Marta delikatnie wzięła kopertę czubkami dwóch palców, obejrzała znaczek pocztowy, stwierdziła, że na stemplu jest pieczątka świadcząca o tym, że list był wrzucony do warszawskiej skrzynki i powiedziała- to chyba jakiś kawał, w każdym razie nic służbowego bo żaden szef nie zezwoliłby na kupienie do firmy kolorowych kopert. A dlaczego?- zdziwił się Wojtek. Dlatego, że są droższe od białych - wyjaśniła Marta- to raz, a dwa - że zapewne szybko zaczęłyby służyć personelowi do celów prywatnych. Wojtek wyciągnął z szuflady "nóż do wszystkiego" i rozciął kopertę. Wewnątrz był karnet, na jego "okładce" był obrazek powozu konnego wydrukowany "złocistą" farbą" a pod spodem napis "Zaproszenie na Ślub".
Oooo, ciekawe kto ze znajomych się żeni - powiedział Wojtek. Nie wiem, ale to raczej ktoś z twoich znajomych, bo moje koleżanki ze studiów nie znały do samego końca mojego adresu. Wojtek spojrzał na nią i powiedział - tego mojego adresu też żaden z kolegów nie znał, znali adres mieszkania ojca, tego adresu nikomu nie podawałem. Oboje wpatrywali się w milczeniu w obrazek, w końcu Wojtek wziął karnet do ręki i rozłożył. Tekst wydrukowany wewnątrz niewiele im wyjaśnił, poza tym, że jakaś Gaby i Martin mają zaszczyt zaprosić ich na swój ślub, który będzie w dniu 4 grudnia w Pałacu Ślubów o godz. 14,00-tej. Pod spodem drobniejszym drukiem był dopisek, że po ślubie jest małe przyjęcie na Starym Mieście w restauracji "Bazyliszek", Rynek Starego Miasta 1, na które oczywiście również serdecznie zapraszają.
Marta pierwsza przerwała milczenie i zapytała - miałeś jakiegoś kolegę Martina lub chodziłeś z jakąś Gaby? Może jeszcze w Austrii? No coś ty! W Austrii to nawet prawie nie rozmawiałem z dziewuchami, a każdą wolną chwilę na studiach to byłem z tobą - oburzył się Wojtek. Były na roku chyba ze dwie lub trzy dziewczyny, ale żadna z nich na pewno nie miała na imię Gaby. Jedna z nich to już po pierwszym roku wymiękła, a tamte dwie to chyba jakoś dotrwały do końca studiów, ale na pewno żadna z nich nie miała na imię Gaby. To przecież raczej nie jest polskie imię. I wiesz - w tej chwili sobie uświadomiłem, że zawsze na takich zaproszeniach są podawane nie tylko imiona ale i nazwiska obojga. To jakieś bardzo dziwne to zaproszenie - to chyba jakiś kiepski dowcip. No ale nikt z naszych przyjaciół nie ma aż tak popieprzone we łbie, by nam coś takiego nadesłać!
Dawałaś Turkom nasz adres? Nie, nawet gdyby któryś chciał to bym nie dała - stwierdziła Marta. Ale mam namiary na tego od złota, bo może jeszcze tam kiedyś polecimy. Nooo, to nie jest wykluczone- fajnie nam tam było- głos Wojtka był nieco rozmarzony. Michałowi i Andrzejowi też się tam podobało. No bo tam było jeszcze ciepło ale nie powalał człowieka upał no i jakby na to nie spojrzeć to nie było tłumu z dzieciakami. Myślę, że jeszcze nie jeden raz tam pojedziemy. I ten hotel był też bardzo fajny.
Wieczorem Wojtek pokazał ojcu to przedziwne zaproszenie - ojciec spojrzał i powiedział - Gaby to twoja matka a Martin - wyraźnie jakiś jej nowy nabytek. Twoja matka po rozwodzie zmieniła sobie swoje drugie imię na pierwsze - ona ma na drugie imię Gabriela. I z racji rozwodu wróciła do swego panieńskiego nazwiska. Gdybyś jej szukał w Austrii pod swoim i moim nazwiskiem to byś jej nie znalazł. A ten Martin to nie wiem kto to jest a poza tym wcale mnie to nie interesuje. Nie bardzo tylko rozumiem dlaczego ten ślub ma być w Polsce skoro ona mieszka w Austrii, ale nie wykluczone jest że ona wróciła do Polski i tu kogoś omotała. Ten facet z którym mnie zdradzała to nie miał na imię Martin, a poza tym był chyba za mądry by się z którąkolwiek żenić, gdyż miał to samo i bez ślubu. Daj mi to zaproszenie, dowiem się swoimi kanałami kto bierze tego dnia ślub. Jakimi kanałami?- dopytywał się Wojtek. Ojciec uśmiechnął się - mam jeszcze kilku starych, dociekliwych kolegów, którzy nadal mają swoje wtyczki choć już sami nie pracują. Nikomu się nie chwaliłem, że się rozwiodłem a oni i tak już o tym od dawna wiedzą. A jeśli uznają, że to jakaś niebezpieczna dla niej znajomość, to ją mimo wszystko ochronią. Miałem do nich żal, że mi nie dali znać, że ona ma tu jakiś biznes, no ale skoro jej biznes państwu nie szkodził to nie było powodu by go zwinęli. Myślę, że nie szkodził- stwierdziła Marta- zapewne nawet niezłe podatki były z tego biznesu, bo te zabiegi to do tanich nie należały.
No popatrz- a mnie za każdym wyjazdem do Polski tłumaczyła, że jeździ tu dlatego , że tu zabiegi są znacznie tańsze niż w Austrii - stwierdził ojciec. Marta zaczęła się śmiać - dla niej na pewno były tańsze bo sama sobie nie płaciła ani za "materiały" ani za robociznę, ale gdyby za każdym razem musiała za nie płacić plus koszty podróży to pewnie byłoby na remis, a poza tym musiała trzymać rękę na pulsie i sprawdzać czy jej nie okradają po cichutku - stwierdziła Marta. Odbierała przy okazji pieniądze i zapewne wpłacała je na swoje polskie dewizowe konto. A wy pójdziecie na ten ślub?- spytał ojciec.
Marta i Wojtek odpowiedzieli pytaniem- a ty pójdziesz z nami jeśli my pójdziemy? No nie, ja nie dostałem zaproszenia. A skąd wiesz , że nie dostałeś zaproszenia, może jest w twoim domu w skrzynce - nie byłeś tam już kilka dni, więc nie wiesz. No fakt, ostatnio się tu u was zakotwiczyłem, ale nawet gdyby było to i tak bym nie poszedł. Jakoś za dobrze mi się tu was śpi. i dlatego siedzę wam na karku. I bardzo, bardzo dobrze, że śpisz u nas - stwierdziła Marta. Lubię gdy u nas jesteś.
Nam to przydałaby się taka meksykańska hacjenda - trzy albo cztery domy jednorodzinne stojące dookoła czegoś co jest podwórzo- ogrodem. Widziałam to na jakimś filmie. Każdy ma oczywiście werandę od strony podwórka i przez nią wyjście na podwórze. Wygląda to jak mini osiedle uformowane z domków ustawionych na planie podkowy, którego tylną część stanowią trzy garaże. Z tym, że takie prawdziwe hacjendy meksykańskie to są cztery budynki - mieszkalny jest jeden, reszta to zabudowania gospodarcze i garaż. No ale "taki numer" to nie przejdzie w mieście, gdzie każdy metr kwadratowy gruntu jest na wagę złota. Ale uważam, że i tak nie mamy źle z lokalizacją naszych mieszkań - wszystko w zasięgu przejścia piechotką w ramach spaceru.
W kilka dni później jeden z dawnych kolegów Wojtkowego ojca zawiadomił go, że faktycznie owa Gaby to jest jego była żona, a kandydat na męża jest 8 lat młodszy od Gaby, z urodzenia jest potomkiem Niemki i....Włocha i zajmuje się handlem i konserwacją sprzętu do uprawiania sportów zimowych i jak dotąd to ma wspólnika w swym biznesie. A ślub w Polsce, bo przecież to też kraj Unijny, więc można brać ślub w dowolnym kraju Unijnym. Być może to ów Martin umie dobrze liczyć i obliczył, że tu nie będzie musiał zapraszać swych rozlicznych kolegów, więc mniej na tę imprezę wyda.
Tato- muszę cię zmartwić - powiedział Wojtek- my nie mamy zamiaru iść na ten ślub, więc jeśli masz ochotę widzieć ją w objęciach innego faceta to musisz iść sam. Ale ja wcale nie mam zamiaru iść na ten ślub - jest wszak wolną kobietą i może wyjść za mąż za kogokolwiek zechce - mnie naprawdę to wcale nie obchodzi i jest mi absolutnie obojętne czy będą mieszkać po ślubie w Polsce czy w Austrii - stwierdził ojciec.
No i dobrze- podsumował Wojtek. A poza tym pojutrze rano jadę z tobą do naszej przychodni do kardiologa, więc na wszelki wypadek nic nie jedz rano, bo może kardiolog da ci skierowanie na pobranie krwi, to od razu je zrobisz. Andrzej cię zapisał na okresową kontrolę kardiologiczną. Mamy wyznaczoną wizytę na 8,00 rano. Synu - przecież ja się bardzo dobrze prowadzę, dobrze się czuję, więc po co ta wizyta? No bo sto lat temu miałeś zawał i musisz być pod stałą kontrolą, bo nie wiem czemu, ale lat ci przybywa a nie ubywa. Masz bywać co kwartał, więc trzeba tego pilnować. Ale dlaczego synku Andrzejowi tym zawracasz głowę? Nie zawracam mu głowy, on tam jest codziennie, bo tam pracuje. Po prostu on też jest zdania, że trzeba przestrzegać terminów badań kontrolnych przy pewnych schorzeniach. Marta z kolei musi sama z raz na miesiąc kontrolować, czy jej ścięgno w dłoni nie zaczyna się zmieniać, czyli czy nie zgrubiało bardziej i czy nie ma na nim jakichś gruzłów. A on i tak przy każdej okazji maca jej to ścięgno, a mnie z kolei wciąż przypomina, żebym czasem nie polazł na siłownię i żebym ćwiczył mięśnie brzucha bez obciążania go. Wiesz przecież, że on nas uważa za swoją rodzinę i jego dzieci nadal mówią do ciebie dziadku.
Na wizycie kontrolnej wykonano dodatkowo też badanie zwane "echo serca", czyli USG serca, bo jak twierdził kardiolog to on tam słyszy jakieś szmery w sercu, ale badanie to wykazało, że optycznie jest wszystko w porządku- zastawki serca działają prawidłowo, a wszystkie dotychczasowe zalecenia nadal są aktualne. Lekarz kilka razy powtarzał, że bardzo ważne jest by ojciec sporo spacerował i byłoby dobrze, by były to spacery po lesie. No i powinien sprawić sobie lekki, nieduży składany stołeczek, by w razie nawet niewielkiego zmęczenia chwilę posiedzieć i odpocząć. A latem dobry by był wyjazd nad morze, ale "plażowanie" nie na słońcu ale pod parasolem. A wyniki badania krwi to pewnie odbierze Andrzej bo na skierowaniu do laboratorium jest zaznaczone, że mają być odesłane do Andrzeja. No a zimą to jeśli będą jakieś silne mrozy takie około -20 stopni to ma nie wychodzić z domu. Ekstremalne plusy i minusy temperatur nie są w pewnym wieku korzystne dla zdrowia.
Gdy już wyszli z budynku ojciec powiedział - no widzisz synku? wszystko jest w porządku i nawet mam zmniejszoną dawkę leku. To nawet jest pocieszające moim zdaniem - zapewnił go Wojtek. I bardzo się z tego powodu cieszę i Marta też się ucieszy. Pomyślimy w domu nad tym spacerowaniem po lesie - myślę, że będziemy po prostu w weekendy jeździć do Powsina lub Konstancina - nam też takie spacery dobrze zrobią. Bo mowy nie ma byś sam jeździł gdzieś dalej od domu. W tygodniu to możesz podjechać autobusem do Łazienek lub Wilanowa - zawsze tam lepsze powietrze bo jednak drzew jest sporo a w autobusach w godzinach pracy nie ma jeszcze tłoku. A w weekendy będziemy jeździć gdzieś pod Warszawę. Okolice podwarszawskie na lewym brzegu Wisły są nawet dość lesiste. A latem pojedziemy do Sopotu - weźmiemy ze sobą oczywiście Misię. No to już wiadomo, że teraz cała nasza "paczka" zapewne zadekuje się w Sopocie i pewnie tak na przełomie lipca i sierpnia. Bo wtedy będzie już po egzaminach wstępnych, na których obaj musimy być. Podejrzewam, że wtedy i Ziukowie by pojechali do Sopotu. Ziuk co prawda za morzem nie przepada, ale lubi ciebie i dyskusje z tobą. Ale nawet jeśli oni nie pojadą, to będzie nas tyle osób, że " trójka" małolatów będzie dopilnowana.Wojtek ukradkiem zerknął na zegarek - no to jeszcze mogę się napić kawy gdy ty będziesz jadł śniadanie i muszę jechać do pracy. I od razu wpuszczę Michałowi sprawę Sopotu i zaraz po Nowym Roku zrobimy dla nas rezerwację - wtedy jest większy wybór mieszkań. No i z Andrzejem też muszę to omówić. Nie wykluczone, że z jego chłopcami pojechali by jego rodzice a on i Marylka odetchnęli by w Warszawie bez dzieciaków. Chociaż, trzeba to przyznać, jego dzieci są bardzo dobrze "wytresowane" przez dziadków. Podoba mi się jak ojciec Andrzeja i Ziukowie traktują te małolaty. Oni obaj wszystko spokojnie i bardzo, bardzo przystępnie tłumaczą dzieciakom i nigdy nie nadają tekstu z gatunku "dowiesz się gdy będziesz starszy a teraz masz zrobić tak i tak i nie ma dyskusji." Bardzo mi się to podoba. Ty byłeś jednak bardziej apodyktyczny. Marty tata też zawsze wysilał mózgownicę by nam wszystko rzetelnie i przystępnie wyłożyć. Zastanawiam się, jak w tym roku rozegrać święta i Sylwestra. Chyba musimy z Michałem zrobić jakąś burzę mózgów. Tak na chybcika licząc wyszło mi, że to będzie aż osiemnaście łebków przy stole. Andrzej z dziećmi i rodzicami to sześć osób, Ziukowie i Michał z Alą i dziećmi to siedem osób a my z rodzicami Marty to pięć osób. Chyba nie będziemy w tym roku robić takiego spędu.
No faktycznie - masz rację - razem z dzieciakami to będzie nas cała fura ludzi- zgodził się ojciec.Więc chyba będzie rozsądniej jednak gdy święta każda rodzina spędzi we własnym gronie. My to oczywiście z rodzicami Marty i pewnie u nas. Pomyślcie sobie lepiej o tym, byście spędzili gdzieś Sylwestra bez dzieci i rodziców. Może tak jak w ubiegłym roku u was? Pomógłbym tylko Martuni w przygotowaniach. No nie wiem, muszę to wpierw przetrawić z Martą - stwierdził Wojtek.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz