piątek, 13 października 2023

Córeczka tatusia - 26

 Badanie kontrolne  stanu funkcjonowania żył teściowej  Marty wykazało, że może pojechać do Tajlandii w grudniu, ale oczywiście zabronione jest  długotrwałe przebywanie  w pozycji siedzącej, musi używać specjalnych rajstop uciskowych, nie powinna również przebywać długo na słońcu, ma  wykonywać  dwa razy dziennie ćwiczenia, no i oczywiście żadnego dźwigania, może pływać. Matka Wojtka była bardzo uradowana tym, że może  jechać na ten urlop, ojciec nieco mniej zachwycony, bo jak powiedział Wojtkowi "co to za frajda jeżeli trzeba bez przerwy na  coś uważać". Ale został "przegłosowany" , bo ich przyjaciele  zapewnili oboje, że w takim  razie  na miejscu zamiast pieszych wycieczek zorganizują bez trudu wycieczki małymi , prywatnymi "jednostkami  turystycznymi". Wojtek tylko pocieszył ojca, że on to w pełni go  rozumie, no ale on też wie, że gdy się jego mama na coś "napali" to nie ma lekko, bo "mama to  z tych, że gdy  sobie  coś wbije  do głowy to i po trupach  dojdzie  do celu".  Początkowo Marta  miała  zamiar porozmawiać z teściową na temat tej wyprawy, ale po namyśle zrezygnowała z tego zamiaru i powiedziała  do Wojtka, że jednak nie porozmawia bo to co ona wie na temat żylaków to wiedza "szczątkowa", bo chociaż to zagadnienie jest w tematach  medycyny estetycznej, ale ona nie jest flebologiem, więc to co powie nie będzie dla teściowej miało żadnego znaczenia, zwłaszcza, że teściowa nadal w głębi duszy uważała, że kosmetolog a kosmetyczka to jedno i  to samo.

Patrycja razem z tatą zorganizowali dla Misi "azyl"  na zapleczu kwiaciarni - miała tam nieomal swój pokój, w którym było drugie posłanie z budą, miała swoje miseczki na wodę i jedzenie i swoje zabawki a wszystko to ogrodzone sztachetkami, by nie  mogła w niekontrolowany sposób dostać  się na teren dla klientów. Marta była pod  wrażeniem, bo wszystko było dziełem taty i Patrycji.  Gdy obejrzeli z Wojtkiem to wszystko Marta powiedziała- mam wrażenie, że nie jedno  dziecko w tym  mieście  ma gorzej niż będzie miała u Pati nasza psinka. Gdybym się urodziła  u nich, to miałabym "jedwabne  dzieciństwo". Misia bardzo szybko przywykła do faktu, że ma teraz  trzy domy i  w każdym kogoś kogo kocha i kto ją kocha. Wojtek był teraz  całymi dniami poza domem, rano "podrzucał" Martę na jej uczelnię, potem albo pisał w domu albo był na uczelni. Umówił się z promotorem, że obrona będzie  dopiero w styczniu lub na  samym początku lutego. Kolejna  zmiana planów dotyczyła Sylwestra - do Marty dotarło, że w sylwestrową noc mogą być odpalane  fajerwerki i Misia może  być zszokowana hałasem, więc  nie powinna być wtedy sama w domu. Co prawda weterynarz mówił, że może jej przepisać  jakiś bezpieczny weterynaryjny "przymulacz", ale lepiej by był jednak ktoś  z psiną w domu. W związku z tym wyprawa  na Sylwestra poszła  w niebyt.  Teściowie oboje  byli nieco  zdziwieni decyzją Marty i Wojtka, że oni to po prostu zostaną "ze psem" w domu, ale i Marta i Wojtek nie  widzieli w  tym nic  dziwnego. Pati i tata też nie widzieli w  tym czegoś dziwnego.

Na uczelni, fakt że Marta wydała  się w czasie  wakacji za mąż był niemal sensacją, bo Marta  nigdy nie opowiadała o tym, że się z kimś spotyka, a gdy Wojtek kilka  razy odbierał ją z uczelni to mało która z koleżanek to widziała. Poza tym Marta  nigdy nie  zwierzała  się koleżankom ze  swego życia poza  uczelnią. Marta nadal zastanawiała  się nad  tym czy poprzestać na licencjacie  czy może jednak od razu robić magisterium. Rozmawiała nawet o  tym z "doradcą zawodowym" z ramienia firmy, której uczelnia była "własnością". Firma, która opiekowała  się uczelnią była dość dobrze zorientowana w temacie co która studentka sobą przedstawia.  A Marta,  zdaniem wykładowców, była bardzo zdolną i pracowitą studentką i byłoby dobrze by od razu nastawiała  się na magisterium, bo ma "potencjał". No ale niech  sobie  spokojnie  przeanalizuje  wszystko to czego się  dowiedziała, a po zakończeniu tego semestru znów będą rozmawiać. Bo zdaniem "ciała pedagogicznego" szkoda by Marta poprzestała na stopniu licencjata.  

W domu Marta stwierdziła, że "jak była głupia  w temacie tak samo jest nadal głupia" i nic się jej nie rozjaśniło w  głowie. Jedno jest pewne - będzie startowała  do pracy w laboratorium kosmetycznym,  a nie w świadczeniu usług kosmetycznych.

Kochanie moje- powiedział Wojtek - zaakceptuję  wszystko co wybierzesz, ale pod jednym  warunkiem - że mnie nie porzucisz. I wcale nie będę zgorszony lub rozczarowany jeżeli,  gdy będziemy mieli dziecko, zajmiesz  się głównie hodowaniem   dziecka a nie pracą  zawodową.  Bo wychowanie  dziecka, opieka nad nim to wcale nie jest takie proste i oczywiste jak się niektórym ludziom  wydaje. Chcę by nasze  wspólne życie  dało ci maksimum radości, byś nie  musiała  i pracować  zawodowo i wychowywać dziecko. 

Myślę, że pomysł, byś podjęła pracę w laboratorium kosmetycznym na pewno by cię zadowolił. A kwestia czy masz robić II stopień czy poprzestać na licencjacie - to zostawimy do twojej decyzji - mamy zabezpieczenie finansowe, możesz spokojnie jeszcze  studiować, koszty twego studiowania są nieomal zerowe, bo to bezpłatne, zwykłe  stacjonarne  studia.  I wiesz- jestem dumny, że twoi wykładowcy uważają, że powinnaś nie poprzestać na licencjacie.  I myślę, że byłoby dobrze, gdybyśmy jednak kupili dla ciebie jakiś  samochodzik małolitrażowy. Możemy kupić nawet  używany. Mam kolegę, który nam pomoże w wyborze - od czasów licealnych grzebie się w  samochodach, więc pomoże nam w wyborze używanego samochodu.  Przepatrzymy gdzie w okolicy uczelni masz jakiś strzeżony parking, weźmiesz trochę lekcji jazdy i będzie ci wygodniej niż jeździć miejską komunikacją  w tłoku.  Tata też tak myśli. Teraz, gdy już ci  się zaczęły zajęcia ja  się zajmę gotowaniem. Na szczęście oboje lubimy to samo. A zakupy będziemy robili raz w tygodniu, razem i zawsze zaplanujemy co w danym  tygodniu będzie  gotowane.  Jeśli nie będę  czegoś  wiedział w kwestii kulinariów to  mam do pomocy internet, w którym  aż się roi od przepisów i ponadto zawsze mi może coś rozjaśnić w głowie moja, kochająca cię ogromnie, moja teściowa.

Za dwa tygodnie promotor przeczyta całość mojej pracy, jeśli będzie jego zdaniem wszystko jak należy to dam do przepisania i oprawy. Dołączę też opinie od użytkowników tego projektu, bo to nie jest praca czysto teoretyczna, ale coś co funkcjonuje. I za co nawet dostałem pieniądze, ale o tym promotor  nie musi oficjalnie  wiedzieć. Jesteś tym, co mnie  spotkało w życiu najlepszego i - tylko  się  nie śmiej- o tym to już wiedziałem w ostatniej klasie podstawówki. 

Podsłuchałem kiedyś przypadkiem rozmowę rodziców na  nasz temat gdy już byliśmy w Grazu. Była dla mnie  dość  dziwna - mama ubolewała, że ja  nie mam w Grazu żadnej bliskiej koleżanki, że spotykam  się tylko z kolegami i że to mało normalne. A tata jej wtedy powiedział, że przecież  ja  się przyjaźniłem w Polsce z tobą, więc raczej nie jestem spod innej orientacji i że może  szkoda, że mama nie  została w Polsce ze mną aż do chwili uzyskania przeze mnie  matury. I wtedy się niechcący  dowiedziałem, że po  tym, co mój ojciec wyczyniał w Polsce to ona nie  wyobraża  sobie by mogli mieszkać oddzielnie  i by się to nie  skończyło rozwodem. Ojciec ją przekonywał, że po prostu ponosi ją  zbyt wybujała  fantazja, że pójście do kina w  towarzystwie  koleżanki z pracy nie jest dowodem zdrady, a poza tym to on przecież sam jej o tym powiedział i to był czysty przypadek - koleżanka miała wolny jeden z dwóch biletów kupionych w przedsprzedaży,  bo jej facet nie  wrócił na  czas do Warszawy z  zagranicznej delegacji, więc jemu  zaproponowała ten niespodziewany wypad  do kina - mało tego - ona mu proponowała  dwa bilety, myśląc, że mama jest w  Warszawie i  ona  dopiero wtedy dowiedziała  się, że on aktualnie jest  sam, bo mama ze mną jest  u swojej  rodziny poza Warszawą. Ojciec zarzucał wtedy mamie, że  ma  zbyt niską samoocenę a ten jej brak  zaufania do niego bardzo go boli. 

Od tamtej pory Wojtek bacznie przyglądał  się obojgu  i dość łatwo  zauważył, że oni nie mają  do siebie wzajemnie  zaufania, że właściwie nie bardzo wiadomo na jakiej  zasadzie  są razem i doszedł do  wniosku, że są razem bo w wielu punktach bycie w tym związku było korzystniejsze niż rozwód. No a jak się tak im bardzo dokładnie przyglądał to przy okazji przypadkiem wpadł na trop, że matka  ma własną firmę  kosmetyczną, w której wspólniczka mamy jest tylko dlatego wspólniczką, że posiada odpowiednie dokumenty by posiadać własną firmę. I podejrzewa, że gdy  tylko Marta zakończy swoje  studia jego matka wyciągnie   swoje  macki w  stronę Marty by ona została jej wspólniczką, bo dotarło do matki świadomości, że kosmetolog z tytułem magistra  może myśleć o własnym zakładzie  kosmetycznym lub tak  zwanej odnowy biologicznej. 

Marta uśmiechnęła  się - przykro mi, ale się twoja rodzicielka  szalenie na mnie  zawiedzie - nie ma  w moim przypadku takiej opcji. Nie  słyszałam by któraś z tak młodych dziewczyn, zaraz po tych studiach otworzyła  własny salon kosmetyczny- owszem czasem, gdy są to majętne   z domu panienki mogą wejść do spółki z osobą  ze sporą praktyką, która  już prowadzi jakiś biznes. Działania w korygowaniu urody to bardzo śliskie poletko do  działania.  I nie  da  się ukryć że wiele rzeczy nie  skoryguje  się za żadne pieniądze, a  wszyscy klienci są przekonani, że wszystko można zrobić, tylko akurat ta  klinika zatrudnia kiepskich ludzi. Jeśli masz jakiś zabieg, który wymaga  by pacjentka przez  jakiś  czas po  zabiegu  czegoś  nie  robiła lub żeby jakąś czynność  wykonywała  co godzinę od  chwili wyjścia  z  gabinetu aż do  godziny 23,00, to musisz  się liczyć  z tym, że pacjentka zrobi tylko to co będzie  sama chciała  czy też uważała  za słuszne. A potem, gdy efekt jest  zerowy to pisze na ciebie  donos, że twoje  działania nie  tylko jej nie pomogły ale i przyniosły szkodę na  zdrowiu i wyglądzie i żąda odszkodowania. Współczesne  życie jest  zdominowane przez  chemię i jest cała masa przeróżnych  alergii na środki czystości oraz na przeróżne kosmetyki a nawet na  zapachy bez kontaktu ze  skórą.  Pierwsze pytanie do klientki to jest pytanie na co ma  alergię lub co tylko niezbyt  dobrze toleruje. Nie ma  testerów na wszystkie  produkty z którymi mamy kontakt, nie jesteśmy w  stanie tego przetestować i nawet najsolidniej przeprowadzony wywiad nie  wykaże wszystkiego.

Wiesz kochanie, ja po takim zabiegu, który   miała twoja  mama, to bym siedziała grzecznie w  domu i nigdzie nie pojechała, do Tajlandii zwłaszcza. Skupiłabym  się  głównie na  tym co powinnam  jeść, jakie wykonywać  ćwiczenia a nie leciała  w drugi koniec świata z zimna w upał i na dobrą  sprawę w nie bardzo wiadome warunki. Bo nie zawsze to co sprzedawca usługi nazywa komfortem jest nim faktycznie.

My z tatą już raz  się nabraliśmy- rzecz dotyczyła Turcji. W prospekcie hotel się prezentował "godnie", basen przed  hotelem, nad basenem stoliki z parasolami, krzesełka, napoje, do plaży 200 metrów,  na plaży rozstawione  foteliki, wyżywienie trzy razy dziennie w ogrodzie hotelowym.  Rzeczywistość zaczęła skrzeczeć już pierwszego dnia - pokoje dwuosobowe były tylko od podwórka, na którym królował kontener zapchany  po brzegi śmieciami a to co się nie  mieściło leżało obok. Oczywiście  zaraz powstała "dokumentacja".  Basen był mały, nie miał nawet 25 metrów długości. Do morza  rzeczywiście  było te 200 metrów- do przejścia  dwie szerokie jezdnie, ruch  nieregulowany, samochody miały pierwszeństwo.

Plaża - "dzika plaża", zero komfortu. Lunch nie  wchodził w  cenę pobytu, wybór zerowy,  jadalny był tylko kurczak pieczony. Kolacje były rzeczywiście serwowane w otoczonym krzakami ogrodzie. Do centrum miejscowości, gdzie był McDonald  było około 4 kilometry, więc naszym głównym  kolacyjnym pożywieniem były frytki w Mc Donaldzie, bo czasami to co serwowali strach  było jeść. Miejscowość dopiero  się cywilizowała i właściwie  była placem budowy. Od frontu  wszystkie  hotele wyglądały całkiem przyzwoicie i wszystkie miały takie  samo obskurne zaplecze  jak nasz hotel. Była proponowana jedna  wycieczka 2 dniowa do Kapadocji, ale tata nie chciał, podobnie odpuściliśmy  sobie wycieczkę w góry "jeepami po bezdrożach". Mało było osób chętnych a ci co byli - wrócili pół  żywi ze  zmęczenia. I dlatego ja  nie mam nigdy ochoty na wyjazdy z polskimi biurami podróży. Rainbows Tours to jeszcze jakoś trzyma poziom, ale reszta to pożal  się Boże. A Orbisu już nie ma- padł. Koleżanka  była z TUI i z  ITAKĄ  i była  zadowolona - warunki zakwaterowania dobre,  w zamian za pieniądze  dawali to wszystko co obiecywali. Bardzo  możliwe, że twoi rodzice dobrze  trafią w tej Tajlandii. Znam takich, co pojechali do Meksyku - niestety ani razu  nie plażowali bo przypływ wyrzucił na brzeg plaż jakieś morskie trawy czy też wodorosty, co w tym terminie, w którym tam byli ponoć jest  normą. A im właśnie o plażowanie  "biegało" bo byli z małolatami. Na miejscu twoich rodziców to bym pojechała w Dolomity, tam są takie  fajne, rozległe doliny i ładne  widoki, już sam pobyt w takim ładnym miejscu leczy. Tam i latem jest pięknie i  zimą. I jest gdzie  spokojnie podreptać i dobre powietrze  - po prostu  dobre  warunki do regeneracji.

                                                                                c.d.n.