Ojciec Michała był w Polsce niemal trzy tygodnie, nakręcił filmy, by jego żona "nacieszyła oczy i uszy" oglądając Michała z rodziną i przyjaciółmi. Filmy, jak to określił Michał, były "czystym podglądactwem i podsłuchem", bo dzieci nie miały pojęcia, że są filmowane. Spotkania dorosłych też były filmowane i nagrywane tą techniką. Poza tym "Trójca Ojców" szalenie szybko znalazła wspólny język i niemal codziennie się spotykali i, jak mówiła Marta, dokładnie swe dorosłe dzieci obgadywali.
Na lotnisko w dniu odlotu odstawili gościa tata i teść Marty. Po prostu ojciec Michała "nie chciał się rozkleić" i wpierw stwierdził, że pojedzie całkiem sam, ale obaj ojcowie wyperswadowali mu ten pomysł i "dziadzik" jak go nazwał Mirek został wyekspediowany przez obu ojców Marty i Wojtka. Ojciec Michała był zdumiony, jak bardzo Mireczek jest podobny do Michała, z którym wcale nie miał wspólnych genów, na co usłyszał od syna, że to wszystko zgodne ze starym przysłowiem "takim się stajesz z kim przestajesz". Jakby nie było to Michał był z Alą od czasu gdy Mireczek miał dopiero nieco ponad rok i od samego początku opiekował się małym tak, jakby był jego własnym dzieckiem. A od Ziuka nasłuchał się ojciec Michała tylu pochlebnych słów o swym synu, że aż rozpierała go duma. Na pożegnanie Michał i Wojtek dostali cały wykaz spraw, którymi mają się zająć, skoro są zdecydowani mieć wspólną firmę.
W pracy, gdy Michał i Wojtek "regenerowali siły" kawą Michał powiedział: wiesz za co szalenie swego ojca cenię? - głównie za to, że się nie zamerykanizował, nie wychwala Ameryki tak jak większość naszych rodaków tam osiadłych i nadal mówi normalną polszczyzną a poza tym dobrze widzi plusy i minusy mieszkania w tamtym kraju. Najbardziej mnie denerwują nasi rodacy, którzy gdy przyjadą do Polski to bełkoczą jakimś przedziwnym slangiem kalecząc polski, by podkreślić jak bardzo są tam już zadomowieni a mówienie po polsku sprawia im już trudność. Głupie to i śmieszne. Ale jedno jest pewne - mamy obaj w moim ojcu dobrego i trzeźwego doradcę. Jestem pewien, że zaraz po powrocie poruszy wszystkie swoje kontakty i dokładnie przestudiuje przepisy w kilku krajach europejskich. Ojciec nie uznaje w takich przypadkach improwizacji, wszystko musi być sprawdzone, przepatrzone pod każdym kątem. A najważniejsze z mojego osobistego punktu widzenia to jego ocena Ali - i teściów. Jak znam życie to on już widzi dla nich miejsce gdzieś w pobliżu nas.
Pewnego marcowego dnia Marta tuż przed wyjściem z uczelni dostała od Andrzeja sms z zapytaniem, czy on może do niej wpaść do domu by.....otrzeźwieć. Możesz - odpowiedziała - właśnie za 3 minuty ruszam do domu. Możesz wpaść do Pati do kwiaciarni i wziąć od niej nasze klucze, albo zaczekasz na mnie pod domem w samochodzie. Zaczekam- odpisał- nie ma mrozu. Marta przekierowała ten sms do Wojtka z zapytaniem czy wie może o co chodzi. Nie wiem- do mnie nie pisał- może się zakochał w jakiejś i dlatego musi otrzeźwieć. Może to kryzys wieku niemal średniego. Ja będę przed 17,00 - odpisał.
W dwadzieścia minut później Marta dojechała pod dom i zaparkowała obok samochodu Andrzeja, który przechadzał się po podwórku wpatrując się uparcie w czubki swych butów. Wysiadła z samochodu i tym razem energicznie zatrzasnęła drzwi. Andrzej obejrzał się i ruszył w jej stronę. Nie wyglądał najlepiej i Marta domyśliła się, że chyba jest po ciężkim zabiegu, ale nie zapytała o nic. Podwórko nie jest dobrym miejscem do rozmów.
W mieszkaniu Andrzej pomógł Marcie zdjąć kurtkę, powiesił ją na wieszaku, obok swoją, wziął dla siebie gościnne kapcie, Marcie podał jej kapcie i oboje się skierowali do łazienki. Po kolei umyli ręce, gdy już były osuszone Marta wyjęła z szafki jakieś "mazidło" i powiedziała - ostatnio badam tę nowość, spróbuj, nie maże się i dobrze wchłania i jednocześnie delikatnie nawilża i jest bezwonny. Jeśli ci pasuje dam ci go trochę. Wojtek będzie za godzinę i jeśli nie umrzesz z głodu to zjemy razem z nim. A tymczasem możemy skonsumować jakieś owoce - wybór nieduży, ale może być kaki, pomarańcze, mandarynki, kiwi lub winogrona albo zwykłe jabłka albo ananas z puszki. Polecam ci winogrona, nie wiem skąd rodem, ale to czerwone, bezpestkowe. A gdzie ty to wszystko kupujesz? -zainteresował się. W dużych marketach - Lidlu, L'Eclercu i innych tego typu, Tesco, Carrefour. Zwykle w soboty jeździmy na zakupy i od razu kupujemy wszystko na cały tydzień. A jabłka to mam ostatnio kupione na bazarze, polskie, tylko nazwa jakoś nie adekwatna do smaku, bo to takie kosztele jak ja panna. Gdy byłam dzieckiem to je uwielbiałam.
Gdzie chcesz posiedzieć? W salonie czy w kuchni? A kawę masz? - spytał. Mam, ale dostaniesz ją gdy zjesz chociaż jedno kaki. No to posiedźmy w kuchni - zdecydował. Dobrze - lubię swoją kuchnię- zgodziła się Marta. A powiesz mi co stało? Andrzej rozejrzał się i powiedział - pacjent mi zszedł. W trakcie operacji? - spytała Marta.
Nie, ale w szesnaście dni po operacji. Jakimś cudem operację przeżył, choć blisko było. A ile miał lat ten twój pacjent? Siedemdziesiąt pięć.
Andrzejku - to już młodzieńcem nie był i zszedł nie tyle tobie co szpitalowi. Zapewne ktoś czegoś nie dopilnował, skoro umarł 16 dni po operacji. A z jakiego powodu był operowany? Miał wrzody a wrzód dwunastnicy uszkodził również tętnicę i dlatego go operowałem. Pocerowałem go wszerz i wzdłuż. A gdy go spionizowali 16 dnia wszystko się rozleciało, nic się nie zrosło.
A gdyby nie był zoperowany to by przeżył i wyzdrowiał? Nie, cały czas krwawił do jamy brzusznej. No to znaczy, że po prostu miał ten pan piekielnego pecha. A czy w ogóle jest możliwość zdiagnozowania w trakcie operacji jaka jest indywidualna zdolność tkanek pacjenta do zrośnięcia się? Nie - nikt nie jest w stanie tego przewidzieć- przewiduje się na ogół na podstawie obserwacji poprzednich pacjentów. Teoretycznie zrastanie się powinno było już być 9 dnia, ale chyba oddział nigdy nie miał tak leciwego pacjenta, któremu miała się zrosnąć tętnica. Wiesz, na zdrowy rozum to wszystko było w porządku, tylko nie przyszło mi do głowy, że ta tętnica może już jest zbyt sklerotyczna i się nie zrośnie. I to mnie gryzie.
Słuchaj - a gdyby ci to przyszło do głowy to jaka decyzja byłaby właściwa? Pozwolić mu umrzeć z powodu tych powolnych krwotoków do dwunastnicy bo wrzód uszkodził tkankę tętnicy? To była sytuacja absolutnie wyjątkowa i chyba w tym przypadku nie było żadnej dobrej dla pacjenta decyzji.
Chyba wybrałaś niewłaściwy kierunek studiów- mogłabyś być adwokatem , stwierdził Andrzej- ale masz rację - w tym akurat przypadku nie było dobrej decyzji. Muszę to jakoś przetrawić, że on nie mnie umarł, ale przegrał walkę z własnym organizmem. Mogę jeszcze u was pobyć? No jasne, że możesz. Możesz nawet tu dziś nocować. Rano wstajemy z reguły o szóstej. Ja się okrutnie wolno rano zbieram w całość. Wojtkowi to wystarczy 20 minut i może wyjść z domu. Mnie oprzytomnienie zajmuje ogromnie dużo czasu. Rano to ja nawet nie bardzo wiem jak mam na imię. Aż się dziwię, że trafiam rano na praski brzeg i jeszcze ani razu nie spowodowałam wypadku. Chyba działam w jakimś trybie automatycznym, poza świadomością.
Andrzej uśmiechnął się - bo ty to tylko pozornie jesteś krucha, a tak naprawdę jesteś bardzo odporna. Inna po twoich przejściach w dzieciństwie miałaby jakieś załamania, ale ty, nawet jeśli twierdzisz, że jesteś załamana to wychodzisz ze wszystkiego obronną ręką, bo cały czas logicznie myślisz. Myślę, że to ogromna zasługa twego taty - nauczył cię szukania rozwiązań i tym samym nauczył, że nie ma tak naprawdę sytuacji bez wyjścia, tylko nie trzeba się poddawać i trzeba szukać rozwiązań, a nie wpadać od razu na dno rozpaczy. I masz rację - trafiłem na pacjenta, który faktycznie od samego początku nie rokował dobrze, a ja pod wpływem jego wypowiedzi rozczuliłem się, bo poprosił mnie bym go "jakoś naprawił", bo za dwa lata będą z żoną obchodzić pięćdziesiątą rocznicę ślubu, więc chciałby być cały i zdrowy, by to uczcić. A w dzisiejszych czasach tak mało par dochodzi nawet do dwudziestej rocznicy ślubu, że strasznie mnie to rozczuliło. Teraz to już dziesiąta rocznica ślubu jest sukcesem i każdy niemal podziwia, że razem wytrzymali dziesięć lat. Rozwód stał się czymś tak normalnym jak poranna kawa na rozbudzenie się. A wy z Wojtkiem to już bijecie wszystkie rekordy - para od czasu szkoły podstawowej.
Marta uśmiechnęła się - zdradzę ci jedną tajemnicę - to wszystko efekt totalnego lenistwa nas obojga - i Wojtek i ja jesteśmy po prostu leniwi. Każda nowa znajomość, każda nowa miłość wymaga na samym początku wiele wysiłku - przecież trzeba czymś ten nowy obiekt oczarować i to niestety wymaga od nas wysiłku. Intelektualnego i fizycznego - trzeba przecież opracować plan działania czym ów nowy obiekt oczarować by stać się dla niego kimś/czymś niezbędnym do życia - oczywiście w jego/jej mniemaniu. A potem trzeba cały czas uważać by czasem ktoś inny nie zajął podstępnie naszego miejsca gdy my będziemy mniej czujni , bardzo pochłonięci pracą czy wychowem dzieci. To brzmi cynicznie, ale tak to wygląda gdy się temu przyjrzeć przez szkło powiększające. Mało tego - nawet ulubiona czekolada może się kiedyś znudzić i wtedy trzeba pomyśleć i o tym, że to zjawisko występuje po obu stronach, więc co jakiś czas trzeba dodawać coś nowego do codziennego menu.
Andrzej przypatrywał się z uwagą Marcie, w końcu cicho powiedział - żałuję, że cię nie znałem dużo wcześniej, bylibyśmy.... ale nie dokończył zdania, bo Marta mu przerwała mówiąc - nie wiadomo wcale czy bylibyśmy dobrą parą a poza tym tak naprawdę przyjaźń jest znacznie trwalsza i bywa silniejsza niż miłość i małżeństwo. Bo nie jest tak bardzo zaborczym uczuciem, więc może jednak nie żałuj. Bardzo często przyjaciele wiedzą o sobie wzajemnie więcej niż małżonkowie, bo jest inny margines wzajemnej tolerancji. Odpowiada mi pozycja twojej bratowej bardzo z tobą zaprzyjaźnionej. Kocham cię tak, jakbyś był moim rodzonym, starszym bratem, który toleruje w pełni obecność świrniętej małolaty. Ale ty wcale nie jesteś świrniętą małolatą - zaprotestował Andrzej- masz szalenie dobrze wszystko poukładane w swej kształtnej głowie. I cieszę się, że mogę być tym twoim starszym bratem. I mam niesamowite szczęście, bo ty mnie naprawdę rozumiesz, zresztą Wojtek też. Lena mnie tylko kocha, ze zrozumieniem moich różnych problemów "nie wyrabia", a ty to rozumiesz i mogę z tobą wszystko omówić. A powiedz mi, ale prawdę, czy na pewno nic a nic cię nie boli w prawym, dolnym kwadrancie brzuszka, czyli w okolicach cięcia, gdy tak codziennie drepczesz w wysokich szpilkach?
