To była dość krótka noc, bo bardzo długo jeszcze rozmawiali. Andrzej z chłopcami spał w jednym pokoju, w drugim na podwójnej sofie Marta z Wojtkiem. W pewnej chwili poczuła, że jakieś małe "łąpięta" ją obejmują i mały człowieczek szybciutko się do niej przytulił. Nie dociekając co się dzieje Marta przytuliła malca i zapadła ponownie w sen. Rano pierwszy obudził się Andrzej i zobaczył, że w łóżku nie ma młodszego synka- starszy spał sam. Pomyślał, że pewnie młodszego ściągnęła z łóżka potrzeba naturalna, więc leżał cicho i czekał na jego powrót. W pewnej chwili dotarło do niego, że malca coś długo nie ma, więc cichutko wstał i poszedł do łazienki, ale i tam nie było dziecka. Zajrzał jeszcze do kuchni- była pusta, wiec powędrował do pokoju w którym spali Marta i Wojtek. Zajrzał i z trudem powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem- młodszy spał mocno przytulony do Marty trzymając swą małą łapinę na jej piersi a oboje obejmował śpiący Wojtek. Niewiele się zastanawiając Andrzej szybko wrócił po smartfona i uwiecznił tę sytuację na zdjęciu.
Przy śniadaniu było sporo śmiechu, a zdjęcie zostało wysłane do rodziców Marty z podpisem: "jak to dobrze, że Marta nie lubi małych dzieci". Nic z tego nie rozumiem - w domu to zawsze ten krasnoludek wybiera mnie do przytulania gdy się obudzi w nocy, a tu powędrował do Marty, choć ja byłem w łóżku obok - mówił Andrzej do Wojtka. I zobacz jaki to zaborczy facet z niego rośnie- śmiał się Wojtek- trzyma łapę na piersi mojej osobistej żony! Andrzej chciał to zdjęcie przesłać do Leny, ale Marta ostro zaprotestowała mówiąc, że Lena na pewno nie zobaczy w tym nic śmiesznego i może to odebrać jako złośliwość pod swym adresem. Musisz od teraz pamiętać, że ona może mieć zupełnie inne poczucie humoru niż my - nawet lekka schizofrenia może mieć negatywny wpływ na to, jak ona odbiera takie sytuacje. Nas to rozśmieszyło a jej może być z tego powodu przykro.
Masz rację - przepraszam, jakoś jeszcze nie ogarnąłem nowej sytuacji - stwierdził Andrzej. Nie wyspaliście się chyba przez niego - no coś ty, do nas często w nocy wpada z wizytą Misia i uważa za swój święty obowiązek by nas ucałować - dobrze , że na ogół w uszy a nie w nos. On się grzecznie wdrapał na łóżko od mojej strony i się zaraz przytulił- ja nawet nie czułam, że potem jeszcze Wojtek nas objął.
Ja to się tylko zdziwiłem, że jakoś "zgrubłaś" i dopiero rano do mnie dotarło, że mamy lokatora- powiedział Wojtek. Ale w pełni małego rozumiem - na lotnisku gdy siedział u niej na kolanach to też się do niej przytulał - on ma przecież tylko cztery lata, a my, stare konie, też się wszak lubimy przytulać do kobiecej piersi - usprawiedliwiał małego Wojtek. On po prostu tęskni z mamą - podsumowała Marta. Najlepiej będzie jeśli przejdziesz nad tym do porządku dziennego bez żadnego komentarza, to mu się to nie utrwali w główce.
Gdzieś kiedyś wyczytałam, że dorośli często zupełnie nieświadomie utrwalają złe nawyki u małych dzieci, bo za często i za długo je z dzieckiem omawiają i osiągają skutek odwrotny od oczekiwanego. I nie mów nic małemu na temat tego, że przyszedł i się przytulił. Mnie tym krzywdy nie zrobił- naprawdę.
Dziś wieczorem posiedzą z nami trochę dłużej i mogę im nawet coś poczytać, a właściwie opowiedzieć, bo dostaną książeczki do kolorowania do których można dokomponować samemu tekst. To są fajne książeczki, których nie lubią rodzice, bo trzeba samemu do obrazków dodać tekst. Ja się śmieję, że to książeczki obnażające brak inteligencji rodziców.
Pogoda była dość marna, padał ni to deszcz ni to śnieg, więc Andrzej uruchomił samochód. Ruch był spory i Marta w pewnym momencie powiedziała, że podziwia opanowanie Andrzeja, bo ona już by miała dosyć tej jazdy w mżawce i tłoku a do tego " na odwyrtkę". No wiesz - z racji wykonywanego zawodu to muszę umieć powstrzymywać nerwy na wodzy - gdyby nie obecność juniorów to zapewne nieco łaciny dorożkarskiej by poleciało w przestrzeń. Obejrzymy jeszcze tylko zmianę warty, my będziemy dzieciaki trzymać na rękach, żeby cokolwiek zobaczyły, a ty biedulo pewnie niewiele zobaczysz. Ja to zostanę sobie wygodniutko w samochodzie - oświadczyła Marta- załóżcie dzieciom kaptury od kombinezonów, bo cały czas coś mży. A ja popilnuję samochodu. Wrócili do samochodu nieomal po godzinie. Dzieci usiłowały dociec dlaczego w Polsce nie ma króla, dlaczego nie ma tak uroczystej zmiany warty, dlaczego nie ma żołnierzy tak ślicznie ubranych i dlaczego wojsko nie porusza się konno po mieście i dlaczego ten deszcz wciąż pada. A na dodatek jednemu chciało się jeść, a drugiemu pić, więc Andrzej zarządził odwrót do domu. A masz co w domu wrzucić do garnka? - spytała Marta. No pewnie - co prawda są to same nie dietetyczne potrawy, ale za to przez nich lubiane, więc na pewno wszystko zostanie zjedzone. Wyścig do dziecięcych dziobów wygrał kurczak i frytki, dorośli na razie zadowolili się kawą a Marta zabrała się za przygotowanie paelli z dużą ilością warzyw.
Andrzej cały proces przygotowywania paelli obserwował i skrupulatnie zapisywał co i w jakiej kolejności trafiało do patelni oraz ile czasu się pichciło. Był zachwycony prostotą wykonania, a potem smakiem. Na deser, choć to zima, były lody, bo Marta uznała, że skoro siedzą w domu to można dzieciom dać po niedużej porcji lodów. Potem przejrzała stan wiktuałów i wysłała obu panów do najbliższego sklepu wręczywszy im listę tego co należy zakupić. Andrzej przejrzał listę i stwierdził, że wpadną zaraz do pobliskiego marketu i tam wszystko zakupią. Andrzej się tłumaczył, że on planował by stołowali się w pobliskiej malutkiej restauracji i dlatego stan zaopatrzenia jest byle jaki, ale w tym momencie dostał "sójkę w bok" i Wojtek powiedział - nie kłóć się z nią i tak nie wygrasz - no może tylko to, że to ona pójdzie do marketu a ty zostaniesz z dziećmi.
Wieczorem młodszy "przytulas" poprosił, by ciocia chwilę przy nich posiedziała i w końcu obaj wygłaskani i wycałowani przez Martę zasnęli. Gdy już chłopcy spali Andrzej powiedział, że starszy "doniósł mu", że Lena pali papierosy i babcia i ciocia bardzo się na nią gniewały. Zastanawiam się czy były to zwykłe papierosy czy popalała "trawkę", bo gdy jeszcze była "piękna i młoda" to miała często takie wariackie pomysły. No a skąd by ją wzięła? - zdziwiła się Marta. Panowie popatrzyli na siebie i cichutko zarechotali - żaden problem, wieczorami na placach zabaw urzęduje młodzież, a oni to zawsze mają trawkę albo wskażą źródełko. Musiałem dzieciakom nagadać na Lenę, że źle robi i że babcia i ciocia miały rację, że się na nią gniewały, bo nikt nie powinien palić papierosów.
W sumie to jestem kompletnie załamany - okazuje się, że byłem w młodości skończonym durniem i swe uczucia ulokowałem w bardzo niewłaściwej osobie. Podobało mi się, że to taka "wyzwolona" osóbka a do tego wesoła. A na dodatek bardzo długo byłem ślepy i nie dostrzegałem jej wad, które miała od początku. Moi rodzice od samego początku źle reagowali na jej obecność w moim życiu - matka zawsze powtarzała, że "to nie jest dobry materiał na żonę" i że jeszcze nie jeden raz będę żałował, że się z nią ożeniłem. No i jak się okazuje to miała rację. Ona widziała jakimś "wewnętrznym okiem" jej niedojrzałość do bycia żoną i matką. Lena dba o chłopców, ale dla niej to ciągle są oseski, które wymagają tylko karmienia, spacerów i zabawek, a im więcej zabawek tym dla dzieci lepiej. I ciągle mi powtarza, że szkoda, że choć jedno z nich nie jest dziewczynką, bo malutkie dziewczynki można tak pięknie ubierać. Jak mówi jedna z pielęgniarek - ręce i biust opadają gdy się słyszy takie bzdury. Nie biorę udziału w jakichkolwiek "spędach" towarzyskich - koledzy przychodzą z żonami lub swymi dziewczynami, a ja wcale, twierdząc, że nie mamy z kim zostawić dzieci.
Za to się chwalę swoim bratem i bratową i ojcem swej bratowej. Zdaniem personelu medycznego tata Marci to taki szalenie miły i elegancki mężczyzna. Ty Marciu też zostałaś bardzo wysoko oceniona - nie dość, żeś miła to taka zupełnie nie kłopotliwa z ciebie osoba. Podejrzewam, że Krzyś trochę puścił farbę, że ty drzemałaś przed operacją w fotelu a ja na twoim łóżku się wysypiałem.
Marta śmiała się - nie wiem tylko czemu nikt nie dostrzegł w tym mego egoizmu - wolałam by mnie kroił wyspany i wypoczęty chirurg niż zmęczony. Dla mnie to była "oczywista oczywistość" - ja miałam być zaraz uśpiona i wiadomo było, że się siłą rzeczy wyśpię, bo jak mnie wybudzą z narkozy to potem i tak w ciągu dnia na pewno pośpię. Zresztą Krzyś świadek, że spałam, wszak musiał mnie budzić żeby mi zrobić zastrzyk i przed zawiezieniem mnie na salę też musiał mnie budzić. Ja to jak małe dziecko - jeśli naprawdę jestem śpiąca to zasnę w każdym miejscu. Koleżanki synek to zasnął kiedyś "w drodze do swego łóżeczka", a tak dokładnie to przewieszony jedną nóżką przez jego poręcz . Oni jakoś tak wykombinowali, żeby dzieciak mógł sam włazić do łóżeczka i jedna poręcz była obniżona i maluch zasnął gdy tylko dotknął tułowiem podłoża, nie zdążył nawet nóżki zdjąć z poręczy. Od tego czasu zawsze chodzi do łóżeczka w asyście, choć sam do niego się gramoli.
Popołudnie zeszło na robieniu ozdób choinkowych. Chłopcy ( i mali i duzi) przyglądali się jak Marta wyczarowuje "bombki" z.....krepiny i kolorowe ptaszki z serwetek i dopytywali się, czy na pewno będą mogli potem zdejmować z choinki pierniczki i je zjeść. Cukierki w kolorowych celofanowych opakowaniach zostały zawieszone dopiero wtedy, gdy chłopcy już poszli spać. Tym razem żaden zagubiony malec nie trafił do łóżka Marty i Wojtka.
Śniadanie zostało bardzo szybko pochłonięte, bo Andrzej zapowiedział, że prezenty spod choinki powędrują do adresatów dopiero wtedy gdy zjedzą śniadanie. Śniadanie zdaniem chłopców było super bo ........nie było zupy mlecznej, za którą nikt w tym towarzystwie nie przepadał. A jajko było w postaci "kogla mogla" z płatkami migdałowymi i owsianymi , czyli "patent" Marty, która na sam widok zupy mlecznej dostawała w dzieciństwie torsji i to uczucie przetrwało aż do obecnych czasów. Dzieciaki były zachwycone, Andrzej też. Gdy sprzątali ze stołu powiedział półgłosem do Marty - nie zdziw się, gdy po powrocie do Warszawy rano pod drzwiami waszego mieszkania zjawi się para wyrzuconych z domu małych chłopców.
Nie mają szans, nikogo rano u nas nie ma w domu - pocieszyła go Marta - podrzucę Lenie przepis na takie śniadanie z dopiskiem, że to najnowszy trend żywieniowy za granicą. Zresztą tak naprawdę to są tu same pożywne produkty , nawet cukier dałam trzcinowy, choć lepszy byłby brzozowy, czyli ksylitol, bo on dba o szkliwo zębów. A oba są mniej kaloryczne od zwykłego cukru. A i tak najważniejsze dla nich było to, że my wszyscy jedliśmy to samiutko co oni. Mój tata jak wprowadzał coś nowego do diety to wpierw sam to przy mnie jadł, a potem dopiero ja "dostępowałam zaszczytu" i jadłam to co i on.
Prezenty "pod choinkowe" były głównie elektroniczne, każdy z malców dostał jakąś grę , ale był też zbiór baśni Andersena, który Marta wypatrzyła w internecie i zaraz zakupiła, bo ilustracje były dziełem Szancera. Panowie załapali się na bardzo eleganckie sportowe koszule, oraz na jakąś mini grę, która ponoć redukowała poziom stresu, Marta na "frymuśną" nocną koszulkę ( i był to prezent od Andrzeja), a Andrzej na ........zbiór przepisów potraw, które mu smakowały u Marty. Przepisy były pisane odręcznie na różnych kartkach, każdy przepis miał własną "oprawkę celuloidową" i wszystkie były w małym segregatorze. Andrzej zaśmiewał się w głos, bo były też dodane do przepisów "dobre rady" Marty dotyczące wykonania danej potrawy. Najbardziej rozśmieszyła go uwaga o treści: "nie próbować po zrobieniu bo zniknie i trzeba będzie robić po raz drugi". Kartki z przepisami były kserokopiami kartek, z których w domu korzystała Marta. Andrzej był zachwycony tym prezentem, bo wszystkie te przepisy były mało skomplikowane no i już znał smak wykonanych według nich dań.
Pogoda nadal była "skandalicznie brzydka" jak ją określiła Marta, więc popołudnie też spędzili w domu. Za dwa dni już wracali do Warszawy i Andrzej podjął decyzję, że nie będzie przedłużał swego pobytu w Londynie - nawarstwiło się jednak zbyt dużo spraw, które wymagały jego obecności w Warszawie.
Pokazał dzieciom w kalendarzu datę kiedy wróci z Londynu do Warszawy.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz