Człowiek planuje, kombinuje a potem i tak co innego wychodzi - westchnęła Marta wstawiając do piekarnika kolejne ciasto. Ponieważ stan zdrowia matki Michała uległ pogorszeniu ojciec jego zaproponował nieśmiało, by Michał przyleciał do Stanów - on ze swej strony zrobi wszystko, by Michał dostał "od ręki" wizę, bilet w obie strony oczywiście on opłaci.
Wiadomość od ojca dotarła w drugi dzień świąt i Michał zaraz poinformował o tym przyjaciół. No i co mu to da, że tam przyjadę - mówił do Wojtka. Mama nie ozdrowieje nagle na mój widok a ja nie mogę tak nagle zostawić Ali i dzieci. Ojcu się wydaje, że mogę w każdej chwili zwinąć żagle, włączyć silnik i zacumować w dowolnym porcie. Czwartego stycznia mamy bardzo ważne spotkanie w PAN, na którym będzie też nasz szef. Ty też masz na nim być - poinformował Wojtka. Ojcu to się wciąż wydaje że jestem jeszcze w liceum i może mną zarządzać. Mój widok nie uzdrowi matki a jeśli nie jest zbyt otumaniona lekami to może wręcz zaszkodzić, bo się zorientuje, że z nią jest zupełnie źle, skoro ojciec mnie ściągnął. Wojtek dyplomatycznie milczał, ale dobrze swego przyjaciela rozumiał, bowiem znał już kulisy wyjazdu rodziców Michała z Polski.
Napisz ojcu, że rozumiesz tę trudną sytuację, ale najwcześniej możesz wyjechać stąd 6 stycznia. Napisz tylko, że to kwestia twojej kariery, bo słowo "kariera" jest dobrze przez twego ojca przyswajalne - dom, żona , dzieci - niewiele w jego rozumowaniu znaczą. Tak wykoncypowałem na podstawie tego, co mi opowiadałeś. Michał uśmiechnął się - dobrze to ująłeś - tak właśnie jest.
W tym układzie to Sylwester będzie u nas, Andrzej z Marylą dotrze do nas po wieczornym dyżurze, z godzinę przed północą. Ojciec z panią Lusią idą na Sylwestra do Opery, rodzice Marty wdepną o północy na toast, ale może też być tak, że i oni wylądują w Operze, jeśli mój przedsiębiorczy tata zdobędzie dla nich bilety. Bo te dwa to dostał w prezencie od pracodawcy. A znając jego możliwości jest to wielce prawdopodobne, że je skombinuje.
Wy możecie przyjść do nas o której się wam zechce, nawet wczesnym wieczorem, to będziemy mieli wtedy sporo czasu na pogaduchy. Przecież trzeba zaplanować coś na wakacje. Z atrakcji sylwestrowych to będzie tylko Misia do miziania i przytulania. Spać możecie u nas, mój ojciec jeśli pójdzie spać to na pewno w swoim mieszkaniu. I możemy wziąć jakiś film z wypożyczalni, tylko to trzeba już teraz zgłosić jaki chcemy. A masz jakąś zaprzyjaźnioną wypożyczalnię?- zdziwił się Michał. Mamy, nawet całkiem niedaleko, bo na Malczewskiego. Ani Marta ani ja nie lubimy chodzić do kina, odkąd odkryliśmy, że możemy się przecież całować nie tylko w kinie i wolimy oglądać filmy w domu. A tę wypożyczalnię to prowadzi koleżanka Marty, z którą się znają od liceum. Jakoś tak zupełnie niechcący na siebie wpadły u fryzjera, który ma tu lokal. A tak się biedaczki zagadały, że aż miałem zamiar wpaść do fryzjerni i zobaczyć, czy Marta jeszcze żyje, bo tak długo jej nie było. A one stały pod tym zakładem i gadały- a nie przyszły do domu pogadać, bo i jedna i druga się spieszyła do własnego domu. Dwa razy koło nich przeszedłem i Marta mnie nie zauważyła, dopóki się obok niej nie zatrzymałem. Śmiałem się potem z niej w domu, więc mi wyjaśniła, że primo to ona nie rozgląda się po ulicy gdy z kimś rozmawia, a secundo - liczyła ile zmarszczek ma już jej koleżanka. A ta koleżanka dużo starsza od Marty? - spytał się Michał. No coś ty, są z jednego rocznika co najwyżej może być różnica prawie roku bo jedna może być ze stycznia a druga z grudnia tego samego roku.
Ala przed wyjazdem do Turcji to zainwestowała w jakieś masaże ujędrniające bo - jak twierdziła - nie chce mi przynieść wstydu swoim wyglądem, bo jakby nie było to ma za sobą dwie ciąże w tym jedna "solidna", bo dubeltowa, a Maryla i Marta nie mają takiej przeszłości - Michał zdradził "sekret" dobrej figury swej żony. Całą ciążę z "pareczką" codziennie się czymś namiętnie smarowała, żeby się jej skóra nie rozciągnęła i nie było blizn po ciąży.
Wiesz- ja to zupełnie nie rozumiem kobiecej logiki - skoro się zdecydowałem na to, byśmy mieli dziecko, to jest dla mnie jasne jak słońce, że po ciąży moja żona w pierwszym okresie może mieć mniejszą ochotę na seks, że może mieć nadwagę i nieco zdeformowaną figurę, ale to przecież nadal ta sama kobieta, którą kochałem te dziewięć miesięcy wcześniej i nie akurat za jej zewnętrzność, ale za to jaka jest w całości. My już też nie takie Adonisy jak kiedyś. Gdy Ala po porodzie wróciła do domu to dobrze, że byliśmy pierwsze kilka tygodni w hacjendzie Ziuków, bo Ziuk mi nakładł do głowy jak mam się zachowywać tak, żeby Ala jak najszybciej poczuła się dopieszczona psychicznie, Ziukowa się nią opiekowała i sterowała Mirkiem żeby Ali pomagał, tłumaczyła Mirkowi wszystkie zachowania niemowląt, tłumaczyła i cierpliwie wkładała mu do głowy, że on teraz musi pomóc Ali, a pomocą będzie to, gdy będzie się zawsze pytał w czym może mamie pomóc, pamiętał o myciu rączek, nie tupał i nie mówił zbyt głośno. Szczerze mówiąc to mam niewiarygodne szczęście, że Ala ma takich teściów z pierwszego związku, którzy mnie w pewnym sensie adoptowali. I tak naprawdę to jestem do nich bardziej przywiązany niż do swoich biologicznych rodziców.
Popatrz Wojtku jak to się wszystko dziwnie układa- z Andrzejem zaprzyjaźniliście się w jedną noc - dla niego ty i Marta staliście się rodziną. A my dwaj - z promotora i magistranta uformowała się para przyjaciół. Bardzo mi pasowało, że wybrałeś mnie na swego promotora, bo znam jednego z tych facetów, któremu robiłeś projekt. Na mój gust to za mało mu policzyłeś, bo projekt jest super, no ale fakt, że jeszcze nie miałeś wtedy dyplomu w kieszeni. Przejrzałem twoje wszystkie prace , wyniki kolokwiów i egzaminów i......nie wyrobiłem - powiedziałem Staremu o tobie, Stary też pewnie wszystko skrupulatnie przejrzał, bo on to taka piła jest i udało się nam ciebie u nas zatrzymać. No i panowie studenci cię lubią. Jak kiedyś podsłuchałem w naszym obskurnym barku, to jesteś facetem, który nie ma zwyczaju by swe frustracje wyładowywać na ludziach. A kilku wykładowców jest znienawidzonych właśnie przez to, że gdy są w złym humorze to się wyżywają na studentach.
Wojtek roześmiał się - tylko nie wygadaj się czasem, że chwilami to się boję, że za dużo od nich wymagam i gdy mi student zaczyna "odpowiadać " nieco od rzeczy i na okrągło to wpadam niemal w depresję, bo mam wrażenie, że pewnie źle coś im przekazałem lub niezbyt jasno. Marta mówi, że część studentów na pewno żyje w kiepskich warunkach, bo akademiki są przepełnione, niektóre wołają głośno o remont a zimą są po prostu niedogrzane. Nie każdego stać na porządną prywatną kwaterę i gdy pokój o kubaturze dwudziestu metrów kwadratowych dzieli trzech , a czasem czterech studentów to wesoło raczej nie jest. Wiesz - teoretycznie to są dorośli ludzie ale ta ich dorosłość to głównie wynika z cyferki w dowodzie osobistym. Weź pod uwagę i to, że wielu z nich przyjechało z małego miasta do stolicy i wszystko tu jest inne. Ja ich trochę rozumiem, bo po podstawówce, jak wiesz, starzy zaciągnęli mnie do Austrii i na początku czułem się tam tak jakbym nagle wylądował na Księżycu, a tam przecież mieliśmy porządny duży dom, moja matka w nim rządziła, było w nim ciepło i pełną michę miałem podstawianą pod nos, a mimo tego byłem zestresowany, bo nagle okazało się, że mój niemiecki to jak organ szczątkowy - jest, ale niewiele z jego obecności wynika. A nie przyjechałem z jakiegoś przysłowiowego zadupia, jak wielu naszych studentów. I cały pierwszy rok to miałem nauczyciela niemieckiego w domu i matka i ojciec też tylko po niemiecku do mnie mówili. A tęskniłem za Warszawą i za Martą, na dodatek byłem tak zarobiony,że nawet napisanie listu sprawiało mi trudność- nie miałem kiedy. A Marta tu dostawała świra, bo była pewna że milczę bo mi miłość do niej przeszła.
Pisała do mnie listy, ale ich nie wysyłała a potem wszystkie spaliła. Trochę nas wtedy ten mój wyjazd przerósł. Gdy przyjechali do Grazu po raz pierwszy to moja matka wzięła Martę do miasta na zakupy, a mój teść tłumaczył mi, co się dzieje w sercu i mózgu Marty i jakoś tak zadziałał, że zostaliśmy raz sami w domu, bo oni poszli do znajomych na kolację i wtedy mieliśmy okazję, by się wspólnie wypłakać, jak to nam strasznie źle na tym świecie. Moi rodzice to olewali nasze uczucia, ale ojciec Marty traktował nas poważnie. Nie wstawiał gadki, że to dziecinada. Więc może nic dziwnego, że go kochałem więcej niż własnego ojca. Ojciec Marty czuwał nade mną gdy studiowałem, chociaż miałem gdzie mieszkać, to prawie cały czas bywałem u nich, zwłaszcza wtedy, gdy rodzice zapewnili opiekę od rana do nocy siostrze mego ojca. A przed dyplomem to mieszkałem u Marty - oczywiście za zgodą jej ojca - miałem u nich swój pokój.
Reasumując to wszystko to żal mi trochę tych młodych, którzy przyjeżdżają tu z jakiegoś polskiego zadupia - i są nagle rzuceni na głęboką wodę a nie potrafią jeszcze dobrze pływać. Nie wiem ile w tym jest prawdy, ale słyszałem, że niektórzy penetrują kontenery na śmieci przy dużych marketach, bo do nich jest wystawiana żywność, która w danym dniu traci termin przydatności do spożycia. Myślę, że to jest okropne marnotrawstwo, ale o tym się niestety głośno nie mówi. Wydaje mi się, że powinni tę żywność wywozić i przekazywać do różnych noclegowni, bo jest ich trochę w stolicy. W każdym kraju są bezrobotni, bezdomni, nieprzystosowani do ogólnie przyjętych norm społecznych. Oglądałem kiedyś nie polski program o tym, jak szalenie trudno jest wyprowadzić ludzi np. z bezdomności, bo nie da się ukryć, że niedostosowanie się człowieka do ogólnie przyjętych norm społecznych jest szalenie trudne, gdy to wynika z pewnej niewydolności umysłowej.
Nim Michał zdążył napisać do ojca, że najwcześniej to może wylecieć z Warszawy 6 stycznia, dostał od ojca maila, że właściwie już nie ma po co przylatywać do Stanów, bo "niespodziewanie dla lekarzy i niego, mama zasnęła na wieki". Michał strasznie się zdenerwował i zatelefonował do swego ojca z pytaniem co to znaczy że "niespodziewanie dla lekarzy" mama zmarła. Nie wiem - odpowiedział ojciec- ale lekarz mi powiedział, że nie spodziewali się tak szybkiego odejścia swej pacjentki. I w tym układzie uważam, że nie ma sensu byś przylatywał. Prochy podzielę na pół, jedna urna będzie na tutejszym cmentarzu, a gdy będę jechał do Polski to przywiozę drugą, którą się umieści w rodzinnym grobowcu w Warszawie. Zdenerwowany Michał warknął w słuchawkę - całe szczęście, że mamy w Polsce tylko jeden grób rodzinny, a nie jeszcze ze dwa lub trzy. A kiedy ty tato chcesz tu przylecieć?- spytał.
Tak dokładnie to jeszcze nie wiem, bo mam tu aktualnie rozbabraną dość skomplikowaną sprawę i tak "na oko" to miesiąc lub półtora może to wszystko zająć. Teraz to już nie ma przecież znaczenia kiedy przywiozę prochy. Mamie to się ostatnio jakby nieco poprawiło i dlatego pisałem, żebyś przyleciał. Michał przez moment miał ochotę powiedzieć że on to by nie przyleciał natychmiast, ale dopiero po szóstym stycznia, ale "ugryzł się w język" i nic nie powiedział. Teraz ta wiadomość nikomu nie była potrzebna. No dobrze, a kiedy zamierzasz wrócić w takim razie do Polski na stałe?
Ojciec chwilę milczał a potem powiedział - wiesz, nie sądzę, bym się teraz w Polsce zawodowo odnalazł a nie mam jeszcze zamiaru przechodzić na emeryturę, chcę jeszcze pracować. A gdybym wrócił to musiałbym na nowo wszystko organizować a nie mam na to ochoty. Ty z kolei nie chcesz się tu przeprowadzić z rodziną, więc po prostu wszystko pozostanie tak jak było. W Polsce po tylu latach nieobecności to już nie mam przyjaciół a poza tym musiałbym na nowo zgłębiać różne przepisy bo u was wiecznie się coś zmienia- tu jest większa stabilność przepisów. Poza tym gdy ostatnio byłem to dotarło do mnie, że tak naprawdę nie mam już w Polsce żadnych znajomych a tym bardziej przyjaciół i zapewne nie prędko bym nowych znalazł. Część nie żyje, część już na emeryturze. Gdy zakończę tę sprawę, którą mam aktualnie to w drodze do Polski wyskoczę trochę na jakiś urlop w Europie. I może wtedy byśmy się spotkali w jakimś ładnym miejscu. Michał westchnął - tato - ja mam troje dzieci i pracę. Nie mogę ot tak- zostawić pracę i wyjechać w dowolnej chwili - to nie jest wolny zawód, jestem związany terminami, w których muszę pracować a nie być na urlopie. A etat mam nie tylko dydaktyczny ale i naukowy, więc praktycznie mogę być na urlopie tylko wtedy, gdy nie ma prowadzę wykładów. Pożegnanie z ojcem wypadło jakoś chłodno i zupełnie bezbarwnie.
Gdy Michał skończył rozmowę zatelefonował tylko do Wojtka, że jego mama już nie żyje , ale pomimo tego przyjadą z Alą do nich na Sylwestra. W skrócie opowiedział Wojtkowi przebieg rozmowy i swoje na ten temat przemyślenia. Chyba jestem mało wrażliwym człowiekiem - powiedział na zakończenie rozmowy.
Wojtek aż jęknął gdy to usłyszał i powiedział- weź ty się chłopie stuknij w czoło - oni oboje cię zranili, zostawili w chwili gdy zacząłeś studia, wzięli tyłki w troki i pojechali. A to, że w pewnej chwili otworzyli ci konto i wpłacali pieniądze i że zostawili ci swoje mieszkanie to zerowa ich zasługa. Jakoś nie myśleli wtedy o tobie a tylko o sobie. Dałeś sobie radę sam, bo pieniądze to przecież nie wszystko - umiałeś już zarobić na siebie, zrobiłeś doktorat, masz świetną opinię i jesteś znany w branży. A ja jestem dumny, że jesteś moim przyjacielem. Oczywiście zawsze, nawet dla dorosłego dziecka śmierć matki jest bolesnym wydarzeniem, ale twoja mama wyjechała i w pewnym sensie cię zostawiła. Oczywiście nie byłeś już małym dzieckiem, ale rozpoczynałeś nowy rozdział w swym życiu, a wtedy każdemu potrzebne jest wsparcie moralne. Mnie wspierał szalenie ojciec Marty, bo ja tak naprawdę uciekłem z tej Austrii i postawiłem rodziców wobec faktu, że zdałem pomyślnie na Politechnikę, ale oni jednak mnie cały czas finansowali a dorabiałem bo już miałem łeb pełen projektów i sobie zarobiłem na mieszkanie- sam wiesz ile, bo te pieniądze do mnie wróciły, bo to co wydałem zwrócił mi Ziuk.
Michał- przykro mi, że twoja mama już odeszła, ale nie jesteś sam, masz Alę i trójkę fajnych dzieciaków, masz wspaniałych teściów, bo Ziukowie są dla ciebie rodzicami, którzy cię cenią i kochają, masz też nas i Andrzeja - nie jesteś sam. Przyjedziecie do nas, pojemy dobrych rzeczy, Marta już piecze ciasta te co rok temu tak szybko znikały ze stołu, pomyślimy już o wakacjach żebyśmy znów gdzieś razem poszaleli- wpadł mi pomysł, że może tym razem pojechałyby z wami dzieciaki - moglibyśmy wybrać się do Austrii nad jeziora -jest to jednak bliżej niż Turcja, teraz w wielu miejscach są tereny dopasowane dla rodzin z dziećmi - już nawet trochę podglądałem w sieci.Cenowo wypadnie jak Turcja dla nas, bo podróż będzie znacznie tańsza. No ale o tym wszystkim pogadamy przy dobrym cieście i lampce dobrego koniaczku, bo przecież u nas zanocujecie. Mam nadzieję, że Andrzej z Marylą także.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz