wtorek, 9 września 2014

Rozsądek czy głupota? cz. II

Heńka nagle odkryła, że zupełnie nie interesuje jej praca, którą wykonuje. Na domiar
złego dyrekcja chciała powierzyc jej stanowisko kierownika działu, w którym dotąd
pracowała. Heńka czym prędzej rozchorowała się - z tym to nie miała żadnych problemów.
Wystarczyło by poszła do  zakładowego lekarza, otworzyła buzię, powiedziała; "aaa,eee"
i dziewięc dni zwolnienia lekarskiego było od ręki. Bo Heńka miała wiecznie problemy
z gardłem. Mimo leczenia mieszaniną antybiotyków i sulfonamidów w jej  gardle wciąż
wracały tajemnicze, białe lub żółtawe naloty, a śluzówka była wiecznie w stanie zapalnym.
Jakimś dziwnym cudem  żaden lekarz nie wpadł na pomysł zlecenia antybiogramu.
Heńka naprawdę  miała już dośc tych nawracających dolegliwości, nie mniej czasami były
one wielce przydatne.
Tym razem Heńka chorowała miesiąc i w tym czasie entuzjazm dyrekcji w kwestii
nominowania jej na stanowisko kierownika działu rozpłynął się całkowicie.
Stanowisko kierownika działu objął nowy pracownik, kolega naczelnego jeszcze ze szkoły.
"Nowy" wdzięczył się do wszystkich pań w dziale, "całował rączki", prawił komplementy
i wyraznie Heńka wpadła mu w oko.Ciągle wzywał ją do swego gabinetu i szybko od
spraw służbowych przechodził do snucia opowieści - głównie o tym, że praca którą teraz
wykonuje potrzebna mu jest głównie po to, by mógł "robic biznesy". Owe biznesy, które
wg niego przynosiły spore i do tego nieopodatkowane pieniądze polegały na handlu -
wszak  w Polsce były  towary, które miały wzięcie np. w ówczesnym ZSRR, poza tym
krążąc służbowo pomiędzy  krajami RWPG stawał się specyficzną centralą handlu
zagranicznego. Wystarczyło zawiezc do Kraju Rad dżinsy zakupione w Pewexie -oczywiście
nie wolno było tego robic, ale wiecie -Polak potrafi- żaden problem wcisnąc na siebie
dwie pary dżinsów a spodnie  od garnituru schowac do walizki.
Poza tym wraz ze znajomymi wyjeżdżał do Tajlandii i Indii gdzie wszyscy kupowali
bawełniane kolorowe ciuchy, które potem ze świetnym przebiciem sprzedawano w Polsce
hurtowo. Jak mawiał "Nowy" było to połączenie przyjemnego z pożytecznym - przyjemne
było poznawanie nowych krajów, pożyteczną zaś stroną zarabianie na tym - wszyscy mieli
nie tylko zwrot kosztów wycieczki ale i zarabiali na następną wyprawę i na zakupy.
Heńka, chociaż  "Nowy" zupełnie nie robił na niej wrażenie jako mężczyzna, podziwiała
jego inwencję i zaradnośc -był przeciwieństwem Marka pod każdym względem.
Zupełnie nie był urodziwy, starszy od Heńki o dobre kilkanaście lat, jej wzrostu, lekko już
łysiejący, z tendencją do tycia. No, taki sobie, ale jaki zaradny, myślała Heńka.
Po kilku miesiącach "Nowy" zaproponował Heńce wspólny, grupowy wyjazd do Indii.
Heńka promieniała - z dziką ochotą załatwiała paszport, zorganizowała pieniądze (tzn.
pożyczyła je od własnej matki i jednej z kuzynek), w pracy wyżebrała 2 miesiące urlopu
bezpłatnego zasłaniając się złym zdrowiem dziecka i koniecznością wyjazdu z latoroślą
na długi pobyt nad morzem. W czasie jej nieobecności dziecko miało przebywac u Marka,
któremu Heńka zostawiła swój samochód.
Indie - brudno, gorąco, higiena rzecz nieznana. Ponieważ wszyscy uczestnicy wycieczki
starali się minimalizowac koszty pobytu, najporządniejszym noclegiem był nocleg
w hostelu - nie wiem czy indyjskie hostele miały jakieś gwiazdki, ale gdyby miały, to ten
hostel byłby z całą pewnością bez kawałka gwiazdki.
Ale Heńka i tak była niemal zachwycona - wróciła wprawdzie z jakimś tajemniczym
zapaleniem spojówek (które ciągnęło się jeszcze przez kilka miesięcy) i ostrym nieżytem
żołądka, ale jednocześnie złapała bakcyla  podróżowania i  handlowania.
Bez trudu spłaciła zaciągnięty dług i jeszcze zarobiła na następną eskapadę.
Częśc osób jeszcze zapewne pamięta, że kiedyś nikt nie trzymał paszportu w domu, nawet
gdy był to paszport uprawniający do wielokrotnego przekraczania granicy - za każdym
razem trzeba było w tym celu kontaktowac się z Biurem Paszportów i przedstawiac zgodę
swego pracodawcy na urlop. Wobec takich obstrukcji Heńka zwolniła się z pracy - na
szczęście ówczesny prawodawca nie wymyślił nakazu pracy dla kobiet- mężczyzni mieli
wówczas obowiązek stałego zatrudnienia  do czasu ukończenia 45 roku życia.
"Nowy" natomiast, widząc że tak  świetnie układa się mu współpraca z Heńką, a handel
idzie coraz lepiej, w pół roku pózniej również odszedł z pracy  i zatrudnił się w firmie
swego kolegi. Tu przynajmniej nikt nie robił problemu z udzielania mu bezpłatnych
urlopów.
Heńka i "Nowy" zgodnie  penetrowali gdzie co kupic i gdzie to potem sprzedac by były
najkorzystniejsze zyski. Nie  da się ukryc, że najwięcej handlowali ciuchami damskimi, bo
nie od dziś wiadomo, że kobiety pod każdą szerokością geograficzną chcą byc modnie
ubrane.
W tak zwanym międzyczasie "Nowy" rozszedł się z żoną - w ramach podziału majątku
zostawił  byłej i  dziecku mieszkanie, sobie zaś zostawił stary, zdezelowany samochód.
Właściwie wyszedł z domu z dwiema  chudymi walizkami i perspektywą płacenia
alimentów  aż do chwili ukończenia przez dziecię studiów. W tym względzie miał
jednak łut szczęścia - dziecię przestało studiowac w trakcie drugiego roku studiów i
wstąpiło w związek małżeński, tym samym zwalniając tatusia z płacenia alimentów.
"Nowy" wynajął dla siebie  mieszkanie i wpadł na genialny pomysł, by Heńka wraz z nim
zamieszkała. Ponadto poprosił Heńkę by za niego wyszła. Przecież musiał mu ktoś prac
i prasowac koszule - do dnia otrzymania rozwodu robiła to jego "była".
Co do wspólnego zamieszkania to Heńka nie miała obiekcji, ale drugie małżeństwo nie
leżało w jej planach życiowych. Pranie koszul męskich i ich prasowanie też jej nie
ekscytowało. Była głęboko przekonana, że ona  nie nadaje się do trwałego związku- tak
naprawdę nie kochała "Nowego", była raczej zafascynowana wspólnymi podróżami i
interesami. Praktycznie więcej czasu spędzali w podróżach niż w Polsce.  Heńce bardzo to odpowiadało, zwłaszcza, że konto dolarowe w Banku PeKaO stale rosło, poza tym każde
z nich miało również otwarte konto w Szwajcarii - oczywiście nigdy się z tym nie afiszowali.
Nigdy nie jezdzili do Szwajcarii  docelowo lecz tranzytem i najwyżej raz do roku, by nie
wzbudzac podejrzeń  polskich władz. Po prostu raz do roku "jedyne dobre połączenie" mieli
przez Zurich. Bo każdy paszport po zdaniu do depozytu był bardzo dokładnie przeglądany.
Pomiędzy  wojażami wzięli w końcu ślub, na którym nie było rodziców Heńki.
W ramach handlowych podróży bywali w Turcji, Indiach, Tajlandii. Zrobili turystyczny
wypad do Australii, w której "Nowy" miał dalekiego kuzyna. Przez pół Australii
przejechali  samochodem i tylko raz niegroznie pobłądzili. W efekcie musieli spędzic noc w samochodzie.
W drodze powrotnej "wdepnęli" do Singapuru i to był strzał w dziesiątkę. Rozpoczęli
bardzo opłacalny handel elektroniką, a Singapur był niemal ich drugim domem. Konta im
rosły, państwo dostawało swą dolę w postaci podatków a oni kursowali w tę i z powrotem
na trasie Warszawa- Singapur via Moskwa. To były czasy, gdy należało tylko dobrze
"poczaszkowac", by legalnie zarobic naprawdę duże pieniądze.
Ale pieniądze szczęścia nie dają, jak mówili starzy ludzie.
c.d.n