W poniedziałkowy ranek Marta stwierdziła, że chyba się postarzała, bo kilka razy budziła się w nocy i właściwie to jest niewyspana i zdenerwowana. Kochanie, a czym ty się tak okrutnie denerwujesz? Idziesz dziś pierwszy dzień po urlopie do pracy, w której znasz wszystkich począwszy od portiera na wjeździe na podwórko a skończywszy na panience od parzenia kawy dla szefa. Marta skrzywiła się - u nas nie ma panienek, same mężatki są. Jestem niespokojna, bo nie wiem co mnie czeka- może szefowi już minęła chęć zatrudnienia mnie tutaj?
Wojtek ciężko westchnął, a potem powiedział - nie chcę być niemiły, ale ty chyba zgłupiałaś- przecież to nie jest jakiś głupol, więc wie, że gdyby cię teraz nie przyjął do pracy to konkurencja przyjęła by cię z otwartymi ramionami, tym bardziej, że się cieszył, że jest chociaż jedna absolwentka chętna do pracy w laboratorium. No fakt - chętnych nie było- stwierdziła Marta. Do produkcji też żadna nie chciała iść, wszystkie się nastawiły na własne gabinety kosmetyczne, nawet te, które mieszkają w takich dziurach,że się człowiek może godzinę zastanawiać gdzie to w Polsce jest i bez atlasu samochodowego to nikt by tam nie trafił. A w ogóle to boję się tej obrony.
Wojtek przyciągnął ją do siebie i powiedział - kilka lat wcześniej to ty mi tłumaczyłaś, że nie mam się czego bać, skoro mój promotor bardzo wysoko ocenił moją pracę, którą sam pisałem, więc wiem dokładnie co zrobiłem i dlaczego. I że osobnik broniący swej pracy jest wizytówką promotora więc nie dałby Komisji do ręki poplamionej i wymiętej wizytówki. Pamiętasz jak mi to do głowy wkładałaś? Jeśli ci to coś pomoże, to mogę dziś nieco później pojechać do pracy - mogę cię zawieźć i zaczekać na ciebie w samochodzie, ale muszę dotrzeć na uczelnię przed godziną jedenastą - wiesz, niedługo będzie rozpoczęcie nowego roku akademickiego, więc nagle się wszyscy uaktywnili, szef zwłaszcza. A może chcesz, żeby ojciec cię odwiózł i przywiózł z powrotem? Zapewniam cię, że dziś nie będziesz broniła pracy, obronę będziesz miała niemal za cztery tygodnie, więc wyluzuj. A nie będziesz miał żalu gdy mnie szef tu nie przyjmie do pracy? No pewnie, że nie, ja wolałbym byś ty wcale nie pracowała tylko zajmowała się tym co lubisz, bez problemu możemy przecież żyć we dwoje z moich zarobków. Możesz nawet zacząć studiować historię sztuki - dobra jesteś w te klocki. A może masz chęć na dziecko? Odstawisz tableteczki i zaczniemy majstrować dzidziusia- jakie jest twoje zdanie na ten temat?
Marta skrzywiła się - jeszcze mi się żadne dziecko nie marzy ani poranne mdłości a potem poród. To sto razy gorsze niż obrona pracy - stwierdziła. Jak na razie to wystarczają mi dzieciaki Andrzeja. Bycie ciocią jest znacznie mniej dolegliwe niż bycie matką. Ciocią to się bywa okazjonalnie, a matką to od chwili zapłodnienia. Od samego początku same nakazy na przemian z zakazami. Może ja odziedziczyłam za dużo genów po matce - ona mnie po prostu nie chciała. Nie sądzę - powiedział Wojtek - ty świetnie dogadujesz się z dziećmi- tak twierdzi Andrzej i Michał. I ty masz wybór, bo u ciebie to będzie bardzo świadoma decyzja a nie ślepy traf. Twoja mama chyba nie bardzo była świadoma konsekwencji swego działania - ty, w przeciwieństwie do niej podejmiesz w pełni świadomie decyzję o tym czy i kiedy chcesz byśmy mieli dziecko. Ja też jeszcze nie czuję powołania by już zostać ojcem, a jest więcej niż pewne, że nie odziedziczyłem genów twojej mamy.
Marta roześmiała się - przynajmniej co do tego to mamy pewność, bo nie ona cię urodziła. A moje geny sprawdzał tata nim się rozwiedli - jest moim tatą. Tata zawsze mówi, że tak naprawdę to dziedziczone geny są ważne tylko w kwestii chorób, i to tych które albo są dziedziczne albo sprawiają, że organizm dziecka jest na pewne choroby bardziej podatny, bo prawdziwym rodzicem jest ta osoba, która dziecko wychowa. I jak patrzę na Marylę to wiem, że on ma rację. Tak sobie myślę, że Andrzej tym razem to bardzo dobrze trafił. A wiesz - on się przyznał Maryli, że nim ją zaprosił do teatru to się ze mną w tej kwestii konsultował. Moim skromnym zdaniem to ona jest świetną pielęgniarką. I szefowa ją wybrała, by szkoliła praktykantki. Z chirurgów to zaraz po Andrzeju plasuje się Henio - Andrzej też go wysoko ocenia. On to taki skromny facet, zupełnie nie umie się sprzedać, więc dobrze, że Andrzej go docenił i zapewne wystawi mu taką laurkę, że wyląduje chłopak na szkoleniu w Londynie.
No to jedziemy - stwierdziła Marta - ja do laboratorium a ty na uczelnię. Zadzwonię do ciebie albo przynajmniej napiszę co to za tęsknota dręczyła pana kierownika. Muszę wziąć trochę orzechów i tych nadziewanych kulek. Pracy to dziś raczej nie będzie, za to się zapewne nagadam i opiję kawą. Wrzuć mi na smartfona zdjęcie naszego hotelu, bo ja nie mam ani jednego. I zadzwoń do swego taty czemu dziś nie przyszedł rano- bo mam wrażenie, że powinien był dziś być u nas wcześniej. Zawsze się denerwuję gdy go nie ma a powinien być- zapisz go do kardiologa na któryś najbliższy poranek, dawno się nie kontrolował. Najlepiej zadzwoń do Andrzeja żeby go zapisał, bo tak normalnie to mogą być kłopoty z terminem. Ja ojcu nie za bardzo wierzę gdy mówi, że wszystko z nim w porządku- on tak zawsze mówi, choćby nawet sam jego wygląd temu zaprzeczał. Ja mogę razem z nim pojechać na wizytę, szef wie, że potem to odpracuję.
Przechodząc przez portiernię została poinformowana, że "pan szef się dziś spóźni, bo mu ktoś oponę uszkodził w samochodzie, więc musiał dzień zacząć od wymiany koła i po drodze musi zahaczyć o warsztat albo o sklep z nowymi oponami. Oj, to paskudnie się szefowi dzień zaczął, bo to średnia frajda gdy rano zaczyna się dzień od zmiany koła. A bardzo ma tę oponę uszkodzoną? Strażnik spojrzał na nią i powiedział - chyba tak, bo straszliwie przeklinał - ja tu pracuję od początku , to już kupa lat i jeszcze nigdy nie słyszałem by szef tak straszliwie przeklinał. Wcale się nie dziwię - stwierdziła Marta - ja pewnie też bym była wściekła i też bym pewnie klęła -zapewniła go Marta.
Nooo, szef wściekły, bo to nowy samochodzik, dopiero tydzień go ma. No to faktycznie - nie ma się co dziwić, że jest zły. A czym teraz szef jeździ? - spytała. Taką prawie białą toyotą avensis, sporawa ta bryka - podsumował portier. Nie taka urocza pchełka jak pani samochodzik. Powiedziałem szefowi, że to pewnie jakiś życzliwy sąsiad go tak urządził, bo ludziska są straszliwie zazdrośni. Jak ktoś kupi taki elegancki samochód to zaraz sąsiadów skręca z zazdrości. A nikt się nie zastanowił, że oni sprzedali dwa samochody, bo żona szefa wcale nie jeździła swoim bo się straszliwie bała. Pani to się nie boi i jeździ tą miniaturą samochodu, a ona miała citroena, ale też z tych dość małych i ogromnie się bała.
Marta roześmiała się - ja też na początku się bałam, bo jeździłam z Mokotowa na praski brzeg i szybko zrobiło się ślisko, to się na początku bałam. No ale jeździłam wolniej, przezornie wychodziłam nieco wcześniej z domu i jakoś obyło się bez problemów. Po mieście to się dobrze jeździ takim małym samochodem i mniejszy kłopot z parkowaniem, można stanąć na niewymiarowym miejscu. I mało pali. Teraz to się czasem mąż ze mnie śmieje, że ja to nawet po bułki do piekarni, do której mam kilometr, to biorę samochód.
No to idę do siebie - stwierdziła Marta. Miłego dnia dla pana - powiedziała i poszła laboratorium. Gdy otworzyła drzwi i głośno powiedziała "dzień dobry wszystkim" któryś z chemików powiedział - a jednak jej nie porwali Turcy! A mieliście panowie nadzieję, że mnie porwą? - spytała. Może gdybym była taką wytlenioną na super blond to może by się ktoś na mnie skusił. A poza tym tam jest tak dużo turystek, że pewnie nie starczyłoby dla wszystkich pań chętnych facetów - odparowała Marta. Poza tym byłyśmy z obstawą, nasi mężowie nas nigdzie nie puszczali byśmy szły same, nawet po sklepach z nami łazili. Ojej, muszę wyjść do samochodu, zapomniałam wyjąć kawę z bagażnika - zaraz wrócę. Zostawiła przy swoim biurku swoją torebkę i szybko wróciła się do samochodu. Za chwilę przyniosła "tureckie słodycze" i dwie stamtąd przywiezione torebki mielonej kawy- takiej "do parzenia po turecku". Strażnik śmiał się, że tak ją zagadał, że zapomniała opróżnić bagażnik i nie wzięła z niego swojej siatki. Marta postawiła na swoim stole kawę oraz orzechy i tureckie słodycze, mówiąc, że gdy tylko przyjedzie szef ona zrobi dla wszystkich kawę taką, jak ta, którą tam piła. Szef dzwonił, że się spóźni, bo coś mu w tej nowej bryce koło nawaliło i musi je wymienić - poinformował Martę jeden z kolegów. Wiem, bo mi o tym powiedział jeden ze strażników.
Tak to jest, jak się od razu nie opije z pracownikami nowego zakupu - zaśmiał się jeden z panów. No ale on kupił tę swoją "avensisę" w czwartek po południu, a wiesz jaki z niego pracuś - dziś też dopiero w drugiej części dnia postawi nam kawę, poza tym ma dla nas jakąś niespodziankę i pewnie z uwagi na oszczędność czasu połączy dwie sprawy w jedną - komentował sytuację drugi. On ostatnio to już bardzo tęsknił za Martą- dodał swoje trzy grosze kolejny z kolegów. Albo za spadającymi słoikami - zaśmiała się Marta. Ale ja już przyrzekłam sobie i chirurgowi, że nigdy więcej nie będę łapać lecącego szkła - raz złapałam i wystarczy - powiedziała Marta. Chirurg mało zawału serca nie dostał a ja do dziś gdy widzę cokolwiek spadającego z góry to mam ochotę natychmiast uciec - szybko i daleko. A z kawą to może zaczekamy na szefa - zaproponowała Marta. Bo będzie nieco krzywo gdy skończymy pić a on właśnie wejdzie.
A masz jakieś fotki z tej Turcji? Mam, mogę je na chwilę wrzucić na kompa,żeby było lepiej widać. I przed wyjściem skasuję. W sumie to było tam bardzo, bardzo fajnie, tyle tylko, że wylot był nie z Warszawy a z Katowic. Widocznie czarter stamtąd był tańszy. Jechaliśmy do Katowic ekspresowym pociągiem- to tylko 2 i pół godziny, ale wylot stamtąd jakoś tak bliżej północy był. W sumie noc była nieprzespana. Z Antalyi do Side to raptem w okolicach 63, lub 65 kilometrów i jechaliśmy tam autokarem. W poprzednim sezonie to byliśmy w Alanyi, 120 km od Antalyi. No i Side jest ładniejsze, jest co zwiedzać. Było bardzo ciepło, woda miała 26 stopni codziennie. Było ciepło ale upał już nie przyduszał. Mieszkaliśmy cztery km od samego centrum miasta. Hotel fajny, bez kelnerów, wszystkie posiłki serwowane systemem bufetu, co nam bardzo odpowiadało. Hotel z własną plażą i basenem. Całkiem sporo zabytków, co wieczór dansing na płycie z polerowanego marmuru. Jubilerów w tym Side aż po kokardkę, ceny do łatwego przełknięcia, robią też na zamówienie, można, a nawet trzeba się targować. Najlepiej to jechać z własną paczką - my byliśmy w trzy pary małżeńskie. Plaża ładna, czyściutka, raniutko sprzątana. I jak się nie ma dzieci w wieku szkolnym to najlepiej jechać wtedy gdy nie jest to czas wakacji szkolnych. Jedna para z naszej szóstki ma co prawda dzieci w szkole, ale zostawili je w Warszawie z dziadkami.
W chwilę po tym, gdy Marta zamknęła komputer i wykasowała swoje zdjęcia, do laboratorium dotarł szef z nieco rozwianymi swymi przerzedzonymi włosami i bukietem kwiatów. Marta uśmiechnęła się i spytała a co z kołami pańskiego samochodu? Już wszystko jest w porządku? Wszystko już działa-okazało się, że najechałem wczoraj wieczorem na jakieś szkło, którego kawałki utkwiły głęboko w oponie. Na szczęście opony mam nowe, więc wystarczyło tylko to jedno koło wymienić. A wy , jak widzę, już wyżłopaliście kawę. To była turecka kawa, którą Marta dla nas przywiozła poinformował pan Bogdan. Ale ja mam dla pana, szefie, odsypaną porcję kawy i uratowane z "pogromu" słodkości tureckie i zaraz zrobię dla pana taką właśnie turecką kawkę - jeśli ktoś jeszcze ma ochotę na kawę to mogę zrobić nescę, też turecką, z domieszką cacao -powiedziała Marta- jest o wiele zdrowsza od takiej bez kakao.
Szef złapał ją za rękę i powiedział - zaczekaj dziecinko - te kwiatuszki to dla ciebie- i tu wcisnął jej w rękę wytworny bukiet róż. A poza tym mam dla nas wszystkich radosną wiadomość - mamy patent- a wśród twórców owego opatentowanego wyrobu jest pani Marta. Bo dodanie właśnie tego jednego składnika to był pomysł pani Marty, która wiele dni spędziła na szukaniu "co by tu jeszcze dodać", żeby to miało "ręce i nogi a na dodatek dobrze podziałało."
Ojejku, ale numer!- zawołała Marta. A wszystko przez tę moją pokaleczoną dłoń! Wszystko zaczęło mi się lepiej goić gdy połączyłam ten składnik z maścią, która jest dostępna w aptece bez recepty. Wyszedł nam udany dermokosmetyk. Ale pomimo tego przyrzekłam chirurgowi, że nigdy więcej nie będę łapać spadającego szkła i bez trudu dotrzymam tego przyrzeczenia. Raz się udało, że ścięgna nie zostały uszkodzone, ale to nie oznacza, że zawsze się tak uda.
No to ja teraz pójdę zrobić tę kawę dla pana - kochani, jeśli ktoś chce jeszcze kawę to mam taką nescę wymieszaną z prawdziwym kakao - jedyna niedogodność polega na tym, że trzeba ją sobie zamieszać przed wypiciem każdego łyka. Ale to naprawdę bardzo zdrowa kawa. No to ja ci pomogę przy tej bardzo zdrowej kawie- zaoferował się Bogdan. W kuchence powiedział do Marty - że też ja cię nie wypatrzyłem na tych studiach gdy jeszcze nie byłaś mężatką! To niczego by nie zmieniło w status quo -my z mężem jesteśmy parą jeszcze od podstawówki- poinformowała go Marta . I zamknij buzię, bo ci wrona wleci. Ja zupełnie nie rozumiem dlaczego każdemu na tę wiadomość opada szczęka. Widocznie oboje należymy do tych co to całe życie są sobie wzajemnie wierni.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz