W drugiej połowie listopada Wojtek wyjął ze skrzynki na listy zieloną kopertę, dość dziwnie zaadresowaną, bo "adresatem" byli " Państwo Inżynierostwo Marta i Wojciech B....scy". List był wyraźnie nadany w Polsce, a tak dokładnie to w Warszawie, a adres na kopercie wydrukowany na maszynie. No ciekawe, ciekawe komu coś odbiło pod czerepem - dumał Wojtek oglądając kopertę na wszystkie strony. Z otwarciem koperty postanowił zaczekać do powrotu Marty, która wychodząc rano do pracy mówiła, że wróci tego dnia nieco później, bo wraz z szefem laboratorium jadą "do konkurencji" na jakąś konferencję "roboczą" i nie wykluczone, że po oficjalnej części konferencji będzie jej część nieoficjalna czyli wspólny obiad w zaprzyjaźnionej pobliskiej restauracji. Oczywiście będzie próbowała wymigać się od tej części nieoficjalnej, ale fakt, że szef ją bierze do "konkurencji" jest jego wyrazem zaufania do niej. Przedtem jeździła z nim na spotkania u konkurencji chemiczka, która już nie pracuje.
Biorąc to wszystko pod uwagę Marta tym razem przywdziała granatowy kostium, w którym brzegi żakietu były wykończone bardzo ciemnoczerwoną lamówką, dodała sobie kilka centymetrów wzrostu bardzo wysokimi ciemnoczerwonymi szpilkami i po kilku przymiarkach zdecydowała się na dość dużą torebkę na długim pasku, która bez trudu mieściła notes formatu A-4, a oprócz niego......pantofle, które bardziej nadawały się do prowadzenia samochodu niż szpilki. Wojtek dokładnie "zmierzył ją wzrokiem" i powiedział - wyglądasz szalenie oficjalnie i tak jakoś "zimno".
No bo jadę na oficjalne spotkanie służbowe a nie na randkę w ciemno - odparowała Marta. To jest strój dość uniwersalny i pasuje do każdej okazji. A poza tym to wełna setka, która się nie gniecie, a ten półgolf jest idealnie w tym samym odcieniu co lamówka żakietu. Tylko ta torebka ma nieco inny granat niż kostium. Ale to nie problem, faceci się na tym nie znają a jest na 99% możliwe, że będę jedyną kobietą w tym gronie. A wydawałoby się, że w tej branży to pracują same kobiety, ale one to pracują raczej przy produkcji a nie w laboratoriach.
Spotkanie u konkurencji trwało niecałe trzy godziny, a Marta nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to wszystko o czym mówiono można było spokojnie przekazać sobie wzajemne telefonicznie i że chyba szło w tym wszystkim o swego rodzaju podtrzymanie jakiejś tradycji. Cieszyła się bardzo, że jednak uparła się by jechać swoim samochodem, dzięki czemu miała wymówkę by nie pić wina. Co prawda jeden kieliszek wina do całkiem "sutego" obiadu pewnie by jej nie zaszkodził i widziała, że jej szef pochłonął nawet dwa kieliszki wina, ale stwierdziła, że skoro ona nie będzie pasażerką jego samochodu to kwestia czy i ile wina wypił nie jest jej zmartwieniem.
Siedzący obok niej chemik "od konkurencji" wyraźnie chciał się dowiedzieć czy wejdzie u nich "coś nowego" do produkcji ale Marta , jak to mówią, odkręciła kota ogonem i powiedziała - przecież tak naprawdę to nie wprowadza się nowych składników, bo jakby na to nie spojrzeć to skóra ludzka nie przepada za chemicznymi różnymi związkami i nadal H2O jest najlepszym i najzdrowszym dla niej kosmetykiem. Teraz jest tyle różnych alergii, że chyba zdrowiej jest skupić się na zdrowym odżywianiu i zdrowym trybie życia niż na różnych smarowidłach. Jak tak dalej pójdzie to kosmetykiem stanie się kawałek świeżutkiej słoniny wieprzowej do smarowania twarzy przed wyjściem z domu gdy będzie ujemna temperatura powietrza. A za jakiś czas się okaże, że nawet ten kawałek świeżej słoniny szkodzi skórze, bo w ramach zmniejszania lub zwiększania warstwy tłuszczu na mięsie wieprzowym zmienią składniki pokarmowe i słonina też będzie uczulać. Nie wiem ile w tym prawdy, ale ponoć dostanie się do alergologa graniczy z cudem i czeka się miesiącami na wizytę.
Noooo, teraz to dostanie się do każdego specjalisty jest problemem- wtrącił się do rozmowy szef Marty- moja żona ma problemy z nerkami i ostatnio po odstaniu ponad godziny w kolejce do rejestracji udało się jej zapisać na koniec marca, czyli za cztery miesiące i to tylko dlatego, że jest już pacjentką tego lekarza i jest w trakcie leczenia, bo nowych pacjentów to wcale nie zapisują do końca tego roku. Ponoć brak jest lekarzy- alergologów, nawet tych prywatnych.
Nic dziwnego- stwierdziła Marta - słyszałam, że coraz więcej lekarzy wyjeżdża do innych krajów europejskich, bo tam też brak jest lekarzy ale tam przynajmniej lepiej lekarzom płacą. Tyle tylko, że czy tu czy poza Polską praca lekarza jest szalenie wyczerpująca a do tego wymaga stałego śledzenia wszystkiego co się w danej specjalności dzieje bo wchodzą nowe metody leczenia, nowe techniki operacyjne i diagnostyczne. A w ogóle studia medyczne są szalenie ciężkie - dopiero teraz, już po magisterium cieszę się, że kiedyś oblałam egzamin na medycynę. Mam znajomych którzy ukończyli medycynę i widziałam z bliska jak wygląda ich praca - to praca rujnująca życie prywatne. Lekarz jest w swym zawodzie nie tylko w wyznaczonych godzinach pracy - to zawód zupełnie nie sprzyjający życiu rodzinnemu, zwłaszcza gdy się pracuje w szpitalu i to niezależnie od tego czy w prywatnym czy państwowym. Rozmawiałam kiedyś z lekarzem chirurgiem pracującym w prywatnym szpitalu i mówił mi że on niemal zawsze musi i w domu być "jedną nogą w pracy", bo w domu układa sobie plan operacji, które ma do przeprowadzenia w najbliższym czasie. Bo każdy pacjent jest inny pod względem stanu zdrowia a poza tym dopóki się "pacjenta nie otworzy" to nie bardzo wiadomo czy wszystko jest "jak w atlasie anatomii". Gdy miałam tę swoją niesławną przygodę z łapaniem zlewki szklanej to przy okazji okazało się, że mam jedno ze ścięgien w dłoni przykurczone i pogrubiałe, ale tak na co dzień zupełnie tego nie widać ani ja nie mam z tego powodu żadnych dolegliwości. Ale specjalista - chirurg właśnie od dłoni kazał mi przynajmniej raz w miesiącu sprawdzać czy zgrubienie tego ścięgna nie postępuje i jeśli cokolwiek wyda mi się podejrzane mam się do niego zgłosić. A z czego ci się to dziecino zrobiło? - szef po raz pierwszy "publicznie" zwrócił się do Marty "per ty". Nie mam pojęcia, nigdy przed tym łapaniem szkła nie macałam sobie wnętrza swych dłoni, a tak "na oko" to nic nie widać. Poza tym mam w pełni normalną ruchomość wszystkich palców, więc to może po prostu taka moja uroda. Podobno, jak twierdzą lekarze, każdy z nas ma jakiś feler w swej budowie, którego na co dzień nie widać, bo zupełnie nie przeszkadza w prawidłowym funkcjonowaniu człowieka.
Gdy wrócili do swej firmy i szli z parkingu do laboratorium szef powiedział - spisałaś się dziś na medal i jak znam życie to za kilka dni R. zatelefonuje do ciebie i złoży ci propozycję byś zasiliła ich kadrę. Skąd pan wie, że tak będzie? - spytała zdziwiona Marta. Szef przystanął - primo- mów mi po imieniu, secundo- znam go od lat.
Ale ja wcale a wcale nie chcę stąd odchodzić - no chyba, że pan, to znaczy , chyba że ty chcesz się mnie pozbyć. A w ogóle to ja tam niczego nadzwyczajnego ani odkrywczego nie powiedziałam. No i bardzo dobrze, choć Bronek wyraźnie chciał się dowiedzieć co planujemy. A ten twój tekst o słoninie i H2O był rewelacyjny- stwierdził szef. Marta uśmiechnęła się - ale ja po prostu powiedziałam prawdę - coraz więcej jest przeróżnych alergii i to nie tylko w dermatologii, mnóstwo jest teraz na świecie różnego rodzaju alergików. Mam szczęście bo ani w rodzinie mego męża ani w mojej nie ma alergików. Na studiach to było kilka dziewczyn uczulonych na pyłki roślin i całą wiosnę i część lata brały leki i były opuchnięte, oczęta miały wiecznie w czerwonych otoczkach. Wszelakie uczulenia są mało zabawne, zwłaszcza te na leki. Dobrze, że teraz "na dzień dobry" wypytują u każdego lekarza na co dany pacjent jest uczulony a w szpitalu to robią śródskórne próby. Nie jest to miłe, bo takie śródskórne wkłucie jest dość bolesne, no ale cel ważny. Kilka lat wcześniej zmarła córeczka znajomych - podali jej ewipan, na który ona była uczulona i niestety dziewięciolatka zmarła nim ją zoperowali.
Słuchaj- jeśli twoja żona ma problemy z nerkami, to może zafunduj jej wizytę w którejś z prywatnych przychodni lekarskich - jest już ich w Warszawie kilka i na pewno w niejednej z nich jest nefrolog. My oboje i nasi rodzice korzystamy z tych prywatnych przychodni. I mąż i ja nawet byliśmy operowani w prywatnym szpitalu- sam zabieg finansuje NFZ, ty dopłacasz za warunki bytowe - np. za pokój jednoosobowy i wyżywienie. Jeśli wpadnę na pomysł by się rozmnożyć to też skorzystam z prywatnego szpitala i to nawet jeśli będzie to droga impreza. Po prostu te kilka tysięcy złotych wydam na szpital a nie na pobyt wakacyjny nad jakimś ciepłym morzem. Zawsze mnie zastanawia dlaczego nie żal komuś by wydać sporo forsy na dwa tygodnie wakacji lub na jakąś popijawę z przyjaciółmi a wydanie tej samej kwoty na ratowanie zdrowia jest problemem.
A dasz mi namiary na jakąś przychodnię? -spytał szef. Marta uśmiechnęła się - ja znam tylko jedną, która jest na Mokotowie, ale wiem, że jest kilka w naszym mieście. Nie jestem zwolenniczką polecania konkretnej przychodni, bo przecież każdy z nas ma jakieś własne upodobania jeśli idzie o lekarzy. Po prostu przepatrz w sieci stronę "znany lekarz", poczytaj opinie różnych ludzi i sam wybierzesz, według własnych kryteriów. A w ogóle nim się gdziekolwiek zapiszesz na stałego pacjenta to wpierw wykup sobie jedną wizytę- najlepiej u takiego specjalisty, u którego bywasz często i tym samym sprawdzisz czy ci to miejsce odpowiada. Najbliższą taką placówkę to masz na Wałbrzyskiej. A za parę lat to będzie w naszym mieście takich placówek niczym grzybów w lesie po deszczu. Zaczynamy się europeizować. W Europie już dawno zrozumiano, że "darmocha" od państwa się nie sprawdza i to z różnych względów. Najszybciej to naród pojął w kwestii stomatologii i jeśli chcesz mieć ładne i dobrze leczone zęby to chodzisz do prywatnego dentysty.
No fakt- zgodził się szef. Jest tylko jeden mankament- lecząc zęby można zejść na zawał gdy płacisz za usługę- straszliwe ceny. Bo bardzo drogie są materiały i w ogóle całe wyposażenie gabinetu - wyjaśniła Marta. A drożyzna bierze się głównie z tego, że niemal wszystko jest z importu , czyli kupowane za dewizy - wyjaśniła Marta. Córka znajomej moich rodziców jest po stomatologii i jak na razie to wciąż zbiera pieniądze na wyposażenie gabinetu a i tak pewnie zadłuży się z tej okazji na resztę życia. Bo ceny unitów stomatologicznych są naprawdę nieco deprymujące. A co to jest ten "unit"? - szef aż przystanął na moment. Nooo, to ten fotel, skaler ultradźwiękowy, system ssący i pulpit sterujący do podawania wody i powietrza. A do tego dolicz cenę wynajętego lokalu, dobrze jest też przejść szkolenie w obsłudze modelu który zakupisz, by potem wiedzieć gdzie co nacisnąć. Unit montuje w gabinecie serwisant, co też nie jest darmową czynnością. Za sto tysięcy złotych można już kupić całkiem przyzwoity unit, ale taki dobrze "wypasiony" z podgrzewaniem wody to pochłonie i 150 tysięcy. No i jeszcze trzeba dodać do tego autoklaw stomatologiczny , niemal tani, bo ok. 7 tys zł, no i oczywiście całą furę "drobiazgów" jak torebki do sterylizowanych narzędzi, tony chusteczek jednorazowych, serwetek itp. Więc chyba najlepiej mieć gabinet z kimś do spółki, żeby nie stał pół dnia pusty. I albo samemu wieczorem sprzątać, albo kogoś do tej czynności wynająć. I trzeba się zastanowić czy zaangażować pomoc dentystyczną, czy nie. Bo jeśli się ma pomoc dentystyczną to przecież trzeba jej płacić pensję. A to wszystko razem jest przecież cenotwórcze.
I powiem ci szczerze - wzięłam od kilku swoich koleżanek, tych napalonych na własne gabinety kosmetyczne, adresy i telefony - nieomal umieram z ciekawości jak im pójdzie, bo niektóre mieszkają, że tak powiem- "daleko od szosy" i słuchając opowieści o ich miejscach zamieszkania miałam wrażenie, że mają nie zupełnie wszystko w porządku pod sufitem. Ale z tymi uprawnieniami mogą firmować gabinet kosmetyczny nie będąc wcale właścicielką tegoż - kwestia dobrze sformułowanej umowy.
Moja teściowa jest śmiertelnie obrażona, że ja nie chciałam firmować jej gabinetu SPA. Ale i tak na szczęście rzadko ją widuję, bo się teściowie na starość rozeszli i teść mieszka z nami, choć ma niedaleko nas własne mieszkanie. Ale bardzo dobrze nam się z nim mieszka - zupełnie bezkonfliktowy człowiek, a dba o nas jakbyśmy jeszcze byli małolatami. On jest po dawno przebytym i wtedy nie rozpoznanym zawale serca, więc ja wolę gdy on jest z nami niż o ten kilometr dalej. A poza tym jest wieloletnim przyjacielem mojego ojca. Pracowali kiedyś w tym samym resorcie. Śmiejmy się z mężem, że jesteśmy dziećmi dwóch ojców, za to bez matek.
To lekarz może nie rozpoznać zawału serca? - zdziwił się szef. No może nie rozpoznać - zapewniła go Marta. U teścia wtedy lekarka rozpoznała....zapalenie oskrzeli bo kaszlał i powiedziała, że to od kaszlu go boli w klatce piersiowej. No ale dwa lata temu gdy po kontakcie słownym ze swą żoną źle się poczuł porobiliśmy wszystkie badania i bezinwazyjną angiografię i wyszło, że miał kiedyś zawał. No i teraz dbamy o niego. A jest bardzo zdyscyplinowanym człowiekiem i też dba o siebie. I tak na wszelki wypadek mąż powiedział swojej mamie, żeby wybiła sobie z głowy jakieś niespodziewane swoje wizyty u nas gdy ojciec jest sam w domu. Zabronił jej też rozmów telefonicznych z ojcem. I na wszelki wypadek zmieniliśmy ojcu operatora komórkowego, więc teściowa musi telefonować albo do mnie albo do swego syna. A poza tym to ona nie mieszka w Polsce i nie bywa tu często.
Gdy Marta dotarła późnym popołudniem do domu Wojtek pokazał jej "zieloną" kopertę, na której nie było nadawcy. A od kogo ten list?- spytała Marta. Nie wiem - czekam na ciebie- jest adresowany wszak do nas obojga, więc postanowiłem zaczekać na ciebie.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz