sobota, 18 maja 2013

Po prostu życie - cz.V

Lilka dobrze pamięta ten dzień  - właśnie wrzuciła na patelnię jajka, by zrobić śniadanie, gdy nagle
żołądek podleciał jej do gardła i musiała ruszyć biegiem do toalety. Wróciła blada i roztrzęsiona ale
gdy podeszła do kuchenki i spojrzała na zawartość patelni, żołądek znów usiłował zmienić swą
lokalizację.
Wymordowana torsjami, głodna i pewna, że to jest zatrucie pokarmowe, pojechała do pracy.
Jej wygląd nieco zaniepokoił koleżanki z jej pokoju, a jedna z nich wyraziła przypuszczenie, że to
może wcale nie jest zatrucie pokarmowe a po prostu ciąża. Bo gdyby się czymś zatruła, to już w nocy miałaby pierwsze objawy niedyspozycji, no a atak mdłości na widok jajecznicy to z pewnością nie ma
nic wspólnego z zatruciem.
Perspektywa ciąży wcale a wcale nie ucieszyła Lilki. Jeszcze podczas studiów  wieczorowych zmieniła
pracę, odeszła ze szkoły i została przyjęta do jednej z central handlu zagranicznego.
Bardzo się jej dobrze tu pracowało, zarabiała znacznie lepiej i nie bez znaczenia był fakt, że po pracy
nie musiała dzwigać do domu  uczniowskich zeszytów ani poprawiać klasówek czy też prac domowych.
W szkole dość szybko zrozumiała, że naucza języka, którego niemal nikt nie chciał się dobrowolnie
uczyć. Jej najlepsza uczennica, która zawsze najlepiej pisała i mówiła po rosyjsku powiedziała jej
w jakimś przypływie szczerości, że ona uczy się  tego języka dlatego, że należy znać język swych
wrogów i że z tego powodu chodzi również na poza szkolny kurs niemieckiego.
Wybierając taki, a nie inny kierunek studiów, Lilka wcale nie planowała pracy w szkolnictwie. Miała
 bardzo ambitne plany zostania pisarką lub dziennikarką. I może, gdyby na jej drodze nie stanął
Wacław, marzenia te spełniłyby się.
W ciągu dnia pracy Lilka wypiła tylko gorzką herbatę, torsje się nie powtórzyły, więc Lilka doszła
do wniosku, że to jednak zatrucie.
Ale słowa koleżanki, o ewentualnej ciąży krążyły gdzieś z tyłu jej głowy i nie dawały spokoju.
W drodze do domu mijała Spółdzielnię Lekarską i postanowiła wstąpić, by zapisać się do
specjalisty. Okazało się, że lekarz może ją przyjąć nawet zaraz. Nie  namyślając się długo Lilka
zdecydowała się na wizytę, tym bardziej że można było przed wizytą skorzystać z łazienki.
Bo kiedyś Spółdzielnie Lekarskie bywały nawet dość eleganckie, myślano również o tych
pacjentkach, które musiały tu przyjść "z marszu".
Tej wizyty Lilka z pewnością nie zapomni do końca swych dni. W gabinecie  był lekarz i młoda
pielęgniarka. Pielęgniarka zaprowadziła ją do łazienki obdarzając przy okazji jakimś wielkim
zwojem czegoś w rodzaju ligniny, prosząc by owinęła się tym jak spódnicą, gdy już będzie
gotowa do badania. A lekarz - no cóż- 190 cm wzrostu, ciemnowłosy, jasnooki, ciemna oprawa
oczu i rzęsy długie i gęste- wprost niesamowite. I taki piękny chłopak ogląda kobiety głównie
z odwrotnej perspektywy - pomyślała Lilka.
Na szczęście lekarz był nie tylko urodziwy ale i  kompetentny zawodowo a do tego delikatny
i taktowny. Po chwili Lilka zupełnie zapomniała, że ogląda ją bardzo przystojny mężczyzna, jego
płeć przestała być istotna.
Wg niego Lilka była najprawdopodobniej w 7 tygodniu ciąży. Bardzo długo wypytywał ją
o przebyte dotąd choroby, warunki życia, sposób odżywiania a nawet o stosunki rodzinne.
Zmieszanie i skrępowanie Lilki gdzieś odpłynęło, co jakiś czas lekarz prosił pielęgniarkę by
pewne rzeczy zapisała w karcie Lilki. Po skończonym  wywiadzie pielęgniarka objęła Lilkę
serdecznie i odprowadziła do łazienki, by się ubrała.
Lilką targały dwa uczucia - radość i wielki niepokój. Nie była jeszcze przygotowana na
macierzyństwo - nie wyobrażała sobie  dziecka w tym mikroskopijnym mieszkaniu, a blok
zakładowy, w którym mieli obiecane mieszkanie miał tzw. "poślizg", nie było wiadomo kiedy
zostanie oddany do użytku. Poza tym nie chciała rzucać pracy, a jednocześnie nie chciała oddać
dziecka do żłobka.
I taka pełna sprzecznych uczuć dotarła do domu.
c.d.n.