czwartek, 28 kwietnia 2016

Nie ma dymu bez ognia - 3.

Dwa dni pózniej, przed południem, wrócił z podróży służbowej Marek. 
Julia była w tym czasie poza domem, a tak dokładnie to na masażu
u kosmetyczki.
Marek był nieco rozczarowany, bo wyobrażał sobie, że jego kochana żona 
spędza emeryturę siedząc na kuchennym stołku  tęsknie wypatrując jego
powrotu.
Tak jak się Julia spodziewała, jej nowy  wygląd nie zachwycił Marka ani trochę.
Jak mogłaś obciąć włosy nie pytając mnie o zdanie? Wyglądasz dziwnie i wcale
mi się te krótkie loczki nie podobają. Co cię napadło, kobieto???- Marek
wyraznie się rozkręcał.  Jak mogłaś???
Julia spoglądała na niego jak na wariata. Przeczekała spokojnie markowy
słowotok robiąc dla obojga kawę, a potem, uśmiechając się nieznacznie, spokojnie odpowiedziała:
gdybyś słuchał co do Ciebie mówię, to wiedziałbyś, że od dawna miałam
dość  tych długich włosów. Ponadto to są moje włosy i mam prawo robić
z nimi co mi tylko do  głowy przyjdzie. Jeszcze trochę a ubzdurasz sobie, że
powinnam cię pytać o zgodę na obcięcie i opiłowanie paznokci.
Nie podoba ci się, to się nie patrz - i zabrała swój kubek z resztką kawy i
spokojnie powędrowała do swego pokoju, starannie zamykając za sobą drzwi.
Zaskoczony jej słowami Marek siedział jak sparaliżowany. 
Pierwszy raz usłyszał od swej potulnej żony taki tekst. Zawsze uważał, że Julia jest niesamowicie  spokojną   kobietą a tu, nagle, taki tekst. A na dodatek
wyszła w trakcie rozmowy, całkowicie go ignorując.
A on przecież był stęskniony, chciał się wyżalić ile mu przybyło nowych
obowiązków służbowych w związku z nowym kontraktem, a ona nie dość,że
obcięła włosy i wyglądała jakoś obco, to wyszła i nie zapytała jak było
w Madrycie. 
W pierwszej chwili chciał pobiec do jej pokoju, ale nagle uznał, że byłoby to
okazaniem słabości. Z tego wszystkiego poszedł do  swego pokoju i zaczął
rozpakowywać walizkę.
A Julia, skończywszy picie kawy, poszła do kuchni by przygotować coś na lunch.
Marek  odczekał jeszcze pół godziny, przyoblekł twarz w uśmiech i wszedł do
kuchni.
Podszedł  do Julii, objął ją i wyjąkał : Jula, nie kłóćmy się. Patrz co ci kupiłem- i wyciągnął z kieszeni małe inkrustowane pudełko.
Przecież ja się nie kłócę, to ty na mnie wrzeszczysz, ja ci tylko spokojnie
odpowiedziałam na twoje zarzuty- Julia posłała mu czarujący uśmiech biorąc
do ręki pudełeczko.
W pudełeczku były klipsy  z naniesionym emalią wzorem. Julia zerknęła na
Marka i zapytała : jesteś pewien, że te klipsy są dla mnie? Przecież ja nigdy
nie nosiłam klipsów, bo mam przekłute od dzieciństwa uszy i noszę kolczyki.
Już kilka razy mi kupowałeś kolczyki w prezencie a teraz dajesz mi klipsy?
Dla kogo je kupiłeś w takim razie?
Marek wyglądał jak karp wyjęty nagle z wody - oczy zrobiły się jak dwa spodki,
usta były otwarte , on zaś szybko oddychał.
Jak to klipsy??? Zobaczyłem je w w gablocie, leżące w tym pudełku, więc
pokazałem na nie, zapakowali , zapłaciłem i już. Tam tak ciężko się dogadać
po angielsku, więc już nawet nie oglądałem ich z bliska. 
Jula, co jest, dlaczego mi dokuczasz? Stęskniłem się za Tobą a ty masz do mnie jakieś pretensje. Jak możesz podejrzewać, że kupiłem klipsy dla jakiejs innej
kobiety? Marek był wyraznie rozżalony. 
I wiesz, ja się przyzwyczaję z czasem do tych krótkich włosów, przyrzekam.
Przepraszam cię, nie gniewaj się już na mnie, proszę- Marek tulił  żonę do swej
kościstej klatki piersiowej, a Julii przemknęło przez myśl, że chyba ostatnio
schudł.
Od jakiegoś czasu ich czułości ograniczały się do przelotnych pocałunków. Od
chwili zamieszkania na nowym osiedlu pełną garścią korzystali z faktu, że każde
z nich miało własny pokój i własne , wygodne łóżko.
Kupując nowe mieszkanie  specjalnie wybrali obrzeże miasta, bo tu 4 pokoje
z kuchnią były niewiele droższe niż dwa pokoje z kuchnią w centrum miasta. 
Przez wiele lat mieszkali w mieszkaniu matki Marka, która oddała im do dyspozycji dwa malutkie pokoje, sama zajmując największy, trzeci. Jeden mały pokój zajmowali oni, drugi był dla syna.
Gdy się wyprowadzali od mamy Marka, nie  sądzili, że tak szybko będą mieli
dla siebie całe to czteropokojowe mieszkanie.   
Syn zakochał się nieprzytomnie w pewnej Dunce, szybko wzięli ślub i wyjechali
na antypody, do Australii. Co jakiś czas syn do nich dzwonił, raz na jakiś czas
przysyłał list i zdjęcia . Miło było oglądać ich wesołe, uśmiechnięte twarze. 
W ostatnim liście syn zapowiadał, że wybierają się na urlop do Nowej
Zelandii  i być może, rozejrzą się tam za pracą, bo Nowa Zelandia to taki bardzo
ekologiczny kraj. Oboje mieli już obywatelstwo australijskie, więc mogli
swobodnie podróżować. Ale do Polski jakoś  się nie wybierali, co bardzo złościło
Marka.
A dwa lata temu wpierw umarł Marka ojciec, rok pózniej zaś jego matka.  
Śmierć teściowej bardzo dotknęła Julię, bowiem traktowała ją jak własną matkę. 
Wieczór upłynął już w zgodzie, Marek zachwycał się Madrytem ale narzekał
na jedzenie. Julia uśmiała sie serdecznie, bo stwierdził, że jemu najbardziej 
smakowały frytki  i danie, które nazywało się fritata i było jakby połączeniem
frytek z omletem.  Od jednej z pań w delegaturze dostał nawet przepis
na to danie, wymagało jednak patelni, którą można by wstawić do piekarnika.
Julia obiecała,  że postara się zrobić tę potrawę w domu, najwyżej użyje do
jej zrobienia patelni i metalowej foremki lub patelni i rondla.
Narzekał też na wszechobecną oliwę,której chyba tylko do wina i herbaty
nie dolewali. 
Marek dopytywał się co Julia będzie robiła przed południem skoro już nie będzie
pracowała.  Ale  Julia odpowiedziała wykrętnie, że jeszcze nie wie a jak się
zorientuje jakie są możliwości to z pewnością mu powie. 
c.d.n