środa, 14 kwietnia 2021

Czerwcowy urlop - epilog

W poniedziałek, bladym świtem Artur z Marią wracali do Warszawy. Żegnając się z rodzicami Artura Maria  miała łzy w oczach, bo jak się nie wzruszyć, gdy się słyszy, że obca dotąd osoba mówi nam, że teraz będzie ci we wszystkim pomagać i masz się z nią dzielić wszystkimi swoimi problemami tak, jakby była twoją rodzoną matką. Ustalili, że  świadkami na ich ślubie będzie brat Artura, a drugim świadkiem będzie mama Artura. Umówili się też, że Artur sprawdzi, czy da się jeszcze załatwić pobyt w Sopocie dla Maćka i jego narzeczonej w tym samym terminie w którym oni mieli być (czyli przełom sierpnia i września) i od razu zadatkuje dla nich też takie dwuosobowe mieszkanie. Rodzice Artura wyrazili nadzieję, że teraz Artur będzie częściej wpadał do Krakowa, oczywiście zawsze z Marysieńką. Zamiast wesela miał być rodzinny obiad w restauracji. Dla rodziców zarezerwują hotel, Maciek z Elwirą i Elą będą nocować u nich, bo u nich jak na razie są trzy pokoje a w każdym mebel do spania.  Mama-Emilia podsunęła pomysł, podpatrzony w jakimś "daleko zachodnim" czasopiśmie, by zamiast obrączek nosili płaskie złote obrączki -zawieszki z wygrawerowanymi imionami - na zawieszce Marii byłoby  wygrawerowane ARTI, na zawieszce Artura MARYŚ. Jeśli im się ten pomysł podoba, to będzie to prezent od rodziców. Mama od razu ustaliła długość łańcuszków i ogromnie się cieszyła, że pomysł się młodym spodobał.

W drodze powrotnej pałaszowali mamine przysmaki, a zmniejszona dawka leku bardziej służyła Marii, która była już  w lepszym nastroju i nie zasypiała "na siedząco". Artur promieniał, bo Maria bardzo podobała się jego rodzinie, która zawsze  bardziej ceniła rozum niż urodę kobiet. Co prawda do urody Marii nie mieli żadnych zastrzeżeń, a Maciek stwierdził, że trafiła się Marysia jego bratu niczym ślepej kurze  ziarno, a nie dość, że bardzo zgrabna i ładna to na dodatek mądra, a te przymioty razem są raczej rzadkością.

W drodze do Warszawy Maria powiedziała Arturowi, że czuje potrzebę zatelefonowania do Wojtka i porozmawiania z nim o Alicji "na żywo" a nie tylko przez telefon. I jeśli on nie ma nic przeciwko temu, to ona zaprosi Wojtka do nich do domu. Bo na pewno Wojtkowi też nie jest lekko,  po otrzymaniu sygnału od rodziców Ali, że on jest dla nich nikim. Bo dla niej Wojtek nie jest nikim,był wielką miłością Ali i przecież mieli się pobrać, nawet gdyby rodzice Ali byli temu przeciwni. Oczywiście Artur nie miał nic przeciwko temu, tylko prosił by Maria nadal brała jeszcze te tabletki. Poza tym on wolałby być obecny przy tej rozmowie, co dla Marii było "oczywistą oczywistością". I przypomniał jej, że za kilka dni idą na wizytę kontrolną do  lekarza i powiedzą, że sami zmniejszyli dawkę leku. 

W czasie wizyty kontrolnej Maria "załapała" następne długie zwolnienie  lekarskie, dostała nowe leki, "regenerujące" system nerwowy oraz skierowanie do kolegi tego lekarza na jeszcze kilka sesji psychoterapeutycznych, oczywiście w ramach ubezpieczenia. Jeszcze nim wyszli z gabinetu porozumiał się telefonicznie z tym kolegą i prosto od niego mieli tam pojechać by się Maria zarejestrowała.  Gdy wyszli z gabinetu Maria wymruczała- no popatrz jakie to proste gdy się jest pacjentem "po znajomości." Mam nieodparte wrażenie, że to oni cię wyciągali z załamania - prawda?  Artur kiwnął głową - tak i jak widzisz wyciągnąłem się z tego z ich pomocą, więc wierzę, że i tobie pomogą, a i ja im w tym pomogę. Kto wie, może i z tym Wojtkiem tu przyjadę. Ważne jest by sobie wzajemnie pomagać. Maria przytuliła się mocno i  szepnęła - uwielbiam cię! Ja ciebie też- odpowiedział Artur całując ją w czubek głowy.

Wieczorem Maria zatelefonowała do Wojtka, który był wręcz wdzięczny jej za to chce się z nim zobaczyć i następnego dnia, wieczorem, do nich przyjechał. Było nieco łzawo, bo Wojtek naprawdę bardzo się wzruszył, że nie jest dla Marii "kimś obcym", że oboje chcą mu pomóc. Powiedzieli mu też o swoim ślubie, a Wojtek przeprosił, że raczej nie przyjdzie na ślub, bo zwyczajnie nie da jeszcze rady, co dla obojga było zrozumiałe. Artur  przejrzał swój grafik i umówił się na któreś popołudnie, by zawieźć Wojtka i oddać go w ręce lekarza. Oboje zapewnili Wojtka, że zawsze gdy mu będzie potrzebne jakiekolwiek wsparcie to może na nich oboje liczyć, bo jak powiedziała Maria, to że Ali już nie ma nie przekreśla faktu, że była jej najlepszą przyjaciółką. Gdy się żegnali Wojtek powiedział- cieszę się i to bardzo, że trafiłaś Marysiu na takiego wartościowego człowieka i że się kochacie. A oni zapewnili go po raz drugi, że zawsze może na nich liczyć, a Artur powiedział- wiesz, przyroda nie znosi pustki - za jakiś czas spotkasz inną kobietę, z którą będziesz szczęśliwy, choć teraz wydaje ci się to niemożliwe. Wiem coś o tym. Tylko wszystko wymaga po prostu czasu.

Artur, tak jak obiecał, załatwił Wojtkowi wizytę u lekarza leczącego Marię, mówiąc mu, o tym, że ma pacjenta, który był narzeczonym zmarłej przyjaciółki Marii i że oboje z Marią proszą, by go pan doktor wziął pod opiekę. Na zakończenie wizyty lekarz  powiedział, że gdyby wszyscy ludzie byli bardziej na siebie otwarci, bardziej sobie pomagali, choćby tylko w ten sposób jak to zrobili Maria i Artur w stosunku do Wojtka, byłoby znacznie mniej cierpienia i nieszczęść, bo człowiek, gdy ma wielki stres a nikt mu w tym momencie nie pomoże, wpada w taką depresję, że grozi to nawet śmiercią. 

Na ślubie Artura i Marii oprócz najbliższej rodziny było trzech najbliższych kolegów Artura i....Wojtek, który uznał, że da radę jednak przyjść, bo będzie to z jego strony pewien sposób uczczenia pamięci  Alicji. Artur  żartował, że Wojtek jest adoptowanym bratem Marii, więc na przyjęciu siedział w kręgu rodzinno- przyjacielskim i szalenie podobał się nastoletniej bratanicy Artura. Nic dziwnego, skoro traktował ją jak osobę dorosłą. Gdyby mu wtedy ktoś powiedział, że właśnie poznał swą przyszłą żonę zapewne by wtedy mówiącego te słowa po prostu wyśmiał lub nazwał wariatem. Ela miała wtedy 15 lat a on 13 lat więcej.

O swym zamążpójściu Maria poinformowała rodziców już po fakcie. W ramach prezentu ślubnego przysłali im zaproszenie do Australii i bilet "open" ważny rok, ale Maria nie chciała lecieć do nich, poza tym właśnie robiła profesjonalny kurs dla masażystów.

Dwa tygodnie spędzone w Sopocie cała "piątka" uznała za wielce udane. Elwira i Maria na zmianę zajmowały się gotowaniem, panowie zaś zaopatrzeniem - dostawali po prostu wykaz  tego co mają kupić a ich "konsultantką" na zakupach była Ela. Zmywanie załatwiała zmywarka. W Boże Narodzenie odbył się kościelny ślub Elwiry i Maćka, na którym oczywiście byli Maria i Artur.

W niecały rok po ślubie Artur wraz z kilkoma kolegami otworzyli przychodnię rehabilitacyjną i spełniło się marzenie Artura by mógł pracować razem z Marią. 

Do Australii nie polecieli nigdy, rodzice Marii z kolei nigdy nie wrócili do Polski.

                                                                  KONIEC