Rodziców Marta "upolowała" w drodze do kwiaciarni, więc postanowiono, że w takim razie wstąpią na króciutko do nich , wycałują, zamienią kilka zdań i zostawią Misię, a ponieważ wspólniczka Pati źle się dziś czuje, to tata spędzi trochę czasu z Pati w kwiaciarni. W dwadzieścia minut później Marta i Wojtek byli namiętnie lizani przez Misię, która oczywiście musiała nadrobić zaległości w lizaniu swych ukochanych państwa. Dobrze, że był w mieszkaniu i ojciec Wojtka, który szybko spolaryzował Misię w kuchni karmiąc ją kawałeczkami gotowanego kurczaka, które całą noc spędziły w miseczce z kawałkiem wędzonki, więc miały bardzo smakowity dla Misi zapach.
Broszka turecko- wenecka bardzo się Pati spodobała, a tata oczywiście ponarzekał, że dzieci zamiast na swoje frajdy wydały pieniądze na prezenty dla nich. Marta żaliła się tacie, że nie było żadnej książki o Turcji w ludzkim języku, ale tata zapewnił ją, że to żadna strata, bo jeśli on nagle poczuje potrzebę dowiedzenia się czegoś więcej o Turcji, to odwiedzi ambasadę turecką, ale na razie nie wybierają się z Pati do Turcji - zresztą gdyby się wybierali to raczej do Stambułu, a nie na plażowanie.
Biedna Misia kompletnie zgłupiała z nadmiaru szczęścia i w końcu wylądowała na kolanach Wojtkowego taty. Zamiast niej do kwiaciarni "powędrowała" figurka Izydy karmiącej Horusa, a tata powiedział, że ta rzeźba była wzorem dla katolików gdy postanowili ukazać Marię karmiącą Jezusa. A co do Horusa, to rzeczywiście nie bardzo wiadomo czy był bratem, czy synem Izydy- no ale jedno wiadomo - każde bóstwo jest zdolne niesłychanie, więc może być pod wieloma postaciami na raz.
W korespondencji Marta znalazła kartkę- widokówkę od swego pana promotora, że aktualnie wygrzewa swe stare kości w Egipcie, a swoją pracę Marta już może wstawić do drukarni i nawet podał jej adres. Marta była nieco tym zdziwiona, że pan profesor podaje jej namiary na drukarnię, ale Wojtek tylko się zaśmiał, mówiąc, że zapewne owa drukarnia należy albo do kogoś z rodziny albo przyjaciół jej promotora. Co do terminu obrony to odbędzie się zaraz po 15 października i na pewno na terenie uczelni, w której obecnie są już tylko studia I-go stopnia. Najbardziej zaintrygował Martę dopisek o treści: "Proszę się skontaktować z szefem laboratorium, on się nie może wręcz pani doczekać." Marta ze trzy razy przeczytała ten dopisek, w końcu stwierdziła, że nic jej nie przychodzi do głowy, dlaczego to szef laboratorium za nią tęskni - niczego nigdzie nie schowała , wszystkie klucze mu oddała do ręki. No to zatelefonuj do szefa laboratorium - doradził Wojtek.
No po co? Dziś sobota, dzień wolny , po prostu w poniedziałek około 9,00 pojadę do laboratorium. I zapewne zostanę tam kilka godzin, bo niektórzy, gdy się dowiedzieli, że jadę nad Morze Śródziemne ale do Turcji, to byli bardzo zainteresowani jak mi tam będzie.
Wczesnym popołudniem zatelefonował Andrzej zapraszając "cały dom razem z czworonogiem" na kawę i domowe ciasto. A dziadek Czesiek jeśli ma jakąś randkę to musi ją przełożyć, bo obaj chłopcy za nim też się stęsknili. W związku z powyższym Marta szybko zatelefonowała do swego taty, żeby był tak miły i z pomocą Pati wybrał ze trzy ładne doniczkowe kwiatki, najlepiej jednakowe w pielęgnacji i Wojtek zaraz po nie przyjdzie, ale na razie nie podrzuci im Misi bo chłopcy Andrzeja stęsknili się też za Misią, więc sobie dziś Misia pobiega po ogrodzie razem z chłopcami. A kwiatki to mają być do dwóch sypialni i jednego living room.
Do kwiaciarni po kwiatki pomaszerowali zgodnie Wojtek z ojcem, do kwiatków były dołączone jasne "instrukcje obsługi", bo jak twierdził tata Marty, tylko teoretycznie kwiatkom potrzebna jest tylko woda, ale do niektórych powinna ona mieć temperaturę około 30- 35 stopni, a poza tym nie wszystkie lubią być dzień w dzień podlewane. A niektóre to nawet lubią się napić kawy prawdziwej raz na jakiś czas. Rodzice Marty przepraszali, że nie przyjadą, ale do godziny 19,00 będą w kwiaciarni, potem muszą przygotować nieco towar na następny dzień, bo w niedzielę też kwiaciarnia czynna, co prawda tylko cztery godziny, a wspólniczka Pati jest chora, więc tata musi Pati pomóc.
Dzieciaki Andrzeja z miejsca zaanektowały Misię i bawili się z nią w ogrodzie, a Maryla korzystając z ich chwilowej nieobecności opowiedziała, że przeżyła chwile ogromnego wzruszenia po powrocie, bo obaj chłopcy ogromnie się cieszyli, że ona już wróciła no i oczywiście obaj przespali calutką noc w łóżku razem z nią i Andrzejem. Niewiele brakowało a byłbym zleciał z łóżka, tak się towarzystwo rozpychało - opowiadał Andrzej. Ale już miałem z nimi poważną męską rozmowę i wytłumaczyłem, że jednak i mama i tata codziennie pracują i muszą do tej pracy chodzić wypoczęci i wyspani i dlatego są oddzielne sypialnie dla rodziców i dla dzieci.
Oni są bardzo spragnieni takiej prawdziwej miłości matczynej - dodała mama Andrzeja. Mam wrażenie, że Lena im jednak takiego ciepła i uczucia nie dawała. Oni nie pytali się kiedy "rodzice wrócą", ale zawsze kiedy wróci mama, a gdy raz się zapytałam która mama, to Piotruś odpowiedział: "no nasza mama, Marylka". Teraz już są szczęśliwi bo oboje jesteście w domu. Codziennie odkreślali w kalendarzu dzień, który minął. Poza tym całe szczęście, że bywał u nas niemal codziennie Czesław - on jest dla nich ogromnym autorytetem, a do tego często przychodził z Misią.
Nic dziwnego - roześmiał się Andrzej - dziadek Czesiek musztrował ich gdy się przeprowadzaliśmy z Woli na Ursynów a na dodatek słuchała się go cała ekipa remontowo - przeprowadzkowa i dzieciaki to widziały. A poza tym Czesław traktuje dzieci jako rozumne stworzenia, nigdy na nich nie krzyczy bo zdaje sobie sprawę z faktu, że dzieci się dopiero uczą wszystkiego a nie rodzą się z wiedzą taką jaką mają już dorośli ludzie.
Czesław uśmiechnął się i powiedział - a ja się tego wszystkiego dość długo uczyłem od swego przyjaciela, czyli od teścia Wojtka, który nie tylko sam super wychował Martę ale i przy okazji mego syna, który, jak sam kiedyś powiedział mi, kocha swego teścia jak ojca. I nie mam o to żalu do mego syna, bo to prawda. Nie zawsze byłem takim mądrym ojcem jak należy. Musiałem wiele spraw przemyśleć, poczuć się upokorzony i zagrożony bym na wiele spraw odnalazł właściwy kąt widzenia. Marta roześmiała się - ale ty tato szalenie szybko się zmieniłeś i kocham cię tak samo jak tatę. Gdybyś z nami nie był to na pewno byłoby mi znacznie trudniej żyć, bo ty o nas dbasz i nam pomagasz, chociaż już jesteśmy wszak dorośli. Ja to się cieszę, że mój tata trafił na mądrą i dobrą kobietę, która była z nim nawet wtedy, gdy on uważał, że jeszcze nie może sobie ułożyć życia, bo musi więcej uwagi poświęcić mnie. I jak tak rozglądam się , to dochodzę do wniosku, że stanowczo życie ludzkie jest zbyt krótkie, a gdy wreszcie zdobędziemy jakąś mądrość życiową, to okazuje się, że zostaje nam niewiele czasu na jej wykorzystanie.
Nooo, trzeba to ogrodowe towarzystwo nieco nakarmić - stwierdziła Maryla i poszła po chłopców, a zaraz za nią wyszedł Andrzej mówiąc, że od razu uporządkuje to co ewentualnie nabałaganili. Gdy oboje wyszli z mieszkania matka Andrzeja powiedziała - Maryla jest niesamowicie dobrą i kochającą dziewczyną - traktuje chłopców tak, jakby sama ich urodziła. Andrzej chce by przeszła na pół etat, choć jak mówi to będzie mu smutno w pracy bez niej. I jest jeszcze jeden plus tego związku - już drugi raz zrezygnował z wyjazdu do Londynu. Twierdzi, że może w każdej chwili sprowadzić sobie tu filmy szkoleniowe a poza tym chce zejść ze stołka jedynego dobrego chirurga i być może zacznie uczyć młode kadry swoich następców.
Myślę, że tak powinien zrobić- stwierdziła Marta - to szalenie wyczerpujący zawód, pomału odbiera zdrowie, a Andrzej jest w takim wieku, że bez problemu trafi do głów nowych kadr. Wiem z własnego doświadczenia, że lepsza jest więź pomiędzy studentami a profesorami gdy pan profesor jest jeszcze młodym człowiekiem. W Polsce jest szalenie mało młodych profesorów, ale pomału i to się ucywilizuje, gdy sporo młodych zaraz po zakończeniu studiów zacznie robić doktorat, tak jak to zrobił Andrzej.
Rozmowa szybko dobiegła końca bo "obmawiani" weszli do domu - Maryla z Misią prosto do łazienki rodziców by wytrzeć Misię, której łapki umyła jeszcze w ogrodzie korzystając z wody w konewce, a chłopców Andrzej pogonił do łazienki na górze i zaraz zostali wstawieni pod prysznic, bowiem ich kolana były brudno zielone. Jak wyjaśnił potem Andrzej, to chłopcy klęczeli na trawie często przesuwając się po niej klęcząc, bowiem, jak powiedział Piotruś- "grali z Misią w wariata" a najwygodniej im było nie kucać do toczenia piłki ale właśnie klęczeć. Marta się śmiała, że powinno się im zrobić takie nakolanniki ochronne jak mają brukarze. Misia została napojona i nakarmiona i chyba się tą zabawą zmęczyła, bowiem zaraz usadowiła się w kieszeni bluzy dziadka Cześka i głęboko schowała mordkę, prezentując zadek. Na kolację, jak na porę jesienną przystało były dwie blachy różnych pieczonych warzyw.
Czyściutcy, wypucowani chłopcy w piżamkach i szlafroczkach siedzieli grzecznie przy stole na swoich nieco wyższych krzesełkach, które dziadek Albert zamówił u stolarza pod Warszawą. Marta siedziała nieco zamyślona, co zwróciło uwagę Andrzeja, więc się zapytał, czy może wspomina Turcję i żałuje, że nie pojechali jednak na wycieczkę w góry. Nie, nie żałuję, że nie pojechaliśmy, bo te góry to mało turystyczne są na pewno i pewnie byśmy się bardziej umęczyli niż coś ciekawego zobaczyli. Zastanawiam się tylko, dlaczego szef laboratorium za mną tęskni, bo mój pan promotor napisał mi, że mój szef nie może się mnie doczekać. A naprawdę niczego specjalnego sobie nie przypominam, niczego przed urlopem nie zbroiłam, wszystko zostawiłam zakończone i opisane. Obrona będzie zaraz po 15 października.
A ty się tak zawsze martwisz na zapas?- spytał Andrzej. Nie, nie zawsze, tylko nie mam pojęcia o co mu chodzi. Zostawiłam wszystko uporządkowane, opisane i nawet udało mi się nie wejść w konflikt ze szkłem, więc nie wiem co jest grane, bo na zdrowy babski rozum to facet nie ma powodu by za mną tęsknić. Gdybym zostawiła coś w trakcie opracowywania to bym rozumiała, że się nie może doczekać kiedy dokończę. No i dał mi namiary na drukarnię, bo jak napisał ma do nich zaufanie. Ponoć mała ale solidni. Andrzej zaczął się śmiać - ależ ta Warszawa mała! Podejrzewam, że wiem dlaczego on tak tęskni za tobą, ale nie mogę ci powiedzieć, bo dałem słowo, że nic ci nie powiem. Ale się nie denerwuj, to nie obłęd starczy u twego pana profesora, że ci polecił wypróbowaną drukarnię, czyli taką, z której teksty nie wypływają w czasie druku w niekontrolowany sposób i są ogólnie dostępne. A twój szef ma po prostu dla ciebie niespodziankę. Znasz dobrze psychikę facetów i wiesz, że jak mają jakiś dobry pomysł na prezent to najchętniej podaliby to w ogólnoświatowych wiadomościach a nie tylko w lokalnych. Ale mogę ci powiedzieć, że w komisji będzie pani doktor dermatolog, którą już znasz. No a czego mi nie możesz w takim razie powiedzieć, skoro mi mówisz, że ta pani dermatolog będzie w komisji? Dobrze że mi mówisz, to jeszcze trochę pobuszuję w dermatologii, żeby nie wypaść na ignorantkę z tej dziedziny.
Wojtek - możesz mi przylać - powiedział ze śmiechem Andrzej - ale ja uwielbiam twoją żonę- ona jest niesamowita! Jutrzejszy dzień zapewne spędzi zatopiona w dermatologii! Chyba wezmę dzień urlopu gdy ona będzie broniła i podepnę się pod tę komisję. Nie załapiesz się, kosmetologia nie ma nic wspólnego z chirurgią - kosmetolog działa bez ingerencji chirurgicznej- tak jak internista - odparowała Marta. Ale będziesz mógł razem z Wojtkiem poczekać na mnie pod salą. Jeżeli się obronię to prosto stamtąd pojedziemy na obiad do Bristolu, Jadał tam i sypiał tam Kiepura, więc i my możemy tam na tę okoliczność zjeść. Coś ty - ja wolę obiad u was w domu niż w którejkolwiek , nawet ekskluzywnej knajpie - zapewnił ją Andrzej.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz