Gdy tylko Wojtek wsiadł do samochodu i przywitał się z szefem ten powiedział - "pozwolę sobie zaproponować byśmy porzucili oficjalne formy i mówili sobie po imieniu". Wojtkowi nieco opadła szczęka ze zdziwienia, ale nim zdążył coś powiedzieć szef otworzył małą torbę i wyciągnął z niej....mały jasiek w kolorowej poszeweczce i wciskając go w rękę Wojtka powiedział - nie wiem jak ty, ale ja jestem piekielnie śpiący, więc zaraz zasnę. Wolisz siedzieć z prawej czy z lewej strony?- zapytał.
Obojętne - stwierdził Wojtek. Ja też mógłbym jeszcze pospać, od ukończenia studiów nigdy jeszcze o tej porze nie wstawałem. No to świetnie - podsumował szef. Jeśli bym chrapał to mnie po prostu trąć, to na pewien czas przestanę. A ta ładna "panienka z okienka" na parterze to zapewne jakaś ciekawska sąsiadka? Wojtek uśmiechnął się lekko - to moja żona, mieszkamy na parterze. Wstała razem ze mną, wypiła kawę i teraz zapewne żałuje tego, bo ona jeździ do pracy na dziewiątą.
Pracuje w jakimś ministerstwie?- bo oni zwykle zaczynają pracować dopiero od dziewiątej - dociekał szef. Nie, pracuje w laboratorium chemicznym jednej z firm kosmetycznych, jest magistrem kosmetologii. I już nawet zdążyła być współtwórcą patentu - pochwalił się Wojtek. No masz chłopie szczęście- nie dość, że ładna to do tego mądra- to dość rzadkie zestawienie. A od dawna jest twoją żoną?- szef wyraźnie był zaciekawiony. Żoną to od chwili gdy ukończyłem studia, ale razem , parą, to my jesteśmy od czasu szkoły podstawowej - wyjaśnił Wojtek.
Żartujesz? - spytał szef. Nie , nie żartuję. Jesteśmy razem od piątej klasy szkoły podstawowej. Z tym ,że całe liceum byliśmy rozdzieleni, bo ja byłem w Austrii z rodzicami, a ona z ojcem tutaj. I może właśnie dlatego, że te cztery lata upływały nam na sporadycznych kontaktach to szczeniackie uczucie jakoś nam pozostało. Ona ma cudownego ojca - ostatnie dwa lata podstawówki to właściwie niemal u nich mieszkałem. On nas wychował- przez wiele lat kochałem go sto razy bardziej niż własnego ojca, ale teraz kocham ich obu. A mój ojciec to oddałby życie za Martę, gdyby zaszła taka potrzeba - to jego ukochana córeczka. To co powie Martusia to jest święte - świętsze i ważniejsze niż Biblia. Zwłaszcza od chwili gdy wysłała ojca do kardiologa. I zabroniła mojej matce przyjeżdżania do Polski i wizytowania nas bez uzgodnienia. Ojciec częściej nocuje u nas niż w swoim mieszkaniu, bo gdy jeszcze Marta studiowała to uparł się, że będzie nam gotował, bo Marty uczelnia była na praskim brzegu. On już teraz pracuje tylko na połówce etatu. Dobrze, że oboje z Martą lubimy jeść to samo bo gdyby było inaczej to musiałbym jeść to co ona lubi. U nas w domu to najważniejsza jest Marta, potem nasza psinka a na końcu ja.
Niesamowite, naprawdę niesamowita historia- stwierdził szef. Musicie do nas wpaść z żoną. Michał mi mówił, że ogromnie się zaprzyjaźniliście od chwili, gdy wybrałeś go na swego promotora. Byłem na waszych służbowych włościach- świetnie sobie urządziliście ten pokój.
Wojtek roześmiał się - najważniejsze, że udało nam się wydębić z magazynu te stare szafy i że udało się kupić folię do ich oklejenia i teraz wszystko wygląda dobrze, jak nowe. Trochę się napracowaliśmy, ale warto było. Teraz mamy wszystko pochowane no i Michał wreszcie pojął, że nie zostawia się otwartego pokoju gdy nas w nim nie ma. A widziałeś nasz kącik kawowy? Gdzie macie ten kącik? - dali wam jeszcze jakiś pokój? - dopytywał się szef. Nie, nie mamy jeszcze jednego pokoju, ale w pewnym momencie za dużo i za często wpadali studenci gdy nasz ekspres do kawy stał na widoku, więc przemeblowaliśmy pokój i mamy kącik kawowy. Poza tym sami sobie w swoim pokoju sprzątamy i dzięki temu nikt nie wie, że mamy ekspres. Od razu jakoś znacznie mniej studentów ma do nas sprawy do omówienia. A my czasem naprawdę potrzebujemy nieco ciszy żeby myśli pozbierać. Wiesz - Michał to jest niesamowitej dobroci facet i trochę całe towarzystwo rozbestwił.
Szef roześmiał się - obydwaj ich rozbestwiacie - ty im tak wszystko tłumaczysz na wykładzie jakby byli dziećmi, a Michał na egzaminach też się z nimi cacka - zauważył szef.
Oooo, ja to podziwiam Michała, gdy on egzaminuje - powiedział Wojtek. Ja to bym już dawno wykopał delikwenta za drzwi a on bardzo cierpliwie słucha tych bredni, potem mówi czego gość nie pojął i co powinien sobie poczytać- ja go naprawdę podziwiam. Obaj ich rozpuszczacie - ty z kolei mówisz im na wykładzie co powinni sobie zanotować bo to z głowy z czasem wylatuje - śmiał się szef. Przepraszam, a skąd wiesz co ja im bredzę na wykładzie? - spytał Wojtek- przecież nie wizytujesz wykładów. Szef się uśmiechnął- po prostu raz odsłuchałem nagranie - a nagrał twój wykład Michał - i tak mu się wykład spodobał, że przyleciał do mnie żebym odsłuchał. To jeden z pierwszych, gdy okazjonalnie Michała zastępowałeś. Świetnie ten temat ująłeś.
Wiesz Zbyszku - Michał to jest chodząca dobroć i szlachetność- powiedział Wojtek. Mam naprawdę sporo szczęścia, żeśmy się zaprzyjaźnili. A jego żona to też szalenie miła osoba. W ubiegłe wakacje byliśmy w trzy pary w Turcji - oni, my i drugi nasz przyjaciel z żoną, o którym zawsze mówimy, że to nasza rodzina, że jesteśmy przyrodnimi braćmi. Było naprawdę świetnie. Byliśmy we wrześniu - głównie dlatego, że wtedy już nie ma tej wakacyjnej stonki, czyli dzieci. Była na plaży cisza , spokój, żadnego sypiącego się zewsząd piachu, żadnych ryków podczas posiłków. A poza tym nawet gdyby były z nami jego dzieci lub Michała to i jego dzieci i drugiego naszego przyjaciela to są świetnie ułożone. Znają perfect takie słowa jak "proszę, dziękuję, czy mogę" i przebywanie w ich towarzystwie nie przyprawia nikogo o ból głowy. A w tym roku wybieramy się w tym samym "składzie tureckim"co w ubiegłym roku na Słowację, by pochodzić trochę po Wysokich Tatrach, mamy już zarezerwowany domek na Słowacji. My pojedziemy w Tatry Słowackie i Polskie, a dzieciaki będą w tym czasie w Sopocie z dziadkami.
A kiedy jedziecie? W czerwcu, w drugiej połowie - jedziemy tylko na dwa tygodnie- tydzień będziemy po słowackiej stronie i tydzień po polskiej. Wymyśliliśmy sobie, że będzie lepiej gdy będziemy w Warszawie w tym czasie gdy dziadkowie z dzieciakami będą nad morzem, a oni tam będą cały lipiec i pół sierpnia. Wiesz- z dzieciakami to zawsze swoista ruletka- albo będzie wszystko w porządku albo będą jakieś cyrki w rodzaju choroby czy jakiegoś nieprzewidzianego wypadku. Co prawda dziadkowie i Michała i Andrzeja są świetnie zorganizowani itp., ale różnie to może być, a łatwiej tam dotrzeć w razie draki z Warszawy niż z Tatr.
No to fajnie, bo w lipcu to przynajmniej jeden z was będzie tu potrzebny. Wojtek uśmiechnął się - wiemy o tym i braliśmy to pod uwagę. W tym momencie "zaszurał" Wojtkowy smartfon - Wojtek zerknął na ekran i powiedział- przepraszam ale muszę odebrać bo to matka mi brzęczy. Po chwili szef usłyszał jak Wojtek mówi - "na pewno dziś się z tobą nie zobaczę, bo właśnie jestem w drodze do Poznania i nie wiem jeszcze kiedy wrócę. A teraz to nie porozmawiamy, tak, jadę samochodem. Gdy wrócę do Warszawy to do ciebie zatelefonuję. Tak, na razie." Po chwili spojrzał na szefa i powiedział - przepraszam, ale muszę w tym układzie uprzedzić Martę, że moja matka przyjechała. Trzeba ojca wziąć pod ochronę.
Mina szefa wyrażała bezbrzeżne zdumienie, ale Wojtek już "ścignął" Martę i po 2 minutach rozmowy powiedział do szefa - już Marta przejęła ster. W tym układzie ojciec już będzie wiedział, że ma nie odbierać telefonu od nieznanego numeru polskiego lub austriackiego i nie reagować w domu na dzwonki do drzwi. Moi rodzice są po rozwodzie, który nastąpił z winy matki. Po prostu go zdradziła i całe miasto o tym wiedziało tylko mój ojciec się nie tropnął co jest grane. A teraz co jakiś czas ona tu zjeżdża, pewnie znów ma jakiegoś nowego gacha. A ojcu zaraz ciśnienie skacze w górę a jest po dawno przebytym ale wtedy nierozpoznanym zawale, więc musi być pod ochroną. Teraz to już jest cały czas pod opieką Instytutu Kardiologii i jest ustabilizowany, a co sześć miesięcy ma badania kontrolne u nich. Na co dzień to jest pod opieką kardiologa w klinice, w której mamy wykupione karnety. A i tak , już to wypróbowałem, że najlepiej jest gdy mu to wszystko po raz setny mówi "ukochana córeńka". Kiedyś się zastanawiałem, czy gdyby mu Marta kazała wytarzać się w smole to czy by tak zrobił. Bo wg niego to Marta jest lekarzem a do tego "światłem jego oczu". Jak znam życie, to Marta zaraz zatelefonuje do swego ojca i ten ściągnie mojego do siebie do domu i tak wszystko zorganizuje, by mój ojciec u nich był do mojego powrotu. A rodzice Marty to mieszkają raptem 200 m od nas.
A co w takim razie twoja mama może chcieć od twego ojca?- spytał szef. Eeeee, chcieć to od niego nic nie chce, poza zezłoszczeniem go - ona jest głównie zainteresowana Martą, bo Marta ma uprawnienia do posiadania własnego gabinetu kosmetycznego, a z kolei moja matka ma na to pieniądze i dotychczas miała taki gabinet do spółki z jakąś kosmetyczką, ale zmieniły się przepisy i gabinet może posiadać i prowadzić tylko osoba z tytułem mgr kosmetolog, no a Marta ma taki tytuł, ale nie ma najmniejszego zamiaru by prowadzić i posiadać gabinet kosmetyczny. I już sto razy tłumaczyliśmy to mojej matce, a ta z uporem maniaka nadal nagabuje Martę. Marta bardzo długo nie mogła się zdecydować na jakie studia iść- wpierw zdawała na medycynę, ale napisała, że chce iść na kierunek lekarski i choć była w liceum bardzo dobra z chemii to właśnie chemia jej na egzaminie nie za bardzo wypadła i na medycynę się nie załapała ale zdała na studium kosmetyczne trzyletnie a potem zrobiła studia magisterskie. I moja matka, gdy tylko zmieniły się przepisy to zaraz uczepiła się Marty jak pijany płotu, choć Marta od samego początku jej mówiła, że widzi się w jakimś laboratorium a nie jako kosmetyczka. Jest bardzo z tej pracy zadowolona, ma przyzwoitego szefa i jest jedyną kobieta w tym laboratorium i w ogóle jest zadowolona , bo na dodatek to jedzie do pracy swoim samochodem raptem 15 minut, a liczy od chwili wyjścia z domu. Najbardziej się tak wewnętrznie uśmiałem, gdy Marta wróciła do domu po pierwszych zajęciach praktycznych na studiach - była bardzo zdegustowana i w ogóle chciała przerwać te studia ale wtedy rozmawiała z doradcą, a właściwie doradczynią studentek i ta jej właśnie podsunęła myśl o laboratorium i tym samym o pracy naukowej jak i o tym, że wiele gabinetów odnowy biologicznej też potrzebuje kosmetologów i Marta została na tych studiach. Nasz przyjaciel, zresztą świetny chirurg , twierdzi, że Marta byłaby świetnym diagnostą bo bardzo logicznie myśli. A najlepsze to było to, że on chciał się przekwalifikować na chirurga plastycznego , już snuł plany jak z Martą u boku będzie operował nosy uszy i inne części ludzkie , a moja słodka Martusia w dwudziestu zdaniach wybiła mu to z głowy . Po półgodzinnej analizie tego co mu powiedziała Marta doszedł do wniosku, że ona ma rację.
Wiesz co Wojtek- mieliśmy drzemać, ale może zadekujmy się na chwilę na najbliższym Orlenie i wypijmy po kawie. Moja połowica nawet jakiś placek ukręciła - z owocami. To jedyne co w domu piecze- resztę kupujemy w cukierni - zarządził szef. Nooo, niezły pomysł - zgodził się Wojtek. A dla pana, panie Kazimierzu jest ciasto czekoladowe z rodzynkami - powiedział szef do kierowcy. Och, to super!- ucieszył się pan Kazimierz. Wojtek zaczął się śmiać - tylko usiądźmy gdzieś z boku- będziemy robić za niemieckich prowincjonalnych turystów - oni u siebie przeważnie goszczą się zawsze własnym ciastem i tylko kawę zamawiają. Chociaż gdy byłem ostatni raz za miedzą to trafiłem na jakieś święto wina - wino i kawę kupowali w bufecie, a resztę wyciągali z sakwojaży. Niektórzy to mieli nawet ze sobą dania gorące. Aż miałem ochotę obejrzeć z bliska te ich termosy.
Gdy już jedli ciasto Wojtek powiedział - bardzo dobry ten placek- zadzwoń do pani żony i powiedz jej to- niech się ucieszy. Żartujesz? - zapytał szef. Nie, nie żartuję, naprawdę smaczny ten placek. Kto cię tego nauczył? Wojtek uśmiechnął się - mój teść mnie tego nauczył. Jemu nie wyszło z matką Marty, potem chodził dość długo do psychologa, a potem uczył nas i razem i oddzielnie jak trudną sprawą jest takie bycie w związku i co ułatwia życie. Między innymi takie wzajemne akcentowanie tego co nam sprawiło radość, nawet taki drobiazg jak pochwalenie tego co które zrobiło w domu. No to zrób zdjęcie nasze wspólne przy tym stole i dołącz podziękowania - dodał Wojtek. Pomyśli, że zwariowałem, ale zrobię jak mówisz - zgodził się szef. Jesssu, jeszcze mi kobiecisko zemdleje ze zdumienia. I napiszę, że wkrótce nas nawiedzicie razem z Michałami. Ona bardzo lubi Michała - aż nie wiem czy nie za bardzo.
Wszyscy lubią Michała - nie zauważyłeś tego? Personel dziekanatu zwłaszcza - dodał Wojtek. Moja Marta też bardzo lubi Michała. Jego ojciec także jest lubiany przez płeć piękną. No ale on już owdowiał. Wiem, nawet z nim rozmawiałem - kiedyś prowadził moją sprawę rozwodową, choć rozwody to nie jego specjalność. No ale na tyle dobrze poprowadził, że nie zostałem goły i bosy. Ta obecna żona to już druga. A Michał mi coś szemrał, że chcieliście założyć własną firmę komputerową i kancelaria miała wam zrobić rozeznanie. I co z tego wyszło?
No nic nie wyszło, a Marta w pewnej chwili stwierdziła, że wszędzie dobrze gdzie nas nie ma, że wydamy wszyscy kupę forsy na szukanie gdzie, potem na szykowanie dobrego miejsca na firmę, ktoś z nas będzie przecież musiał tego tam na miejscu doglądać, więc nie będzie zarabiać a będzie wydawać poza tym nikt z tej kancelarii nie bardzo mógł pojąć o jakie przepisy chodzi i tym sposobem wszystko się "rozeszło po kościach" niczym grypa. Wiesz- oni są dobrzy w prawie amerykańskim ale o naszym, europejskim a do tego w tej branży to raczej mało wiedzą. Oni to właśnie głównie się specjalizują w sprawach majątkowych. A nie oszukujmy się - tu można się z usług informatycznych nieźle utrzymać. Tyle tylko, że lepiej jest robić małe projekty jako "wolny strzelec". Rynek prywatny nie jest jeszcze nasycony. Ojciec Michała coś mówił o tym, że może się przeniesie gdzieś bliżej Polski, ale chyba także już mu zapał do przeprowadzki i zaczynanie wszystkiego od nowa przeszło. Tu już prawie on nie ma znajomych - przyjaźń na odległość jest równie nietrwała jak miłość na odległość. No to się trzeba zbierać - stwierdził zerkając na zegarek. Gdy już byli w dalszej drodze żona szefa napisała sms, z zapytaniem co mąż zbroił, że aż dziękuję za dodatek do kawy.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz