Gdy do mieszkania wnoszono kolejne styropianowe pudła z kolacją Teresa odniosła wrażenie, że szykuje się nieomal weselna uczta. Dzieci dostały polecenie by w czasie gdy będzie wnoszone jedzenie siedziały w swoim pokoju i nie szwendały się po przedpokoju. W związku z tym towarzystwo nieletnich siedziało przy oknie i starało się policzyć ile pudełek z jedzeniem przywieziono. Nie mogli się wprost doczekać, by wreszcie pobiec do kuchni i wszystko zobaczyć z bliska.
Byli ogromnie rozczarowani - obie mamy zamknęły się w kuchni i zapowiedziały, że nie ma w kuchni nic do oglądania, obejrzą sobie wszystko gdy już będzie na stole w jadalni. A tymczasem mają nadal siedzieć w swoim pokoju - zostaną zawołani na kolację. Sophie uruchomiła wszystkie posiadane półmiski, które do stołowego wnosili Kazik z Kurtem. Duży stół był zastawiony "na gęsto". Kurt szybko sfotografował wszystkie dania i dopiero wtedy zostały zaproszone dzieciaki. O Main Gott - powiedział najstarszy i stał chwilę z rozdziawioną buzią. Alek stał trzymając kurczowo w zaciśniętej piąstce fragment nogawki maminych spodni i powtarzając jak mantrę - "opa chcem". Kazik wziął go na ręce i dopiero wtedy mały zobaczył to co inni. Widok zastawionego stołu wcale nie był mu obcy- nie da się ukryć, że do Kazików często wpadali znajomi. Obie mamy nie podały na stół tylko tych greckich, słodkich obwarzanków - na razie pozostały w kuchni ukryte przed wzrokiem dzieciarni. O dziwo wszystko, wszystkim smakowało. Najmłodszy z zapałem wsunął "greckiego gołąbka" i nawet nie zauważył, że jest w liściu- normalnie w Warszawie jadł sam farsz, starannie unikając liścia kapusty - tu chyba zmylił go kolor - liście były ciemno purpurowe. Wszyscy nakładali sobie na talerz mieszankę potraw, więc Alek, który urzędował na kolanach Teresy nieomal każdy kolejny kawałek jedzenia miał inny. Po mamusi i tatusiu był wybitnie mięsożernym stworzeniem i wcinał z zapałem i gyros i souvlaki.
Jedyne co mu nie przypadło do gustu to były oliwki. Dzieciom Kurta też smakowało to greckie jedzonko. Sophie patrząc na nich powiedziała do Teresy - chyba będę musiała nauczyć się gotować po grecku. Wsuwają to mięso nawet nie zauważając, że jedzą mięso. A wasz to zupełnie jakby się w Grecji urodził, wcina wszystko, tylko oliwka mu nie podeszła. Nic dziwnego, w domu to zjada tylko czarne i pokrojone w cieniutkie plasterki, a tu dostał w kawałku i na dodatek zielonawą. Mój ulubiony pan pediatra uważa, że dziecko to też człowiek i Alek gdy skończył rok zaczął jeść to samo co my. Trochę go prowadziłam "na słoiczkach", ale szybko go przestawiłam na nasze jedzenie. Nie jemy tłusto ani ostro. To ma tylko ten feler, że dzieciak mi kontroluje talerz - muszę mieć na nim to samo co on. Ale też dzięki temu jak coś nowego dostaje, to je na zasadzie - mama to je, to ja też. Osobiście nie lubię twardych biszkoptów, ale takie dla niego piekłam gdy ząbkował, więc wpierw ja jadłam przy nim, potem już sam jadł. Ostatnio jadł z nami paellę. W końcu w innej części świata dzieci jedzą paellę i żyją. Tak samo z fasolą - teraz to gotuję fasolkę mung, bo jest delikatniejsza, ale spróbuję za jakiś czas dać mu fasolę lub bób w zupie. Ja często dla nas wszystkich robię eintopf - co prawda podejrzewam, że rodowity Niemiec zdziwiłby się, że to eintopf. No a poza tym to wszystko jest mało słodzone. On nie lubi zwykłych pomidorów, ale takie małe "koktajlowe" , oczywiście bez skórki, to wcina nieomal z zachwytem. Lubi ogórki małosolne i świeże, ale zawsze bez pesteczek, zwłaszcza świeże. On nawet zjada tartą marchewkę, doprawioną sokiem z cytryny i syropem klonowym lub daktylowym. Ostatnio nie chce mleka, ale chętnie jada jogurt grecki. To po mnie taki feler- nie piję krowiego mleka - jem albo jogurt albo piję mleko kokosowe. Nie lubi jajek w postaci na miękko lub jajecznicy, ale zobacz - na twardo w tym "zawijańcu" pokrojone w kostkę to zjadł, nawet szpinaku nie zauważył. No to mu robię taką pastę jajeczną na zimno i nadziewam nią naleśnik. Sophie nachyliła się do ucha Teresy i powiedziała cichutko - fajne ci, bo masz tylko jedno dziecko na głowie a ja troje. I naiwnie myślałam, że jak będą starsi to będzie łatwiej - wcale nie jest. Teresa pokiwała głową - nic dziwnego, każdy z nich jest jednak trochę inny, to nie klony.
Ale pomyśl- masz fajnego, odpowiedzialnego męża, który kocha i ceni cię za to jaka jesteś. Masz ich tylko trójkę. pomyśl o tych kobietach co mają pięcioro lub więcej i męża pijako - łajdaka. Ty po prostu jesteś zmęczona, ale popatrz - Piotruś już idzie do szkoły i będzie coraz bardziej samodzielny. Ja go podziwiam jak on potrafi się porozumieć z Alkiem- a mały w niego wpatrzony niczym kot w księżyc. Powiem ci, że wszyscy wasi chłopcy są naprawdę fajni. Może jednak w tym roku przyjedziecie do nas na "wykopkowe" ferie. A pociągiem to mogłabyś sama z nimi przyjechać. Ja mam męską obstawę pomocników- jest tata, jest fajny przyjaciel Kazika i taty, Jacek, jest jego syn Paweł - oni zawsze we wszystkim pomogą. Jest dla was nasze mieszkanie zapasowe, 3 pokojowe- pomieścicie się bez problemu. A twoi chłopcy są naprawdę grzeczni i potrafią się zachować tak, żeby ci wstydu nie przynieść. Kurt już kiedyś nocował w tym zapasowym mieszkaniu. Ja jeżdżę taty samochodem jeśli Kazik jedzie naszym do pracy- nie będziemy uwiązane- Jacek też jest zmotoryzowany. A Kazik poza tym ostatnio pisze głównie w domu i to najlepiej mu ponoć idzie gdy ja i mały jesteśmy obok niego, w tym samym pokoju. Poza tym to ma teraz nienormowany czas pracy. Możemy też pojechać w październiku w Bory Tucholskie, żeby dzieciaki złapały świeżego, leśnego powietrza, albo w Bieszczady. Tylko trzeba by sobie nieco wcześniej zarezerwować domek, albo dwa domki. Albo można by pojechać do Szwajcarii Kaszubskiej, znam tam fajny dom wczasowy w lesie , nad jeziorem. I wtedy jak amen w pacierzu pojechaliby z nami nasz tata i nasz przyjaciel Jacek. Nie będą nas zajmowały sprawy kuchenne, odetchniesz trochę od spraw domowych. Tam można za tanie pieniądze wynająć konną bryczkę i nią jeździć po lesie. I można też jeździć konno, jeśli ktoś umie. Nie wiem jak jest teraz, ale była tam również nauka jazdy konnej. Pogadamy o tym na Forum Romanum jak dzieciaki pójdą spać.
A co wy, kobiety, znów knujecie - zapytał Kazik. Dowiesz się wieczorem, jeśli będziesz miły - powiedziała Sophie. Teraz jest zbyt duże forum. A nie jestem miły? - dopytywał się Kazik. Jesteś, jesteś a do tego zamówiłeś pyszne jedzenie- zapewniła go Sophie. O której chcecie jutro ruszyć do Warszawy?
Najpóźniej to gdzieś około 11,00 - wtedy to chyba już niedzielni podberlińscy turyści nie będą tworzyć korków na wyjazdówkach - stwierdził Kazik. No chyba tak, to dobra godzina. I z tego co widziałam, to nie powinno jutro padać.
Wujek, a przyjedziecie w tym roku żeby razem z nami pojechać nad morze?-zapytał najmłodszy. Nie wiem jeszcze czy uda mi się wyjechać w okresie wakacji - odpowiedział Kazik. Ale myślę, że teraz to wy powinniście przyjechać do nas. A ponieważ wasz tata i ja jednak pracujemy, to teraz jest trochę zbyt wcześnie na snucie planów. A czemu dziadek Tadek teraz nie przyjechał? - podpytywał dalej Piotruś. Bo dziadek Tadek też raz na rok musi odpocząć od małego dziecka - wyjaśnił Kazik. Ale przecież Aleks jest bardzo grzeczny! - zapewnił Kazika Piotruś. No zgoda, ale gdy jest w domu to dziadek Tadek chodzi z nim i Tesią na spacery, w domu często się z nim bawi, a tak to miał tydzień wolny i mógł robić to na co miał ochotę.
Wieczorem, gdy już chłopcy zalegli w swych łóżkach, Teresa przedstawiła projekt pobytu dzieci i Sophie w Polsce, w trakcie jesiennych ferii. Opowiedziała gdzie jakie atrakcje będą. Stwierdziła, że oczywiście będzie miło gdy i Kurt przyjedzie, ale dzieci są na tyle duże, że może Sophie przyjechać z nimi sama pociągiem. Na pewno na tym wyjeździe będzie ojciec Teresy i jego przyjaciel Jacek. Co do Kazika - nie wiadomo. Zapewniła, że nie będzie pływania po jeziorze jeśli wybiorą ośrodek w Szwajcarii Kaszubskiej nad Jeziorem. Ośrodek zapewnia dwa posiłki dziennie, śniadanie w formie szwedzkiego stołu, obiady, a kolacje tak zwanie "z karty" bo wielu wczasowiczów albo wcale nie jada kolacji albo chce zjeść coś konkretniejszego niż kanapki lub naleśniki. W pokojach są lodówki i bardzo wiele osób bierze sobie coś na kolację rano, ze śniadania. Łazienki są z kabiną prysznicową. Poprosiła tylko by niezależnie od tego co wybiorą dali odpowiedź najpóźniej w lipcu.
Kazik z kolei zachwalał pobyt w Bieszczadach i powiedział, że w Bieszczady to on też by pojechał - ma sentyment do tego właśnie ośrodka. Poza tym tam jest całodzienne wyżywienie i można wziąć dwa lub trzy domki- w październiku to już jest po sezonie. A tak barwnie opowiadał o tym ośrodku, że się aż Kurtowi oczy zaświeciły i powiedział, że do tego ośrodka to i on by pojechał. No to jeszcze powiedz, że tam są świetne warunki do spacerowania nocą po terenie, co osobiście sprawdziłeś spacerując - wyzłośliwiła się lekko Teresa. Kazik tylko uśmiechnął się i powiedział że tym razem nie będzie nocą spacerował, bo ma już wszystko w życiu ułożone i uporządkowane ale pojadą wszyscy w kilka ciekawych miejsc, a wracając do Warszawy wpadną do Sandomierza. Na obiad.
Następnego dnia, tak jak planowali ruszyli do Warszawy już o 10,30. Na szczęście, chociaż deszczu nie zapowiadano, nie było dużego ruchu na drogach wyjazdowych z miasta. Po prostu pogoda była dość niewyraźna, po niebie snuły się chmury i nie było słońca. Alek został przez wszystkich wycałowany i wyściskany, na drogę Sophie przygotowała dla każdego z nich "wałówkę", bo jeszcze sporo greckiego jedzonka zostało. Kurt i Sophie przekonywali Teresę, że ilekroć Kazik będzie musiał przyjechać do Berlina to ona też powinna z nim przybyć. Jak na dwa lub 3 dni to przecież może zostawić Alka pod opieką dziadka Tadka. A jeśli boi się go zostawić, to niech przyjeżdżają z małym. Bo to bardzo grzeczne i kochane dziecko. Gdy wsiadali już do samochodu Teresa im przypomniała, że mają koniecznie rozważyć kwestię gdzie rezerwować dla nich pobyt w Polsce. No gdzie to już ci mogę powiedzieć - oczywiście te Bieszczady - zapewnił ją Kurt. Ja zaraz jutro zacznę sobie rezerwować termin urlopu, zgodny z terminem tych ferii. Mam atut, bo nigdy jeszcze nie brałem w tym terminie urlopu. Szef zemdleje ze zdumienia. Uuuu, zaśmiał się Kazik - jak padnie na podłogę to dziurę wybije w podłodze. Chyba znów mu się przytyło, a już tak mu się udało schudnąć. Schudł, bo był na diecie keto, a gdzieś wyczytał że to niezdrowa dieta i zaczął się zdrowo paść słodyczami. Bo chyba go kolejna babka puściła kantem. A on stanu wolnego?-spytała Teresa. Nooo, rozwiedziony chyba już trzeci raz. Każda go doi finansowo, a potem znika. Nawet mi go trochę żal, no bo to bardzo porządny facet. Chce pójść na operację zmniejszenia żołądka. Ale to bardzo ciężka operacja i jeśli nie będzie miał przy sobie kogoś, kto będzie go pilnował i dbał o to co je i ile je po tej operacji, to ta operacja zupełnie nie ma sensu. To facet, który od dziecka wszystkie swoje troski i problemy "zajadał".
Droga do Warszawy odbyła się bezproblemowo. Zatrzymali się dwa razy na małych parkingach. Alek przez ćwierć drogi mówił, że Petela nie ma i rozkładał rączki, Teresa i Kazik pocieszali go, że niedługo spotka się z dziadkiem Tadkiem, Teresa nawet zatelefonowała do taty i tata rozmawiał z Alkiem. Mały porozmawiał, potem powiedział rodzicom - Dada ceka na Alka i mame i tate. Dziecko trochę podrzemało w drodze, zjadło słodkiego obwarzanka, opowiadało mamie i tacie co widać za oknem i o godzinie 20,00 już było w ramionach dziadka Tadka.
c.d.n.