Po wymianie kilku maili, rozgrzaniu do czerwoności połączenia telefonicznego, rozładowania się smartfona w trakcie rozmowy z Leną, Andrzej był bliski załamania nerwowego, bo Lena stwierdziła, że ona się boi lotu samolotem, poza tym sama z dziećmi to ona się boi lecieć, wszak dzieci dwoje a ona biedna-jedna. W związku z tym Andrzej zatelefonował do "dziadka Wieśka" z pytaniem, czy mógłby na święta przylecieć razem z Leną i dziećmi- Andrzej oczywiście będzie ten pobyt "dziadka Wieśka" sponsorował.
Co do sponsorowania to ojciec Wojtka stanowczo zaprotestował, ale reszta - może być. Z tym, że on sobie załatwi mieszkanie u swego kolegi, który jest w Londynie już ponad pięć lat i ma duże mieszkanie i już nie jeden raz zapraszał "dziadka Wieśka" do siebie, tylko jakoś się to "rozchodziło po kościach", ale teraz to jest okazja. Oczywiście Andrzej niemal "od ręki" zarezerwował lot dla całej czwórki, pchnął maila do Leny, że będzie miała w czasie lotu w obie strony opiekuna w postaci Wojtkowego ojca, więc nie będzie problemu.
No popatrz- żalił się Andrzej do Wojtka - ona nagle boi się lotu samolotem - przecież nie jeden raz leciała i nawet słowem nie miauknęła, że się boi - ona nawet do Gdańska wolała lecieć samolotem niż jechać samochodem, co czasowo w całości wypada tak samo przez te wzmożone kontrole bezpieczeństwa. W głowie ma ostatnio taki pieprznik jakby była w samym środku menopauzy. Słuchaj Wojtuś - ale nie gniewaj się na mnie, że wam ojca porywam na święta. Tak naprawdę to byłbym najszczęśliwszy gdybyście to wy oboje do mnie przylecieli zamiast Leny. Trochę się stęskniłem za moimi berbeciami i wiem, że będą mieli frajdę - wszak będą lecieć nie na niby ale prawdziwym samolotem.
Oczywiście Wojtek zapewniał przyjaciela, że nie ma żadnego problemu, bo wszystkie święta to tylko okazja do obżarstwa i dłuższego pospania rano, a oni będą na kolacji wigilijnej u rodziców Marty a w pierwszy dzień świąt to pewnie obiad będzie razem z kolacją u nich. "Pobyczą" się razem z Martą, wyśpią i jeśli będzie dość przyzwoita pogoda to wyskoczą w drugi dzień gdzieś na spacer, może się wybiorą do Konstancina i trochę podrepczą z Misią po Parku Zdrojowym. A potem to pewnie Marta się nieco pouczy, bo przecież ma sesję zimową przed sobą. Oczywiście na Sylwestra nigdzie się nie wybiorą, może się "skrzykną" z Michałami i razem spędzą Sylwestra , bo Michał i Marta odkryli, że im się razem bardzo dobrze tańczy, więc sobie potańczą. Gdy byli w Turcji to każdego wieczora tańczyli i Marta już z Alą knują jakieś wakacje z tańcami i coś przebąkiwały obie o Turcji we wrześniu. Oni zostawią Ziukowi dzieciaki, pareczka ma iść do przedszkola, a Mireczek już do szkoły.
Dziesięć dni przed świętami Lena poinformowała swego męża, że ona nie poleci do Londynu, ale wyśle dzieci do Londynu razem z ojcem Wojtka. Andrzej chwilę milczał a potem lodowatym tonem powiedział - nie bardzo rozumiem w co grasz i mam nieodparte wrażenie, że zwyczajnie zwariowałaś. Ojciec Wojtka jest pod opieką kardiologów i dla niego samotna podróż z naszymi chłopcami może być zbyt obciążająca psychicznie i spowodować nawet atak serca - to pierwsza sprawa, a druga- nie może "ot tak" wziąć dzieci, które nie są jego rodziną i lecieć z nimi do Londynu - musi mieć do tego upoważnienie notarialne, bo go po prostu służby graniczne nie wypuszczą z Polski. Więc oprzytomnij kobieto, bo gadasz głupoty. Ja na pewno nie przylecę do Polski na święta bo w jeden z dni świątecznych mam dyżur i nie mogę, skoro jestem żywy i zdrowy nagle przewracać wszystkiego ludziom do góry nogami tylko dlatego, że ty ogłupiałaś. Mogłaś mi to powiedzieć wcześniej, dzień lub dwa po tym, gdy rozmawialiśmy o tym twoim przyjeździe. Doceń to, że załatwiłem ci towarzystwo Wiesława, więc nie będziesz w czasie drogi sama z dwójką dzieci, których już nie trzeba nosić, bo chodzą na własnych nogach. Rozumiem, że nie masz ochoty się ze mną widzieć, ale pomyśl o dzieciach. których nie powinny w żaden sposób dotykać animozje, które są między nami. Masz teraz 3 godziny do namysłu - zadzwonię do ciebie za 3, najdalej za 4 godziny. A teraz już muszę iść na zabieg. I rozejrzyj się za jakimś dobrym psychoterapeutą dla siebie, bo coś zaczyna ci nawalać w rozumie.
Schował wyciszonego smartfona do swojej szafki i poszedł na oddział. W czasie przerwy między zabiegami napisał krótką wiadomość do Wojtka o tym, jaką miał wiadomość od Leny. Gdy wyszedł z sali operacyjnej zajrzał do swej szafki i odczytał nową wiadomość, tym razem mailową, od Leny, która napisała, że jeszcze dziś pójdzie do adwokata i wniesie sprawę rozwodową . W ostatnim zdaniu napisała: "zabiorę ci dzieci i puszczę cię z torbami, nienawidzę cię, ty zarozumialcze!". Andrzej przeczytał, ciężko westchnął, poszedł do swego gabinetu, wyciągnął laptop, po raz drugi przeczytał tę samą wiadomość i.... przesłał ją do Wojtka oraz do Marty. Potem napisał do Marty - nawet nie wiem czy mam się śmiać czy płakać, ale podłożyła się nieco tym mailem. Zaraz zrobię sobie skan z niego. Nie wiem czy się czegoś naćpała czy ma zdecydowanie zbyt wczesne początki menopauzy - jeszcze nawet czterdziestki nie przekroczyła. Pół godziny później dostał odpowiedź od Marty, w której nie brakowało brzydkich słów pod adresem Leny, ale z której wynikało, że jeżeli Andrzej teraz/zaraz prześle upoważnienie dla niej i dla Wojtka do przywiezienia dzieci na święta do Londynu to ona razem z Wojtkiem dostarczy mu dzieci i niech się Lena wypcha sianem. A poza tym to ona umówi się na spotkanie z matką Leny, która ma chyba nieco mniej pochrzanione w głowie niż jej córka.
Tego samego popołudnia Andrzej skontaktował się z kancelarią adwokacką prowadzoną przez polskiego prawnika, który go dokładnie poinstruował co ma dalej robić. Wieczorem rozmawiał z Martą i Wojtkiem oraz ojcem Wojtka. W rozmowie z ojcem Wojtka Andrzej cały czas się zamartwiał, że psuje rodzinne święta swych przyjaciół, których właściwie to uważa za swą prawdziwą rodzinę, więc usłyszał, że siłą każdej rodziny jest wzajemne wspieranie się gdy zaczynają się u któregoś z jej członków problemy. A poza tym to dla nich święta już od wielu, wielu lat nie mają wymiaru religijnego i są tylko okazją do pobycia razem. A że mieszkają wszyscy blisko siebie, mają na dodatek wspólnego psiaka to widują się właściwie codziennie, więc jeśli się przez kilka dni nie spotkają to nie będzie z tego powodu dziury w niebie. Tyle tylko, że byłoby dobrze, by w związku z zaistniałą sytuacją Andrzej nie przedłużał pobytu i wrócił zaraz po 31 marca.
Oczywiście, muszę przecież jakoś przygotować się do nowej roli - i nie będę wcale jakimś wyjątkiem od reguły - a wzorem dla mnie jest tata Marty. No tak - byłby dla ciebie dobrym wzorem gdyby twoi chłopcy byli już nieco starsi - weź pod uwagę, że rodzice Marty rozwiedli się gdy Marta miała już 12 lat - przypomniał mu Wiesław. To spora różnica wieku. Nikt się ich nie będzie pytał z kim chcą mieszkać.
To wszystko Andrzeju trzeba jeszcze dobrze przeanalizować, bo twoi chłopcy to jeszcze ciągle małe dzieci i będziesz musiał mieć wciąż jakąś pomoc do nich bo ty pracujesz w bardzo różnych godzinach. Marta mówiła mi, że chce się skontaktować z matką Leny, ale ja myślę, że byłoby dobrze gdyby się ona skontaktowała i z matką i z ciocią Leny. Bo na moje oko, z tego co zdążyłem zauważyć, to siostra matki Leny ma znacznie lepiej poukładane w głowie niż matka - nie jest wszak "skażona" macierzyństwem, więc ma bardziej obiektywne spojrzenie na całość zagadnienia zwanego dziećmi.
Masz rację, zgodził się z Wiesławem Andrzej. Wiesz - ja chwilami tego wszystkiego nie ogarniam. Na pewno sporo w tym wszystkim jest też mojej winy, bo właściwie zawsze jestem myślami w swojej pracy, którą bardzo lubię. To, jak zauważyłem, jest wkomponowane w wykonywany przeze mnie zawód. Niemal wszyscy moi koledzy też tak mają. To nie jest tak, że gdy wychodzę z kliniki to zostawiam wszystko za sobą, często muszę w domu przeanalizować zabieg, który mam przeprowadzić. I pacjentów wciąż przybywa a chirurgów nie . I dobrze wiem, że nie ma tak naprawdę łatwych operacji - każda może się źle skończyć - wszak do szpitala często trafiają tacy co "nigdy dotąd nie chorowali" a więc i nie leczyli się a sytuacja jest taka, że trzeba natychmiast zadziałać bo w przeciwnym razie umrą. Co prawda nie ma żadnej gwarancji czy potem długo pożyją. Poza tym muszę być wciąż na bieżąco z nowymi metodami, nowym sprzętem, nowymi lekami, więc muszę też tkwić w fachowej prasie.
Ostatnio doszedłem do smętnego wniosku, że tak naprawdę to większość lekarzy chirurgów chyba nie powinna zakładać rodziny. Marta mi uprzytomniła, że w tym zawodzie jest masa rozwodów. Powiedziała mi to, gdy rozmawialiśmy o tym, że ona wcale nie żałuje, że nie poszła jednak na medycynę - jak stwierdziła to jednak zabrakłoby jej sił by być w 100% bardzo dobrym lekarzem a jednocześnie bardzo dobrą żoną i matką. Szczerze mówiąc, to zazdroszczę Wojtkowi takiej żony - jest szalenie inteligentną i mądrą kobietą, która przede wszystkim wie czego chce. I jest niesamowicie troskliwa, ale to taka mądra, matczyna troskliwość bez wypytywania - nie wiem skąd, ale ona bardzo dobrze wie co każdemu z bliskich jej sercu jest w danej chwili potrzebne. Podziwiam jej intuicję - ona zawsze wie co w danej chwili powiedzieć i zrobić. Gdy przyjechała do mnie do kliniki z tą pociętą szkłem dłonią omal nie umarłem z przerażenia - po raz pierwszy mój profesjonalizm poszedł się gdzieś paść a mnie pod czachą kłębiły się same tragiczne scenariusze. A ona mi spokojnym głosem nadaje, że chyba wszystkie ścięgna są całe bo może wszystkim palcami poruszać - od razu mi rozum wrócił do łba. I świetnie ją rozumiem gdy mi opowiada o tym, że w laboratorium czuje, że jest w miejscu odpowiednim dla siebie. Jestem pewien, że praca naukowo-badawcza i ona to będą dwie "papużki nierozłączki". Masz po prostu Wiesławie cudowną synową.
Wiem o tym- zapewnił go ojciec Wojtka -i kocham ją jakby była nie synową, ale moją rodzoną córką. I wydaje mi się, że dziś wieczorem będzie w domu burza mózgów, bo chcemy wszyscy byś miał jednak na święta dzieciaki - albo z Leną albo bez niej. Jeśli z Leną to i ze mną, jeśli bez Leny to będziesz miał obok siebie Martę, Wojtka i swoje dzieci.
Następnego dnia Wojtek poinformował Andrzeja, że dzieci będą "eskortowane" przez Martę i niego, że Marta i jego ojciec mają "randkę" z ciocią i mamą Leny, które w tym celu zjadą z Otwocka do Warszawy. Więc niech Andrzej szybko prześle upoważnienie do notariusza ( tu podał namiary na znajomego im obu notariusza) oraz by zmienił nazwiska w rezerwacji. No i niech się zastanowi co mają mu przywieźć z Polski poza dziećmi. No i żeby podał dokładnie dane zrobionej rezerwacji. W dwie godziny później Andrzej nadał dla Wojtka wiadomość, że już opłacił w Biurze LOT-u ich przelot w obie strony i podał też rezerwację przy tej opłacie, więc będą mogli w tym właśnie miejscu odebrać bilety. Poza tym ma namiary na dobrego prawnika, bo chyba trzeba jednak to wszystko co dotyczy jego małżeństwa omówić z dobrym prawnikiem, bo sam "zdrowy chłopski rozum" to za mało w tej sytuacji.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz