Pogaduszki z sąsiadem zajęły pani Małgosi oraz obu ojcom niemal dwie godziny, bo pan sąsiad musiał się pochwalić i oczywiście nakarmić gości własnoręcznie zapeklowaną a następnie uwędzoną szynką, pokazał również ile to ma słoików z domowymi dżemami i konfiturami, jak również chwalił się zawekowaną włoszczyzną, która jego zdaniem jest super wynalazkiem.
W ramach uczczenia tak miłego spotkania ojciec Wojtka dostał sok z malin, kilka słoików różnych kompotów, słoik włoszczyzny i nawet słoik marynowanych grzybków. Panowie już się umawiali na wyprawy na grzyby, bo sąsiad był zapalonym grzybiarzem i jak twierdził, to znał miejsca "grzybodajne".
Pan Maciek - bo takie imię mu rodzice na chrzcie dali, miał ogromny żal do swego syna, że wcale do nich nie przyjeżdża, że wyśmiewa się z ojcowskich pasji do "udawania wieśniaka" i promowania w rodzinie i wśród znajomych różnych wyrobów domowych. Panowie oczywiście wymienili się numerami telefonów, ojciec Wojtka zapewnił pana Maćka, że ilekroć będzie miał coś do załatwienia w Warszawie to ojciec zapewni mu noclegi w swoim mieszkaniu. I nawet gdybym przyjechał z żoną?- dopytywał się pan Maciek. No jasne, zapewniał go ojciec - ja wtedy będę nocował u dzieci a wy będziecie mieli do dyspozycji moje mieszkanie. Tam są dwa pokoje z kuchnią. Bo ja często śpię u dzieci, nie u siebie. Po prostu moja synowa wymusiła na mnie, że ilekroć niezbyt dobrze się czuję, albo pogoda niezbyt dobra to wtedy zostaję u nich - mam nawet u nich swój mały pokoik. Bo od kiedy wiadomo, że miałem kiedyś nierozpoznany zawał serca to ona tak zarządziła. A poza tym, chociaż ona naprawdę dobrze gotuje, to ja im gotuję - chociaż w ten sposób mogę im pomóc, bo przecież oni oboje pracują po 8 godzin. Ja to tylko na pół etacie jestem - żeby nie zdziczeć zupełnie.
Szczęściarz z ciebie-podsumował Wojtkowego ojca pan Maciek - masz cały czas kontakt ze swoimi dziećmi. Ojciec tylko ręką machnął - po prostu od wielu lat przyjaźnię się z ojcem mojej Martuni - Wojtek i Marta chodzili razem do podstawówki, tam się poznaliśmy osobiście. Bo było tak zabawnie,że pracowaliśmy w tej samej instytucji a wcale się nie znaliśmy. No i się zaprzyjaźniliśmy, bo nasze dzieci już się wtedy znały. A mogę ci zadać niedyskretne pytanie - spytał pan Maciek. Możesz - podejrzewam, że chcesz się spytać o moją żonę. Pan Maciek kiwnął głową i spytał - jak na to wpadłeś? Wojtkowy tata roześmiał się - jestem rozwodnikiem od kilku lat - moja żona "zagustowała" w innych facetach. Na początku w starszym ode mnie, ale "nadzianym", a potem w sporo młodszych ode mnie. I właściwie mogę powiedzieć, że dzięki temu jestem szczęśliwym ojcem i teściem. Wiem tylko tyle o niej, że nie mieszka w Polsce . A że kontakty z nią podnosiły mi wyraźnie ciśnienie to syn zabronił jej by przyjeżdżała bez uprzedzenia do niego, bo ja jestem u nich codziennie.
Wiesz, kontynuował pan Maciek - czasem mi brak Warszawy- chodziliśmy z żoną do Filharmonii i z raz na dwa miesiące do Opery, poza tym do teatru. Teraz to cała wyprawa. I syn krzywo patrzy gdy zjedziemy do nich na nocleg. A ile się nasłucham, że mieszkanie ciasne bo to M-3 a do tego daleko od centrum bo na Piaskach. A to, że nie musiał na nie ani złotówki wyłożyć to pomija głębokim milczeniem. A pracuje w Hucie Warszawa, więc ma blisko do pracy. Boś go rozwydrzył - świata poza nim nie widziałeś, to teraz masz - podsumowała Maćkowa żona.
Wiecie co - z biletami do teatru i do opery to wcale nie jest w Warszawie teraz lekko - stwierdził ojciec Wojtka- w efekcie kupuje się je z wielkim wyprzedzeniem a przecież nikt z nas nie ma gwarancji że za miesiąc na 100% będzie mógł iść do teatru czy opery. No i wtedy, jeśli spektakl jest "chodliwy" to bez problemu można je sprzedać, no ale trzeba wtedy ruszyć tyłek z domu do teatru lub opery. Bardzo dużo przyjeżdża do Warszawy wycieczek i wtedy często jednym z punktów programu wycieczki jest spektakl w operze. Filharmonia ma znacznie mniejsze "wzięcie" wśród wycieczkowiczów. Przejrzyj Maćku spokojnie repertuar na internecie i dasz mi znać co chcielibyście zobaczyć. I może tak się złoży, że i ja dotrzymam wam towarzystwa.
W pewnej chwili rozległo się pukanie do drzwi i pan Maciek powiedział - to pewnie moja druga połowa się dobija - pewnie się do domu nie może dostać, bo jak zwykle nie bierze kluczy gdy ja z nią nie jadę. A jaka bystrota się z niej zrobiła -zobaczyła państwa samochody i od razu wiedziała, gdzie ma mnie szukać. Pati podeszła do drzwi i z uśmiechem na twarzy otworzyła je mówiąc - jeśli szuka pani pana Macieja to go pani znalazła- jest właśnie u nas. Proszę wejść chociaż na trochę. Kobieta przecząco pokręciła głową - nie mogę w tej chwili, bo mam w siatce dwie żywe ryby, chcę je wrzucić do wody. Miały być sprawione i przyprawione a mam żywe i najchętniej cisnęłabym je do Narwi! Pan Maciek uśmiechnął się do obecnych przepraszająco i powiedział - muszę państwa na chwilę opuścić i pomóc żonie z tymi rybami- nie rozumiem tylko po co je Zosiu wzięłaś żywe- miały być przecież tak przygotowane żeby je tylko na patelnię wrzucić. A co to za ryby - zainteresowała się Marta- niestety nie takie jak zamawiałam- miał być porządny szczupak a są pstrągi - wyjaśniała żona pana Maćka. No ale przecież pstrągi to też są jadalne - stwierdziła Marta.
No są- zgodziła się pani Zosia- ale mnie jakoś lepiej udaje się szczupak. Pstrągi to mi jakieś suche wychodzą. Ale te to są zapewne z hodowli a nie łowione w górskim strumieniu, więc na pewno są nieco tłuściejsze, bo są regularnie karmione a nie żywią się tylko tym co same upolują- stwierdziła Marta. A według tego co wiem, dodał ojciec Marty - do końca kwietnia jest okres ochronny na szczupaki i połowy to się zaczynają dopiero w maju.
Małgorzata tymczasem podreptała do łazienki, napełniła wodą niemowlęcą wanienkę, która dotąd wisiała na ścianie i zawołała - chodźcie tu z tymi rybami, bo zemrą z uduszenia się i nie będą smaczne. Pstrągi na szczęście jeszcze były całkiem żwawe i jak stwierdził pan Maciek to im podróż nie zaszkodziła. A czy ty kochana żono wiesz, że pojechałaś bez dowodu rejestracyjnego? Miałaś szczęście, że cię żadna drogówka nie dopadła. Pani Zosia skrzywiła się - ja zawsze jeżdżę bocznymi drogami, na których żaden przytomny policjant nie bywa, bo zdechłby z nudów i braku kandydatów na mandaty. Jest weekend to cała drogówka obstawia tylko główne drogi.
Pan Maciek wyjął z rąk żony siatkę z rybami i posłusznie wniósł ją do łazienki i wypuścił ryby do wanienki. Przez chwilę wszyscy w milczeniu przyglądali się pstrągom. Całkiem spore te pstrągi- zauważyła Marta. Ale ja wolę ryby morskie a najbardziej pod słońcem to nie lubię karpi. A morskie to najbardziej lubię .....wędzone. Tylko jakoś nie mogę wybaczyć rybom, że mają ości. Małgosia wypytała się wszystkich komu zrobić kawę a komu herbatę, dokroiła ciasta i następna godzina upłynęła w miłej, sąsiedzkiej atmosferze.
Pani Zofia była zachwycona perspektywą częstszego niż dotąd bywania w stolicy jak i tym, że w wakacje a może i w pogodne weekendy będą tu bywać warszawiacy. Na początku trochę nie mogła się "połapać" w powiązaniach rodzinnych nowych sąsiadów, ale pomału, pomału "załapała" kto z kim jest spokrewniony. Szalenie wzruszyła się, gdy dowiedziała się, że Pati tak naprawdę nie jest rodzicielką Marty, ale Marta jednak uznaje ją za swą matkę, bo jej zdaniem Pati traktują ją tak, jakby była rodzoną córką. Bardzo też się cieszyła z faktu, że latem tego roku będą tu "letnicy".
Wszyscy się zastanawiali jacy będą nowi mieszkańcy kolejnej posesji i wszyscy mieli nadzieję, że nie będzie zgrai nieletnich dzieci wrzeszczących od rana do nocy ani też ujadającego psa. My- powiedziała pani Zofia- nawet własnych wnuków nie zapraszamy tu na wakacje- bo tak prawdę mówiąc to tu nie ma żadnych rozrywek dla dzieci - oni by tu wyli z nudów, bo są przyzwyczajeni do sporej ilości swych rówieśników wokół siebie - obaj się hodowali wpierw w żłobku, potem w przedszkolu, bo synowa stwierdziła, że nie zamierza być kuchtą i niańką w domu. Syn jest straszne na nas obrażony bo miał nadzieję, że ja będę się zajmowała dziećmi. Nie ukrywam- nie żywię żadnych ciepłych uczuć do swojej synowej. I tak naprawdę to nie mogę pojąć co Paweł w niej zobaczył- ani urodna ani wykształcona ani mądra.
Marta zaczęła się śmiać - widocznie miała walory ukryte. Mam wrażenie, że większość matek zastanawia się ogromnie co ich syn zobaczył w dziewczynie, z którą się chce żenić. Moja teściowa też zapewne do dziś się zastanawia co Wojtek we mnie zobaczył. Na szczęście rzadko się widujemy i rzadko ze sobą rozmawiamy, więc ma sporo czasu na rozmyślania.
Panowie natomiast zastanawiali się jaki to będzie ten gotowy dom stawiany na płycie betonowej. Ten wasz dom ma fundamenty w ziemi, tyle tylko, że nie jest wybetonowane podłoże, ale jakby ktoś bardzo chciał to można zrobić tu piwnicę taką jak u mnie i wstawić tam piec do ogrzewania całego domu- przekonywał pan Maciek. Póki co, to ogrzewanie gazowe jest tańsze niż elektryczne. Wiemy o tym, tyle tylko, że jak na razie nikt z nas nie chce wyprowadzać się z Warszawy a jak sam widzisz to ten dom stoi pusty - tłumaczyła Maćkowi Pati. Małgosia ma ładne mieszkanie w Warszawie w pobliżu Parku Łazienkowskiego na Dolnym Mokotowie, my mieszkamy raptem 200 metrów od Marty i Wojtka, ojciec Wojtka też mieszka w pobliżu bo tylko kilometr od nich. A gdy nam lat przybędzie to na pewno się nie przeniesiemy poza Warszawę. Mam wrażenie, że zimą jest tu raczej mało zabawnie.
My tu jeszcze nie mieszkaliśmy zimą- przyznał się Maciej. Ostatnią zimę mieszkaliśmy u brata Zosi, bo oni wyjechali na rok do Iraku- on podłapał roczny kontrakt, więc się dogadaliśmy i mieszkaliśmy w ich mieszkaniu, a tu "wpadaliśmy" sprawdzać jak tu wygląda. Ta zima nie była zbyt śnieżna , ale i tak były kłopoty z dojazdem bo tu nikt nie mieszkał, więc drogi nikt nie odśnieżał. A ja- powiedziała pani Zofia- najchętniej bym ten dom sprzedała i kupiła 2 lub 3 pokoje w Warszawie i możliwie daleko od mieszkania syna. Mam nawet dogadane ze znajomą, że odkupię od niej jej mieszkanie na Solcu, bo oni się zamierzają przeprowadzić na Ursynów, bo na Ursynowie mieszka ich córka. Na razie jeszcze tego budynku na Ursynowie nie oddano do użytku. Wiem, część rodziny obwoła nas wrednymi ludźmi, ale mnie to nie przeszkadza. Nie widzę powodu dla którego mam pomagać synowi w jego życiu osobistym- daliśmy mu wykształcenie, dostał za darmo dwa pokoje z kuchnią - czas by już żył na własny rachunek za własne pieniądze. Najbardziej mnie wścieka gdy nasza synowa mówi, że pan Bóg daje dzieci to i na dzieci da. I kiedyś gdy synuś do mnie zadzwonił z pytaniem czy mogę im pożyczyć kilka tysięcy bo się "szarpnęli" na jakiś drogi sprzęt do gier, to powiedziałam, żeby sobie porozmawiali z panem Bogiem lub poszli do Kościoła, skoro Bóg daje dzieci i na dzieci. No i przez pół roku się nie odzywał do nas. Oboje pracują, jeśli jadą gdzieś na wakacje to najczęściej do jakiegoś ośrodka zakładowego, tyle tylko, że teraz tych ośrodków jest coraz mniej, bo nagle się tropnęli, że takie ośrodki nie generują żadnych zysków a tylko i wyłącznie generują koszty. A moja synowa do ubogich z domu to nie należy i rodzice wyprawili córuni weselisko na 150 osób. Dawno nie widziałam takiego hucznego wesela. Kościół tonął w kwiatach. Suknię to miała z jakiegoś importu całą obszytą jedwabnymi różami, podobno z Japonii ktoś to cudo przywiózł. Czuliśmy się tam z Maćkiem jak bardzo, bardzo ubodzy krewni. Mój brat to się do łez zaśmiewał gdy mu opowiadaliśmy o tym weselu.
A gdzie pracuje pani synowa? - spytała Marta. Nie wiem gdzie ostatnio pracuje - przez jakiś czas była kasjerką w aptece, potem załapała się w jakiejś przychodni lekarskiej jako recepcjonistka a może rejestratorka. Ona dość sporo jest na zwolnieniach lekarskich w ramach opieki nad dziećmi, bo te ich dzieci sporo chorują. I mam wrażenie, że chyba co jakiś czas ją zwalniają z pracy w ramach redukcji, bo na co komu rejestratorka czy recepcjonistka która wiecznie jest nieobecna. Oj tak- to jest spory problem- stwierdziła Marta- wiemy coś o tym, bo dzieci naszych przyjaciół więcej do przedszkola nie chodziły niż chodziły. Najgorsze było to, że to było prywatne przedszkole - przedszkole było nieczynne bo była jakaś epidemia, a opłatę nadal pobierano, bo przecież lokal był wynajęty.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz