Marta była "dumna i blada", że tak dobrze udało się jej utrafić z rozmiarem garderoby dla Maryli i Andrzeja i na kolejne jego pytanie ile jest jej winien odpowiedziała - przecież jesteśmy rodziną, więc ci powiem wtedy gdy ty mi powiesz ile jesteśmy ci winni z racji usług medycznych, bo wiem, że jesteśmy zarejestrowani jako twoja rodzina i mniej płacimy, czyli tak praktycznie to część należności jest brana z twojego konta. Więc bądź tak miły i nie psuj tego co jest. Wojtek od razu ją poparł i Andrzej "odpuścił".
Święta Wielkanocne były okazją głównie do spotkania się przy stole, pogoda była kiepściutka, zupełnie nie spacerowa, bo jak nie mżyło to padało. Niedzielę Wielkanocną Marta z Wojtkiem spędzili u rodziców Marty razem z ojcem Wojtka, Andrzej z Marylą i dziećmi i swymi rodzicami siedzieli na Sadybie, bo Andrzej miał nocny dyżur z niedzieli na poniedziałek więc chciał się wyspać i wypocząć na zapas , Ala z dziećmi i Michałem mieli u siebie teściów Ali i pana majstra wraz z żoną. W poniedziałek do hacjendy pana majstra pojechali wszyscy oprócz Andrzeja i Maryli - Andrzej odsypiał w domu nocny dyżur, a Maryla szykowała sobie notatki do szkolenia nowych kadr, więc dzieci pojechały z dziadkami.W ostatniej chwili rodzice Marty wycofali swój udział, bo Pati musiała jednak być w kwiaciarni, bo jej wspólniczka " zaniemogła" czyli załapała od kogoś gigantyczny katar, a Marta stwierdziła, że faktycznie będzie lepiej gdy zakatarzona wspólniczka poleży spokojnie we własnym domu a nie będzie rozpylać wirusów w kwiaciarni. Tata Marty oczywiście został z Pati i pomagał jej w kwiaciarni.
Święta, święta i....po świętach -skonstatowała Marta w poświąteczny wtorek. Mamy spokój ze świętami aż do grudnia. Muszę tylko do końca tego tygodnia potwierdzić Janeczkowi, że wynajmiemy jego domek. Jakiemu Janeczkowi? - zdziwił się Wojtek- co to za Janeczek? No ten ze Słowacji, ten właściciel domu na Słowacji. To on ma na imię Janeczek? No nie, on ma na imię Ondrej, czyli jak dla nas to facet jest dwojga imion bez nazwiska. On to jest Ondrej Janeczek. Więc upewnij się dziś czy Michał i Andrzej też na tę Słowację jadą. I przypomnij im obu, żeby sprawdzili w Sopocie czy aby na pewno panienki w tym biurze raczyły wpisać w rezerwację ich pobyt, bo chyba będą musieli tam wrzucić jakąś zaliczkę. A my w przyszły weekend pojedziemy obejrzeć ten letni domek nad Narwią. Podobno ta kuzynka Pati to chciałaby go sprzedać, więc pomyślałam, że jeśli to coś fajnego to może by go kupić - Pati mówiła, że to jest mniej więcej na wysokości Wieliszewa ale na północnym brzegu Narwi a do zapory to jeszcze kawał drogi, raczej bliżej jest do Zegrza Północnego i niedaleko stamtąd do jakiegoś ośrodka, który jeszcze niedawno był ośrodkiem dla wybranych. I jeśli to prawda to może idzie o okolice Jachranki.
Jachranka, Jachranka - powtarzał Wojtek wpatrzony w sufit. Mój ojciec będzie wiedział, zresztą jestem za tym, by on z nami tam pojechał w ramach rozeznania. No to chyba jasne, jak słońce, że pojedziemy tam z ojcem, skoro ma tam spędzić urlop - stwierdziła Marta. Słyszałam od kogoś, że Jachranka ma przed sobą "świetlaną przyszłość" jako ośrodek wypoczynkowy dla Warszawy i tam w planach jest budowa hoteli i szalenie idą w górę ceny ziemi. Bo gdy patrzę na mapę, to jako absolutny neptek w kwestii budownictwa, mam wrażenie, że ten północny brzeg Narwi bardziej nadaje się pod inwestycje budowlane niż południowy. Tylko byłoby miło, gdyby była jakaś mniej zakazana pogoda, bo w deszczu i wilgoci to wszystko wygląda sto razy gorzej niż przy dobrej pogodzie. Ale tak w głębi duszy to wcale nie jestem przekonana do kupna jakiejkolwiek nieruchomości - przecież nawet ten pomysł z kupnem mieszkania w Sopocie odpuściliśmy. To zawsze jest jakieś uwiązanie - potem chcesz gdzieś jechać i zaraz staje ci przed oczami ten domek stojący gdzieś "w kartoflach" i niszczejący, bo wiadomo, że dom nieużywany niszczeje. I chyba jedyną jego zaletą byłoby to, że to jest blisko Warszawy. A ponieważ żadne z nas nie ma "wolnego zawodu" i musimy być stale w pracy to chałupa byłaby wykorzystywana tylko w trakcie urlopu. A myśląc perspektywicznie to temat mamy w pewnym sensie już przećwiczony, że potem, gdy będziemy mieli jakieś dziecię, to dowożenie go do szkoły niestety wcale nie jest fajne- ani dla dzieci ani dla rodziców. Przecież Ziukowie mieli tę swoją hacjendę tuż, tuż koło Warszawy a jednak się przenieśli żeby być bliżej wnuków, bo jak powiedziała Ziukowa to dzieci znacznie lepiej się wychowują mając na co dzień i rodziców i dziadków. I popatrz na nas - trudno nas nazwać dziećmi, a jednak fajnie się mieszka gdy rodzice są cały czas blisko. Człowiek to też jest tak naprawdę stadnym stworzeniem. Andrzej to jest wręcz zaskoczony faktem, że tak mu się dobrze mieszka w domu razem z rodzicami i teraz się zastanawia dlaczego nie wpadł na taki pomysł wcześniej, więc mu tylko przypomniałam, że gdyby dokonał kiedyś innego wyboru i Lena byłaby akceptowana przez rodziców to zapewne też by mieszkał albo z rodzicami albo w ich pobliżu.
Tak jak było planowane w następny kwietniowy weekend wybrali się "hurtem" na wycieczkę by zobaczyć "miejscówkę na lato" jak się śmiała Marta. Kuzynka Pati okazała się być bardzo miłą osobą, z dużym poczuciem humoru i dystansem do siebie samej. Pojechali w dwa samochody, a Misia miała prawdziwy kłopot który samochód wybrać, więc zrobiła to za nią Marta i zarządziła, że w stronę Zegrza to Misia pojedzie w samochodzie rodziców a wracać będzie z "Wojtkami". Rodzice Marty zajęli się stroną konsumpcyjną wycieczki, a ojciec Wojtka wrzucił do bagażnika nieco różnych narzędzi plus środki czystości i sporo różnych szmat, ścierek itp. Tato- a po jakie licho to bierzesz?-dopytywał się Wojtek. Ojciec uśmiechnął się- no rozdam każdemu po szmacie i tym sposobem szybko pozbędziemy się kurzu. Gdy jakieś pomieszczenie jest długi czas nie używane to można w nim różne różne rzeczy zastać.
Też się czasem dziwię skąd się kurz bierze w nieużywanym, zamkniętym pomieszczeniu, ale fakt faktem, że się jednak skądś bierze. Wszystko jest wszak w ciągłym ruchu choć my tego nie odczuwamy i zapewne ten kurz to drobinki farby, którą jest pomalowany sufit i ściany, a w takim domku z drewnianym sufitem to może są odrobiny drewna - nie wiem. Drewniane ściany i sufity też nie są idealnie szczelne i gdy wiatr miecie piachem i kurzem to mogą się przedostawać do wewnątrz. Nagle plasnął się ręką w czoło -miskę jakąś trzeba zabrać i pognał do piwnicy po miskę. Wojtek wytrzeszczył oczy, ale Marta zaraz mu wyjaśniła- miska się przyda, bo trzeba będzie przecież co chwilę te ścierki przy odkurzaniu płukać. I wiesz, ten stary odkurzacz możemy wziąć.
W czterdzieści minut później byli w Zegrzu Północnym. Jechali za samochodem rodziców Marty, w którym, jak się później dowiedzieli, kuzynka Pati bardzo się zastanawiała czy trafi do właściwego domu. Ale jakoś trafiła. I nawet bez problemu udało się otworzyć bramę i wjechali do "miejsca na ogród", jak to ładnie określiła właścicielka. Zaraz po wejściu do domku włączyli ogrzewanie - w każdym pokoju były piece indukcyjne. W największym pokoju oprócz pieca indukcyjnego był też kominek a przy nim elegancko ułożone drewno. Panowie zajęli się "ogniskiem" domowym a płeć piękna zaczęła od zwizytowania kuchni. Stał tu stary piec kuchenny a na nim kuchenka elektryczna. Ojciec Wojtka zajrzał do kuchni i powiedział - tu wcale nie ma kurzu. Właścicielka się roześmiała - byłam tu we wrześniu i przed wyjazdem wszystko pomyłam i na zakończenie przeleciałam wszystkie powierzchnie takim płynem przeciw kurzowi, czyli wilgotną ścierką zmoczoną w roztworze płynu do płukania tkanin i jak widzę to jednak działa, a w lecie była chałupka dodatkowo uszczelniana- pod tą boazerią jest położona warstwa ocieplająca. W pół godziny po ich przyjeździe ktoś zapukał do drzwi - "pies obronny" cichutko zawarczał, więc go Marta wzięła na ręce zapewniając, że wszystko jest w porządku, no i zaraz dostała od Misi "liza". Pani Małgorzata poszła otworzyć drzwi - to był sąsiad z sąsiedniej działki okolonej wysokim żywopłotem z bardzo gęsto posadzonych iglaków. Pati szybko wyciągnęła termos z kawą i ciasto, a sąsiad zaczął opowiadać o tym, że teraz ten teren zaczął być nagle cenny i administracyjnie należy do Jachranki a w Jachrance to się budują "hotele wczasowe" i nagle wszyscy chcą kupować ziemię, zwłaszcza te kawałki nad Narwią, ośrodka rządowego już oczywiście nie ma i jest cała masa prywatnych domów. No i jest jeszcze jedna dobra sprawa, bo jest firma ochroniarska i można do niej się podłączyć. A pan sąsiad teraz mieszka tu stale, bo swoje warszawskie mieszkanie oddał synowi a syn bardzo pracowity pod pewnym względem i już ma dwoje dzieci, a sąsiad właśnie przeszedł na wcześniejszą emeryturę i siedzi tu stale. I działka ta po drugiej stronie pani Małgorzaty ma nowego właściciela i wkrótce zacznie się budowa , a właściwie to ma być tu przywieziony gotowy dom i stanąć na betonowej płycie. No nie wiem, czy to dobry pomysł - deliberował sąsiad. Nawet w takim tylko letniskowym domku to lepiej gdy jest piwnica porządnie wymurowana. Bo jak dobrze powieje to tę chałupę zwieje z tego betonu.
Sąsiad był chyba bardzo stęskniony towarzystwa, bo wcale się nie kwapił do opuszczenia domku. Ojciec Wojtka zaczął go wypytywać jak tu jest zimą z ogrzewaniem domków i sąsiad stwierdził, że on ma w piwnicy piec na gaz i pozakładane kaloryfery w pokojach. A gaz mu regularnie przywożą i to wypada taniej niż ogrzewanie elektrycznością. I właśnie dlatego między innymi dobrze jest mieć wymurowaną piwnicę, bo tam wtedy jest piec gazowy, który również ogrzewa wodę. I sąsiad zaprosił panią Małgorzatę do siebie, by zobaczyła jak to wygląda. Razem z nią poszli do sąsiada obaj ojcowie a Wojtek został z Pati i Martą, bo chciał zobaczyć jak wygląda "przygórek" i za zgodą p. Małgosi poszedł na pięterko. Misia była bardzo zaniepokojona, że nagle część towarzystwa "poszła sobie". Gdy wyszli Marta powiedziała do Pati, że za żadne skarby nie zamieszkałaby tu na stałe - co najwyżej latem, bo jest tu ładnie latem.
A potem Marta roześmiała się i powiedziała - my z Wojtkiem urywaliśmy się ze szkoły na wagary i pałętaliśmy się nad Narwią, ale na jej drugim brzegu. Tych wszystkich stojących tu domów nie było, po drugiej stronie Narwi też nie było żadnych domów, żadnych działek, nie było też żadnego rezerwatu. Tu była absolutna pustka po obu stronach rzeki - biegaliśmy na golasa i pływaliśmy w Narwi- woda była czyściutka. Krowy się na tamtym drugim brzegu spokojnie same bez dozoru pasły. Nawet nie były uwiązane tylko spokojnie się pasły, tam była łąka porośnięta chyba koniczyną a zaraz za łąką las, a one nie miały ciągot do lasu bo tam nie miały czego żreć. A widząc zdumioną minę Pati wyjaśniła - tata o tym wiedział i miał z nami bardzo poważne rozmowy - tata nas oboje uświadamiał. Zbiorowo, a nie każde z nas osobno. My już wtedy byliśmy oboje z Wojtkiem pewni, że gdy dorośniemy to zostaniemy małżeństwem.
Oboje byliśmy strasznie nieszczęśliwi gdy Wojtka wywieźli jego rodzice do Austrii. Oboje cierpieliśmy. Doskonale znaliśmy wzajemnie swoje myśli i reakcje i swoje ciała, ale z konsumpcją zaczekaliśmy aż do pełnoletności - tak na wszelki wypadek. A Wojtek w tajemnicy przed swoimi rodzicami złożył papiery na Politechnikę Warszawską, zdał świetnie egzaminy wstępne i gdy wiedział, że jest przyjęty to dopiero wtedy powiedział o tym rodzicom. Trochę byli na niego źli, ale wtedy wypłynęła sprawa opieki nad siostrą ojca i Wojtek wytłumaczył rodzicom, że to się świetnie składa, bo przecież on tam będzie mieszkał, więc jakby się coś złego działo z ciocią to przecież on wtedy zadziała, sprowadzi lekarza itp. Wojtek bardzo długo bardziej kochał mego tatę niż swego. A teraz są dla niego obaj tak samo ważni, kocha ich tak samo. Śmiejemy się często z Wojtkiem, że matki to się nam zupełnie nie udały, ale ojców to mamy na złoty medal. Ostatni raz widziałam swoją matkę z okazji sprawy rozwodowej - potem już nigdy. Tata mówi, że też jej nigdy potem nie widział.
Pati uśmiechnęła się - twój teść to dałby się porąbać gdyby tylko miałoby ci to w czymś pomóc- jesteś jego ukochaną córeczką. A twój tata kocha tak samo was oboje, zawsze słyszę hymny pochwalne dla was obojga.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz