poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Lek na wszystko? - 91

 Teresa , gdy już goście  opuścili ich  mieszkanie  powiedziała do Kazika - gdyby nie fakt, że Kris jest Twoim bratem a Alina  moją przyjaciółką od lat, to bym  się w to wszystko nie pakowała.  To jest nieuleczalna  choroba, ale jeżeli uda  się nam zorganizować jednolity front, to sobie  z tym poradzimy. Umówiłam  się z tym panem  doktorem, że wszystkim bliskim osobom, z którymi Alina ma kontakt wytłumaczę co musimy robić. Panią Marię  też trzeba będzie  w to wtajemniczyć. Najważniejsze by Alina zrozumiała, że w gruncie rzeczy to dość rozpowszechniona  choroba i że jej osobiste zdyscyplinowanie się ma największy  wpływ na jej stabilność i ujęcie choroby w ryzy.

Nie wiedziałam, że wielu twórców, artystów, pisarzy, aktorów zmagało się  i nadal  się  zmaga  z tą chorobą. Najważniejszą sprawą jest samoedukacja pacjenta i edukacja jego najbliższych. Alina  musi się nauczyć rozpoznawać u  siebie  stan, w którym powinna się czym prędzej skontaktować  z lekarzem. Nie  miałam pojęcia, że te stany euforyczne  są znacznie groźniejsze niż te depresyjne. Alina, na szczęście, ma dość lekki przebieg, nie ma intensywnych stanów maniakalnych.  Mamy  z nią rozmawiać o tej  chorobie  tak jakbyśmy rozpatrywali katar czy ból  gardła - ot,  choroba jak każda inna. Poza tym  jeżeli tylko coś nas  zaniepokoi to mamy zapewniony  kontakt z lekarzem. No i bardzo  dużo  zależy od Krisa i myślę, że z Krisem to może wpierw  ty porozmawiaj, w końcu to twój a nie mój  brat.  Z Krisem to  sobie porozmawiamy oboje - stwierdził Kazik. W sobotę wybierzemy się  razem do księgarni  medycznej i  może kupimy  mu w prezencie  jakąś lekturę. A to, że jestem jego  bratem to wcale  nie ma  dodatniego  znaczenia - raczej ujemne, bo całe życie pacan  ze mną walczył o pierwszeństwo. I to mu  zostało- dlatego mu  nie powiedziałem o tym stypendium, bo zaraz  by konał z  zazdrości. Zazdrościł mi nawet  tego, że ja  już mogłem mając 17 lat wypić kieliszek wina, a on  nie. Podejrzewam, że część jego  zainteresowania  Aliną wynikała  z faktu, że ja  już jestem żonaty i to po raz  drugi,  a on  jeszcze  nie. 

A ja sobie  pomyślałam, rozmawiając  z panem  doktorem,  że trzeba  być bardzo dobrym  specjalistą by tę  chorobę odróżnić od  zwykłego  zachowania - każdy  z nas ma przecież zmienne nastroje, jedne  rzeczy  się nam podobają tak  bardzo, że zaczynamy mieć jakieś  określone hobby, jednych lubimy i  kochamy właściwie  bez  powodu, innych  nie lubimy  nawet jeśli nam  nie zrobili nic  złego - i oczywiście to zaraz zwerbalizowałam. I facet przyznał mi rację. A stan chorobowy wyróżnia  się tylko i wyłącznie cyklicznością. Po prostu epizody euforyczne lub depresyjne powtarzają  się. I dlatego tak ważne jest by każdy pacjent był świadomy swej  choroby i by sam się obserwował. Myślałam, że groźniejsze są stany depresyjne,  ale ponoć nie, bo są one szybciej i łatwiej wychwytywane  przez bliskich, a więc pacjent  szybciej trafia  do lekarza. Te  euforyczne dość długo bywają nie   zauważone a pacjent po  cichu robi różne  głupstwa, np. bierze na coś kredyt, nawiązuje  dziwne znajomości a to wszystko jest przez otoczenie nie  zauważone, bo pacjent jest w dobrym nastroju. Otoczenie prędzej zauważa zły nastrój kogoś  bliskiego - dobry  nastrój nikogo nie  dziwi.  I nawet sobie  po cichutku pomyślałam, że to może  wcale nie jest  choroba  ale może po prostu  tacy wszyscy jesteśmy.

A ja myślę, że większość ludzi zbyt mało uwagi poświęca  swoim bliskim- stwierdził Kazik. Ja  zawsze  wiem kiedy tobie, tacie  lub małemu coś nie pasuje, lub coś się szalenie podoba i  sprawia  radość. Po prostu ogromnie  was kocham i jestem  w  stanie  wychwycić  różnicę  kiedy tobie coś bardzo się podoba a kiedy coś podoba  się tylko umiarkowanie. Tak samo z tatą - z Alkiem to na razie zero problemu, jemu na razie  niemal wszystko odpowiada, bo ma  do nas kolosalne  zaufanie, którego nie  zawiedliśmy. Poza tym jest cały  czas z tymi, których zna, nie zostaje sam w obcym otoczeniu. Gdy na placu  zabaw ty siedzisz na ławce a ja jestem z nim przy  sprzęcie to on co jakiś czas kontroluje czy jesteś na tej ławce i mi mówi:   "mama siedzi"  wskazując  łapinką  w twoją  stronę. Gdy kiedyś odeszłaś bo szłaś coś wyrzucić do kosza, buźka była od razu w podkówkę bo cię na ławce nie było gdy spojrzał.Wziąłem go na ręce i pokazałem, że poszłaś na drugą stronę placu, bo pewnie coś wyrzucasz do śmietnika. Stres mu z mety  minął. Ale wziął mnie  za rękę i poszliśmy do tej ławki, do której  ty już zmierzałaś. Popatrzył się na ciebie i zawrócił w  stronę zjeżdżalni. Pomyślałem, że może  być z nim podobnie jak ze mną - przedszkole nie wchodziło w grę i mama była cały czas w domu. Kris też nie  zaznał przedszkola. I nie  chodziliśmy  nigdy z kluczem na  szyi. Ja też nie chodziłam do przedszkola - powiedziała Teresa. A jak będzie z Alkiem  - to się dopiero okaże. Na razie nie  chowa  się w kącie na dźwięk dzwonka domofonu. Z kluczem na  szyi to ja też  nie  chodziłam i nie przesiadywałam przed i po lekcjach w świetlicy. I choć to teraz "normalka" to  nie  chce takiej "normalki" dla naszego  dziecka. Ciekawa jestem jak będzie z Aliną, ale nie  wykluczam, że wróci  do pracy. 

No wiesz- mam wrażenie, że dość  trudno "prorokować" co z Aliną będzie  się  działo- stwierdził Kazik. Mam wrażenie, że oboje  dostarczą nam niestety wielu  wrażeń. No  chyba, że tym razem Alina "zaskoczy" i będzie brała  cały  czas tabletki. Teoretycznie to nie jest  choroba  zakaźna, ale Krisowi  coś się ostatnio na mózg  rzuciło i stwierdził, że byłoby najlepiej gdybyśmy  mieli razem dom dwurodzinny. Poczuł się nieco urażony, gdy mu powiedziałem, że już dostatecznie  długo  w życiu mieszkałem  z nim pod jednym dachem i mowy nie ma  na powtórkę. Więc  się nie zdziw, gdy usłyszysz taki plan. 

A ja już dawno mu mówiłam, że nie jesteśmy zainteresowani  jakimkolwiek wolnostojącym domiszczem, niezależnie od jego  wielkości. Bo u mnie zainteresowanie ogródkiem kończy się na  doniczce z kwiatami a powierzchnia do sprzątania to 4 do 5 niewielkich pokoi, bez  sprzątania klatki schodowej, dbania o dach i wszystkie instalacje typu woda,  ogrzewanie i ścieki. Nawet w najbardziej  szalonych snach  nigdy nie śnił  mi  się własny dom.  Popatrz - Paweł  mógł dostać dużą chałupę przy linii średnicowej a jednak powiedział ojcu, że nie chce, bo to za duży  kłopot. Poza tym mam podejrzenie, że Krisa nie  stać na taką inwestycję a pożyczkę bankową spłacałby jeszcze mały Tadzio.  Alina nawet tu niewiele w domu robi to jestem w  stanie wyobrazić  sobie jakby wyglądało u niej w takim domu. Pewnie  musiałaby być jakaś pani do pomocy na stałe, mieszkająca u nich.

No właśnie, też tak  myślę. W każdym razie jedno jest pewne- na ten cel to ja  mu forsy nie pożyczę. Mogę na leczenie Aliny,  dziecka,  jego, ale nie na dom.  Mają teraz bardzo ładne to mieszkanie, w dobrym miejscu, blisko nas, więc niech się  memu bratu  we łbie nie przewraca. Zwłaszcza, że wszystko to co się teraz  prywatnie  buduje to koszty rosną z dnia na  dzień i wiele osób rezygnuje, bo to zaczyna przekraczać ich możliwości finansowe. Gdy zgłaszali akces to koszty były znacznie  niższe a w trakcie  budowy zaczęły w  szybkim tempie rosnąć.

Poza tym to lokalizacje  są coraz  bardziej odległe od  centrum  miasta. Tak naprawdę to się rozbudowują miejscowości podwarszawskie  i  nagle masz  do pracy 30 lub 40 kilometrów, do pokonania dwa razy dziennie. I najczęściej takie osiedle domów nie ma  żadnego  zaplecza- ani żłobka, ani szkoły ani sklepów  ani lekarza.  I bardzo  często nie ma też stacjonarnej linii telefonicznej i białe plamy z zasięgiem linii komórkowej. Z czasem będą  miały "cywilizowne warunki", ale to potrwa. Jeden z moich  kolegów właśnie usiłuje komuś sprzedać niemal wykończony  dom - bliżej chyba  stamtąd  do Wyszkowa niż do Warszawy. Właśnie odkrył, że to strasznie  daleko a rano są korki w stronę Warszawy a pod  wieczór w tamtą stronę.  I ma  straszny problem, bo nie stać go na to, by ten dom pod  Warszawą był tylko domkiem weekendowym - zresztą jest  zrobiony na  całoroczną chałupę. I dzwonił do  mnie, czy może ja bym chciał to kupić. Zapytałem się go tylko czy  się  aby dobrze  czuje, bo ja raczej  nigdy nikomu nie zwierzałem  się, że marzę o jakimś domu, pod Warszawą zwłaszcza.

Wiesz, pomyślałam, że może byśmy na sobotę zaprosili na obiad Alinę z przyległościami na obiad. I najlepiej żeby Krystian dzień wcześniej przyniósł do nas  kojec. To tak w ramach oswajania choroby Aliny. Muszę chyba podpuścić panią  Marię by pouczyła Alinę i zareklamowała  jej zalety tego sprzętu. No dobrze - zgodził się Kazik bez najmniejszego entuzjazmu. Niech się Alek uczy, że na świecie  są dzieci od  niego młodsze i tym samym  mniejsze. Ale z drugiej strony nie chcę byś  się męczyła gotowaniem dla tylu osób.  Jakich "tylu osób?" - zdziwiła  się Teresa.  Raptem będą dwie osoby więcej, bo dzieciaki będą na słoiczkach. Naszemu do słoiczka dorzucę  perliczkę i będzie szczęśliwy. A jak znam życie to wdrapie się do  mnie na kolana, przejrzy zawartość mojego talerza i każe sobie coś dać "smakować". Dla dorosłych będą biusty z kurczaka, dla maluchów perliczka. Dla Tadzia będzie  mielona,  dla naszego poszatkowana - po coś przecież  ma zęby.

W piątek wieczorem okazało się, że nie będzie wspólnego obiadu, bo mały Tadzio ma.....katar i trochę kaszle. A skąd się dziecku wziął katar i kaszel- zdumiała  się Teresa. Od Krystiana  - miał "zasyfionego" klienta, który teoretycznie był już po grypie, no ale  chyba  nie do końca, bo kichał - teoretycznie w chusteczkę, no ale  skoro gadał to rozpylał zarazki. No to całe szczęście, że w tym układzie nie przyjdą - skonstatowała  Teresa. A mają co jeść, czy im coś podrzucić do jedzenia, żeby sobie odgrzali w mikrofali?

Nie  wiem, nie  pytałem Krystiana. Teresa  zatelefonowała do Aliny, ale  Alina  stwierdziła, że mają co jeść, bo mają zamrożone gotowe jedzenie. Teresa tylko podpowiedziała Alinie, żeby  zmierzyła dziecku temperaturę wieczorem i niech  się liczy  z tym, że katar będzie spływał małemu do gardła, to  niech jak najwięcej  leży na brzuszku i niech go wsadzi do kojca, to mały będzie  raczkował i katar będzie go mniej  męczył. A chłopu niech da sztyft Vicks to też mu będzie  lepiej się oddychało. Ale ja go nie mam- płaczliwym  głosem  stwierdziła Alina. Masz- kupiłam pięć  sztuk, u nas  są trzy, więc dwa są u ciebie. Poszukaj, wygląda  jak sztyft z balsamem do ust. Jest biało- zielony, z napisem Vapo -Rub. Jest też u ciebie  słoiczek z mazidłem do smarowania klatki piersiowej - wysmaruj tym wieczorem swego  chłopa. Też ma napis Vapo- Rub. Przy okazji w  całej chałupie  będzie pachniał mentol i łatwiej  się  będzie oddychało. Możesz też nanieść nieco tego mazidła na gazik i umieścić go w pobliżu łóżeczka Tadzia.  Mniej mu się będzie  nosek zatykał. I wmuś w chłopa witaminę C dwa razy dziennie po 500 mg. Jeśli nie masz to jest w aptece koło przychodni, apteka czynna do godz.21,00, wyślij Krisa. Jemu też  zmierz  wieczorem temperaturę- mam nadzieję  że nie  załapał grypy. Bo chyba  wiesz,  że już  się zaczeły zachorowania na grypę? Szczepiliście  się  w tym  sezonie? 

Hmm, nawet nie  wiem, że były  szczepienia. Były i są. Daj  mi Krystiana do telefonu. On jest teraz  w łazience. No to każ mu do  mnie  zatelefonować gdy wyjdzie. To ważne. W kwadrans później  zatelefonował Kris i dowiedział się, że następnego  dnia ma zatelefonować do ich przychodni, dowiedzieć  się kiedy  mogą przyjechać na  szczepienie i ewentualnie  się od ręki zaszczepić i niech wezmą  małego do pediatry, jeśli nadal będzie kichał i kaszlał.

No tak- podsumował Kris - ty to jak policjant  na skrzyżowaniu ulic- dyrygujesz  ruchem. To się lepiej  słuchaj, bo moje mandaty bywają wielce uciążliwe. Ktoś musi za was raz na jakiś  czas pomyśleć- Tadzio jeszcze  za mały, ty zajęty pracą, a Alina nie przyzwyczajona do myślenia nawet tylko  za siebie.  Słuchaj- mnie to naprawdę nie rajcuje i gdyby nie to, że staliśmy  się  rodziną, to bym nawet palcem  w bucie  nie kiwnęła. Rozumiesz? Taaak.... No to cześć. I wyłączyła  się.

Kazik z trudem tłumił śmiech, podszedł do niej i bardzo, bardzo mocno objął i całował. Natychmiast przytuptał Alek i też zaczął obejmować Teresę mówiąc  "moja mama, kocham".

W tym momencie  wszedł dziadek i powiedział - a ja kocham  was  wszystkich i jestem naprawdę szczęśliwy, że mam was  wszystkich  obok  siebie, na  wyciągnięcie  ręki.

                                                                       c.d.n.