piątek, 31 lipca 2009

Mity Polskie

Jutro 1 sierpnia, kolejna bolesna rocznica dla wielu warszawiaków.
Bo jest to święto wielkiej klęski, chociaż niektórzy usiłują nam po
latach wmówić, że owa klęska była zwycięstwem.

Urodziłam się, wychowałam i mieszkam w Warszawie. Moi bliscy
mieszkali tu przed wojną, a wypędzeni, powrócili do swojego
zrujnowanego Miasta.

Od najmłodszych lat słyszałam, że decyzja o wybuchu Powstania
była zbrodnią, popełnioną przez naczelne dowództwo AK.
Nie słyszałam tego w szkole, ale właśnie w domu.
Wszyscy wiedzieli, że AK nie posiadała dla swych żołnierzy wystar-
czającej ilości broni, że było to porywanie się z motyką na Słońce.
AK liczyło 250 tysięcy żołnierzy, a uzbrojenie posiadało zaledwie
32 tysiące ludzi.

Prawdopodobnie olbrzymia większość powstańców nie zdawała
sobie sprawy z faktu, że wybuch powstania nie był wogóle uzgod-
niony ani z sojusznikami na Zachodzie ani na Wschodzie, że de facto
byliśmy zdani sami na siebie. Nasz rząd w Londynie, nie wiadomo
dlaczego, zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że Stany Zjednoczone i
Wielka Brytania kierowały się naczelną zasadą - do chwili zakoń-
czenia wojny z Niemcami i Japonią należy unikać zatargów ze
Związkiem Radzieckim. I nic dziwnego, że kierując się takimi
względami oddali Polskę Stalinowi.

Tu muszę napisać jeszcze coś niemiłego - na jakiej zasadzie ktoś
sobie wyobrażał, że kraj, którego rząd w chwili obcej agresji porzuca
naród, przez który został wybrany, będzie z estymą traktowany
przez inne narody?
Mam wrażenie, że owa ucieczka rządu do dziś rzutuje na opinię
o nas.

Według założeń generała Bora-Komorowskiego powstanie miało być
militarnie skierowane przeciw Niemcom, ale politycznie przeciw
Sowietom. Jednocześnie cały czas liczył, że Rosjanie wkroczą do
Warszawy, ale nie będą się mogli tu czuć jako godpodarze, bo będą
już w niej polskie władze.
Jak wiemy, było to typowe dzielenie skóry na niedzwiedziu.

Ani Amerykanie, ani też Anglicy nie popierali naszego powstania.
W czasie sierpniowego powstania prezydent USA zapewniał Stalina,
że Armia Czerwona posuwająca się na Berlin przez Polskę, będzie
miała zapewnione bezieczeństwo na tyłach. Roosevelt zapewniał
przy tym, że "żaden rząd tymczasowy, który by przysparzał sojusz-
niczym siłom zbrojnym jakichkolwiek kłopotów na tyłach, nie może
być przez was i nie powinien być przez nas tolerowany. Chciałbym,
żeby Pan wiedział, że o tym dobrze pamiętam" .
Była to zgoda na aresztowania i wywózki żołnierzy podziemia na
Sybir.

Moi bliscy mieszkali w budynku, w którym mieścił się niemiecki sztab
wojskowy.
Widzieli, jak niemieccy żołnierze chodzili sąsiednimi ulicami z miota-
czami ognia i systematycznie palili wnętrza budynków, jeden po
drugim.
Nasz dom nie został wypalony, bo gdy już wysiedlono lokatorów, sztab
tam pozostał.

Jutro oddamy hołd pamięci wszystkim Polakom, którzy zginęli w czasie
tragicznych dni Powstania. Było ich około 200 tysięcy. Oddamy hołd
nie tylko tym, którzy byli w szeregach AK, oddamy hołd wszystkim,
którzy zginęli.
I miastu, którego lewobrzeżna część zniszczona była w 80 procentach.

Pisarz, Paweł Jasienica , w latach 40. tak napisał o Powstaniu : "...było
wymierzone militarnie przeciw Niemcom, politycznie przeciw Sowietom,
demonstracyjnie przeciw Anglosasom a faktycznie przeciw Polsce".

I gdy jutro o godzinie "W" zawyją syreny, zatrzymajcie się i pomyślcie o
tych, którzy wtedy odeszli i o tym, co napisał Jasienica.

anabell

wtorek, 28 lipca 2009

Złotowłosa trucicielka???

"Średniego wzrostu, sylwetka zgrabna. Twarz pociagła, nos o dosko-
nałym kształcie, włosy barwy złotej" - tak opisywano Lukrecję Borgię.

Na jej temat krążyły niesamowite historie , powtarzane z pokolenia na
pokolenie, odsądzające ją od czci, posądzające o najgorsze czyny.
Wszystkie te opowieści nie mają wcale podbudowy faktograficznej.

Złotowłosa Lukrecja przyszła na świat 18 kwietnia 1480 roku, w małym
miasteczku Subiaco, oddalonym 100 km od Rzymu.
Jej ojciec w tym okresie jeszcze starannie ukrywał swe życie rodzinne,
nie chcąc dawać tematu do plotek. Pierwsze lata swego dzeciństwa
spędziła w domu swej matki przy piazza Pizzo di Merlo. Giovanna, jej
matka, która właściwie już rozstała się z Borgią, nie darzyła swej
córki uczuciem.

Oprócz walorów zewnętrznych, Lukrecja wyróżniała się bystrością
umysłu i odebrała bardzo staranne wykształcenie. Uczyła się matema-
tyki, historii, literatury, języków starożytnych, biegle władała fran-
cuskim i katalońskim (Borgiowie przybyli do Włoch z Hiszpanii).
Od najmłodszych lat pasjonowała się muzyka i poezją.
W pózniejszych latach, będąc księżną Ferrary zaczęła kolekcjonować
rękopisy Dantego i Petrarki.

Gdy Lukrecja miała 12 lat, jej ojciec został papieżem, a ona zamiesz-
kała w palazzo di Santa Maria in Portico, pod opieką krewnej ojca,
która jednocześnie opiekowała się "papieskim haremem". Panowała
tam dość swobodna atmosfera i nic dziwnego, że w wieku lat 18
Lukrecja powiła nieślubne dziecko. Jego prawdziwym ojcem był
prawdopodobnie poseł papieski, Pedro Caldes.
Chcąc ratować cześć córki, by miała szansę w przyszłości na udane
małżeństwo i jednocześnie zapewnić dziecku nazwisko Borgiów,
Aleksander VI bullą papieską uznał dziecko za własne, nie za wnuka.
A Pedro Caldes, nie wiadomo czemu, utonął w Tybrze.

Lektura listów wymienianych pomiędzy Lukrecją, AleksandremVI
i jego synami, wskazuje na fakt, że byli oni wszyscy mocno z sobą
związani, otaczali Lukrecję wielką miłością i byli gotowi zmieść
z tego świata każdego, kto chciałby ją skrzywdzić.
Z czasem Lukrecja stała się posłuszną wykonawczynią ambitnych
planów swego ojca i brata.

Ślub Lukrecji z Giovannim Sforzą, władcą Pesaro, w krótkim czasie
został unieważniony, bo Aleksander VI uznał go za pozbawiony
perspektyw politycznych.
Rok pózniej została wydana za mąż za Alfonsa Aragońskiego, księcia
Bisceglie i Salerno, który był naturalnym synem króla Neapolu
Alfonsa II. Specjalna komisja papieska zaświadczyła o dziewictwie
Lukrecji.
Niemal natychmiast Lukrecja zaszła w ciążę i urodziła syna Rodriga,
który zmarł w wieku 13 lat.

Ale Borgiowie zmienili tymczasem front działania i Neapol przestał
im być potrzebny, postawili na Francję. Poza tym stosunki pomiędzy
mężem Lukrecji a jej bratem Cezarem układały się fatalnie. W sierp-
niu 1500 roku, giermek Cezara zadusił Alfonsa.

W grudniu 1501 roku Lukrecja wyszła ponownie za mąż, tym razem
za Alfonsa d'Este, dziedzica Ferrary.
Lukrecja urodziła z tego związku czworo dzieci, w tym trzech synów,
co bardzo się wówczas liczyło. Książę odnosił do niej dość chłodno,
mimo tego Lukrecja uważała ów związek za udany.

Będąc księżną Ferrary, postanowiła uczynić z niej jeden z najważniej-
szych ośrodków kultury włoskiej. Skupiła na swym dworze najlep-
szych poetów, śpiewaków i muzyków.

Współcześni dostrzegali, że była dobra, życzliwa, sympatyczna. Zawsze
starała się pomóc tym, którzy wpadli w tarapaty, otaczała serdeczną
troską nie tylko swoje dzieci, ale i dzieci obce. Dobrze traktowała sługi.
Być może nie kochała swego męża (poeta Pietro Bembo był jej
kochankiem), niemniej zawsze wspierała wszystkie jego inicjatywy i
pomagała w trudnych dla niego chwilach.

Mieszkańcy księstwa Ferrary nazywali Lukrecję dobrą księżną.
W 1512 roku Lukrecja stała się właścicielką ziem swego zmarłego
syna, Rodriga. Większa ich część to była błotnista równina, więc
przeprowadziła meliorację. Po 2 latach zaczęła dzierżawić działki,
a opłatę pobierała nie w płodach rolnych, a w pieniądzu, co przyczy-
niło się do rozwoju produkcji towarowej. Zarobione pieniądze inwesto-
wała w ulepszanie systemu melioracyjnego i stopiowo areał ziem
przez nią zarządzanych wynosił 20 tys. ha.
Powstawały domy, stajnie, spichlerze, prosperowała hodowla bydła,
podobnie było z uprawą zbóż, oliwek i trzciny.
Zachowana z 1518 roku księga przychodów i rozchodów wykazuje,
że gospodarka przyniosła trzy tysiące złotych dukatów zysku.

Czy prowadziła rozwiązły tryb życia - być może. Brała udział
w ekstrawaganckich ucztach swego ojca, porównywanych do
starorzymskich orgii, co można znalezć w dokumentach. Miała
kochanków, a jednocześnie zapraszała na swój dwór kaznodziejów,
zamawiała liczne dzieła o tematyce religijnej, była fundatorką
kilku szpitali oraz klasztoru.

Zmarła 24 czerwca 1519 roku, w wieku 39 lat.
A czemu miała taką opinię - rozpustnicy i trucicielki? Bo były to
czasy, w których nikt nie lubił mądrych, niepokornych kobiet.

piątek, 24 lipca 2009

Nie ma róży bez kolców

Napiszę dziś troszeczkę o drugim obliczu PRL-u., bo jak napisałam
w komentarzach, wszystko ma dwa oblicza.

Nie liczcie na jakąś analizę historyczną, to nie moja działka. Zresztą
trudno oceniać obiektywnie tak niedawną historię. Być może, że za
20 lub 30 lat ktoś pokusi się by wszystko bezstronnie opisać i
przeanalizować.

Z komentarzy wynika, że wszyscy najgorzej oceniają reformę rolną.
Zastanawiałam się , jakie było inne wyjście. Nie sądzę, by ziemiaństwo
zechciało się dobrowolnie podzielić z kimś swoim majątkiem, zwłaszcza,
za tak symboliczną cenę, jak ta w reformie rolnej PKWN-u.

Problem reformy rolnej był rozpatrywany jeszcze wiele lat wcześniej.
Piłsudski, choć mienił się socjalistą, bardziej był zajęty interesami
magnatów (wyprawa kijowska) niż sprawami biedoty wiejskiej.

W okresie okupacji hitlerowskiej wiele stronnictw związanych z obozem
londyńskim obiecywało reformę rolną, ale jej przeprowadzenie siłą
rzeczy naruszyłoby interesy ziemiaństwa, będącego ich bazą społeczną.

Nasze znalezienie się w kręgu wpływów komunistycznego mocarstwa
spowodowało nagłą i gruntowną zmianę dotychczasowego ustroju-
nie bójmy się tego słowa, to była rewolucja. Nie od dziś wiadomo, że
najlepiej pociągnąć za sobą biedotę by zrobić jakikolwiek przewrót.

A u nas ta biedota to były masy chłopstwa bez ziemi, często przeno-
szące się do miasta w poszukiwaniu pracy, w dalszym ciągu przymie-
rające głodem.

Zapadło postanowienie- bogaci muszą podzielić się swym majątkiem
z bezrolnymi, bo ziemi porzuconej przez Niemców nie wystarczy dla
wszystkich. Rekwirowano użytki rolne pow. 50ha lub majątki o
100ha powierzchni ogólnej. Rozparcelowano te grunty na gospo-
darstwa do 5ha na rodzinę, a na terenach poniemieckich norma
była od 7 d0 15ha. Za ziemię chłopi musieli zapłacić równowartość
przeciętnych zbiorów rocznych w 10 lub 20 ratach.

W moim odczuciu powinno się było inaczej "zagospodarować" tych
bezrolnych, bo wg tych, co się znają na rolnictwie, z bezrolnego
nigdy dobry rolnik nie wyrośnie, a poza tym małe gospodarstwo
rolne jest nieekonomiczne.

Zgodziliście się ze mną, bez protestu, że nastąpił przewrót cywiliza-
cyjny, zlikwidowano analfabetyzm, wprowadzono obowiązek
szkolny, młodzież wiejska mogła podejmować studia.
Jednak jest tu pewne ALE - nie było to automatyczne: jesteś ze wsi,
więc studia stoją przed tobą otworem.
Wpierw musiałeś być naszym człowiekiem, a więc obowiązkowo
należeć do organizacji, a najlepiej dwóch : Związku Młodzieży Socja-
listycznej i do organizacji studenckiej.
Jednocześnie wprowadzono punkty promujące pochodzenie robotnicze
lub chłopskie, mające znaczenie przy wstępowaniu na studia.
Tych punktów nie miała młodzież mająca"niewłaściwe" pochodzenie -
inteligenckie lub, nie daj Boże, z wyższych sfer.

Pojęcie "dyktatura proletariatu" nie było tylko hasłem.
Profesor wyższej uczelni nie cieszył się specjalnym autorytetem a
zarabiał tyle samo co wykwalifikowany tokarz. Ponadto by utrzymać
się na swoim stanowisku też musiał być "swoim" człowiekiem.

Większość komentatorów chwali PRL za to, że nie było bezrobocia.
Mało tego, były nawet obowiązek pracy. W drodze łaski kobiety były
z tego wyłączone, o ile były na utrzymaniu męża. Każdy obywatel
musiał pracować i mieć w Dowodzie Osobistym stempelek zakładu
pracy, świadczący o tym, że jest aktualnie zatrudniony.

Pełne zatrudnienie prowadziło do niskiej wydajności pracy, prze-
rostów kadrowych i nieopłacalności produkcji. Tyle tylko, że wtedy
nikt się nie interesował opłacalnością produkcji.

Gdy dziś zadaje się pytanie o PRL , jako największą zaletę pytani
wymieniają opiekuńczą rolę państwa. Bo służba zdrowia była
bezpłatna, bo były tanie wczasy, bo dzieci jezdziły za grosze na
kolonie letnie i obozy, bo był w zakładach pracy fundusz socjalny,
bo były tanie bilety do teatrów, opery, organizowano tanie wycieczki
krajoznawcze.

Ale jakoś nikt nie zadaje sobie pytania, kto to finansował, bo przecież
wszystko ma swą cenę.

Kochani to my płaciliśmy za to wszystko swoim podporządkowaniem,
niskimi wynagrodzeniami,niskim standardem życia, przyzwoleniem
na wciskanie się wszystko wiedzącego państwa w naszą codzienność.

Wyliczając w poprzedniej notce pozytywy, nie napisałam nic o prze-
myśle. Prawie cały przemysł powstał w tamtych czasach.
Przedwojenne fabryki zostały w czasie wojny zniszczone lub
wywieziono ich wyposażenie- robił to i okupant i wyzwoliciel. Co
prawda wybór rodzaju przemysłu był narzucony przez RWPG, a
nasze technologie nie były olśniewające, ale dzięki temu mieliśmy
co prywatyzować w okresie transformacji.

Mnie najbardziej boli, ze w czasach PRL została zwichrowana psy-
chika ludzi. Cechą nadrzędną człowieka jest chęć przetrwania i
większość ludzi całkiem niezle przystosowała się do tamtego
systemu. Ludzie szybko pojęli, że aby przetrwać wystarczy być
choćby pozornie spolegliwym, nie "wychylać się", dac się unosić
wydarzeniom. To nieprawda,że wszyscy musieli należeć do PZPR,
jeżeli chcieli zachować swe stanowisko. Zwłaszcza w pózniejszych latach.

Teraz mitologizuje się tamten okres - wszystko było złe, a cały
naród walczył z tym złem. W celach propagandowych odwrócono
proporcje - "garstka" tych zadowolonych, "multum" walczących
z systemem. Niestety było odwrotnie.
Większości nie przeszkadzało swoiste zniewolenie dające na osłodę
poczucie równości społecznej i bezpieczeństwa finansowego.

Ostre represje, zwłaszcza wobec inteligencji, z czasem ustały. Jak
w każdej chorobie- ostry stan zapalny przeszedł w stan przewlekły.
Inna była PRL w pierwszym okresie, inna w 30 lat pózniej.

Myślę, że na temat PRL-u mogłoby powstać wiele dobrych prac
doktorskich. Z całą pewnością był to ciekawy okres, który wpły-
nął na dalsze losy społeczeństwa.

środa, 22 lipca 2009

O święcie, którego już nie ma

W kwietniu 1990 roku , prezydent Rzeczypospolitej Polskiej
Wojciech Jaruzelski złożył podpis pod ustawą znoszącą 22 lipca jako
Narodowe Święto Odrodzenia Polski, równocześnie przywracając
Narodowe Święto Trzeciego Maja.
14 lutego 1989r Sejm PRL przywrócił 11 listopada jako Narodowe
Święto Niepodległości.

Usunięcie święta 22 lipca stało się symbolem odcięcia od PRL. My,
Polacy, uwielbiamy symbole.

Nie jestem młodą osobą, całe dzieciństwo i młodość żyłam w PRL-u.
I nie mogę się pogodzić z sytuacją , że okres ten jest zrównany z okre-
sem okupacji niemieckiej.

Nawet w okresie najczarniejszego stalinizmu Polska nie przestała być
Polską. Nikt nie nas nie wynaradawiał, nie zabraniał używania języka
polskiego, nie wyniszczał narodu, uszanowano także nasze święta
religijne: Boże Narodzenie, Wielkanoc, Boże Ciało, Wszystkich Świętych,
Trzech Króli ( do 1960r)- były to dni ustawowo wolne od pracy.

Czy wszyscy zdają sobie sprawę, że dzisiejsze granice naszego państwa
powstały właśnie w czasach PRL?
Nawet najbardziej "prawicowa prawica" broni dziś tych granic. Broni,
ale nie docenia wkładu władz PRL w trud zagospodarowywania ziem
zachodnich. I choć nam się nie podobała obecność na terenie Polski
wojsk radzieckich, to one były wówczas gwarantem tych nowych
granic. Ale o tym to już mało kto chce pamiętać.
Podobnie jak i o polskich żołnierzach, którzy w polskich formacjach
utworzonych w ZSRR przełamywali Wał Pomorski, forsowali Odrę,
zdobywali Berlin, stawiali słupy graniczne na nowo wytyczonych gra-
nicach.

Do przeprowadzonej po wojnie reformy rolnej nawet dzisiejsza prawica
nie zgłasza zastrzeżeń , choć nastąpiła ona na mocy dekretu PKWN.
Jakby na nią nie spojrzeć, likwidowała resztki feudalizmu. Ci, którzy
pilnowali jej realizacji : PPR-owcy, milicjanci i pracownicy UB są dziś
potępiani, ale ci, którzy walczyli przeciw reformie są dziś zasłużonymi
kombatantami- ot taka polska odmiana schizofrenii.

Ta okropna PRL , którą nazywają chętnie "czarna dziurą"zlikwidowała
analfabetyzm. To państwo "pod okupacją radziecką" zrealizowało
program "Tysiąc szkół na Tysiąclecie", a wiele tych szkół funkcjonuje
do dziś i uczą się w nich kolejne pokolenia .

Ta "zniewolona" Polska dbała o rozwój kultury narodowej. Wydawano
wiele książek, odbudowywano zabytki, powstawały czytelnie, biblioteki,
Domy Kultury.

To w czasach PRl-u zasłynęła w świecie polska szkoła konserwatorska
i to nasi konserwatorzy restaurowali zabytki w różnych krajach, to
polski plakat zdobywał nagrody na międzynarodowych wystawach,
polskie zespoły "Mazowsze" i "Śląsk" były oklaskiwane na całym
świecie.

I właśnie w czasach PRl-u ci, którzy dziś tak opluwają tamten okres,
za darmo studiowali, zdobywali stopnie naukowe, jezdzili za nieduże
pieniądze na wczasy FWP, dostawali mieszkania kwaterunkowe , a
potem spółdzielcze, w których często do dzis mieszkają.

Skoro PRL to była "CZARNA DZIURA" to może powinni zrzec się
zdobytych wówczas tytułów zawodowych i naukowych i mieszkań,
a cały proces nauki rozpocząć od nowa i kupić nowe mieszkanie na
nowych waunkach cenowych.

Nie mam zapatrywań lewicowych ani prawicowych, wyznaję bardzo
niepopularną dziś zasadę, że nic nie ma darmo, wszystko ma swą
cenę, że państwo to nie jakiś mityczny twór ale to my wszyscy a
dobrobyt jest uzależniony od nas samych, od naszej pracy.

Brzmi to "państwowo-twórczo"? No cóż, taka jestem.

środa, 15 lipca 2009

Przekleństwo współczesności

"Columbia Journalism Review" donosi, że świat w 2006 roku wytwo-
rzył 161 eksabajtów danych cyfrowych - eksabajt to miliard miliardów
bajtów.

To trzy miliony razy więcej niż ilość informacji zawartych we wszyst-
kich książkach, jakie napisano w historii ludzkości. W przyszłym roku
liczba danych cyfrowych może sięgnąć 988 eksabajtów.


Psychologowie ostrzegają -możliwości percepcyjne naszych mózgów
są ograniczone. Technika ustawicznie bombarduje nas nowinkami,
które musimy przyswoić, ale my za tym nie nadążamy i nie potrafimy
się do tego przystosować.

Kiedy wszystko w naszym otoczeniu domaga się naszej wzmożonej uwa-
gi, bo coraz więcej rzeczy należy zrozumieć i zapamiętać, przeżywamy
stres i w naturalnym odruchu obronnym zaczynamy się wycofywać, co
ma taki skutek, że ludzie tracą zdolność empatii.

Mechanizm tego zjawiska jest następujący: w naszym mózgu ośrodek
sterowania lękiem (ciało migdałowate), działa na zasadzie "walcz lub
uciekaj". Przeciążenie informacyjne powoduje, że ośrodek ten rejestruje
stan zagrożenia i wyłącza wyższe obszary mózgu, odpowiedzialne za
empatię, a my jesteśmy wtedy mniej skłonni do wspierania bliznich.
I tu zaczyna się "błedne koło".
Ponieważ sami odczuwamy stres, oczekujemy wsparcia od osób z nasze-
go otoczenia, ale inni także przeżywają stres i zamykają się w sobie.
Wszyscy oczekują wsparcia od inych, ale nikt nie jest skłonny go udzielić.
Mamy dziś paradoksalną sytuację - w świecie błyskawicznej współczes-
nej komunikacji masowej ludzie tak naprawdę nie komunikują się
ze sobą.

Neurolodzy podejrzewają, że nasze mózgi wcale nie wyczerpały swych
możliwości ewolucyjnych i obecnie mamy do czynienia z najszybszymi
zmianami w ludzkim mózgu od czasu, gdy człowiek nauczył się posłu-
giwać narzędziami. W miarę swej ewoluacji mózg zatraca jednocześnie
w jakimś stopniu swoje podstawowe umiejętności społeczne.

W 2005 roku Uniwersytet Londyński przeprowadził badania, które
wskazują, że notoryczna wielozadaniowość może się wiązać z dużym
obniżeniem sprawności intelektualnej. Nieustanny zalew informacji
wiąże się z pojawieniem stanu ustawicznego rozproszenia umysło-
wego.

Wnioski nasuwają się same - albo my zapanujemy nad techniką, albo
technika zawładnie nami.
Psycholodzy proponują: ograniczmy ciągły dopływ informacji, nie
śledzmy bez przerwy na Internecie najnowszych wiadomości, bo
to łatwo przechodzi w nałóg.
Pewne dni i chwile traktujmy jak świętość- na przykład posiłki
w rodzinnym gronie, bez włączonego telewizora w tle.

Musimy pamiętać, że takie ciągłe pobieżne przyswajanie informacji
medialnych może nam utrudniać zdobywanie prawdziwej wiedzy.

sobota, 11 lipca 2009

Marzyciel czy geniusz?

A może jedno i drugie? Moim dzisiejszym bohaterem jest Nicola Tesla.

Tesla urodził się w 1856 roku w Chorwacji.Bardzo wcześnie zaczął się wy-
różniać na tle środowiska, opanowując samodzielnie aż sześć języków
obcych i wykazując się intuicyjną wiedzą w dziedzinach, które wykracza-
ły poza umiejętności miejscowych nauczycieli.
Podobno miał fotograficzną pamięć i był geniuszem matematycznym, a
prawdziwy podziw wzbudzał jego talent do wizualizacji przyszłych swych
wynalazków.

Jednym z najwcześniejszych pomysłów Tesli był silnik "indukcyjny",
czyli silnik rotacyjny na prąd zmienny, do dziś montowany w lodówkach
i pralkach. Niestety ów projekt Tesli wówczas odrzucono, jako zbyt
wymyślny, a wynalazek przypisano ostatecznie komuś innemu.

W wieku 28 lat Tesla wyemigrował do USA, gdzie znalazł zatrudnienie
u Thomasa Edisona. Edisonowi przypisywano zwyczajowo setki wyna-
lazków, ale najnowsze badania wskazują, że Edison wykorzystywał
talenty swoich najzdolniejszych asystentów i uczniów, przypisując
sobie ich wynalazki.
Tesla był tak bardzo zdegustowany amerykańskim sposobem prowa-
dzenia interesów, że nie przyjął Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki,
przyznanej obydwu wynalazcom w 1912 roku.

Podobno Edison wyśmiał koncepcję Tesli, że przesył prądu zmiennego
(czyli prądu ciągłego, okresowo zmieniającego kierunek) zapewni
wszystkim dostęp do taniej elektryczności , po czym dołożył wszelkich
strań, by rozpowszechnić droższy i bardziej zawodny system przesyłu
prądu stałego. Edison głosił opinię, że prąd zmienny jest nie tylko
zawodny ale i niebezpieczny dla życia; w dowód prawdziwości swoich
słów, na oczach zgromadzonej widowni uśmiercił kilka szczeniaków
oraz słonia. Zafascynowani tym zdarzeniem nadzorcy nowojorskich
więzień uwierzyli w śmiercionośny potencjał prądu zmiennego i zamó-
wili pierwsze krzesło elektryczne do wykonywania zasądzonych
wyroków śmierci.

Pewnego wieczoru 1899 roku mieszkańcy Colorado Springs byli świad-
kami niezwykłego wydarzenia. Ich niezwykły sąsiad, doktor Tesla,
wytworzył w swym laboratorium gwałtowną burzę elektryczną. Już
wcześniej Tesla wypróbował moc swojego bezprzewodowego silnika
elektrycznego, rozświetlając 200 żarówek umieszczonych wzdłuż
drogi o długości 40 km, ale tym razem zamierzał dać ambitniejszy
pokaz.
Miał nadzieję wysłać w drogę dookoła świata strumień impulsów
elektrycznych o wzrastającej mocy, które 60-metrowy maszt ode -
brałby z powrotem, po czym wyemitowałby kolejny strumień, jesz-
cze większej mocy, aż do uzyskania cyklu fal elektrycznych.

Pochowani w swych domach mieszkańcy Colorado Springs obserwo-
wali spoza zasłon moment, gdy nagły wzrost napięcia doprowadził
do wytworzenia łuku elektrycznego- napięcie rosło do chwili, w której
łuk znalazł się 50 metrów nad ziemią. Wzrost napięcia spowodował
wyładowanie statyczne, które oświetliło całą okolicę; spod butów nie-
licznych przechodniów sypały się iskry. Niesamowita iluminacja
ustała dopiero wtedy, gdy napięcie wzrosło do tego stopnia, że stopiło
obwody w miejskiej prądnicy.

W ciągu swego życia Tesla opatentował 1200 wynalazków, ale wymiar
praktyczny miało zaledwie kilka, między innymi radio.

Po zgonie Tesli w 1943 roku skonfiskowano wszystkie plany i doku-
menty a wkrótce spłonęło doszczętnie całe laboratorium. Nie wyklu-
czone, że było to celowe działanie, bo Tesla twierdził, że opracował
"promień smierci"- nadajnik mogący wygenerować prąd o mocy 100
miliardów watów, który można skupić w śmiercionośny promień i
skierować go w dowolne miejsce na Ziemi.

Cała działalność Tesli brzmi jak opowieść o wyczynach szalonego wyna-
lazcy, ale są jednak ludzie, których zdaniem powinniśmy poważnie
traktować wszystkie pomysły Tesli i jeszcze raz się im przyjrzeć.

środa, 8 lipca 2009

Wyrocznia

Z całą pewnością wiele osób zastanawia się nad swą przyszłością. Jest to
całkiem normalne, wszak interesuje nas, czy nasze plany "wypalą", czy
czekają nas jakieś niezwykłe wydarzenia, czy może spotka nas coś niemi-
łego? Wydaje się nam , że gdy będziemy znali swą przyszłość, to może
uda nam się zapobiec niemiłym wydarzeniom.

Owa ciekawość przyszłych losów dręczyła ludzkość od zarania dziejów,
a dobry wróżbita był w cenie. Oczywiście nie każdy mógł odbierać
sygnały od przeróżnych bóstw i bożków, które kierowały losami nie
tylko poszczególnych osób ale i całych narodów.

Wróżbici tłumaczyli co oznacza krzyk ptaka w nocy, przelot komety,
nietypowy kolor wnętrzności ofiarnego zwierzęcia czy nawet jego
zachowanie, gdy było prowadzone w stronę ołtarza ofiarnego.

W świecie starożytnym największą sławą cieszyła się wyrocznia del-
ficka, w której Apollo przemawiał ustami Pytii, kapłanki, która
poświęciła swe życie służbie bóstwu.

Początkowo Apollo wróżył raz w roku, z czasem, z powodu wielkiego
zapotrzebowania codziennie, a "na etacie" były 3 Pytie, z których
dwie pracowały równolegle, trzecia była rezerwową. Wokół wiesz-
czącej Pytii zgromadzeni byli kapłani, którzy jej słowa przekładali
na zgrabne heksametry.

Pytia wcale nie miała łatwej pracy - na początku należało ustalić,
czy Apollo wogóle będzie raczył cokolwiek przepowiedzieć. Służył
do tego...kozioł ofiarny, którego spryskiwano zimną wodą - jeśli
się wstrąsnął, Pytia mogła szykować się do przekazywania słów
boga. Najpierw musiała napić się specjalnej wody, potem wykąpać
w określonym zródle, a w międzyczasie proszący o radę uiszczali
odpowiednią opłatę. Ciekawe, czy dostawali paragon, czy też wierzo-
no im na słowo? Gdy sprawy opłaty i ofiary już były uregulowane,
Pytia zasiadała w głębi świątyni na specjalnym trójnogu, stojącym nad
dziurą w ziemi. Opary wydobywające się ze środka wprowadzały
Pytię w trans i zaczynała pleść słowa, często bez związku.
Stojący wokół kapłani układali z nich zgrabne haksametry, które i tak
nie dawały konkretnej odpowiedzi i można było "boskie słowa" dość
dowolnie tłumaczyć.

Niezle się powodziło kapłanom w Delfach, bo opłaty były spore, a zda-
rzało się, że przepowiednia się sprawdzała (historia Edypa) i przyby-
wali nowi klienci.

Większość wielkich antycznego świata korzystała z usług wyroczni
defickiej, choć mieli spore kłopoty z właściwym odczytaniem wróżby.
Czasem należało mieć umiejętność abstrakcyjnego myślenia, a czasem
dobrze znać łacinę i niuanse gramatyczne.

Na znajomości gramatyki łacińkiej potknąl się Pyrrus, macedoński król
Epiru.Doskonale to rozumiem- wiele łez wylałam nad gramatyką
łacińską, a zwłaszcza nad równoważnikami zdania dopełnieniowego.
Odpowiedż na pytanie Pyrrusa o szanse na pokonanie Rzymian można
było tłumaczyć na dwa sposoby:
1. "potwierdzam, synu Ajasa, że możesz zwyciężyć Rzymian",
2."potwierdzam, synu Ajasa, że Rzymianie mogą zwyciężyć ciebie".
Oczywiście Pyrrus wybrał niewłaściwe tłumaczenie i przegrał , bo
wprawdzie prowadząc wojny z potężnym wówczas Rzymem wygrał
wiele bitew, ale do tego stopnia osłabił swoją armię, że musiał pokona-
nych Rzymian prosić o pokój, a jego prośbę odrzucono.

Chrześcijański cesarz Teodozjusz w 394 r zamknął wyrocznię w Delfach,
a kilka lat pózniej zburzył tamtejszą świątynię.
Starożytni pisarze i historycy zgodnie twierdzili, że pod swiątynią
Apollina znajdowała się szpara w ziemi, z której wydobywała się para,
która wprawiała Pytię w ekstazę i sprawiała,że miała ona wizje.

Prowadzone w XIX wieku wykopaliska w Delfach nie natrafiły na
żadną szczelinę w ziemi. Archeolodzy nie zwrócili uwagi na fakt, że cała
powierzchnia wokół Delf pełna jest szczelin i jam, a woda w tamtejszych
zródłach zawiera etylen, który jest gazem halucynogennym. I pewnie
była jakaś nieduża szpara, która wydobywał się ów gaz. Biedna Pytia
była cały czas na haju.

Do dzis ludzie korzystają z usług wszelkiego rodzaju jasnowidzów.Wolno.
Pisałam już o takich różnych przepowiednich, dla naszej wspólnej roz-
rywki. A gdy staniecie pod drzwiami jakiegoś jasnowidza i wasz dzwonek
sprowokuje pytanie: "Kto tam?", to szybko róbcie w tył zwrot, bo to
jakiś kiepski jasnowidz.

poniedziałek, 6 lipca 2009

Jak to jest z naszą Ziemią???

Co jakiś czas, przeróżnej maści i narodowości ekolodzy, roztaczają przed
nami ponurą wizję zagłady naszej planety. Zwłaszcza taka zmienna jak
teraz pogoda, wyzwala w ekologach tendencję do wieszczenia wszelkich
nieszczęść.

A życie na Ziemi wciąż kwitnie wbrew wszelkiej naukowej logice.
Czy nigdy nie zastanawialiście się, że wskutek nieprzerwanego procesu
erozji wodnej rzeki powinny być już maksymalnie zasolone a mimo
tego nie są, coś , czego nie są w stanie wyjaśnić największe autorytety
naukowe, reguluje ekosystem słodkowodny.

Po przeszło stu latach emisji skażeń przemysłowych, spalin i wyziewów,
atmosfera nasza powinna zawierać taką ilość dwutlenku węgla, że spo -
wodowany tym efekt cieplarniany powinien już zniszczyć życie ludzi
na naszej planecie. A my, wbrew logice, istniejemy.

W latach 60. ubiegłego wieku, brytyjski uczony James Lovelock, wraz
z biologiem Lynn'em Margulisem przedstawili teorię, wg której nasza
planeta jest samowystarczalnym, zdolnym do samoregulacji organiz-
mem, który umie kontrolować skład chemiczny i temperaturę czterech
swoich stanów fizycznych : atmosfery, biosfery, litosfery i hydrosfery.
Zdaniem obu uczonych owa zdolność Ziemi do regeneracji dowodzi, że
planeta usuwa zanieczyszczenia w taki sam sposób, w jaki organizm
ludzki walczy z infekcją.
Nie muszę chyba dodawać, że te poglądy są sprzeczne z ogólnie przyję-
tym światopoglądem naukowym.

Mnie osobiście bardzo przekonuje teoria, że Ziemia jest takim właśnie
organizmem. A jako organizm żywy , podobnie jak my wytwarza jakąś
energię. Czy już domyślacie się, o czym będzie dalej?

Oczywiście o świętych miejscach, w których nasi przodkowie sytuowali
kręgi kamienne na obszarze całej Europy. Dziś już wiadomo, że były
to miejsca skupienia całkowicie naturalnej, wcale nie nadprzyrodzonej
energii i wcale owe kręgi kamienne nie były świątyniami bezimiennego
bóstwa, któremu składano ofiary z ludzi.

Z prowadzonych przez wiele lat badań wynika, że w każdym z badanych
świętych miejsc, układ głazów można wykorzystać do przewidywania
zaćmień Słońca i Księżyca.
Brytyjski profesor Gerald Hawkins, w latach 60. ubiegłego stulecia spo-
rządził komputerową mapę układu gwiazd na niebie nad Stonehenge
w II tysiącleciu p.n.e. i odkrył, że zaćmienia Księżyca lub Słońca pow-
tarzały się c0 18,61 lat, kiedy jeden z Kamieni Stonehenge zwany Hell
Stone, przecinał tarczę Księżyca w porze zimowej.

W tym stuleciu dwaj wybitni fizycy z Uniwersytetu w Londynie, prof.
John Taylor i dr Eduard Balinovski przeprowadzili pomiary pola
magnetycznego konstrukcji megalitycznej w okoliczch Crichowell w po-
łudniowej Walii. W miejscu tym natrafili na ogromną koncentrację
energii magnetycznej. Dokonali przy tym jeszcze bardziej niezwykłego
odkrycia : w różnych punktach tego samego kamienia uzyskiwali
rozmaite odczyty. Kamień zmieniał polaryzację zależnie od układu
gwiazd.

Media i osoby wrażliwe na energię ziemską- stanąwszy o świcie lub o
zachodzie słońca w takim kręgu- odczuwają moc zawartą w kamieniach
jako niewidzialny dotyk. I tego wszystkiego doświadczali nasi przodko-
wie, nazywani pózniej ciemnymi poganami.

Pomimo owej ciemnoty i pogaństwa nasi przodkowie dysponowali
rozległą wiedzą z dziedziny astronomii, nawigacji oraz inżynierii.
A my, w wyścigu o pełny trzos, uwikłani w niewiele warte spory, coraz
bardziej oddalamy się od natury i coraz mniej ją rozumiemy.

piątek, 3 lipca 2009

Naukowy Big Brother

To wcale nie jest śmieszne- dom Deba Roya, amerykańskiego naukowca
naszpikowany jest kamerami i mikrofonami rozmieszczonymi na ścia-
nach i sufitach, we wszystkich pomieszczeniach z wyjątkiem toalet.
Wszystkie one śledzą z uwagą nowo narodzonego synka Roya.
Nagrywanie trwa średnio 10 godzin dziennie, czyli przez cały czas
aktywności dziecka.

Deb Roy jest pracownikiem unikatowego interdyscyplinarnego
ośrodka badawczego, gdzie informatycy, inżynierowie, biolodzy, a
nawet artyści pracują zupełnie swobodnie, wymyślając technologie
przyszłości. Deb Roy pracuje nad "robotem do konwersacji".
W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że jego robot nie jest zdolny
odróżnić piłki od dowolnego innego okrągłego przedmiotu, ale kilku-
miesięczne niemowlę zauważa różnicę. Uznał, że trzeba dokładnie
poznać, w jaki sposób dziecko samodzielnie poznaje określone pojęcia
w interakcji z otoczeniem, z rodzicami.

Rozszyfrowanie tego powinno umożliwić projektowanie robotów,
które będą mogły się uczyć mówić w sposób naturalny , oraz znalezć
lepsze strategie rozpoznawania i korygowania zaburzeń mowy.

Dziś , po 36 miesiącach eksperymentu, zarchiwizowano nie mniej niż
90 tysięcy godzin nagrań video i 140 tysięcy godzin nagrań dzwięko-
wych.

Do rozszyfrowania tej niebagatelnej ilości danych audowizualnych
opracowano specjalny program.
Oprogramowanie pod nazwą Total Recall przypomina typową aplikację
do montażu video, w której nagrania można przeglądać klatka po klatce
na ekranie. Pozwala ono spisać treść rozmów prowadzonych w domu,
zidentyfikować określone przedmioty, takie jak zabawki używane przez
dziecko, rozpoznać obecne osoby, a nawet kierunek, w którym patrzą.

Dzięki temu eksperymentowi uczeni mogli odtworzyć sposób w jaki
chłopczyk uczył się poszczególnych słów, od pierwszego począwszy.

Analiza tej nauki posłuży za punkt wyjścia do porównań dla badaczy
zajmujacych się problemami językowymi występującymi u dzieci, a
zwłaszcza tych zagrożonych autyzmem.
Umożliwi to wychwycenie zaburzeń znacznie wcześniej niż ma to
miejsce obecnie.

Czy wyobrażacie sobie 3 lata spędzone pod okiem wszędobylskich
kamer i podsłuchujących mikrofonów?
Tyle poświęcenia i nawet nie obejrzy ich nikt na Polsacie? Zgroza.

czwartek, 2 lipca 2009

Upał mi zaszkodził

Wszystkim nam dokucza upał i myślenie o sprawach poważnych
sprawia przykrość.
Więc dzis będzie mniej poważnie - ot takie ciekawostki "liczbowe".

W 60% francuskich godpodarstw domowych znajduje się conajmniej
sześć ekranów (telewizyjnych i komputerowych). Dzieci spędzają
przed nimi ponad 50% wolnego czasu.

230 mln internautów (najwięcej na świecie) mieszka w Chinach.

25 tys. absolwentów wyższych uczelni emigruje co roku z Afryki.

69- to zdaniem internautów najbardziej seksowna liczba.

44% firm w krajach UE ma w swoich zarządach tylko mężczyzn.

570 tysięcy euro wydano na wyżywienie uczestników szczytu
G 20 w Londynie.

32% nieletnich Amerykanów ma nadwagę, a 16% cierpi na
otyłość.

34% Francuzów deklaruje, że są "bardzo szczęśliwi" i oznacza to
wzrost o 3% w ciągu ... 10 lat.

500 Ujgurów mieszka w Monachium. To największe poza Chinami
skupisko tej ludności.

20 tys. zwolenników zasady "oko za oko, ząb za ząb" zbadali psy-
cholodzy z Berna. Większość tych osób nie ma przyjaciół, pracy
i nie jest zadowolona z życia.

4 mln stałych widzów - najwyższą oglądalność we Francji ma
czarno-biały serial "Znak Zorro" z 1958 roku.

801 kg śmieci rocznie wyrzuca statystyczny Duńczyk -
najwięcej w UE.

1 mln muzułmanów mieszka w Moskwie.

30% zawodów we Francji jest niedostępnych dla cudzoziemców.

32 tys. obywateli liczy Księstwo Monako, a 3500 z nich wzięło
udział w marszu przeciw niskim płacom.

10 tys dolarów (minimum) -tyle musi mieć na koncie dziennikarz
aby dostać akredytację na podróż z prezydentem USA.

2 tys. pubów zamknięto w Wielkiej Brytanii w ciągu minionego
roku.

2 miesiące dostało na schudnięcie 300 otyłych policjantów
z drogówki w Bangkoku.

600 tys. mostów drogowych znajduje się w USA, z czego
75 tys. w bardzo złym stanie.

Przyznacie, że dość zabawnie ale i ciekawie przedstawia się
świat w liczbach.