Nesca z kakao oraz cynamonem zrobiła furorę. Dla tych, co bez cukru nie wyobrażają sobie kawy Marta przyniosła z domu cukier trzcinowy. I zaraz zaczęły się dociekania czym ta kawa jest słodzona, bo nikt z obecnych nie znał smaku prawdziwego cukru trzcinowego. A kuleczki nadziewane orzechami też wzbudziły duże zainteresowanie.
Szefie , może byśmy jakąś delegację zrobili do tej Turcji i zakupilibyśmy kilka kilogramów tej neski?- zapytał któryś. I tą przegryzkę do niej. Marta zaczęła się śmiać- kochani- ta neska to jest kupiona w Warszawie, w sklepie Lidla , a kakao też kupione w Warszawie i jest importowane z Holandii. Turecki w tym to jest tylko sposób jej serwowania - kawę i kakao dajemy w proporcji 1:1, czyli łyżeczka neski, łyżeczka kakao i pół łyżeczki mielonego na puder cynamonu i zalać wrzątkiem. Tylko nie kupujcie tej neski zmielonej na puder, a tę w takich jakby kryształkach- bo ona jest produkowana systemem liofilizowania, przez co jest znacznie smaczniejsza.
A przegryzki to upiekłam w domu sama, z gotowego ciasta tzw. francuskiego. Dowolne orzechy się tłucze na małe kawałeczki, kieliszkiem się wykrawa krążki ciasta, nadziewa orzechami, dokładnie się zlepia w kulkę i piecze. Żadna filozofia. Cieszę się, że wszystkim one smakują. A na potrzeby domowników to można te kulki po upieczeniu polać rozpuszczoną czekoladą, taką tak zwanie gorzką, czyli taką co ma powyżej 80% kakao.
A kiedy ty wracasz do pracy?- spytał Bogdan. No, jeśli tylko szef zdecyduje się przyjąć mnie na etat, to zaraz po obronie, która jest coraz bliżej. Muszę jeszcze swoją magisterkę obronić przed komisją. Zabawne, będę chyba pierwsza z tych co bronią. One jeszcze piszą swe prace, ale one to piszą pod kątem prowadzenia własnego gabinetu kosmetycznego. Z tym, że zapewne spora ich część to będzie tylko firmować w spółce. Ze trzy albo cztery, jak słyszałam, to nastawiały się na urządzenie gabinetu, ale ja odkryłam, że za nic w świecie nie chcę być czynną kosmetyczką.
No to skąd się wzięłaś na tych studiach?- zapytał któryś z kolegów. No bo oblałam chemię na wstępnym na medycynę- nie wpadłam na to, że bardzo dobry stopień z chemii w liceum to jednak za mało wiadomości na medycynę. Jak już "odpadłam", to dopiero wtedy się dowiedziałam od lekarza, że gdybym napisała w dokumentach, że chcę iść na medycynę estetyczną to zapewne bym była przyjęta a ja napisałam, że na wydział lekarski. Mam nadzieję, że wszyscy będziecie za mnie trzymać kciuki jak będę bronić.
A my przedstawimy szanownej komisji to pismo z Urzędu Patentowego, że jest pani współtwórczynią opatentowanego naszego wyrobu - powiedział szef. Zresztą pan profesor już wie - gdy tylko je dostaliśmy to zaraz go powiadomiłem - bardzo się ucieszył. Zresztą my też. Marta uśmiechnęła się - a ja już zdążyłam mieć jakiś napad paniki w domu i mąż mi przypomniał, jak to on miał taki "napad" przed swoją obroną i powiedział mi dokładnie to samo co ja mu wtedy powiedziałam.
A pani mąż to też z chemią lub medycyną związany? - zapytał szef. Marta uśmiechnęła się - nie, on jest informatykiem i zwabiła go do siebie Politechnika, ma etat naukowo- dydaktyczny i robi doktorat gdy nie wykłada. Ja to jestem kompletnie nieobeznana z tematem, dobrze że wiem co mam "wcisnąć" żeby uruchomić komputer i to tyle w kwestii moich umiejętności informatycznych. Ja naprawdę często nie wiem co ten komputer ode mnie chce, choć "rozmawia" ze mną po polsku. Dla mnie jest to głównie bardzo wygodna maszyna do pisania. Ale doceniam smartfona, bo mam łączność w każdej chwili z rodziną no i nie muszę nosić ze sobą aparatu fotograficznego. Zawsze się zastanawiam co ci ludzie tak stale siedzą z nosami w smartfonach. Niedługo to chyba dzieci w żłobkach będą miały komórki, a gdy będą szły do szkoły to każdy ze smartfonem w garści. Ostatnio byłam wręcz zszokowana, bo widziałam dziecko w wózku oblizujące z wielką lubością smartfona - na pewno miało niewiele ponad rok. W pierwszej chwili miałam ochotę powiedzieć kobiecie, która pchała wózek, że dzieciak liże smartfona, ale gdy spojrzałam na nią to zrezygnowałam z tego zamiaru nim dziób otworzyłam - była tak pochłonięta jakąś grą, że co najwyżej by mnie obsobaczyła za odwrócenie jej uwagi od gry. Swoją drogą to miała sporą podzielność uwagi, że pomimo pikania w grze potrafiła utrzymać równy kurs wózka.
Ale dzieciaki naszego przyjaciela, który także jest informatykiem, jakoś nie są wyposażone w komórki ani nie grają w gry komputerowe tylko w normalne, "staromodne" gry planszowe z pionkami i kostkami - tak jak to pamiętam z czasów dziecięcych. A ja zauważyłam, że jeżeli coś zapiszę ręcznie to zawsze to bardzo dobrze i długo pamiętam, natomiast treść tego co "nastukam" na kompie to mi jakoś szybko ulatuje z głowy. I na wykładach głównie robiłam notatki a nie nagrywałam wykładu na dyktafon. Moje drogie koleżanki wymownie stukały się w czoło że jestem taka zacofana. Jedna to mi nawet tłumaczyła że dyktafon nie jest drogim sprzętem i nieco szczęka jej opadła, gdy powiedziałam, że wiem, bo mam w domu dyktafon, a nawet dwa, bo jeden jest mój, a drugi męża. U nas dyktafon to służy mojemu teściowi do pozostawiania na nim wiadomości dla nas co jest na obiad, bo to on nas karmi - lubi gotować i bardzo dobrze mu to wychodzi. Ooo, to twoja teściowa ma dobrze z takim mężem- zauważył któryś z panów.
Marta uśmiechnęła się do niego i powiedziała - oni są rozwiedzeni, ale gdy byli razem to teść raczej nie bywał w kuchni - dopiero u nas rozwinął swe zdolności kulinarne, chociaż wcale nie musiał, bo ja umiem gotować. Ale teść ma nieco kłopotów z sercem, bo kiedyś miał zawał i pracuje tylko na pół etatu, więc sobie wymyślił, że będzie nam gotował. To mieszkacie razem z teściem? - facet wyraźnie zgłębiał temat. Marta popatrzyła na niego i powiedziała - czasami, gdy widzę, że się nieco gorzej czuje to proszę go by nocował u nas, bo jak mówił kardiolog to czasem i pięć minut w kwestii udzielenia pomocy jest bardzo istotne. Ma u nas swój oddzielny pokój, a poza tym już pojął, że nie musi odgrywać bohatera i zaczął bardzo o siebie dbać. Gdy teraz nas nie było to był pod opieką moich rodziców - zresztą on jest od lat przyjacielem mojego ojca, kiedyś razem pracowali.
Oooo, no i przyjaciele pożenili swe dzieci "miauknął" któryś. Pudło- spokojnie powiedziała Marta. Nasi ojcowie poznali się dzięki nam i wtedy zaczęli razem pracować, a do podstawówki to się szło z racji miejsca zamieszkania a nie wyboru szkoły tak jak do liceum - my się znamy od podstawówki. Tylko liceum robiliśmy oddzielnie- on w Austrii, ja w Polsce. Zrobił tam liceum, osiągnął pełnoletność i zdał na naszą Politechnikę nie informując o tym swych rodziców, w czasie studiów nieco pracował, to znaczy robił jakieś projekty, skończył studia i pobraliśmy się. Ja nie bardzo rozumiem czemu to wszystkich tak bardzo dziwi.
To nie jest tak, że my możemy z góry przewidzieć nawzajem swoje reakcje bo się szalenie długo znamy. Gdy on był już tu na studiach nie snuliśmy żadnych wspólnych planów "przyszłościowych", nawet nie widywaliśmy się zbyt często, więc mogliśmy popatrzeć na siebie wzajemnie z pewnej perspektywy i to była po prostu przyjaźń. Jego rodzice byli wtedy w Austrii a nad nim czuwał mój ojciec i to żeśmy się pobrali było dla nas jakimś logicznym ciągiem i tak naprawdę mało nas obchodziło co sobie o tym myślą nasze rodziny. Ja to jestem podpadnięta u swej teściowej, bo ona myślała, że będę firmować jej SPA i kosmetykę skoro zrobiłam te studia, więc jestem jej wielkim rozczarowaniem. Ale to przedsiębiorcza kobieta, więc na pewno kogoś znalazła by sprostać obecnym wymogom, że właściciel gabinetu kosmetycznego i SPA musi mieć magisterium , czyli tytuł kosmetologa lub wręcz być lekarzem dermatologiem.
Ojej - to jakieś novum - stwierdził Bogdan - dotąd wystarczało ukończenie kursu zawodowego lub licencjat na tej uczelni. No właśnie - stwierdziła Marta- i bardzo wiele dziewczyn jest mocno zawiedzionych, zwłaszcza, że to był ostatni rok możliwości zrobienia dyplomu magistra za darmo. Od teraz tu zostaje tylko szkolenie zawodowe na kosmetyczkę, studia magisterskie będą już płatne i chyba będą u Łazarskiego. Ja się jeszcze załapałam na bezpłatną całość. Wiesz - ja to się nawet nie dziwię, że zwiększyli wymogi- bo coraz częściej to "upiększanie" zaczyna być inwazyjne a nie każda pani kosmetyczka zdaje sobie sprawę z faktu, że ona nie ma prawa by naruszać powłoki skórne. Im się wydaje, że jak przetrą klientce skórę wacikiem umoczonym w spirytusie to już jest to miejsce dobrze wydezynfekowane, a teraz jest tyle przeróżnych bakterii i wirusów uodpornionych na antybiotyki, że w razie infekcji mogą być spore problemy i jakiś bardzo drobny zabieg, dotąd robiony przez kosmetyczkę może się źle skończyć.
I ty dlatego nie zostałaś kosmetyczką?- zapytał Bogdan. Nie, nie dlatego - doszłam do tego wniosku po pierwszej praktyce w gabinecie kosmetycznym poza uczelnią - po prostu za którymś razem pewnie udusiłabym klientkę gdyby zaczęła mi wyplatać głupoty, lub opowiadać o swojej rozbieranej randce. Ja rozumiem, że się można nudzić leżąc dość długo z maską rozgrzewającą na twarzy, no ale nie rozumiem dlaczego wtedy każda babka musi coś nawijać. Pod taką maseczką to można sobie spokojnie podrzemać lub snuć jakieś plany - ale gadać i to jeszcze opowiadać o swojej rozbieranej randce to już dla mnie jakieś zboczenie. Nie da się ukryć, że wiedza medyczna nie jest popularna wśród społeczeństwa - a fakt, że ktoś pracuje w białym kitlu nie oznacza, że może wykonywać takie same zabiegi jak chirurg i mało klientek o tym wie. Mamy serdecznego przyjaciela, który jest chirurgiem "miękkim" i w pewnej chwili zamarzyło mu się, że mógłby się przekwalifikować na chirurgię plastyczną, ale mu powiedziałam jak to może wyglądać, bo większość pacjentów olewa wszelakie zalecenia po operacjach plastycznych i zrezygnował z tego pomysłu. Pomijam już fakt, że każdemu, z natury rzeczy inaczej goją się rany pooperacyjne, a jak osobnik młody to może wystąpić bliznowiec, więc może być z tym kłopot. A wtedy nawet najlepsze "maściugi" nie pomogą. Ta nasza opatentowana też nie? - zdziwił się Bogdan. Też nie- nasza maściuga daje dobre nawilżenie tkanki, więc się skóra nie "ściąga". Na razie ciągle jeszcze kombinują jak walczyć z tworzeniem się bliznowca, bo on się tworzy głównie u młodych osób. Niektórzy ponoć naświetlają, ale jak mówił któryś z chirurgów to jedno naświetlenie za mało i jest nadal a jedno za dużo i może być nieciekawie. Po prostu trudno jest przeskoczyć naturę.
Dobra jesteś w te medyczne klocki - stwierdził Bogdan. Szkoda, że nie startowałaś drugi raz na medycynę. Marta uśmiechnęła się - a może to dobrze się stało , bo ja gdy się zdecyduję na dziecko to na pewno będę siedziała z dzieckiem w domu minimum trzy lub cztery lata. A taka przerwa w pracy w tym zawodzie to właściwie koniec kariery, bo przecież medycyna nie stoi w miejscu, wciąż się coś zmienia i trzeba być na bieżąco. Nie chcę by moje dziecko hodowało się wpierw w żłobku a potem w przedszkolu. Jak na razie to wszystko jest palcem na wodzie pisane, a przede mną obrona magisterki. Muszę wpaść na uczelnię i dowiedzieć się dokładnie kiedy to będzie i co mam dostarczyć oprócz siebie. Jak na razie to wiem tylko, że będzie na tym terenie gdzie kończyłam zdobywanie wiedzy. Ciekawa jestem czy jeszcze któraś będzie tej jesieni bronić. Dziwię się trochę, że nie sprężyły się bardziej, bo większość z nich jest spoza Warszawy i zapewne już zrezygnowały z wynajmowanych stancji więc będą musiały za każdym przyjazdem do stolicy wynajmować hotel. Ciekawa jestem ilu będzie kosmetologów w przyszłym roku gdy już będą musiały płacić za studia. Co prawda mają ponoć być jakieś stypendia, ale nie podejrzewam państwa o taką rozrzutność by finansować całe dwa lata studiów.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz