Piątkowy wieczór w teatrze był bardzo udany - cała sala pełniutka, nie było ani jednego wolnego miejsca i wszyscy nieomal płakali ze śmiechu. Po wyjściu oboje nadal się jeszcze śmiali i stwierdzili, że jeszcze nie byli na tak zabawnym spektaklu i że wszyscy aktorzy świetnie grali a Danuta Stenka była niewątpliwie najlepsza z całego zespołu. Wiesz- aż bolą mnie mięśnie twarzy od śmiechu i chyba mi się tusz rozmazał - po raz pierwszy w życiu tak się śmiałam, że aż mi łzy pociekły. To była orgia śmiechu! - stwierdziła Maryla.
Andrzej zajrzał jej w oczy i powiedział - nie mam pojęcia jak mógł ci się rozmazać tusz, skoro ty się wcale nie malujesz. Jeszcze rozróżniam oko umalowane od nieumalowanego - zamknij na moment oczka, to sprawdzę czy wszystko jest w porządku. Przystanęli na moment, Maryla posłusznie zamknęła oczy, a Andrzej delikatnie objął jej twarz i bardzo delikatnie ucałował wpierw lewe oko, potem prawe i powiedział - już dawno chciałem to zrobić. Chodź do samochodu, jedziemy teraz na kolację, zamówiłem dla nas stolik w Bristolu. A niczego rozmazanego w twych oczach nie zauważyłem. Jedyne co zauważyłem, to fakt, że mam ochotę by jeszcze raz sprawdzić czy nie masz rozmazanego tuszu. Maryla roześmiała się - masz dość oryginalny , ale i bardzo miły sposób sprawdzania - wszystkim paniom tak sprawdzasz czy się tusz nie rozmazał?
Żadnym paniom nie sprawdzam bo z reguły są tak wypacykowane, że tusz i inne mazidła to aż kapią im z twarzy, ale mało która się tym przejmuje- to raz, a dwa - ostatni raz na randce z kobietą to byłem jeszcze przed własnym ślubem. A żony moich przyjaciół to też z gatunku tych, które się nie pacykują - one co prawda twierdzą, podobnie jak ty, że się malują, ale jakoś tak się malują, że moje oko medyka tego nie wyłapuje.
Andrzej, a czy musimy iść do tego Bristolu? Bo ja przygotowałam dla nas coś w domu do jedzenia, tylko byłam tak rozbawiona po tej komedii, że zapomniałam ci o tym powiedzieć gdy schodziliśmy do szatni. Ależ oczywiście, że nie musimy tam iść- ja tylko zarezerwowałem stolik i zaraz mogę go zwolnić - zero problemu. Nie chcę tylko byś miała przeze mnie dodatkowe zajęcie w postaci większego zmywania itp. Maryla roześmiała się - nie podejrzewasz chyba, że przygotowałam kolację z kilku dań- to tylko jedno, bardzo skromne danie i szybko się nam zrobi - bo spędzi góra 7 minut na patelni- kwestia odgrzania, bo już gotowe. Bo ja jutro wszak muszę być na 8 rano w pracy. Pamiętam - przyjadę po ciebie o 14,00 i pojedziemy razem do tego sklepu, w którym coś chcesz zobaczyć czy też kupić. A potem - potem to ja muszę wpaść do dzieciaków i byłoby fajnie gdybyś wpadła tam razem ze mną. A jeszcze potem, albo wcześniej rano to będę musiał posprzątać u siebie w mieszkaniu i pomyśleć trochę o tym co mnie czeka w pracy w planowych zabiegach i mam nieodparte wrażenie, że myślałoby mi się lepiej, gdybyś była blisko mnie w tym czasie. Mógłbym wtedy myśleć na głos, co bardzo lubię a nie mogłem tego przez lata robić, bo grożono mi zakładem dla obłąkanych.
Chcesz bym wpadła z tobą do dzieci, które są u twoich rodziców? A co sobie pomyślą twoi rodzice? Andrzej uśmiechnął się - pomyślą, że nareszcie jestem z osobą, na którą miło popatrzeć i że pomału "normalnieję". A dzieci są tam tak szczęśliwe, że zupełnie mnie nie dostrzegają i najczęściej nawet nie słyszą co do nich mówię. Istnieje tylko pewne niebezpieczeństwo, że nieco ogłuchniemy, bo będą nam opowiadać równocześnie co robili od dzisiejszego popołudnia i niestety niczego nie pominą. Pani Ewa, która się nimi na co dzień opiekuje ma wolne w pełni soboty i niedziele. Od września starszy idzie do zerówki. Rodzice chcą by dzieciaki u nich mieszkały a tak najlepiej by było gdybym i ja się wtedy tam wprowadził, no ale ja na taki układ nie reflektuję.
Ja rozumiem, że nadrabiają czas, bo dopiero teraz dopiero poznali własne wnuki, ale to oni nie akceptowali mego małżeństwa z Leną i konsekwentnie unikali wszelkiego kontaktu ze mną, z Leną i tym samym z dziećmi. Poza tym ojciec był ciężko obrażony, bo nie chciałem mieszkać razem z nim pod Warszawą. Teraz sprzedali tamtą podwarszawską chałupę i kupili mały domek na Sadybie bliziutko Jeziorka Czerniakowskiego. I Marta mnie namówiła, bym jednak któregoś dnia przedstawił im dzieci, zwłaszcza, że już byłem rozwiedziony. Więc tak zrobiłem, tyle tylko,że jeszcze wtedy nie mieszkali w Warszawie. No i nagle oboje odkryli, że wnuki to fajna sprawa. I teraz moje dzieciaki mają dwóch dziadków, bo ojca Wojtka to oni sami ochrzcili już wcześniej dziadkiem. A ojciec mojej byłej siedzi od lat za granicą i tylko przesyła swej żonie pieniądze - nie wiem ile i czy wystarcza, ale z jakiegoś nieznanego mi osobiście powodu nie rozwodzi się z nią - mam wrażenie, że może mają na to wpływ jakieś czynniki majątkowo - rodzinne. Tyle tylko, że teraz to mnie to już zupełnie nie obchodzi.
Ostatni raz swą byłą i jej matkę to widziałem na sprawie rozwodowej. Wiem tylko, że Lena się leczy, że była , a może i nawet jeszcze jest w jakimś szpitalu i sanatorium. Ona powinna jak rok długi, brać swój lek codziennie ( i to dopóki żyje) a nie dopiero wtedy, gdy każdy widzi że coś jest z jej mózgiem nie w porządku. Jak na razie to od chwili rozwodu jej nie widziałem, dzieci także jej nie widziały. Zmieniłem w mieszkaniu zamki, o czym ją poinformowałem i jeżeli się jej zamarzy by zobaczyć dzieci, to wg wyroku sądu musi to wpierw ze mną uzgodnić i muszę być przy tym. Jak na razie to się jej jeszcze nie zamarzyło. A mieszkanie od samego początku było i jest tylko moje, bo z uwagi na sprawy majątkowe w jej rodzinie, zażyczyła sobie kiedyś rozdzielności majątkowej, a ja się bez problemu zgodziłem. Potem chciała ją znieść i szalenie się dziwiła, że ja też muszę na to wyrazić zgodę, a ja oczywiście się nie zgodziłem.
Ty się pewnie dziwisz, że jestem tak przywiązany do Marty i Wojtka. Ale to dzięki Marcie i jej dociekliwości dowiedziałem się o tym, że Lena jest schizofreniczką, że ona i jej matka dobrze wiedziały o tym po połowie jej pierwszej ciąży i że druga ciąża była absolutnie niewskazana. Już pomijam to, że drugie dziecko było jej pomysłem, bo z rozmysłem przestała brać tabletki antykoncepcyjne, ale nie raczyła mnie o tym poinformować. Teraz, po latach dopiero do mnie dotarło, jakim byłem idiotą żeniąc się z Leną.
Nie wykluczam, że jest w tym wszystkim i moja wina, ale mój zawód jest jednak bardzo obciążający i powiedziałbym, że zaborczy. Bo nie da się usiąść na laurach po uzyskaniu dyplomu - w chirurgii, a właściwie w całej medycynie cały czas dzieje się coś nowego - nowe techniki zabiegowe, nowa aparatura diagnostyczna, nowe leki no i dałem się namówić na robienie doktoratu zaraz po studiach co też jednak kradło mi czas i zajmowało wiele myśli i na pewno nie byłem w 100% dobrym mężem. Nie wiem tylko dlaczego Marta, Wojtek, ich rodzice potrafią to zrozumieć, a osoba, która rzekomo bardzo mnie kochała zupełnie tego nie rozumiała.
Wiesz- Marta byłaby świetnym lekarzem - ona niesamowicie logicznie myśli. A skończyła kosmetologię i obronę pracy będzie miała w październiku. Moje dzieciaki to ją uwielbiają, jej teścia także. Marta chce urządzić wkrótce "spęd rodzinny", żeby się nasze rodziny poznały i mam nadzieję, że ty nie odmówisz w tym spotkaniu swego udziału. I żebyś się trochę "oswoiła" z tą sytuacją, proponuję byś ze mną w sobotę wpadła do moich rodziców i dzieci. Tym sposobem już odrobinę poznasz moją famułę. Proszę, zgódź się!
Maryla milcząc przyglądała mu się badawczo, w końcu powiedziała - no nie jestem pewna, czy uszczęśliwisz swą mamę moją niespodziewaną wizytą - nie każda pani domu lubi być zaskakiwana przybyciem nieoczekiwanego gościa. Andrzej machnął ręką - nie ma problemu, zaraz wyślę wiadomość, że wpadniemy do nich jutro - tu spojrzał na zegarek - tak około szesnastej. To taka podwieczorkowa godzina, a ja do 13,00 godziny uporam się spokojnie ze sprzątaniem, potem wpadnę po ciebie. Uważam, że pani Ewa odniosła wielki sukces wychowawczy, bo nauczyła chłopców porządku. Nauczyła ich jak mają składać swoje ubrania i teraz nie ma wrzucania rzeczy do prania zwiniętych w kłębek, wszystko jest przedtem złożone i przejrzane kieszenie, czy coś tam nie zostało. No normalnie zatkało mnie z wrażenia. W pojemniku na brudną bieliznę wszystko poskładane a zabawki już nie plączą się po całym mieszkaniu jak kiedyś. I wreszcie dzieciaki nie latają po całym mieszkaniu z kanapką w garści. Powiem ci, że jestem pełen podziwu, bo za kadencji Leny to było pełne bezhołowie - wędrówki po całym mieszkaniu z kanapką w garści i co jakiś czas wrzask, że coś się rozlało lub spadło na podłogę, bo oni jedli będąc w ruchu - teraz szybko "załapali", że je się siedząc w miejscu do tego przeznaczonym i nie biega się po całym domu w trakcie posiłku.
Zabawki przed "dobranocką" muszą być poukładane w miejscu do tego przeznaczonym. Nauczyła ich odczytywania która jest godzina i każdy z nich umie napisać swoje imię. Oni sporo rysują i co prawda nie są może zbyt utalentowani w tę stronę, ale ich samolot jest naprawdę podobny do samolotu a samochód do samochodu. Młodszy ma większe zacięcie do rysowania i czasem nawet narysuje psa lub kota. Oczywiście "dostawcą" dobrych książeczek dla dzieci jest Marta i Spółka - zawsze gdzieś wyszuka takie, że na ilustracjach kot jest podobny do kota a pies do psa a nie nie wiadomo do czego. Marta kiedyś im przyniosła klocki- literki i właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że Lena zupełnie niczego ich nie uczy, że wciąż traktuje ich tak, jakby byli niemowlętami, a wtedy starszy miał już 4 lata, młodszy dwa. I od tamtej wizyty Marta stała się ich ukochaną ciocią.
A mieszkanie na Ursynowie mam wcześniej niż miałem mieć, bo Marta namówiła Wojtka, by zamienił się ze mną mieszkaniem - ja wziąłem to które on już miał zasiedlić, a on wziął to, które miało być gotowe za rok. A w efekcie końcowym to Wojtek to mieszkanie sprzedał po koszcie budowy teściowi Ali i oni spod Warszawy przenieśli się na Ursynów, żeby być bliżej Ali i Michała i pomagać w opiece nad ich trójką dzieci. Więc nie dziw się, że Martę i Wojtka ja kocham nieomal bałwochwalczo. Dla mnie są wręcz rodziną. I często robię to co mi Marta lub Wojtek doradzą. Był i taki czas przed rozwodem, że sypiałem u nich żeby uniknąć domowych awantur. Bo gdy wracałem złachany, pół żywy po nerwówce na sali operacyjnej to nie miałem ochoty na wysłuchiwanie, że już jej nie kocham bo nie rzucam się na nią od drzwi by ją "przelecieć" a kładę się na łóżku i zapadam w jakiś letarg. To było dość proste, bo Lena nie znała rozkładu moich dyżurów. I przez jakiś czas pomieszkiwałem u ojca Wojtka. A Marta od pierwszego spotkania z Leną czuła do niej awersję i nawet ja zauważyłem, że one z Leną nie przypadły sobie do gustu. Ale to jakoś nie przeszkodziło nam by razem spędzać Boże Narodzenie i Sylwestra. Mógłbym teraz przenieść się razem z dziećmi do Londynu, ale się nie przeniosę bo wiem, że Marta z Wojtkiem nie przeniosą się bez reszty rodziny. Wojtek z Michałem deliberowali nad założeniem własnej firmy, ale nie w Polsce tylko w jakimś innym , bardziej europejskim kraju i w pewnej chwili Marta stwierdziła, że to jest właściwie bez sensu pomysł, bo wydamy furę forsy na przeprowadzenie rozeznania gdzie można by spokojnie pomieszkać i popracować w stabilnych warunkach, ale ponieważ jak mówią ogrodnicy "starych drzew się nie przesadza" to ze względu na rodziców jednak pozostaniemy na miejscu. Moi rodzice to może i by się przenieśli, ale im to się marzy raczej Hiszpania niż Londyn. Tak zupełnie obiektywnie patrząc to wszyscy tu mamy pracę, więc po jakie licho "przedobrzać"? Więc postanowiliśmy,że na razie nadal tu będziemy, a ojciec Michała pomału też się przymierza do powrotu do Polski, tylko pewnie kupili by jakiś dom. No ale to nie moje zmartwienie co oni sobie kupią. Mój ojciec podejrzewa, że będzie coraz więcej takich okazji jak ich domek na Sadybie, bo gdy on szukał to również na Sadybie było kilka sporych domów do kupienia. No ale spory dom to oni już przećwiczyli i wybrali mały. Bo wiesz - spory dom to i spory ogród a z wiekiem to z reguły i sporo różnych dolegliwości i wtedy duży dom i ogród staje się przekleństwem.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz