Nim Andrzej wyszedł z mieszkania Marty, do domu przyjechał jej teść. Oczywiście zaraz Marta opowiedziała mu o całej sprawie i teść powiedział - pojadę na ten pogrzeb - tak zwyczajnie, po ludzku żal mi Andrzeju twojej teściowej - i wiem, że zawsze tym, którzy zostają w pewien sposób osieroceni, zawsze jest trochę lżej na sercu gdy na pogrzebie jest sporo osób. Rozumiem też Ciebie Andrzeju i nie potępiam twojej decyzji, że nie pójdziesz na ten pogrzeb. I też jestem zdania , żebyś nie mówił nic dzieciom o tym, że Lena nie żyje. To jednak jeszcze małe dzieci, dla nich pojęcie śmierci jest jeszcze abstrakcją. Myślę, że w ich pamięci nadal tkwi ta Lena, która ich w pewien sposób terroryzowała raczej nie zdając sobie sprawy z tego, że ich krzywdzi. Marta objęła teścia i powiedziała - to ja w takim razie pojadę razem z Tobą. Po prostu wyjdę trochę wcześniej z pracy - znam przecież i matkę i ciotkę Leny. Przy okazji porozmawiam z tą ciotką - wszak to od niej dowiedziałam się, że Lena była chora i powiem, że jestem na tym pogrzebie bo uznałam, że takie rozwiązanie będzie lepsze dla Andrzeja. Poza tym powiedzmy sobie prawdę w oczy- nieboszczykowi naprawdę obojętne jest ile osób będzie na pogrzebie - to w jakiś sposób ważne jest tylko dla rodziny zmarłego.
Andrzej głęboko westchnął - no i wychodzę na drania - powiedział. Ojciec Wojtka objął go i powiedział - nie wychodzisz wcale na drania - ciebie Lena też mocno skrzywdziła. Zapewniam cię, że gdyby teraz umarła matka Wojtka też bym nie pojechał na jej pogrzeb. Są wszak pewne rany na które nie ma żadnych środków przeciwbólowych ani leków łagodzących ten ból. Nie zadręczaj się, wszystko jest pod kontrolą. Jedź teraz do domu, do Maryli, niech się nie martwi o ciebie. To wspaniała dziewczyna, nie trzeba jej przysparzać zmartwień. A jutro się umówimy na pojutrze bo pojedziemy jednym samochodem, ale nie będzie to samochód Marty bo wieniec do niego nie wejdzie- pojedziemy moim - jednak jest bardziej pojemny i do bagażnika wchodzi więcej niż tylko damska torebka.
A Marylka czym dziś wróci do domu ?- spytała Marta. Bo może ja po nią pojadę do Kliniki, jeśli jeszcze nie wyszła. Andrzej zerknął na zegarek - pewnie już jest w domu - zaraz sprawdzę. Po chwili powiedział już dochodzi do domu. No to już jedź do domu, jutro się "domówimy" co do tego pogrzebu - zarządziła Marta. Idę teraz do mamy porozmawiać o kwiatach. To ja pójdę z tobą - stwierdził Andrzej. Marta pokręciła przecząco głową - nie ma mowy- zamówię takie bukiety, o których wiem, że ich zaraz po pogrzebie żadna hiena cmentarna nie ukradnie by je sprzedać - a ty się na tym nie znasz no i to zamawianie nieco potrwa- jedź kotku do Marylki. To jakieś gady kradną z grobów kwiaty? - zdziwił się Andrzej. Jak tak można?
Marta uśmiechnęła się - strasznie zielony jeszcze jesteś - to wolny kraj i wszystko w nim można - kraść też. Wolisz by było imię Lena czy Helena? Wszystko jedno -miała Helena na imię i tak pewnie będzie na klepsydrze. No to będą wstążeczki z imieniem Helena. Przyklejone tak, by ich oderwanie zniszczyło bukiet. To taka odmiana zabawy w policjantów i złodziei. Teraz są świetne kleje - trochę śmierdzą chemicznie, ale kleją wszystko, nawet ceramikę z metalem skleją w całość. Zastanawiam się tylko czy ćpuny nie zaczną się nimi odurzać tak jak to było z butaprenem - chyba. Nie wiem, bo nigdy żadnych butów sobie nie sklejałam - z reguły oddawałam buty w ręce szewca i nigdy nie używałam butaprenu.
Na podwórku Andrzej wsiadł do swego samochodu, a Marta powędrowała do kwiaciarni porozmawiać z Pati na temat kwiatów na cmentarz. A ty szoruj do domu i nie zapomnij utwierdzić Marylki w przekonaniu, że to ona jest twoją ukochaną kobietą. A kwiatki to chyba zamówię takie niebieskawo-fioletowe z żółtymi środeczkami- będą ci się podobać. I jutro ci powiem co załatwiłam.
W kwiaciarni Marta opowiedziała Pati co się wydarzyło - Pati była zdania, że właściwie było to najlepsze co mogło Lenę spotkać, bo przecież było wiadomo, że nie miała szans na wyzdrowienie a te pobyty "wegetacyjne", bo nie lecznicze w przepełnionym sanatorium to nic właściwie nie dawały, bo Lena od samego początku nie była systematycznie leczona. No a skoro ona poza tym co jakiś czas brała narkotyki i to na pewno zupełnie kiepskie jakościowo, a więc jeszcze bardziej trujące to całe szczęście w tym nieszczęściu, że Andrzej się z nią rozszedł i zabrał dzieci. Pati z Martą ustaliły, że będą trzy podłużne wiązanki na podkładzie- wszystkie trzy jednakowe pod względem koloru i wielkości. Na koniec Pati powiedziała: kolejny raz podziwiam twego ojca, że cię tak świetnie przeprowadził przez trudny okres dorastania i nie zostawił ciebie w tym "specyficznym sierocińcu" jakim była ta szkoła z internatem dla dzieci, których rodzice byli na placówkach. Nie zrobił przez to kariery i nie zbił majątku jak inni, ale uważam, że powinien być dumny nie tylko z ciebie ale i z siebie. Wiesz, to naprawdę miłe, że twój teść idzie na ten pogrzeb- on to już chyba nie wie które z was, ty czy Wojtek jest jego rodzonym dzieckiem.
Małgorzata była nim oczarowana - że taki mądry, sympatyczny i że chyba musiał być w młodości niezłym podrywaczem i oczywiście na pewno będzie nam dobrze się z nim na tym jej "zadupiu" żyło. Twój tata też się cieszy z tej perspektywy wspólnego urlopu - nareszcie będą się mogli nagadać do upadłego. A jak wasze plany związane ze Słowacją?
W porządku, mamuś, już nawet niemal wszystko z ciuchów kupione, domek też już zadatkowany, jeszcze tylko buty trekkingowe dla Michała są potrzebne. On ma jakieś niewymiarowe stopy. No ale jeszcze jest trochę czasu. My na Słowacji będziemy tydzień, potem tydzień po polskiej stronie, bo chcemy być w Polsce w tym czasie gdy rodzice Andrzeja i Michała będą z dziećmi w Sopocie - jakby nie było to zawsze łatwiej w razie jakiejś draki dotrzeć do Sopotu z Warszawy niż ze Słowacji. A ten facet, u którego będziemy mieszkać to pół Rom, pół Słowak i żeby było zabawniej to na imię ma Ondrej a nazwisko Janeczek, czyli jest dwojga imion bez nazwiska. Jego mamusia była Romką. Trochę to nas śmieszy, ale to bardzo, bardzo miły facet, jest po anglistyce i uczy angielskiego w liceum. I będziemy tam mieć jajka prosto od kury, a on stwierdził, że może nam nawet śniadania rano robić, bo co rano przychodzi wybierać jajka z kurnika i posprzątać ich ogrodzony siatką i żywopłotem wybieg, bo " te głupie kury nie chcą wydalać strawionego pokarmu w jedno miejsce". Szalenie się ubawiłam gdy z nim rozmawiałam po angielsku.
Mamuś, jak będziecie razem z moim teściem to trzeba na niego mieć oko, żeby za daleko nie łaził - ja mam wypisane co mu wolno a co nie za bardzo i czego mu absolutnie nie wolno. Oczywiście przed wakacjami to jeszcze go Andrzej doprowadzi do kardiologa na "przegląd".
Patrycja uśmiechnęła się i powiedziała - na pewno go nie wypuścimy do lasu tylko z panem Maćkiem - poza tym będziemy zawsze podjeżdżać do tych legionowskich lasów samochodem. Wszystko będzie pod kontrolą, nie martw się. Porobię na wyjazd nieco zawekowanego mięsa, żeby tam nie latać bladym świtem na targ po mięso a potem nie sterczeć przy garach zbyt długo. Tata to się z kolei zamartwia żeby wam nie odbiło i żebyście się nagle nie napalili na wspinaczkę na Łomnicki Szczyt.
Coś się tacie pomajtoliło - żadne z nas nie ma ambicji wspinaczkowych - weźmiemy przewodnika głównie dlatego, że jest to wymóg -to cholernie długa droga a do tego u Słowaków a nie u nas- uspokoiła Patrycję Marta. Poza tym to tam owszem, są na Łomnicy trasy wspinaczkowe, ale ta trasa jest trudna, ale nie wspinaczkowa. Znam takich co już nią szli i twierdzą, że to jednak niezły mozół i jest kilka trudniejszych miejsc, ale wszędzie są łańcuchy i inne ułatwienia. Ale jest jednak całkiem realne, że na szczyt wjedziemy jak Bóg przykazał kolejką linową, co jest też niezłym przeżyciem i tam posiedzimy 50 minut bo tylko tyle czasu tam można posiedzieć, jeżeli nie chce się tam przenocować i zjedziemy. No i jest to wersja o niebo tańsza, bo przewodnik to wydatek 300€ i jestem dziwnie pewna, że to jest wersja jeden do jednego, może góra jeden przewodnik i dwóch turystów. Zatelefonuję do tego Słowaka, u którego mamy mieszkać i poproszę go o przeprowadzenie rozeznania. Bo jakoś tak sobie uzmysłowiłam, że po górach to tylko Wojtek chadzał i troszkę z tatą ja, ale reszta to góry zna głównie z pocztówek. Prawdę mówiąc Słowacja jest na tyle fajna, że i bez pieszej wyprawy na Tatrzańską Łomnicę będzie całkiem ciekawie. Jest dokąd podreptać piechotą, jest też dokąd pojechać. Słowacja szalenie dużo zainwestowała w infrastrukturę turystyczno- wypoczynkową, a ceny są niższe niż w innych krajach strefy euro, więc ci co potrafią liczyć wydatki chętnie przyjeżdżają na Słowację. Według mnie to Słowacy są bardziej w Europie niż my. Sprawdzałam ceny w internecie.
Wieczorem zatelefonował do Marty..... ojciec Andrzeja. W pierwszej chwili Marcie przemknęła przez głowę myśl, że coś się stało z Andrzejem, ale od razu w pierwszym zdaniu starszy pan wyjaśnił, że telefonuje dlatego, by podziękować Marcie i jej rodzinie za wsparcie Andrzeja w tej niewygodnej dla niego sytuacji. Poza tym stwierdził, że doszedł do wniosku, że on pojedzie na ten pogrzeb zamiast syna. Nie była co prawda naszą ukochaną synową- powiedział- ale nie widzę powodu by karać za to jej najbliższą rodzinę. I oczywiście my z żoną też jesteśmy zdania, by nie mówić dzieciom o tym, że Lena nie żyje.
To w takim razie ja z moim teściem podjedziemy po pana i razem tam pojedziemy i wiązanka będzie wspólna od całej rodziny Andrzeja- stwierdziła Marta. Ja jutro rano zatelefonuję do ciotki Leny, mam jej numer telefonu i dowiem się szczegółów, bo Andrzej tylko wie, że to Cmentarz Wolski, a ja z kolei wiem, że to taki dziwny stary cmentarz, przez który przebiega regularna ulica. A podejrzewam, że po prostu tam rodzina Leny ma jakiś rodzinny grobowiec i to zapewne w jakiejś starszej części cmentarza.
Gdy Marta skończyła rozmowę Wojtek powiedział - ma facet klasę. A ja jestem ciekawa czy na pogrzeb zjedzie do Polski ojciec Leny. Strasznie dziwna cała ta rodzina Leny. I może nic dziwnego, że Lena była jaka była. No to ja zaraz wyślę sms do Pati, żeby na szarfie było, że to od całej rodziny Andrzeja.
Kociu, a powiedz mi dlaczego zamówiłaś trzy wiązanki? - spytał Wojtek. No bo planowałam, że jedna będzie od nas, druga od Andrzeja a trzecia od Ali i Michała. Jak znam życie to przez kilka dni po pogrzebie jej mama na pewno będzie na cmentarzu i będzie przeglądać szarfy z napisami. Starsze panie tak mają - zawszeć to jakaś pociecha dla nich, że zmarła osoba była żegnana przez konkretnych przyjaciół. Hmmm, nie wpadłbym na to - stwierdził Wojtek. No ale już wiesz i nie musisz na to wpadać- powiedziała cicho Marta. Popatrz- z początku myślałam, że się z Leną bardzo zaprzyjaźnię, mniej lubiłam Alę, ale życie pokazało, że z Alą bardziej do siebie pasowałyśmy i się z nią przyjaźnię.
Jeszcze tego wieczoru Marta rozmawiała z ciotką Leny, która całkiem przytomnie stwierdziła, że tak naprawdę to lepiej dla Leny, że już zakończyła życie, bo schizofrenia a do tego narkotyki to nie jest odpowiednie zestawienie by żyć długo i szczęśliwie. Marta dokładnie wypytała o pogrzeb, spytała się o to jak śmierć Leny przyjął jej ojciec i dowiedziała się tylko, że "na szczęście" zgodził się by Leny prochy zostały dodane do grobowca rodzinnego, w którym ze dwa lata wcześniej "robiono porządki", czyli otwarto trumny, szczątki spopielono i przełożono do urn i tym sposobem jest tam miejsce dla następnych członków rodziny ojca Leny. Ale wiesz, ten ojciec Leny to ma chyba nie za bardzo po kolei w głowie, bo złożył w kancelarii dokument, że w tym grobowcu nie mogą spocząć prochy matki Leny i osobiście o tym poinformował matkę Leny, z którą tak naprawdę nie ma oficjalnego rozwodu.
Wojtek wzruszył tylko ramionami i powiedział - wiesz- coraz częściej dochodzę do wniosku, że ludzie są dziwni. Dobrze, że matka Leny ma jakąś bliską rodzinę pod Warszawą. To chyba straszne dla matki, gdy jej dziecko umiera, bo to taka sytuacja wbrew naturze, niewłaściwa kolejność. Marta spojrzała na niego i powiedziała - mam podejrzenie, że gdybym umarła moja matka nie uroniłaby ani jednej łzy. Chyba że na pokaz dla jakichś widzów. Ostatni raz widziałam ją w trakcie rozprawy rozwodowej - byłam za młoda i za głupia by się rozeznać co tak naprawdę czuła gdy sąd rozważał pod czyją opieką pozostanę - ona chyba też nie miała za bardzo po kolei w głowie. Ale schizofreniczką to raczej nie była. Ja podejrzewam że przynajmniej jeden z naszych ojców wiedział gdzie ona przepadła. Ale teraz to naprawdę mi obojętne co się z nią stało i gdzie aktualnie jest. Tata bardzo skutecznie ją zastąpił a teraz to całe ciepełko matczyne mam od Pati.
Pogrzeb Leny oczywiście nie zgromadził tłumów, było poniżej dwudziestu osób. Matce Leny na widok ojca Andrzeja z lekka opadła szczęka, a jej siostra podeszła do niego i powiedziała, że to bardzo miłe, że przyszedł w zastępstwie swego syna i że obie z siostrą bardzo mu za to dziękują, bo zdają sobie obie dobrze sprawę z faktu, że Lena nie była jego ulubienicą. Ojciec Andrzeja w pewnym momencie odciągnął siostrę matki Leny na bok i dość długo z nią rozmawiał.
Msza w tutejszym kościele nie była długa, na drewnianym ozdobnym postumencie stała urna z prochami i oparte o nią zdjęcie Leny z czasu gdy była piękna i młoda, a tak dokładnie to zrobione gdy już była w sukni ślubnej, ale bez welonu. Do grobu było naprawdę daleko , więc starsze osoby zostały podwiezione na miejsce melexem, który trzy razy "obracał" tam i z powrotem. Ojciec Andrzeja, Marta i jej teść wymówili się z zaproszenia na stypę. Matka Leny całej trójce dziękowała za to, że przyszli odprowadzić Lenę "do miejsca wiecznego spoczynku", Marta ukradkiem obfotografowała grób i zapisała sobie jego "namiary". Dobrze znała obyczaje Andrzeja i wiedziała, że na pewno zaraz po 1 listopada Andrzej złoży tu kwiaty i na pewno przyjedzie tu też z chłopcami gdy już będą dużo starsi.
W drodze do domu ojciec Andrzeja powiedział, że zostawił ciotce Leny pewną kwotę pieniędzy, czyli dołożył się finansowo do pogrzebu, wypytał się jak matka Leny stoi finansowo i wziął adres ojca Leny, tak na wszelki wypadek, gdyby ten nagle przestał dofinansowywać swą żonę. I poprosił Martę i jej teścia, by te wiadomości zachowali dla siebie i nie dzielili się nimi z Andrzejem.
Marta wysłała do Andrzeja wiadomość, że już jest po pogrzebie i że zaraz jadą na Sadybę by odwieźć jego ojca i przy okazji zrobią dla siebie zakupy w tamtejszym zieleniaku i w centrali rybnej, więc najdalej za godzinę już będą w domu. Przez moment zastanawiała się czy dołączyć zdjęcie rodzinnego grobowca, ale zrezygnowała z tego pomysłu.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz