W kilka dni później znów zatelefonowała do Wojtka mama i powiedziała, że posłuchała się rady Martusi i za tydzień będzie miała usunięte to znamię i nawet z tej okazji trafi na 3 dni do szpitala. Będzie usunięte to znamię i jeszcze jedno, które teoretycznie nie jest groźne, ale ona poprosiła by jednak je usunąć, skoro ma na nie wciąż zwracać uwagę czy aby się nie zmienia. I że chyba przestanie koloryzować włosy i dopóki nie wróci jej naturalny kolor będzie nieco łaciata. No i ona zupełnie nie rozumie, dlaczego taka zdolna osoba jak Marta nie chce mieć gabinetu kosmetycznego.
Wojtek tylko jęknął, nie skomentował tej wypowiedzi i powiedział, że może powinna przede wszystkim podziękować temu nowemu fryzjerowi, bo to przecież on pierwszy to widział i skierował ją do onkologa, a Marta tylko potwierdziła jego radę. To może powinnam mu jakiś prezent wręczyć - zastanawiała się matka. Wojtek stwierdził, że nie ma bladego pojęcia jakie w Austrii są obyczaje w takiej sytuacji, więc niech się raczej popyta swoich znajomych a nie jego.
Gdy się pracuje w jednym pokoju z przyjacielem to w chwilach przerwy od pracy snuje się różne plany- Michał z Wojtkiem zaczęli snuć plany wakacyjne i doszli do odkrywczego wniosku, że najlepiej będzie wybrać się na urlop w pierwszej połowie września do......Turcji. Dzieci zostaną w Warszawie pod opieką teściów Ali. W czerwcu będą z Alą i dziadkami na Słowacji, potem w lipcu i sierpniu u przyjaciół teściów w lesie w Szwajcarii Kaszubskiej. Ala ma obiecaną pracę dopiero od nowego roku i Michał się zastanawia czy to ma sens, bo to ma być cały etat, nie połówka. Będzie pracowała w prywatnej firmie teoretycznie jako sekretarka, ale praktycznie to, jak określił Michał- będzie człowiekiem do wszystkiego i Michał ma nadzieję,że szybko z tego zrezygnuje gdy dzieciaki zaczną chodzić do "szkoły" - starszy do zerówki a "pareczka" do przedszkola.
Michał się całkiem poważnie zastanawiał jak oni wytrzymają całe dwa tygodnie w czerwcu i cały lipiec i sierpień bez dzieci. No nie wiem jak ja prześpię noce bez tupotu bosych nóżek i meldunków, że "źle się śniło" i potem zimnych stópek na moim brzuchu - pewnie będę wstawał w nocy i szukał dzieci pod łóżkiem. Mirek to już przesypia noc bez budzenia się, ale Marek i Irenka to często się budzą w nocy. Nie wiem tylko dlaczego nie budzą się gdy śpią z nami w łóżku. Teraz to przestałem się dziwić, że kiedyś dzieciaki albo spały z rodzicami albo po dwoje w jednym łóżku. A gadki medyków, że takie wspólne spanie jest niehigieniczne wcale mnie nie przekonuje - równie mało higieniczne jest przebywanie zgrai dzieciaków w jednej sali i wspólna zabawa i wspólne posiłki gdy jedno drugiemu pakuje łapy do talerza. Nie wiem skąd się to bierze, bo pareczka dostaje na talerze to samiutko, a zawsze jedno drugiemu z talerza coś porywa. Zupełnie nie mam pomysłu jak je od tego odzwyczaić.
Wojtek popatrzył na Michała i powiedział - zadajesz pytanie niewłaściwej osobie- my nie mamy dzieci a my sobie wzajemnie nic z talerzy nie zabieramy, a często jest tak, że jemy zupełnie różne dania. To chyba jednak z wiekiem mija. I zapewne jest to bardzo ludzka cecha bo przecież i dorosłym się często wydaje, że sąsiad ma w ogrodzie ładniejsze kwiaty i bardziej rumiane pomidory, ładniejszą żonę i więcej pieniędzy wykonując taką samą pracę jak my.
No fakt - tu masz rację - stwierdził Michał. Ja to zawsze zasypiałem w łóżku rodziców sam, a rano budziłem się we własnym łóżku i zawsze słyszałem, że sam w nocy wstałem i poszedłem do swojego łóżka w swoim pokoju. Dość długo w to wierzyłem- nie miałem pojęcia, że to ojciec mnie przenosi do mego łóżka gdy już zasnę. Nie wiem, czy życie płodowe ma jakiś wpływ na psychikę dzieci, no ale tak na logikę rzecz biorąc to "pareczka" była dziewięć miesięcy w bardzo bliskim kontakcie, choć nie byli tak naprawdę "klonami" - są "zwykłym" rodzeństwem, bo były zapłodnione dwa jajeczka, to dzieci dwu owodniowe. Zawsze mnie zadziwia, że wciąż kwestia rozrodu jest jednak nie do końca przebadana. Chyba nie jest to takie proste. Pozostaje mi tylko cieszyć się, że to tylko dwójeczka a nie więcej za jednym zamachem. No i, jak powiedzieli w szpitalu - dobrze, że zapłodnienie nastąpiło w jednym czasie, bo raz na ileś tam ciąż zdarza się, że jedno z jajeczek zostaje zapłodnione w trzy tygodnie później, co jest ewidentnie nieprawidłowością, bo wtedy jedno z dzieci jest "wcześniakiem". Nie miałem kiedyś nawet bladego pojęcia o tym, że zdarza się taka sytuacja i że te trzy tygodnie różnicy mają kolosalne znaczenie dla rozwoju dziecka. Gdy kiedyś rozmawiałem z którymś z ojców w przychodni to usłyszałem, że najgorzej to gdy się trafią "trojaczki" bo państwo pomaga tylko "pięcioraczkom". Wpierw to byłem nieco przerażony, że to więcej niż jedno dziecko, ale nadrabiałem miną, bo Ala była jeszcze bardziej niż ja przerażona - w końcu to wszystko więcej ją męczyło niż mnie. Na dodatek to ona miała cały czas te durne gadki swych rodziców, że śmierć jej męża to kara boska, że za niego wyszła. Szczęście, że jej teściowie byli i są ludźmi na poziomie a z rodzicami Ala nadal nie utrzymuje kontaktu. Znam ich tylko ze zdjęcia. I wystarczy jak dla mnie. A może ty wiesz co się dzieje u Andrzeja, bo ostatnio Lena doniosła mojej Ali, że ona ma zamiar wystąpić o rozwód, bo jej zdaniem to Andrzej ma jakąś "flamę" i przestał wykonywać swe obowiązki małżeńskie. Aż musiałem sprawdzić w słowniku znaczenie słowa "flama" , bo to dość staromodne określenie.
Wojtek tylko westchnął- tak, Andrzej ma "flamę" - ta "flama" to jego praca - pacjentów przybywa, ale lekarzy niestety nie. Zastanawiamy się w trójkę co Lenie odbiło. Facet ze skóry wychodzi by ona i chłopcy mieli jak najlepsze warunki a ta głupoty wygaduje. Andrzej został zaproszony na trzy miesiące do Londynu - będzie tam wykonywał zabiegi a dodatkowo zapoznawał się z nową aparaturę i nowymi metodami diagnozowania i leczenia. I dostał na to zgodę swojej Kliniki - jakby nie było on jest w tym przypadku ich wizytówką. Czasem gdy ma już dość głupot wygadywanych przez Lenę to albo śpi u nas albo w mieszkaniu u mego ojca. Częściej u nas, bo zawsze może u nas zrzucić z siebie część stresu - wtedy Marta ze zrozumieniem wysłuchuje jego opowieści zawodowych. Ona to jakimś cudem wie o czym on mówi - ja to nie za bardzo kumam, ale ona jest jednak związana nieco z medycyną. W końcu kosmetologia to dział medycyny estetycznej. Marta zaczyna pisać pracę magisterską i Andrzej zapewnił jej konsultacje u lekarki, która jest dermatologiem. No i ma już promotora, którego ta lekarka zna i określiła go jako człowieka szalenie uczciwego i poczciwego. Marcie też przypadł pan profesor do gustu.
Marta też się zastanawia co Lenie odbiło, a ja myślę, że ona zawsze taka była, tylko kiedyś gdy Andrzej studiował to mu "lekka, łatwa i przyjemna babka" była na rękę a jego teraz bardzo pochłania praca zawodowa i chciałby w domu czuć choć odrobinę zrozumienia i odetchnąć a nie robić nadal za maszynkę do seksu. Marta z kolei nie przepada za Leną, bo ich chłopcy to fajne dzieciaki i mądre a Lena zupełnie niczego ich nie uczy, traktuje tak jakby obaj byli niemowlakami. Na szczęście siostra jej matki też pomaga w ich wychowie i też jest zdania, że Lena za mało dba o ich rozwój intelektualny.
W ten weekend mamy do nich wpaść w celach towarzyskich i robimy to tylko z uwagi na Andrzeja - oboje bardzo go lubimy i cenimy. Marta co prawda ma zerowe doświadczenie w kwestii hodowli dzieci, ale zauważyła, że obaj chłopcy to całkiem bystre stworzenia i chętne do poznawania nowych rzeczy i marnują się przy Lenie. Andrzej już dogadał się z moim ojcem, że gdy on będzie w Londynie to w weekendy mój ojciec będzie się widywał z jego chłopcami, by dzieciaki miały choć raz na tydzień kontakt z dobrym wzorcem zachowań męskich. Andrzej to nawet zatrudnił detektywa by sprawdził czy Lena nie wpadła w jakieś dziwne towarzystwo, ale niczego podejrzanego facet nie wykrył. Teraz Andrzej zakupił testy i przetestuje ją, czy aby czegoś ona nie ćpa, bo jego zdaniem to ona chwilami wygaduje jakieś takie głupoty jakby się czegoś naćpała. Dla niej jedynym dowodem miłości w związku kobiety i mężczyzny jest seks dzień w dzień i jeszcze trochę. Nie liczą się takie rzeczy jak zapewnienie bardzo dobrych warunków bytowych, troska, zainteresowanie, czułość.
Michałowi aż szczęka z lekka opadła ze zdumienia - oooj, to ja Andrzejowi szalenie współczuję - przy mnie to ona uschła by jak trzcina na późno jesiennym jeziorze. Nadawałaby się Lenka do pracy w czymś co się teraz nazywa "agencją towarzyską" - wyżyła by się na pewno bo to zakamuflowana forma świadczenia pewnych usług. Niedaleko nas była ponoć taka agencja i mieszkańcy tego budynku mieli już dość ilości gości napływających do jednego z mieszkań - tam był punkt spotkań a potem klient zabierał wybrankę gdzieś indziej. Gdy policja robiła nalot, to zastawała kilka osób pijących kawę i jedzących jakieś ciasto - czyli typowe spotkanie towarzyskie, nawet bez alkoholu. Wiadomości mam od pana dozorcy - myślę, że to on doniósł na policję albo lokatorzy tego budynku. I pewnie kogoś policjanci podstawili jako klienta i owa agencja przestała tu istnieć.
Ala też za Lenką nie przepada - w każdym razie jej zdaniem to Lenka jest nieco dziwna- zupełnie nie mogły się dogadać z tym Sylwestrem. Dobrze się stało, że Marta zadecydowała, że nigdzie poza Warszawę nie pojedzie, bo my z kolei powiedzieliśmy, że pojedziemy tylko wtedy, gdy wy też pojedziecie. Mnie i Ali bardzo się ten Sylwester u Was podobał - luz, blues i czekoladki - jak mawia Ala.
A Ziuk niemal codziennie składa niebu podziękowania za to, że mu sprzedałeś to swoje mieszkanie- czasem z nostalgią wspomina stary dom, a nawet czasem tam wpada z wizytą i jest zadowolony, bo ten facet to szalenie dba i o sam dom i o ogród. I z tyłu, za domem jest teraz nieduży drewniany, zgrabny domek, w którym mieszka ekipa remontowa- są cztery nieduże pokoiki, kuchnia, łazienka i w piwnicy "składzik" na narzędzia itp. Jest bardzo dobrze ocieplony i ogrzanie go nie jest problemem. W starym domu poprawił ocieplenie, wszystko elegancko pouszczelniał. Ziuk jest pełen podziwu. Co prawda nie ma już szklarenki, no ale teren nie był przecież z gumy. Ziuk jest z natury perfekcjonistą i bardzo cierpiał, że ma coraz mniej sił na różne prace fizyczne w ogrodzie i w domu. A do tego żona nowego właściciela dba o wszystko i za każdym razem mówi, że Ziukowi należy się pełen szacunek bo dom był świetnie zaprojektowany a tak starannie użytkowany, że wciąż jest jak nowy. A poza tym gdy chce coś do niego dokupić czy też zainstalować to zaraz dzwoni do Ziuka z pytaniem, czy jego zdaniem to dobry pomysł. Ziuk za którymś razem zapytał się, dlaczego pyta się o to jego, a nie swego własnego męża i się dowiedział, że mąż jej tak kazał, bo Ziuk przecież ten dom projektował, więc wie lepiej. Powiem ci, że ja bardzo tego faceta lubię i szanuję - ma bardzo dobrze poukładane w głowie, ukończył w gruncie rzeczy trudną szkołę zawodową, ale nie osiadł na laurach i nadal śledzi wszystkie nowości w branży. Do pracy bierze tylko takich, którzy nie zaglądają do kieliszka i są naprawdę dobrymi fachowcami. Wszyscy z tej "wiochy" są zadowoleni z nowego sąsiada, uporządkował za darmo plac zabaw dla dzieciaków, dorobił nieco ławek, zrobił ścieżkę zręcznościową dla dzieciaków małych i dla takich większych, nad częścią piaskownicy dał zadaszenie, niektórym za darmo naprawił ogrodzenie. No naprawdę fajny z niego facet. Ziukowi wręczył klucze od domu i posesji mówiąc, że na górze są dwa pokoje do jego dyspozycji i jeśli Ziuk zatęskni za starym domem, to może w każdej chwili przyjechać. Oni obaj są sobą wzajemnie zachwyceni. Ziukowa się zaprzyjaźniła z żoną górala, a ona szczęśliwa wielce bo lepiej się fizycznie czuje pod Warszawą niż czuła się na Bukowinie i dość często bywa w Warszawie. Ziuk dość często ich zaprasza na jakiś spektakl do teatru no i wtedy nocują u Ziuka w Warszawie. Ostatnio Ziuk mi powiedział, że nasze małżeństwo przywróciło im chęć do życia i zaczęli o siebie bardziej dbać, by jak najdłużej być z nami i dziećmi. Ala już przestała się obwiniać za śmierć swego męża i powiedziała mi, że dałem szczęście nie tylko jej ale też jej teściom.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz