środa, 12 lipca 2023

Lek na wszystko? - 160

 Drugiego stycznia zima zreflektowała  się, że powinna ludziom przypomnieć jak wygląda śnieg i wczesnym popołudniem sypnęła  śniegiem i temperatura zaczęła  spadać.  Komunikaty w środkach masowego przekazu donosiły o "nagłym ataku zimy", co bardzo Teresę rozśmieszyło. Toż jest przecież styczeń, więc  chyba trudno oczekiwać, że będzie oszałamiające słońce i dwadzieścia stopni ciepła. W tropikach  zapewne jest ciepło i gdyby tam nagle  zaczął padać  śnieg to byłaby to sensacja, ale u nas śnieg i mróz w styczniu to dość normalna pogoda - powiedziała Teresa do taty. Jakoś nasza  administracja osiedla nie jest zaskoczona śniegiem i od świtu odśnieżają i posypują piaskiem wszystkie uliczki. Tylko ze spacerem będzie pewnie dziś kiepsko. Najlepiej gdyby jeszcze  trochę śniegu dopadało tak ze dwa dni i lekuchno zmroziło, już byłoby lepiej ze spacerem.  

Teresa wpadła nagle w głęboki namysł - co się tak zasępiłaś Kochanie - spytał Kazik.  Bo się zastanawiam czy Aleks wejdzie  jeszcze w ten zeszłoroczny kombinezon. On jest  świetny bo dwuczęściowy. A na dodatek  nie szeleści upiornie. Zagapiłam się i nie wykluczone jest, że będę musiała wyskoczyć  na "ciuchy do Rembertowa" po nowy kombinezon. Żaden problem - zapewnił ją Kazik - jak się obudzi to przymierzy ten i pojedziemy w sobotę do Rembertowa po coś nowego. A ten pewnie będzie  dobry dla Tadzia. Mam nadzieję, że "budkarze" już się przestawili na zimową odzież. No i buty też mu trzeba przymierzyć i rozejrzeć  się czy są ocieplane kalosze dziecięce. Bo jak nie będzie ani kombinezonu ani ocieplanych kaloszy to wyskoczymy do Berlina. Ale chyba bez niego. No jasne, że bez  niego, tylko trzeba  będzie go dobrze pomierzyć. Ja chyba i dla siebie kupię takie ocieplane  kalosze - są idealne na topniejący śnieg, a tu wciąż  będzie na  zmianę raz mróz  a raz  paciaja. Nie lubię zimy - najchętniej przespałabym calutką zimę przytulona do ciebie. 

Oooo, to byłoby najlepsze spędzenie  zimy, tylko mam wątpliwości  co do Alka - on jeszcze jest pełen  entuzjazmu i widok śniegu go raczej pociąga  niż odrzuca. Jak się zestarzeje to zmądrzeje- wygłosił sentencję Kazik. Ja też kiedyś  byłem zachwycony zimą i śniegiem, ale jakoś mi minęło.  No właśnie - mam wrażenie, że nie tak dawno jeszcze planowaliśmy zakup śladówek i wypady zimowe do Powsina - przypomniała mu Teresa.

Nie będę miał tej  zimy głowy do tego, będę  się musiał przygotowywać do wykładów. Co innego siedzieć w  wygodnym  fotelu i pisać i w razie niezbyt fortunnego sformułowania wszystko skorygować. A jak się coś palnie na głos to trudno to skorygować tak, by nikt nie zauważył, że się palnęło głupotę. Muszę uważać, żeby nie używać skrótów myślowych bo nie będę  wszak wśród profesjonalistów  z tej dziedziny. Nie wiem czy robię dobre założenie, ale zakładam,  że jeśli już ktoś zdał na ten wydział to chyba nie jest absolutnym dyletantem. Tak naprawdę to czuję się jakbym miał przed  sobą jakieś egzaminy do zdawania a nie prowadzenie wykładu.  Na  szczęście najprawdopodobniej  wykłady to zacznę od nowego roku akademickiego, na razie mam do wyboru  kilka nowych tematów do rozpracowania.

Gdy Alek przymierzył swój  zimowy kombinezon Teresa wymruczała cicho - chyba za dużo je i dlatego tak rośnie jak na  drożdżach. Przecież on  wcale nie je  dużo- stwierdził Jacek który przyniósł książki pożyczone od Kazika - ilościowo to on tyle samo je co Tadziś.  Przecież z tego co pamiętam to  Alek  zawsze był wzrostem w górnych granicach a wagowo w dolnych. Ma po kim rosnąć, Kazik jest wysoki. Jest wyższy od Krisa. A kombinezon to wezmę dla Tadzia dopiero wtedy, gdy kupicie nowy dla Alka. I mam wrażenie, że podskoczę razem z wami do tego Rembertowa, tylko sobie dokładnie wymierzę Tadzia. Jemu jest trudno coś przymierzyć w sklepie, bo strasznie tego nie lubi i robi cyrk. A nie zawsze to co głosi metka jest prawdą.  No fakt- potwierdziła Teresa- tylko nie wiem z czego to się bierze. Niemieckie ciuszki są dla Alka zawsze dobre  "wzrostowo" tylko objętościowo często nieco za luźne. A Alina też pojedzie? Ja jej nic nie powiem, że jadę do Rembertowa bo ona zaraz biadoli, że to wszystko jest takie  drogie,  a dziecko szybko rośnie. Po prostu kupię i nie powiem ile  zapłaciłem. Ona  nie zna cen i powiem, że było wszystko tańsze niż w sklepie bo to bazar. Nie odkładam pieniędzy  na pomnik czy grobowiec  dla siebie, emeryturę mam wysoką, nie muszę wydawać na lekarzy bo mi nadal przysługuje leczenie z resortu no i nie  choruję. A dodatkowo mam lekarza tam gdzie i wy.  No i mam nadzieję, że ty mnie rozumiesz, ja po prostu muszę nadrobić stracone okazje. Nadal mnie to gryzie, więc mam nadzieję, że nic nie powiesz Alince. Teresa uśmiechnęła  się - nic nie powiem, ale pod  warunkiem, że nie wpadniesz na pomysł by nam się rewanżować za ten kombinezon po Alku.

W dzień Trzech Króli, wieczorem do Teresy zatelefonował....Franek. Muszę ci to powiedzieć - ubawisz  się nieco. Jestem aktualnie na  spacerze z Dunią to ci opowiem coś fajnego. No mów, lubię posłuchać fajnych opowieści. 

No więc, jak wiesz Joanna wróciła sama z Anetką. Anetka nadal jest nieochrzczona, a moja żona śmiertelnie  skłócona  ze swoją matką.  Bo ten pociotek matki  żadnego chrztu w Rzymie nie załatwił. Poza tym powiedział,  że mała nie może dostać na chrzcie imienia Aneta, bo  żadnej takiej świętej nie było. Co najwyżej to można ją ochrzcić jako Annę. No i to w byle jakim kościele ale na pewno nie w Watykanie jako takim. Powiem ci szczerze, że omal nie wybuchnąłem gromkim śmiechem. A najlepsze ze wszystkiego jest to,  że mnie ta wyprawa kosztowała tylko bilety dla Joanny i jej zakwaterowanie, bo moja droga teściowa opłaciła swój pobyt i tego pociotka oraz ich bilety. A dopiero na miejscu się okazało, że pociotek nałgał, że ma miejsce zapewnione w którejś tam rzymskiej parafii i że na niego tam czekają. Oczywiście ów chrzest w Watykanie to też nie była prawda. Joannie udało się u polskiego przedstawiciela Lotu wyżebrać pomoc w załatwieniu powrotu  do Polski -  po prostu opowiedziała tę historię. Leciała siedząc na miejscu stewardes a nie na zwykłym fotelu. A najlepsze jest to, że  już się jej odechciało chrztu Anetki. Joanna  czuje się jak zbity pies, wdzięczy się nie tylko do mnie  ale i do taty a nawet do Duni. Podobno powiedziała  swej mamusi by ta  zapomniała jak najprędzej że ma córkę i wnuczkę i chce zmienić koniecznie numer swego telefonu, żeby mamusia do niej nie telefonowała. Koniecznie chciała  się dowiedzieć co to się stało, że Alina już nie jest z Krisem, więc jej powiedziałem, że to sprawa Aliny i Krisa a nie moja i jeśli ją  ciekawość zżera to niech  się pyta Krisa  albo Aliny. Ale ona nie ma telefonu do Aliny ani do Krisa, więc albo odpuści sobie  albo może do ciebie kiedyś zatelefonuje. 

Nie zatelefonuje - zapewniła go Teresa-  ja jak wiesz zmieniłam operatora i numer o  czym  cię powiadomiłam, ale jej nie, bo nie miałam w  wykazie numeru jej komórki- zmieniłam numer głównie po to by różne upiory z przeszłości do mnie nie dzwoniły, a głównie moja była teściowa i ewentualnie mój były mąż. Bo ona tu kiedyś na osiedlu mnie dorwała, bo szukała  swego skarbusia. Nie miała pojęcia, że jesteśmy po rozwodzie. Jak widzisz  różne  są układy w rodzinach. A mogę opowiedzieć Kazikowi o tym Rzymie? No jasne, że możesz- zapewnił ją  Franek-on też nie mógł tego pojąć, tak samo jak ty i ja.

Kazik wysłuchał  opowieści Teresy o włoskich przygodach Joanny a potem powiedział - żal mi trochę Franka, bo to bardzo porządny facet i dość marnie trafił z Joanną. Ale ma  w tej chwili szansę nieco sobie wychować swą żonę - uświadom mu to. A ty sobie  mnie  wychowałeś? - zapytała Teresa.  Nie musiałem sobie  ciebie wychowywać - oboje wyszliśmy z domu odpowiednio wychowani a poza tym oboje dostaliśmy  nieźle po uszach  w pierwszych związkach i dążyliśmy do tego samego. A Franek nie obruszy się z powodu tego, że mi to opowiedziałaś? Nie, bo się go zapytałam czy mogę ci o tym opowiedzieć i on stwierdził, że oczywiście mogę, bo ty też nie mogłeś zrozumieć na jakie licho  chrzciny akurat w Rzymie.

 Franek nie jest zbyt towarzyskim facetem powiedziała Teresa- mam wrażenie, że zawsze nieco przerażały go dziewczyny wielce towarzyskie a do tego flirtujące z nim. Nie wiem co wyniósł z domu w kwestii stosunków damsko -męskich.  Nigdy o tym z nim nie rozmawiałam. Mieliśmy zawsze tyle do ponarzekania na otaczającą nas rzeczywistość, że nie było wiele miejsca na inne tematy. Poza tym gdy się umawiasz z kimś na wspólny lunch lub wypicie czekolady to siłą rzeczy  dużo się nie pogada. Franek twierdził, że ja się marnuję w tym dziale i usiłował mnie przebranżowić i wsadzić na rynek afrykański. Musiałabym tylko zdać państwowy egzamin z angielskiego. A ja z kolei się nastawiałam na przeniesienie do biura którejś z linii lotniczych. A jak sam widzisz efekt końcowy to jakby zupełnie co innego. Po prostu jestem chyba  za mało ambitną babą. Albo mam po prostu wielce staromodne ambicje - żeby dziecko było dobrze  wyhodowane i wychowane, żeby w domu wszystko grało. Nie jestem zwolenniczką uniwersalności bez potrzeby - oczywiście jeśli muszę to zmienię sama koło w samochodzie, nawet gada umyję sama na myjni, wymienię żarówki,  ale jeśli ktoś może to zrobić za mnie to nie mam nic przeciwko temu. To, że coś potrafię wykonać z tak zwanych "męskich prac" nie znaczy wcale że marzę o  tym by to robić i  by wszystkim dookoła to  demonstrować na  zasadzie patrzcie jaka jestem wszechstronna, potrafię zrobić niemal wszystko co każdy facet.

Kazik zamknął ją w ramionach i cichutko  powiedział - kocham  cię właśnie taką z tymi jak powiedziałaś staromodnymi  ambicjami- te twoje staromodne  ambicje  sprawiają, że czuję  się dowartościowany, kochany, zadbany. Wiem, że wiele tak zwanych "męskich prac" potrafisz wykonać, a ja naprawdę potrafię sobie sam przyszyć guzik do płaszcza, ale nawet nie  wiesz jak mi miło pomyśleć, że to ty mi go przyszyłaś, bo o mnie  dbasz, a nie dlatego,  że mnie  uważasz za fajtłapę, który nie potrafi tego zrobić. Obiad też potrafię ugotować, ale jestem pewny, że nawet jeśli gotuję to samo co ty, według tego samego przepisu  to i tak obiad  przez ciebie ugotowany będzie mi bardziej  smakował. Mama zawsze mi kładła  do głowy, że takie  zwyczajne, codzienne troszczenie  się bez fanfar i oklasków nie jest łatwe, ale jest przejawem prawdziwego uczucia.  Nasz tata nie był ideałem faceta, czasem zapewne czuł się mniej uwielbianym panem domu i nieco mu się w łebku poprzewracało, bo podobał się kobietom, które dawały mu to do zrozumienia i wiem, że mama kilka razy przywoływała go do "porządku i do rzeczywistości". Czasami żałuję, że oboje  nie doczekali się naszego związku i Alka. Ale jak mówisz widocznie tak  miało być i nie należy narzekać na coś  czego już i tak nie ma jak  zmienić.

Zamiast pojechać "na  ciuchy" do Rembertowa dopiero w  sobotę pojechali w piątek, bo Kazik doszedł do słusznego zapewne wniosku, że w sobotę to będzie tam znaczne więcej klientów i nawet może być problem  ze znalezieniem miejsca na parkingu. Jacek w czwartek wymierzył dokładnie Tadzia, w piątek podwiózł Alinę z nim do Teresy by dzieciaki razem się bawiły,  jako że pogoda znów wcale nie była  spacerowa, co najwyżej można było ich powietrzyć nieco na loggii przy otwartych oknach. Dzieciaki lubiły to "wietrzenie" bo 150 metrów od ich budynku była  ruchliwa arteria komunikacyjna łącząca obydwa brzegi Warszawy, ruch był na niej spory no i jeździły nią autobusy, które się obu chłopcom bardzo podobały. Mieli obiecane, że gdy skończy  się zima to pojadą tą trasą na drugi, prawy brzeg Wisły.

Wyprawa w piątek była  całkiem niezłym pomysłem- Kazik wrócił nieco wcześniej (czyli koło południa) z pracy i pojechali jednym samochodem, tym razem Jacka i on siedział za kierownicą. Kazik się śmiał, bo zaopatrzenie było naprawdę znakomite, ceny takie jak w Berlinie i to według kantorowego przelicznika a nie według NBP. Po godzinie obie rodziny były "obkupione po uszy". Kazik i Jacek ogromnie  się uśmieli, bo wszystkie ocieplane  damskie kalosze  były dla Teresy za duże. W końcu zamiast nich Teresa  zakupiła półbuciki na grubej miękkiej podeszwie. Gdy już je kupiła i właściwie  już były zakupy  zakończone  trafiła na  kalosze ocieplane w rozmiarze 35 w nieco frywolnym pomarańczowym kolorze. Chciała by się cofnąć i zrezygnować z  zakupionych półbucików, ale Jacek z Kazikiem przekonali ją, że i jedne  i drugie się przydadzą bo półbuciki będą idealne  na zwykły deszcz a kalosze to będą na  zimowe roztopy. Wracając wstąpili jeszcze do cukierni po faworki, a Teresa powiedziała, żeby z racji takich udanych  zakupów Paweł przyjechał do nich na obiad a po obiedzie będzie kawa i faworki i Jacek przedzwonił do Pawła, że tego dnia obiad jest u Teresy.

Po obiedzie, ale jeszcze przed kawą nastąpiła rewia mody. Wpierw chłopcy przymierzyli kombinezony i kalosze, potem Alina została  zmuszona do przymierzenia kilku dzianinowych bluzek i kurtki lekkiej ale chroniącej przed  wiatrem, Teresa  zaprezentowała swoje nowe kalosze i buciki, tata musiał przymierzyć nowy pulower, którego wcale nie  zamawiał, oraz sweter bezrękawnik, Kazik zaprezentował "garnitur" z drobnego sztruksu  i kilka cienkich pulowerów rodem z Wielkiej Brytanii, ale istniało podejrzenie, że tylko metka jest rodem stamtąd, Pawłowi Jacek dokupił dwie dżersejowe koszulki polo z długimi rękawami  i kamizelkę zamszową. W sumie wszyscy byli zadowoleni zakupów, a gdy Alina usiłowała  się dopytać o ceny nagle  żadne  z nich nie pamiętało, ale  zapewniali ją, że to była "taniocha, bo to bazar".

                                                                    c.d.n.