Marta uśmiechnęła się - nie boli. Ale w bardzo wysokich szpilach chodzę rzadko, na co dzień to raczej tylko w półszpilkach, po domu to jak widzisz w klapkach na koturnie, samochód prowadzę w adidasach. Zauważyłam, że znaczną część życia zajmuje mi wkładanie i zdejmowanie obuwia. Ta lewa ręka "powypadkowa" też mnie nie boli a ścięgno na szczęście nie powiększa swego obwodu.
Wojtek właśnie zajechał- zobacz- zaraz obejrzy z każdej strony moją bryczkę, twoją przy okazji też. Zjesz z nami obiad, bo ty chyba masz dziś popołudniówkę do 22,00. I swoich pacjentów w przychodni sprzedałeś Heniowi i w razie dużej draki dotrzesz od nas do kliniki w kwadrans.
Trafiony - zatopiony. Skąd ty wiesz o tym? Jesteś chwilami niesamowita! - skonstatował Andrzej. Nie, ja nie jestem niesamowita, tylko ty przewidywalny a Henio jest naprawdę dobrym twoim kumplem. Poza tym trzymasz komórkę na widoku nie bez powodu. Gdy Henio przychodził rano na obchód to tylko zaglądał w moją kartę, kiwał głową z uśmiechem i wychodził z pielęgniarką u boku. Zupełnie jakbym była twoją osobistą pacjentką, której bez twego zezwolenia nie wolno dotykać. No bo byłaś i zawsze będziesz, nawet gdy będziesz w klinice na innym niż chirurgia oddziale. Bratowa to bratowa, kawałek rodziny - tłumaczył Andrzej. To jest wszak prywatna klinika, więc pacjenci są szanowani i nie macani ani nie oglądani bez potrzeby. Przecież codziennie rano wypytywała się ciebie o wszystko pielęgniarka i wszystkie swe wiadomości oraz swe spostrzeżenia przekazywała do mnie. Byłaś zupełnie niekłopotliwą pacjentką - zero narzekania, rana sucha- no tylko miałaś tę tajemniczą gorączkę. I gdybyś nie uprzedziła, że to taka dziwna twoja uroda to pewnie przeszłabyś całą masę badań.
Obiad "bracia" pochłonęli błyskawicznie, Andrzej dziękował okolicznościom, że został członkiem tak fajnej rodziny, powiedział Wojtkowi, że Marta go skutecznie ustawiła do pionu, a Wojtek mu wpuścił nieco więcej szczegółów dotyczących pobytu ojca Michała w Polsce.
Ja tu sam nie zostanę -pojadę za wami. Pracę wszędzie dostanę, jakoś nigdzie nie ma chirurgów w nadmiarze. Kwestia początkowa to poznanie miejscowych procedur. W tym układzie wezmę proponowane mi trzy miesiące w brytyjskiej klinice. Byłem tam kiedyś jeszcze w trakcie studiów - super wyposażenie, jak mówią "nowoczesność w domu i w zagrodzie". A co powie Lena na ewentualną zmianę miejsca zamieszkania? Mam nadzieję, że jednak wybierze pobyt ze mną gdzieś w świecie niż samotność z dziećmi beze mnie - stwierdził Andrzej. Bardzo uważnie śledzę co się dzieje na świecie w mojej branży- między innymi dlatego zmieniłem państwowy szpital na tę prywatną klinikę. Tu nawet nie bardzo szło o kwestie finansowe ale o to by nie zaśniedzieć.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz