać - osobiście uważam, że odsmażane są sto razy lepsze. A ugotuję je w domu a u ciebie to je tylko odsmażymy lub podgrzejemy na blasze w piekarniku. Masz dwie blachy do piekarnika czy tylko jedną? Jedną. No to ja przywiozę do was drugą i na jednej będą podgrzewane w piekarniku kluski a na drugiej kotleciki. Ala, a nie porysuję ci podłogi gdy będę ci po chacie łaziła w szpilkach? Bo już chyba nie mam szpilek z obcasem zakończonym skórą lub tworzywem. Nie ma problemu - mamy podłogi z terakoty bo tak zarządził w ubiegłym roku Michał- wyglądają jak parkiet i wytrzymują dziecięce pomysły typu jeżdżenie stołkiem po pokoju, lub samochodzikiem od którego "same odpadły" kółka i sterczą jakieś metalowe bebechy. Irka, zdominowana ilościowo przez ród męski robi to samo co oni. Też ma swoje samochodziki i też docieka co one mają w środku. Efekt taki, że większość samochodzików wygląda jakby były koszmarnym snem mechanika samochodowego, któremu pomyliły się ich części. A Michał twierdzi, że to świetnie, że dzieciaki chcą wiedzieć co samochód ma w środku.
Pewnie tak - zgodziła się Marta, ale rozumiem cię w pełni. Ja jednak jeszcze nie dojrzałam do posiadania dzieci -lubię ciszę , spokój i sprzątanie to najwyżej raz w tygodniu a nie co kilka godzin bo ktoś nabałagani. Na szczęście Wojtkowi też się do prokreacji nie spieszy. Ala, a co ty robiłaś z włosami u fryzjera? Tylko je skróciłam - niestety były już zbyt długie i trzeba je było przyciąć i nieco artystycznie zdegażować, żebym nie miała szopy na głowie. A masz gdzieś jakąś dobrą fryzjerkę? Bo mnie też się fryzjer należy, a moja poszła na urlop macierzyński a moje włosy tego jakoś nie chcą uwzględnić i nadal rosną. No mam, już od lat do niej chodzę - taki mały zakład fryzjerski na Widok a dziewczyna ma na imię Kasia i bardzo dobrze strzyże i umie dobrać kształt strzyżenia do fizjonomii klientki, co jest jednak ostatnio rzadkością samą w sobie. I nie bierze za to dwóch stów tylko poniżej stówy. I nie wciska ci do ucha stu propozycji co powinnaś zmienić w swoim wyglądzie. I jest w jednym tygodniu przed południem a w następnym po południu. Trzeba się do niej zapisywać, bo ma sporo klientek.Dam ci do niej numer gdy u nas będziecie. Albo ci wyślę wiadomość jak skończymy rozmawiać.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz