W trzy tygodnie po wyjeździe któregoś wieczora zatelefonował do Wojtka na stacjonarny numer domowy.......Andrzej. Pierwsze co powiedział zaraz po "dobry wieczór" brzmiało - brakuje mi was cholernie! Tęsknię za wami - denerwuje mnie to, że nie mogę wsiąść do samochodu i za kwadrans już was oboje ściskać!
A ja myślałem, że tęsknisz głównie za chłopcami lub za polskim jedzeniem. Bo jakoś tak się składa, że większość rodaków to zawsze zaczyna rozmowę od narzekania na londyńskie jedzenie - i że ma dość ryby z frytkami - odpowiedział Wojtek. Mnie akurat ani frytki ani smażona ryba nigdy w zęby nie gryzły, tyle tylko, że to było dawno a ja głównie odżywiałem się pizzą.
Ja jem w szpitalnej kantynie albo sam sobie coś robię w domu, zwłaszcza w dni gdy nie pracuję wieczorem. Aż mi głupio, że nie jestem tu tak zapracowany jak w Warszawie. Ale właściwie to dobrze, traktuję ten pobyt jak dodatkowy urlop. I bardzo się zastanawiam nad tym czy ja tu wyrobię pół roku. No ale przecież uczysz się czegoś nowego - stwierdził Wojtek. Oczywiście, tyle tylko, że jak na razie to u nas jeszcze takiego sprzętu nie ma, więc gdybym tu miał być na stałe, to skakałbym z radości, no ale ja raczej nie planuję exodusu - no chyba, że wy tu zjedziecie razem z Michałem, sprowadzicie rodziny, będziemy tu wszyscy razem mieszkać, no to byłaby ta nauka przydatna. Ale jestem w sumie zadowolony bo mi angielski szybko wrócił do mózgu, poza tym jest tu fajna biblioteka medyczna, więc się wieczorami zajmuję czytaniem. Poza tym namiętnie przeglądam sprzęt medyczny, jak maniak zbieram różne prospekty, bo obiecałem szefowi, że go zaopatrzę w foldery sprzętu, który mu się marzy. On się wybiera tu na przełomie listopada i grudnia. Będę go u siebie gościł- w końcu mam dwa pokoje z kuchnią. A powiedz mi jak Marci praca magisterska? Już zaczęła ją pisać?
Chyba jeszcze nie, ale miała kolejne spotkanie ze swoim promotorem i z szefem laboratorium, bo to będzie coś co nowego robią. W każdym razie jest strasznie przejęta rolą - to mnie akurat nie dziwi, bo ja też gdy zaczynałem pisać to też byłem niezdrowo przejęty tym faktem. To widocznie zakaźny proces - śmiał się Wojtek - i się dziewczyna ode mnie zaraziła. W każdym razie w laboratorium bardzo uważa, żeby nic nie stało zbyt wysoko i przypadkiem nie zleciało. No bo kto by ją potem cerował skoro ciebie nie ma?
Henio, Henio by ją cerował - to bardzo zdolny facet, chociaż jeszcze młodziutki. Ale te zdolności do dobrego cerowania to się ma zwykle od początku albo się ich nie ma wcale. Będę się starał załatwić dla niego jakiś krótki "stażyk" tutaj - on jeszcze nie jest zaobrączkowany i o ile wiem to nie zmajstrował żadnego potomstwa, ostatnio nawet się rozstał z dziewczyną bo miał zbyt mało czasu dla niej, więc chyba będzie zadowolony, zwłaszcza, że ściągnąłbym go pod sam koniec mojego pobytu, to mógłby wtedy zamieszkać u mnie i zostałby tu na gospodarstwie.
A ja się zastanawiam co mi się bardziej opłaca - polecieć na 4 dni do Polski w listopadzie czy może lepiej ściągnąć tu na święta Lenę z dziećmi. Jakby ją ciotka ze siostrzeńcem wsadzili do samolotu a potem za kilka dni odebrali to chyba dałaby radę. Ja ją przecież odbiorę na lotnisku, a młodszy to ma już 4 lata, starszy do zerówki idzie, samolot z polską obsługą. Paszporty im wyrobią od ręki. Tylko nie wiem czy to jest sens, ale miałbym z głowy prezenty pod choinkę. A mieliby atrakcję w postaci lotu samolotem.
Wojtek się roześmiał - pytasz się niewłaściwej osoby - ja to bym na pewno ściągnął do siebie żonę i dzieci, to pewne. No ale wiesz- ja to nie wyobrażam sobie by wyjechać gdzieś bez Marty. Wiesz -jeżeli ten siostrzeniec teściówki przywiezie ją z dziećmi do Warszawy to ja z ojcem mogę ją odstawić na lotnisko i potem po nią i dzieci przyjechać na lotnisko. To żaden problem. No to super - ucieszył się Andrzej. Niech ona sama w takim razie wybierze kto ma ją z dziećmi do samolotu wsadzić i potem odebrać. A tak w ogóle to ja najchętniej widziałbym was tu oboje.
No ale my to nie bardzo mamy kiedy przyjechać - Marta się spręża by już jak najszybciej napisać tę pracę, ma przed sobą sesję w lutym i potem końcową i zaraz potem chce mieć obronę. Ona ma zwyczaj zdawania egzaminów jeszcze w terminie zerowym, bo stwierdziła, że taki system jej najbardziej pasuje. Tu większość przez poprzednie lata to dość lekko traktowała te studia, a teraz to jest ostatni rocznik II stopnia studiów bezpłatnych. Bo zostaną tu tylko studia licencjackie i na pewno będą odpłatne, ale będzie prawdopodobnie szansa na stypendia dla najlepszych, a studia II stopnia będą teraz "studiami podyplomowymi" i zapewne będą u Koźmińskiego, więc w 100% płatne. A z tego co wiem to tanio to nie jest. Ona oczywiście się nie denerwuje, ale większość jest tymi zmianami przerażona. Bo powtarzanie semestru nie było dotąd problemem, można było spokojnie powtarzać a teraz to będzie kosztowało.
Kilka dni później Andrzej nadesłał wiadomość, że jego propozycja została przez Lenę przyjęta bez problemu i zapewne teraz dzieciaki są straszone, że gdy będą nieposłuszne, będą grymasić przy jedzeniu itp., to Lena nie zabierze ich ze sobą do taty, tylko poleci do niego sama, a oni zostaną z ciocią i babcią. Oni co prawda lubią być z babcią i ciocią, no ale perspektywa, że polecą "prawdziwym samolotem" jest naprawdę wielce dla nich kusząca.
No to już wiadomo, że Andrzej spokojnie wysiedzi tam te pół roku jeśli dzieci będą tam w okresie świąt- stwierdził Wojtek. Pół roku kończy mu się w marcu. O ile nie dostanie jakiejś ciekawej propozycji pozostania tam na dłużej, czyli na następne pół roku, bo to przecież też nie jest niemożliwe. On lubi Londyn, więc do końca nie wiadomo - ja to nawet podejrzewam, że jeżeli by dostał ciekawe warunki to może i zostaliby tam na stałe - stwierdził Wojtek. Gdy z nim rozmawiałem to mi powiedział, że będzie się starał rozeznać jakie są szanse byśmy z Michałem mogli tam zorganizować sobie firmę, a to oznacza, że jakoś mentalnie przygotowuje się na dłuższy pobyt, jeżeli dostanie dobrą propozycję.
Obiecałem mu, że wypiszemy razem z Michałem co byśmy chcieli robić prowadząc firmę, a on się postara zorientować jak to się na tamtym rynku ma szansę udać. Jak twierdzi, to brat jednego z jego dobrych kolegów ma firmę w tej branży. Więc pogadam o tym z Michałem, bo taka firma nie musi wcale mieć lokalu akurat w samym city. Można wtedy mieć firmę i mieszkanie w tym samym miejscu w jakimś miejscu poza centrum. Londyn jest olbrzymi, szalenie rozległy, ma 1512 kilometrów kw. i ponad 8 mln mieszkańców. Obszarowo to chyba największe miasto - Paryż, ma tylko 105 km kw., Berlin 892,8 a New York City 1213 km kwadratowych. Ale Londyn ma mniej mieszkańców niż Moskwa, która zajmuje znacznie mniejszy obszar.
Muszę o tym wszystkim pogadać z Michałem, bo przecież jego ojciec miał nam zrobić jakieś rozeznanie w kwestii przepisów finansowych. Patrzyliśmy ostatnio na średnie zarobki w UE i najlepiej wypada pod tym względem Szwajcaria, ale patrząc realnie to mamy malutkie szanse na założenie tam własnej firemki. A tak ogólnie rzecz ujmując, to my chyba założymy wpierw tutaj swoją firmę, żeby "na własnych śmieciach" przetestować funkcjonowanie takiej formy działania na rynku - jeśli będzie dobrze funkcjonować tu ( a tu jest istna dżungla przepisów) to i poza Polską też, bo tam głównie własne biznesy funkcjonują, a tu są zdecydowanie niższe koszty w porównaniu np. ze Szwajcarią. Udziałowcem u nas będzie też ojciec Michała, by było wiadomo skąd mamy dewizy. Ziuk też zgłasza swe pieniądze i swą kandydaturę na udziałowca, bo ma jeszcze jakąś ziemię do sprzedania, którą kiedyś zakupił za grosze i na której postawił jakąś daczę, bo się czepiali go, że to działka budowlana, a więc musiał postawić jakąś "budowlę". No to stoi pusta chata, ogrodzona, nawet jest żywopłot i ktoś z pobliskiej wiochy wypasa tam kozy, bo one lepsze niż kosiarka - trawę zeżrą i ziemię przy okazji "odżywią", bo "produkują nawóz". W domu to funkcjonuje tylko toaleta i symbol kuchni czyli zlewozmywak. Wiata na samochód funkcjonuje jako schronienie nocne dla kóz bo jest "ogrodzona" grubym płótnem takim jak płótno na żagle. Ziuk się śmieje, że to jest "kozia dacza". Tylko to stoi bliżej Wyszkowa niż Warszawy. A Ziuk to nawet grosza nie bierze za to, że tam kozy koczują, bo dzięki temu chaty jeszcze nikt nie rozkradł na deski ani niczego wewnątrz nie zdewastował, bo z uwagi na te kozy to nawet bezdomni omijają tę działkę, a złodzieje (oczywiście złodzieje "z innej wsi" bo gdzieżby z najbliższej) dobrze wiedzą, że tam nie ma czego ukraść, więc nikt się nie włamuje.
No a latem to Ziuk nawet kupuje od właściciela kóz mleko, oczywiście kozie i sam w domu robi z niego ser. Umawiają się na określony dzień i wtedy cały "udój" Ziuk przeznacza na ser i zabiera do Warszawy. Oczywiście płaci za to mleko i właściciel kóz mówi, że pan profesor to bardzo "honorny człowiek". A Honorny Człowiek mi wyjaśniał, że woli zabrać mleko i samemu robić ser, bo przynajmniej wie co daje jeść wnukom. Na koniec rozmowy Andrzej stwierdził, że chyba jednak wróci w pierwszych dniach kwietnia do Warszawy, chociaż wie, że oni chcą mu przedłużyć pobyt co najmniej do końca czerwca. A Wojtek na zakończenie powiedział Andrzejowi, żeby się jednak zastanowił, bo kolejna propozycja pobytu w Londynie na pewno nie nastąpi bardzo szybko, a przecież ma kontakt z przyjaciółmi- co prawda głównie głosowy, no ale lepszy taki niż żaden, więc jakoś ten dodatkowy półroczny okres przetrzyma, zwłaszcza, że przecież na pewno Lena z chłopcami go odwiedzi.
Oczywiście Andrzej miał jeszcze mnóstwo dobrych rad dla Marty w kwestii pisania pracy, więc Wojtek mu poradził, by wszystkie swe sugestie sam przekazał Marcie najlepiej w mailu, bo "słowo pisane" ma większą siłę niż to przekazane ustnie przez kogoś. No i będzie miał Andrzej przy okazji miłe zajęcie pisząc dla niej te porady. Tylko nie rozpędź się i pamiętaj, że ona kończy kosmetologię a nie ogólny lekarski kierunek - dodał na końcu. No przecież pamiętam, pamiętam i nie mogę odżałować, że jednak nie startowała na medycynę - odpowiedział Wojtkowi Andrzej.
Gdy skończyli rozmowę Wojtek powiedział do Marty - on wciąż nie może odżałować, że ty jednak nie startowałaś po raz drugi na medycynę. Marta tylko wzruszyła ramionami - mnie nie przeszkadza, że on nie może tego odżałować - gdy siedzę w laboratorium to czuję, że jestem w dobrym miejscu i cieszę się, że będę tam pracować. Ja nie jestem tak "kontaktowa" jak Andrzej- on to z każdym nawiąże kontakt, a ja muszę się wpierw "oswoić" z nowym człowiekiem. Na początku zawsze jestem w jakimś stopniu "wycofana". A to, że się uśmiecham i nie każę rozmówcy spływać w podskokach wynika tylko i wyłącznie z wytrenowania pewnych zachowań- nie jest to coś co wypływa samoistnie z mojego wnętrza. Kiedyś na zajęciach praktycznych myślałam że zejdę za moment bo trafiła mi się klientka, której się zdawało, że mnie na pewno zainteresuje jej życie płciowe i usiłowała mi opowiedzieć szczegóły swej ostatniej rozbieranej randki i w połowie zabiegu zamieniłam się miejscami z koleżanką, o której wiedziałam, że ona bardzo lubi opowieści z tej półki. Zamieniłam się z nią gdy klientka miała na facjacie maseczkę i potem skręcałyśmy się obie ze śmiechu gdy ta babka zorientowała się, że z kim innym kontynuuje swą opowieść. Wiesz- ja rozumiem, że dobre koleżanki, przyjaciółki mogą się wymieniać takimi opowieściami, ale żeby opowiadać to kosmetyczce to już jakieś zboczenie - chyba. Ale nie wykluczam, że ja po prostu jestem dziwna. Nie wyobrażam sobie żeby to opowiadać zupełnie obcej osobie. Rozumiałabym gdybym była ginekologiem i babka opowiadałaby mi to w nawiązaniu do swoich dolegliwości - to byłoby w moim pojęciu normalne, lub gdybym była jej serdeczną przyjaciółką, ale nie w tej sytuacji - ja jej twarz staram się doprowadzić do ładu a ta mi funduje opowiadanie o tym jak jej kochaś się do niej dobierał i co robił i jaki miał wzwód. Nawet moje dziewczyny nie mogły wyjść z zadziwienia, choć z natury nie miały ani za pięć groszy taktu i gdy wyszłam za ciebie zaraz się zapytały kiedy rodzę - no bo w ich pojęciu wychodzi się za mąż głównie z powodu ciąży - wszak bachor musi mieć matkę i ojca. Wiesz - ja nie jestem pruderyjna, mogę i z facetem pogadać dość dokładnie na temat seksu i spraw z nim związanych, ale nie bez oczywistej potrzeby.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz