Do eksperymentu pod tytułem "rodzice Michała sprawdzają jak się teraz mieszka w Warszawie" nie doszło z dwóch względów- wpierw mama Michała stłukła i skręciła sobie nogę w stawie skokowym i zapewne wskutek uderzenia nastąpiło pęknięcie jakichś trzech różnych kosteczek w stopie i w stawie. Mama w efekcie wylądowała w szpitalu a na dodatek ortopedzi w liczbie pięciu orzekli, że nigdy więcej nie powinna chodzić w butach na podwyższonym obcasie. Poza tym rozmawiała z kimś ( tu padło nazwisko, które Michałowi nic nie mówiło), że niestety opieka medyczna w Polsce jest bardzo marna, bo o ile lekarze to nawet są nieźli, ale cały system opieki jest niedopracowany i dostanie się do specjalistów, nawet prywatnie często graniczy z cudem. Poza tym ich amerykańscy przyjaciele zastanawiają się czy oni oboje przypadkiem nie zwariowali, bo zdaniem przyjaciół zamiast wybierać się do Polski powinni ściągnąć do Stanów Michała z żoną i dziećmi, bo "przecież wiadomo, że tu byłoby im lepiej".
Michał po przeczytaniu tej wiadomości pokazał ją Ali mówiąc - jestem moimi rodzicami rozczarowany, chyba poziom inteligencji im się obniżył. Tysiąc pięćset razy pisałem i mówiłem, że nie mam najmniejszego zamiaru zamieszkać za oceanem, nie mam zamiaru opuszczać Europy. Tu mamy przyjaciół, teraz tu już mam ugruntowaną pozycję zawodową i naprawdę nie mam ochoty wszystkiego zaczynać od nowa. Poza tym nie podoba mi się życie w Ameryce - raz byłem służbowo i.......starczy. Nie przeczę,że są tam miejsca, które nawet chciałbym zobaczyć, zwiedzić, bo są cudami natury tak jak np. Wielki Kanion, ale za nic nie chciałbym tam się przeprowadzić i żyć. Oczywiście jeśli ty chcesz byśmy się przeprowadzili do Stanów, to z niechęcią, ale wtedy wyjedziemy. Dla mnie rodziną w Polsce stali się Ziukowie, a Wojtek i Andrzej serdecznymi przyjaciółmi. I nie chcę tego zmieniać.
Ala przytuliła się do niego mówiąc - ja i dzieci zawsze będziemy z tobą, niezależnie od tego co ty postanowisz. Nie palę się do wyjazdu z Polski, a Ziukowie są dla mnie rodzicami, którym mam sporo do zawdzięczenia. I bardzo lubię Martę i Marylkę - to dobre i mądre dziewczyny a ich mężowie to bardzo kulturalni faceci szanujący kobiety. I bardzo cenię sobie przyjaźń z nimi wszystkimi. Polubiłam twojego tatę, ale wiesz- oni już tyle lat żyją poza Polską, że podejrzewam, że szybko zapragnęliby tam wrócić. Mają tam swoje grono przyjaciół i to na pewno z "kasty" prawników, a tu twoja mama byłaby skazana głównie na moje towarzystwo, bo mama Marty pracuje, a rodzice Andrzeja mają swoje obowiązki bo to oni odstawiają chłopców do przedszkola i zerówki i prowadzą dom dla obu rodzin bo przecież Maryla nadal pracuje. Ostatnio Andrzej "pracuje nad Marylą" by przeszła na pół etat i w ramach tej połówki etatu zajmowała by się szkoleniem praktykantek. Bo wszyscy się zachwycają jej podejściem do pracy, do pacjentów no i faktycznymi umiejętnościami.
A ja nadal posiedzę jednak w domu, bo Mirek nie będzie chodził do szkoły na ósmą ale najwcześniej to na trzynastą. Gdy się zapytałam a co z dziećmi rano, no bo większość rodziców przecież pracuje, to mnie poinformowano, że przecież od 7,45 rano jest czynna świetlica - czyli dzieciaki pójdą już zmęczone do szkoły. Miauknęłam, że większość instytucji zaczyna pracę od ósmej i przecież rodzice muszą wyjść wcześniej do pracy nawet jeśli każdy porusza się po mieście samochodem, na co dostałam wyjaśnienie, że "jakoś sobie ludzie z tym radzą" a poza tym większość dzieci przychodzi do świetlicy sama. Wyszłam na nadopiekuńczą matkę - wariatkę. Ale nie widzę powodu dlaczego moje dziecko ma iść do szkoły zmęczone pobytem na świetlicy.
Gdy Michał opowiadał potem to wszystko Wojtkowi ten powiedział - żyjemy w nieco dziwnym kraju- z jednej strony jest rozdzieranie szat, że niska dzietność, ale jakoś niewiele się robi by wspomóc rodziny w opiece nad dziećmi. Przedszkoli państwowych nadal jest zbyt mało a na prywatne to mało kogo stać . Poza tym sam już masz doświadczenie z prywatnym przedszkolem - jak nie jakaś epidemia wśród dzieci to wśród personelu a te wszystkie epidemie ty opłacasz, bo płacisz też za dni, w których dziecko siedzi w domu a nie w przedszkolu. A słyszałem o kilku przedszkolach prywatnych opinie, że dzieciaki nie chcą w nich jeść, bo jedzenie jest niesmaczne. Ponoć są też teraz tak zwane szkoły "Społeczne", bo powoływane przez Społeczne Towarzystwo Oświatowe - oczywiście odpłatne, do których państwo dokłada swą cegiełkę finansową, która jest minimalna, bo nie pokrywa nawet 1/4 kosztu nauki dziecka w takiej szkole. Ale podobno dzieci są w tych szkołach szczęśliwe, bo klasy to nie czterdziestka dzieciaków ale poniżej dwudziestki i nikt się na dzieciaki nie wydziera.
Wiadomość, że rodzice Michała raczej nie przyjadą na rekonesans rozśmieszyła Wojtka. Wiesz - oni już młodziutcy nie są a wielogodzinne loty są męczące, a co do usług medycznych w Polsce - wszystko jest tu kwestią szczęścia ewentualnie przypadku. Ja miałem w pewnej chwili jakiś przebłysk, że zapisałem nas do tej przychodni prywatnego wszak szpitala i wykupiłem karnety - a oprócz tego to drugim szczęśliwym przypadkiem było to, że operował mnie Andrzej i tak z miejsca się zaprzyjaźniliśmy po jednej przegadanej nocy. A poza tym Andrzej był oczarowany Martą i moim teściem - Martą, bo nie zadawała głupich pytań i wiedziała co się dzieje, a mój teść oczarował Andrzeja swoją troską o mnie zupełnie jakbym był jego rodzonym synem a nie tylko zięciem. Zresztą, jak już sam zauważyłeś, to fajny z Andrzeja kumpel. Obaj zresztą jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi. I cieszę się, że to drugie małżeństwo Andrzeja okazało się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. A najśmieszniejsze, że Andrzej zaczął odróżniać Marylę od innych pielęgniarek przez Martę, bo ona mu kiedyś powiedziała, że Maryla jest jej zdaniem najlepszą pielęgniarką na tym oddziale nie tylko pod względem zawodowym ale do tego jest bardzo miłą i kulturalną dziewczyną. I zupełnie pominęła jej walory zewnętrzne, które wszak istnieją, jak zauważyłeś gdy byliśmy razem w Turcji.
A tak w ogóle to odkąd zacząłem tu studiować i wyjechałem z Austrii to dzieją się same fajne rzeczy w moim życiu. Udało mi się namówić ciebie byś został moim promotorem i jednocześnie nie przynieść ci wstydu swoją pracą i nawet ta praca nad doktoratem jakoś idzie do przodu. I już coraz rzadziej język staje mi kołkiem gdy mam prowadzić wykład. No i ożeniłem się z Martą, choć moja matka, gdy jeszcze byłem w liceum, podsuwała mi różne austriackie panienki i mówiła, że dziecięce miłości są baaardzo krótkotrwałe. Po prostu ona pamiętała Martę głównie z czasów podstawówki.
Michał uśmiechnął się i powiedział - panowie studenci bardzo sobie cenią twoje wykłady, bo ty im przy okazji zawsze podpowiadasz co powinni sobie koniecznie zapisać, bo niektóre wiadomości dość łatwo wyparowują z głowy bo są "oczywistą oczywistością" i każdemu się zdaje, że będzie to pamiętał aż do grobowej deski. Wiesz - ja często mam wrażenie, że ludzkie umysły porozumiewają się między sobą poza naszą świadomością - i chyba często tak właśnie jest. Gdy miałeś ostatnią swoją sesję i pisałeś ostatnie kolokwium pomyślałem sobie, że byłoby fajnie gdybyś mnie wybrał na swojego promotora, bo czułem, że twoja praca będzie ciekawa a poza tym "nie urobię się" przy tobie po pachy bo jesteś lotnym facetem, no i znałem jednego z twoich klientów, któremu robiłeś projekt i który był bardzo zadowolony - bo nie dość, że wszystko od pierwszego momentu działało, to ty jeszcze napisałeś prostą i łatwą do zrozumienia instrukcję. I, teraz to już się mogę do tego przyznać, powiedziałem szefowi jaką mamy perełkę w tym roczniku. Jak znam życie to szef nie od razu uwierzył i na pewno wpierw bardzo, bardzo dokładnie przejrzał wszystkie twoje wyniki. I jesteś jedynym facetem, z którym dobrze mi się razem pracuje, bo wyznajemy te same wartości, które w większości jednak wynosi się z domu. Ojciec co prawda marzył bym studiował prawo, ale gdy się zorientował jak mało mnie ten kierunek interesuje to przestał mnie zadręczać namawianiem na studiowanie prawa i roztaczaniem przede mną swych wizji na wspaniałą kancelarią prawną pan X -xi i Syn. No i zostawił mi nasze mieszkanie i wyjechał do Stanów i tam prowadził razem ze swym przyjacielem kancelarię. Tak według przepisów to ojciec już jest w wieku emerytalnym, Ziuk zresztą też. Ale Ziuk dużo pisze do czasopism naukowych i utrzymuje dobry kontakt z profesorami swojej byłej uczelni i jest na bieżąco ze wszystkimi nowinkami w swojej profesji. I, co mi wielce pochlebia, szybko mnie mentalnie adoptował, Ala jest nadal ukochaną synową i jest traktowana wcale nie jak synowa ale jak ich własna córka a cała trójka naszych dzieci to najukochańsze pod słońcem wnuczęta. Kochają ich, ale nie rozwydrzają. A Ziuk coraz rzadziej odwiedza pana majstra, który odkupił od niego "posiadłość" i za każdym razem mi przypomina, że to dzięki tobie oni znów mieszkają w stolicy i mają do nas blisko.
No ale ja tu nie widzę żadnej swojej zasługi - zaprotestował Wojtek. Mój ojciec nie chciał się przeprowadzić na Ursynów skoro ma mieszkanie raptem kilometr od nas. Zasługa jest po stronie Ziuka, że miał wystarczającą sumę pieniędzy. Jasne, że komuś całkiem obcemu nie sprzedałbym według poniesionych rzeczywistych kosztów tylko po cenie rynkowej gdy mieszkanie byłoby już oddane przez Spółdzielnię do użytku lokatorów. I wiem, że ty postąpiłbyś tak samo. I bardzo doceniam fakt, że Ziuk ile razy zamawia jakieś "specjały" u swoich byłych sąsiadów to zawsze telefonuje do nas z pytaniem czy i dla nas wziąć to co on ma zamiar wziąć dla siebie i dla was. Więc ile razy ty przeżuwasz w domu cielęcinkę to masz jak w banku, że my z ojcem i Martą także się pasiemy cielęciną. Marta stwierdziła, że w najbliższym sezonie owocowym zakupi przy pomocy Ziuka różne owoce i porobi soki owocowe, bo ma nawet coś co się nazywa sokownik. I już "wyczaiła", że najlepiej to będzie je zlewać do słoików a nie do butelek i jak znam życie to ona i mój ojciec przez tydzień codziennie będą się tym bawić w sezonie owocowym. A ja zapewne dostąpię zaszczytu bycia w tym czasie podkuchennym, czyli przynieś, podaj, pozamiataj, wytrzyj, dokręć pokrywkę! Marcie to się marzy by kupić dużą zamrażarkę i część owoców zamrażać, bo na pewno będą lepsze od tych mrożonek, które teraz można kupić. Ale może jej ten projekt wywietrzeje do lata. Na razie pani magister konferuje z trychologami.
Try-co? - zapytał Michał. Trychologami - to lekarze co się zajmuję wypadającymi z różnych powodów włosami - wyjaśnił Wojtek. Michał pomacał się po głowie i powiedział - no, odpukać w niemalowane drewno - jak na razie to mi jeszcze nie wypadają. Mam nadzieję, że w kwestii włosów to mam dobre geny. To pewnie po mamie, bo mama gdy była piękna i młoda to miała szalenie gęste włosy i zawsze pokazywała znajomym swoje zdjęcie, na którym ma włosy zaplecione w jeden warkocz który jej sięga poniżej talii a do tego jest tej samej grubości co jej przedramię. I pierwsze co zrobiła po maturze to obcięła włosy i ponoć była w domu dzika awantura z tego powodu. Ale jak mówiła to ich mycie a potem suszenie zawsze było dla niej koszmarem. Śmiała się, że jej włosy były dumą jej rodziców. Ostatnio nasza Księżniczka zapodała, że ona chce mieć takie włosy, żeby mieć "kucyki spinane gumkami z...żabką", na co Marek powiedział, że będzie głupio wyglądała, zupełnie jak Pipi Landstrum czy jakoś tak- w każdym razie on woli gdy ona ma krótkie włosy. Ala powiedziała dzieciakom, że krótkie włosy są jednak wygodniejsze, jeszcze sporo czasu upłynie nim te jej włosiny dadzą się spiąć w kucyki i dla zdrowia włosów jest lepiej gdy nie będą niczym spinane. To jeszcze nic- Mireczek, który we wrześniu przyszłego roku idzie do pierwszej klasy, zapytał się czy on też będzie musiał iść do pierwszej komunii,bo on nie chce, bo musiałby być w jakiejś sukience, a przecież nie jest babą. Więc czeka mnie niezła rozmowa na temat wiary i chętnie posłucham co mi na ten temat powiecie - Andrzej i ty. Wojtek tylko roześmiał się - ja ci mogę powiedzieć tylko, że mój ojciec jest genialny jeśli idzie o różne dziwne rozmowy z małolatami. Mnie to powiedział, że nikt nie wie czy jakiś bóg istnieje czy też nie- nikt go nigdy nie widział i nie słyszał, a ludzie gdy czegoś nie potrafią zrozumieć lub zrobić zawsze szukają pomocy u innych i zapewne dlatego wymyślili sobie, że istnieją bogowie, którzy są mądrzejsi i silniejsi od ludzi. I przyniósł mi do czytania starutkie wydanie książki Ch.Kingsleya "Heroje, czyli klechdy greckie o bohaterach", takie zabytkowe wydanie w tłumaczeniu Berenta z 1926 roku. I razem ze mną czytał jak to bogowie pomagali greckim bohaterom i to był wstęp do tematu czy bóg istnieje czy też nie. I nie zapomnę pewnie nigdy jednego zdania, które wtedy ojciec powiedział -że gdyby jakiś bóg naprawdę istniał i był wszechmocny, tak jak ludzie o nim sądzą, a do tego kochał ludzi, których ponoć stworzył, to nie dopuściłby do tego by były takie okrutne wojny i by ludzie zabijali się wzajemnie. A że mój ojciec i Marty się przyjaźnili tę samą opowieść usłyszysz od Marty. Możesz się też zapytać Andrzeja jak on te sprawy przedstawił swoim chłopcom. Jedno jest pewne - od razu Martę i mnie pouczono, że kwestia wiary jest sprawą wielce osobistą i każdy może wierzyć lub nie wierzyć a kodeks etyczny jest taki sam dla wszystkich. A ta "sukienka" o której mówi Mirek to taka tuniczka czy też alba biała nakładana na bardziej odświętne ubranie dzieciaków, bo ostatnio coś narodowi odbiło i zrobili z I komunii jakieś kuriozum- wielotysięczne prezenty dla dzieciaków, garnitury szyte na miarę, wynajęte limuzyny na podwózkę pod kościół, przyjęcia jak na książęcym ślubie. Przecież to wszystko chore. Andrzej miał ślub ślub kościelny i co? Czy przez to, że ksiądz coś tam wymamrotał i ich pokropił wodą święconą był to jakiś dobry związek? I oczywiście możesz o tym wszystkim porozmawiać z moim ojcem, ale myślę, że potem powinieneś sam o tym wszystkim porozmawiać z Mireczkiem. Bo jesteś dla niego autorytetem. On cię po prostu powiela, choć sam o tym zapewne nie wie. I choć nie ma twoich genów to ma twoje ruchy i reakcje.No a według metryki jesteś jego ojcem.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz